Gedroyc Krzysztof - Opowieści dla zziębnietej dusz y.pdf

(1761 KB) Pobierz
1054624474.001.png
Krzysztof Gedroyć
Opowieści dla zziębniętej duszy
Bajki dla dorosłych i starszych dzieci
WYDAWNICTWO WAM
Kraków 2009
1054624474.002.png
Spis treści
1. Kubraczek
2. Garnek z grubym dnem
3. Ludzik
4. Śledź
5. W domu
6. Pan Roman
7. Szpieg
8. Szopka
9. Malgorzatki
10. Cztery nogi
11. Radio
12. Listonosz i królowa
13. Gruszki
14. Pieróg
15. Pucka
16. Aldonka
17. Większe szczęście
1. Kubraczek
Dawno temu, gdy w kraju nad Wisłą otwarto granice, a z przejść granicznych zniknęli
uzbrojeni żołnierze i nieufni celnicy, gdy można było po prostu wyjść z domu i, nie pytając
nikogo o zgodę, pojechać sobie do Finlandii lub do Portugalii, gdy ludzie powoli zaczynali
zapominać, co znaczy paszport i kontrola celna, otóż w tym czasie, w niedużym mieście, żył
sobie doktor Ricardo.
Ricardo - to nie było jego prawdziwie imię. Jego nazwisko kończyło się na ski, imię
także było stąd. Ale rodzina i przyjaciele mówili do niego: Ricardo. Skąd się to wzięło, to
całkiem inna, dosyć długa i interesująca historia. Może, przy innej okazji, uda mi sieją
opowiedzieć.
Doktor Ricardo przez całe życie leczył ludzi, otwierał im brzuchy, żeby zszywać
popękane kiszki, odcinał zepsute części wątroby, żeby nie przeszkadzały jej zdrowym
częściom przerabiać tłuszcze na energię do życia, zszywał popękane przepukliny, reperował
żołądki, od czasu do czasu wyciągał z nóg żylaki, i robił jeszcze wiele innych rzeczy z
ludzkimi ciałami po to, by ludzie czuli się lepiej. Ludzie byli mu za to bardzo wdzięczni.
Teraz doktor był na zasłużonej emeryturze. Odpoczywał w domu z ogródkiem. Dużo
spał, wiele i smacznie jadł, długo leżał w ciągu dnia na ulubionej zielonej kanapie. Ludzie nie
zapomnieli o nim, wciąż telefonowali z podziękowaniami, ale też z prośbami, żeby coś im
wyciął albo dosztukował. Ale doktor odmawiał, bo był na emeryturze.
Doktor Ricardo mówił do słuchawki:
- Nie, nie, ja już, wie pani, nie wycinam, nie przyszywam. Teraz odpoczywam,
poleguję sobie, bąki zbijam.
I odwracał się na drugi bok, zadowolony, że nie musi zrywać się o świcie, biec do
szpitala, wciągać na siebie fartucha i gumowych rękawic, stawać przy stole nad obolałym
pacjentem. Że ktoś inny, wyuczony przez doktora, potrafi równie dobrze jak dotychczas on
naprawiać ludzkie ciała.
Pewnego razu, gdy zimny deszczowy listopad zamienił się w równie zimny
deszczowy i nieprzyjemny grudzień, gdy było już tak szaro, że krawędzie rzeczy
nieelegancko rozpychały się między sobą i nie można było jednej rzeczy odróżnić od drugiej,
doktor Ricardo obudził się z poobiedniej drzemki.
Przez chwilę leżał zdezorientowany w zimnym salonie, nie wiedząc, czy to świt, czy
zmierzch. Rozmarzył się, myśląc o zbliżającej się Gwiazdce, o prezentach, które znajdzie pod
choinką. I gorąco zapragnął, żeby Gwiazdka była już dzisiaj, zaraz, natychmiast!
Gorące pragnienia zawsze spełniają się, chociaż nie zawsze tak, jak to sobie
wyobrażamy. Nagle usłyszał pukanie do drzwi.
Któż to może być, pomyślał. Nikogo nie zapraszałem, nikt się nie zapowiedział. O tej
porze akwizytorzy nie przychodzę, inkasent z elektrowni też przychodzi rano, na listonosza za
późno, sąsiad po zmierzchu zamyka się na cztery spusty... Więc kto?
Wstał z zielonej kanapy i chciał jak najszybciej podejść do drzwi, żeby otworzyć
niezapowiedzianemu gościowi, który - być może - jest w pilnej potrzebie, skoro tak nagle
przybył w zimny, deszczowy zmierzch. Ale uczynić tego nie mógł, bo zabolała go jedna
nóżka i druga nóżka zabolała, i jedna rączka, i druga, i ramionko zakłuło, i łokieć jęknął... bo
wszystkie kosteczki doktora Ricardo były wysłużone i obolałe po jego pracowitym życiu i nie
mogły służyć mu tak, jakby on chciał.
Więc doktor podszedł do drzwi bardzo powoli. I zapytał:
- Kto tam?
- To ja, Kubraczek - odpowiedział miękki, przyjemny głos.
- Kubraczek? - zdziwił się doktor Ricardo.
- Tak, Kubraczek - odpowiedział Kubraczek.
- Nie rozumiem, kim pan jest? - doktor Ricardo o żadnym Kubraczku dotąd nie słyszał
i nawet podejrzewał, że to jakiś kawał albo, co gorsza, jakaś z premedytacją przygotowana
robota złych ludzi, którzy zasadzili się na samotnego emeryta.
- Przecież mówię, jestem Kubraczek - powtórzył Kubraczek, ale nie był ani
zniecierpliwiony, ani zdziwiony tym, że doktor Ricardo wciąż trzyma go pod drzwiami.
Miałem jednego kolegę lekarza, Kuraczek się nazywał. Doktor Kuraczek, Wacław
Kuraczek, proktolog z Sokółki - zastanowił się doktor Ricardo. Ale ten, za drzwiami -
Kubraczek!?
Na wszelki wypadek, bo być może nie dosłyszał słów spoza drzwi, zapytał:
- Wacek?! To ty?
- Nie, nie. Nie jestem Wacek, jestem Kubraczek - odpowiedział spokojnie Kubraczek.
No, wola boża, otwieram, postanowił doktor Ricardo. Nie takie ryzykowne decyzje w
życiu podejmowałem. I nie takie skomplikowane brzuchy otwierałem. I otworzył.
Przed nim stał Kubraczek w całej miłej okazałości. Uśmiechał się przyjaźnie i otwierał
ramiona w geście powitania.
Deszcz zamienił się w śnieg, a jego płatki spadały na Kubraczka jak pierze z rozdartej
na deszczu poduszki.
- Proszę wejść, bardzo proszę - zachęcał doktor Ricardo, gdy zobaczył w świetle
Zgłoś jeśli naruszono regulamin