David Mitchell - Atlas Chmur.txt

(1053 KB) Pobierz
Spis treci
Dedykacja
Adama Ewinga Dziennik Pacyficzny
Listy z Zedelghem
Okresy półtrwania. Pierwsza zagadka Luisy Rey
Upiorna udręka Timothyego Cavendisha
Antyfona Sonmi~451
Bród Slooshy i wszystko co potem
Antyfona Sonmi~451
Upiorna udręka Timothyego Cavendisha
Okresy półtrwania. Pierwsza zagadka Luisy Rey
Listy z Zedelghem
Adama Ewinga Dziennik Pacyficzny
Podziękowania
Przypisy
Metryczka ksišżki

Adama Ewinga
Dziennik Pacyficzny
Czwartek, 7 listopada ~
Poza wioskš Indian, na spłachciu bezludnym wybrzeża na wieży lad stóp natrafiłem. Trop przez
gnijšce wodorosty wiódł, palmy i bambusy, aż do tego, kto je zostawiał  Białego człowieka. Spodnie
miał podwinięte i kabat żeglarski nosił, brodę miał utrzymanš starannie i za dużš czapkę z bobrowego
futra. Łyżeczkš do herbaty piach koloru popiołu kopał i przesiewał z namaszczeniem takim, że dostrzegł
mię dopiero, gdym go z dziesięciu jardów pozdrowił. Tak oto znajomoć zawarłem z dr. Henrym
Gooseem, medykiem londyńskich wyższych sfer. Jego nacja zaskoczeniem dla mnie nie była. Jeli jest
gdzie siedziba tak odludna lub wyspa tak odległa, by człek nalazł tam schronienie przez Anglika
nieturbowany, tom ja takiej na żadnej z map nie widział.
Zali pan doktor zapodział co na tym posępnym brzegu? Służyć mogę pomocš? Dr Goose potrzšsnšł
głowš, chusteczkę rozsupłał, i jej zawartoć ukazał z wyranš dumš.
 Zęby, sir, niczym szkliwione skarby największe sš dla poszukiwań, którem tu sobie zamierzył.
W dniach minionych ten brzeg Arkadyjski salš był bankietów kanibali, a jakże, gdzie silni słabych
pożerali, a zęby pluli, jak pan i ja plujemy z ust pestki wini. Wszelako teraz trzonowce te, sir, w złoto
się przemieniš. A jak? Rękodzielnik pewien z Piccadilly, co wyższe sfery zaopatruje w zębowe protezy,
zacne płaci sumki za ludzkie zębiska. Wiesz pan, za ile ćwierć funta pójdzie?
Wyznałem, że nie wiem.
 A ja też, sir, owiecać pana nie zamierzam  zawodowe sš to sekrety!  Po nosie się postukał. 
Znasz się pan, panie Ewing, z markizš Grace of Mayfair? Nie? Tym lepiej dla pana  trup z niej istny
w krynolinach. Minęło lat pięć już, jak jędza oczerniła mię, a jakże, imputujšc mi rzeczy takie,
że z Towarzystwa mię wykluczono.  Dr Goose patrzał w dal ku morzu.  Toż włanie owa czarna
godzina dała poczštek mym peregrynacjom.
Wyraziłem współczucie dla trudnego doktora położenia.
 Dziękuję, sir, dziękuję po stokroć, lecz te zšbki  chusteczkš potrzšsnšł  to, dalibóg, aniołowie mej
pomsty. Pozwoli pan, że objanię. Markiza nosi szczękę sztucznš projektu wzmiankowanego już mistrza.
Wszelako w przyszłoroczne Boże Narodzenie, gdy ta klempa w perfumie brylować będzie na Balu
Ambasadorów, ja, Henry Goose, a jakże, powstanę i wszem wobec oznajmię, że gospodyni nasza
uzębieniem kanibali przeżuwa! Sir Hubert najpewniej rzuci mi wyzwanie. Okaż pan dowody 
prostacko zaryczy  lub satysfakcji żšdam!. A ja owiadczę: Dowody, sir Hubercie? Cóż, osobicie
zšbki pańskiej mamy zbierałem w spluwaczce przeogromnej na południowym Pacyfiku. O, proszę, sir, tu
mam jeszcze kilka!. I te oto zšbki do jej wazy w żółwia kształtcie wprost w zupę cisnę. I to, sir, włanie
to będzie dla mnie satysfakcjš. Kšliwi szydercy obsmarujš markizę w gazetach i wiosnš szczęcie
będzie miała, jeli kto jš zaprosi na Bal Ubogich!
Popiesznie pożegnałem się z Henrym Gooseem, miłego dnia mu życzšc. Jest chyba niespełna rozumu,
jak mniemam.
Pištek, 8 listopada ~
W stoczni prymitywnej pod mym oknem prace trwajš nad bomem foka, pod pana Sykesa kierunkiem.
Pan Walker, właciciel jedynej tawerny w Ocean Bay, jest także głównym tutejszym handlarzem drewna
i przechwala się, ileż to lat jako mistrz szkutnictwa w Liverpoolu spędził. (Wystarczajšco obznajomiony
jużem z etykietš Antypodów, by przymknšć oko na podobne nieprawdy oczywiste). Pan Sykes rzekł mi,
że całego tygodnia trzeba dla nadania Wieszczce bristolskiego sznytu. Utknšć w Muszkiecie na siedem
dni, wyrok to smętny, lecz gdy pomnę zębiska srogiego sztormu i marynarzy, co za burtę wypadli, to i mój
dopust obecny zda się mniej dotkliwy.
Rankiem spotkałem dzi na schodach dr. Goosea i niadalimy razem. Kwateruje w Muszkiecie
od połowy padziernika, po tym, jak brazylijskim brygiem handlowym Namorados przybył tu z Fiji,
gdzie sztuki swe w orodku misyjnym praktykował. Teraz wyczekuje doktor dawno spónionego już
australijskiego szkunera do połowu fok, Nellie, by do Sydney go zabrał. Dotarłszy do kolonii, będzie
miejsca szukać na pokładzie statku płynšcego do jego rodzinnego Londynu.
Osšd mój co do osoby dr. Goosea niesprawiedliwym był i przedwczesnym. Człek chcšcy przetrwać
w mym fachu cynicznym być musi niczym Diogenes, lecz cynizm lepym czynić potrafi na cnoty
subtelniejsze. Doktor nie jest od drobnych ekscentrycznoci wolnym i rad opowiada o nich przy miarce
portugalskiego pisco (nigdy w nadmiarze), ręczę jednakoż, że prócz mnie jedynym jest dżentelmenem
na tej szerokoci na wschód od Sydney i na zachód od Valparaiso. Być może ułożę nawet list polecajšcy
go Partridgeom z Sydney, dr Goose bowiem i drogi Fred sš jak z jednej gliny ulepieni.
Pogoda zła uniemożliwiła mi poranne wyjcie, toteż opowieci snulimy przy ogniu torfowym
i godziny mknęły niczym minuty. Dużo o Tildzie mówiłem i o Jacksonie oraz o tym, jak się goršczkš
złota w San Francisco frasuję. Rozmowa zeszła nam potem z mego miasta rodzinnego na obowišzki
notariusza w Nowej Południowej Walii, jakie niedawno na mnie spadły, a stamtšd na Gibbonsa,
Malthusa i Godwina, przez tematy Pijawek oraz Parowozów. Pełna uwagi rozmowa to kuracyjne
remedium, którego bolenie mi na pokładzie Wieszczki brakuje, z doktora za erudyta prawdziwy.
Co więcej, posiada zacnš armię figur szachowych, w wielorybich fiszbinach rzebionych, które zajęcie
będš przez nas miały, aż Wieszczka w morze wypłynie bšd przypłynie tu Nelly.
Sobota, 9 listopada ~
wit jak srebrny talar promienieje. Szkuner nasz nadal przedstawia widok żałosny w zatoce. Na brzegu
naprawiajš wojenne kanu indiańskie. Wybralimy się z Henrym na Plażę Bankietów, w wakacyjnym
humorze, pozdrowiwszy beztrosko pokojówkę, która u pana Walkera służy. Panna ta w chmurnym
usposobieniu pranie na krzaku rozwieszała i nie zwróciła na nas uwagi. Ma nieco domieszki krwi czarnej
i, jak mniemam, matce jej do ludu z dżungli niedaleko.
Gdymy mimo wioski indiańskiej przechodzili, buczenie wzbudziło ciekawoć naszš i uradzilimy
wytropić jego ródło. Osada otoczona jest palisadš tak zbutwiałš, że można by się do rodka przedostać
w miejscach wielu. Suka wyleniała głowę uniosła, lecz bezzębna była, zdychajšca, i nie szczeknęła.
Zewnętrzny kršg chat ponga (z konarów, cian ziemnych i plštaniny gałęzi u pował) przed siedzibami
możnych kucnšł  budowlami z drewna o struganych nadprożach, z najprostszymi z ganków. Porodku
wioski odprawiała się publiczna chłosta. Henry i ja jedynymi bylimy Białymi widzami, lecz wyrany
znać było podział na trzy kasty indiańskich spektatorów. Wódz na tronie usadzony był w stroju
przybranym piórami ptasimi, podczas gdy wytatuowani możni wraz z kobietami swoimi i dziećmi stali
w asycie, w liczbie ogólnej bliskiej trzydziestu. Niewolnicy, o skórze ciemniejszej, w głębszej barwie
nili u ich orzechowo-bršzowych panów, w liczbie o połowę mniejszej, w błocie przykucnęli.
Przyrodzona ociężałoć i otępienie! Z twarzami dziobatymi i krostowatymi od haki-haki, nieszczęnicy
przyglšdali się karze bez reakcji żadnej, prócz owego buczenia przedziwnego, jakby pszczelego.
Łšczenie się w bólu, czyli też znak potępienia to był  wiedzieć nie moglimy, co dwięk ów oznaczał.
Bat dzierżył Goliat jakowy, którego postura każdego łowcę nagród znad pionierskiej granicy
by oniemieliła. Każdy cal muskułów miał dzikus ów tatuażem pokryty, jaszczurami ogromnej
i pomniejszej wielkoci  za jego skórę zwierzęcš dano by niezłš sumkę, lubo za perły wszystkie
Hawajów nie chciałbym wyznaczonym być do odebrania mu onej. Nieszczęsny więzień, szronem wielu
lat surowych pokryty, przywišzany był nago do trójkštnej ramy. Ciałem jego wstrzšsała każda kolejna
raza skórę rozrywajšca, plecy miał niczym pergamin krwawymi runami zapisany, lecz fizjognomia jego
wyrażała spokój nieziemski męczennika, co go Pan ma już w swej pieczy.
Wyznaję, zamierałem każdš razš, gdy bat na ciało spadał. Jednako wtenczas rzecz się zdarzyła dziwna.
Bity dzikus dwignšł głowę opadłš, moje oczy wzrokiem nalazł i przesłał mi spojrzenie zagadkowe,
w którym odczytałem przyjazny znak rozpoznania. Niczym aktor na scenie, co w Loży Królewskiej
spostrzegł druha z dawna niewidzianego i dla publicznoci niezauważenie znać mu daje, że go poznał.
Rychło jednak wytatuowany Negr do nas się zbliżył i łysnšł swym sztyletem nefrytowym na znak, żemy
goćmi niemile widzianymi. Zapytałem o naturę przestępstwa owego więnia. Henry ramieniem mię
otoczył.
 Chodmy, Adamie, kto mšdry, między ofiarš i bestyjš nie staje.
Niedziela, 10 listopada ~
Pan Boerhaave ród zgrai zaufanych opryszków siedział niczym Lord Anaconda i jego plebejskie
gady[1]. Ich celebracje Dnia Pańskiego rozpoczęły się na dole, nimem wstał. Ruszyłem po goršcš wodę
do golenia i dół tawerny nalazłem zatłoczony wilkami morskimi, swej kolei czekajšcymi z biednymi
indiańskimi dziewczętami, jakie Walker usidlił w prowizorycznym bordello. (Rafaela ród
deprawatorów nie było).
Nie zwykłem łamać postu dnia więtego w lupanarach. Henry czuł równš, co ja, odrazę,
powięcilimy więc niadanie (służkę z pewnociš do usług inszego rodzaju przymuszano) i do kaplicy
wyruszylimy dla oddania tam czci postem nieprzerwanym.
Dwustu jardów nie uszlimy, gdym ku konsternacji własnej wspomniał na dziennik ten, leżšcy na stole
w mym pokoju w Muszkiecie, na widoku dla każdego majtka pij...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin