Hines Joanna - Piąty sekret.pdf
(
1636 KB
)
Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Hines Joanna
Piąty sekret
Jane przeżywa kryzys małżeński - ma dość słodkiego jak
miód męża i problemów finansowych wspólnej firmy. Kiedy
dowiaduje się, że jej przyjaciółka z lat dziecinnych została
brutalnie zaatakowana i zapadła w śpiączkę, ożywają w jej
pamięci wspomnienia tragicznej śmierci ukochanego brata.
Wtedy właśnie zaskakuje ją nocny telefon od przyjaciela
proszącego o pomoc. Ciekawość i chęć odmiany
monotonnegożycia popychają Jane do wyprawy w przeszłość.
Odkryje sekrety dręczące ją od dzieciństwa lecz prawda
będzie bolesna.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Rankiem tego dnia, kiedy doszły nas słuchy na temat Esme, jak zwykle
przepełniał mnie niczym nie uzasadniony optymizm. Nic, ale to zupełnie
nic nie zapowiadało mających nastąpić zmian ani tym bardziej
burzliwych wydarzeń. No dobrze, przyznaję, że sytuacja nie
przedstawiała się różowo: Laura i Billy z racji rozpoczynających się
właśnie ferii jesiennych mieli spędzać większość czasu w domu, który jak
przewidywałam, wkrótce zamieni się w arenę bratobójczych walk; na
zewnątrz lało jak z cebra, a na dodatek w dużej szklarni czekało na nas
jedenaście tysięcy sadzonek sałaty, wymagających rychłego wetknięcia
w życiodajną glebę. Niemniej podczas śniadania nawet ta perspektywa
nie była w stanie zepsuć mi dobrego humoru.
Owen przeglądał przy stole pocztę, a ja przyglądałam się jemu. Nawet w
wystrzępionym swetrze i wytartych dżinsach prezentował się nieziemsko
przystojnie. Można by pomyśleć, że po tylu latach znajomości —
poznaliśmy się jeszcze jako dzieci — i siedmiu latach małżeństwa
powinnam być odporna na jego wdzięki, cóż z tego jednak, skoro wciąż
fascynował mnie jego widok. Uwielbiałam mu się przypatrywać, kiedy
był zajęty jakąś codzienną czynnością, niczym anioł Botticellego
wynoszący śmieci.
Kiedy tak z uwagą obracał w palcach każdą kopertę, odczytując adres
nadawcy, po czym odkładał ją na rosnącą przed nim równiutką kupkę,
mars na jego czole, który od pewnego
czasu na dobre się tam zadomowi}, stał się jeszcze głębszy. Jakby na
przekór sobie nachyliłam się przez stół, żeby rzucić okiem na
korespondencję. Dzisiejszy ładunek wieści zawierał cztery upomnienia
odnośnie do nie uregulowanych rachunków, których termin zapłaty minął
tygodnie temu, dwie reklamówki zachęcające nas do wydania pieniędzy,
których nie mieliśmy i raczej nie mieliśmy mieć, oraz utrzymany w
oschłym tonie list z banku, którego urzędnik czarno na białym dowodził,
że swoją głęboką depresję finansową zawdzięczamy ni mniej, ni więcej
tylko brakowi poszanowania dla ich oferty. Nie uszło mojej uwagi, że
żadna z firm, które były winne pieniądze n a m , nie poczuła się na siłach,
żeby przysłać czek.
— To gnojki — skomentowałam.
Ku mojemu zdumieniu Owen uśmiechnął się szeroko, a ja poczułam się,
jakby nagle zaświeciło słońce.
— Więc stąd to wziął — powiedział.
— Kto... skąd? — nie zrozumiałam.
— Wczoraj nasz syn nazwał listonosza gnojkiem, jak gdyby posłaniec był
czemukolwiek winien. — Owen odwrócił się do Billy'ego, który
skończywszy owsiankę siedział z otwartą buzią, jak to mają w zwyczaju
astmatyczni czterolatkowie. — Listonosz tylko dostarcza listy —
wyjaśnił dziecku — które wysyłają inni ludzie. Poza tym to nieładnie
wyzywać ludzi od gnojków, nie zdobędziesz sobie w ten sposób
przyjaciół.
Billy pociągnął nosem, zlazł z krzesła, po czym obszedł stół dookoła i z
mozołem wgramolił się Owenowi na kolana. Mimowolnie jęknęłam.
— A nie lepiej mu po prostu powiedzieć, że nie wolno mieć
niewyparzonej jadaczki i przeklinać? — spytałam.
— Ach tak... — Słoneczny uśmiech Owena zniknął, jakby przesłoniła go
chmura gradowa. — To ta słynna teoria, mówiąca, że dzieci należy bić,
żeby nie wdawały się w bójki...
Nie wiem, czy on to robi celowo czy nie, ale ta jego powściągliwość i
zdrowy rozsądek w każdej sytuacji naprawdę działają mi na nerwy.
— Dość tych sofizmatów. Psujesz mi śniadanie — zripo-stowałam.
— Przepraszam.
— Nie przepraszaj, do cholery! Przez to czuję się jeszcze gorzej.
W jego oczach zapalił się ognik gniewu, tylko na ułamek sekundy, ale
zdołałam go dostrzec, nim Owen mrugnął powiekami przybierając
kamienny wyraz twarzy. Laura wodziła wzrokiem pomiędzy nami.
Wreszcie podjęła decyzję, przysunęła się z krzesłem do ojca i odezwała
cieniutkim głosikiem:
— „Cholera" to też przekleństwo, prawda, tatusiu? Owen wyciągnął rękę
i poklepał małą po głowie, a potem
delikatnie zsunął Billy'ego z kolan. Jeszcze zanim wstał, zaczął zbierać
brudne naczynia. Twarz miał zaciętą, jak zawsze gdy siłą starał się nad
sobą zapanować, co ostatnio zdarzało mu się coraz częściej —
przynajmniej w moim towarzystwie. Obserwowałam go, jak napuszcza
wody do zlewu i metodycznie myje kubek po kubku, talerz po talerzu, by
w końcu położyć je wszystkie do góry nogami na ociekaczu. Kiedy był
małym chłopcem, wyglądał tak, że żadna starsza pani, z tych co mijały go
na ulicy, nie mogła się powstrzymać, żeby nie przystanąć i do niego nie
potiutiać. Minęło tyle lat, a on nadal ma strzechę słomianych włosów,
długaśne rzęsy wokół piwnozielonych oczu i delikatne, niemal kobiece
rysy. Jedyne co się zmieniło, to wyraz tych wielkich, szeroko otwartych
oczu, które w dzieciństwie patrzyły na świat z bezpośrednią naiwnością,
teraz wszakże z dnia na dzień stawały się coraz zimniejsze i bardziej
odpychające. Inna sprawa, że temu połączeniu wrażliwości i rezerwy
mało która kobieta potrafiła się oprzeć, i to bez względu na wiek.
Naturalnie Owen nigdy nie robił użytku ze swego najmocniejszego atutu,
był na to za szlachetny; udawał, że nie dostrzega wrażenia, jakie robi na
płci przeciwnej, a być może rzeczywiście nie był go świadomy, sądząc, że
w jego wyglądzie nie ma nic specjalnego.
Patrząc na Owena zdałam sobie nagle sprawę, że nie wiem, czy go jeszcze
kocham czy już nienawidzę. Wiedziałam tylko, że w jego obecności czuję
się coraz bardziej nieswojo i że często w sytuacjach takich jak ta, kiedy
nie podjął rzuconej przeze mnie rękawicy, z jakiegoś powodu ściska mnie
w dołku. Nie, nie byłam już oczarowana jego charme'em; raczej do pasji
doprowadzał mnie jego ośli upór i niezdolność do przy-
Plik z chomika:
ania.85
Inne pliki z tego folderu:
Szecsi Noemi - Ugrofińska wampirzyca.pdf
(664 KB)
Rodziewiczówna Maria - Hrywda.pdf
(622 KB)
Cordy Michael - Gen zbrodni.pdf
(1790 KB)
Clement Peter - Stan krytyczny.pdf
(1030 KB)
Clement Peter - Mutacja.pdf
(971 KB)
Inne foldery tego chomika:
!!!nowe!
!Ebook-NOWOŚCI!!
★BESTSELLERS
♡ 1-NOWOŚCI (niesklasyfikowane)
✿Nowości 2011
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin