WALKA O PRAWO I ORGANIZACJA NARODOWA
(Przegląd Wszechpolski, czerwiec 1903)
Kiedy w lutym r.z. do pism naszych zaczęły nadchodzić szybko następujące po sobie wiadomości o wystąpieniach młodzieży w gimnazjach siedleckiem, bialskiem i innych, zrozumieliśmy, że wszczęta w ten sposób sprawa wykładu religji katolickiej w języku rosyjskim otwiera niejako nowy okres w życiu politycznem Królestwa — okres walki o prawo. Przewidywaliśmy, że pierwszy ten krok na nowem polu skończy się naszem zwycięstwem, jeżeli wyraźnie będzie ograniczony cel, do którego się dąży i jeżeli ogół nasz zgodnie poprze tę inicjatywę. “W danym razie — pisaliśmy — nie idzie o nic więcej, jak o zniesienie wykładu religji katolickiej w języku rosyjskim, o cofnięcie systemu rusyfikacyjnego o jeden tylko krok”[1]. Odezwa Ligi Narodowej z lutego r.z., popierająca to wystąpienie młodzieży, ale surowo występująca przeciw rozszerzeniu zajść na inne gimnazja w Królestwie, w których religja wykładana jest po polsku, wyraźnie też dążyła do utrzymania sprawy w granicach walki o przedmiot określony, do skupienia wszystkich sił w celu osiągnięcia tej jednej skromnej zdobyczy. “Walka — czytamy poniżej — rozpoczęta w celu realnym, w celu zdobycia nauki religji w języku ojczystym we wschodnich powiatach Królestwa i Kraju Zabranym, musi tam trwać, dopóki cel osiągnięty nie zostanie, ale musi się nim ograniczyć, nie może zamieniać się w ruch bezcelowy, pozbawiony rozumnej podstawy... Byłoby hańbą dla nas, gdyby choć jeden z wydalonych za tę świętą sprawę nie miał możności dalszego kształcenia się, gdyby rodzice tych dzielnych młodzieńców w obawie o ich przyszłość musieli ukorzyć się przed wrogiem, gdyby po tak godnem wystąpieniu młodzieży znalazł się w Królestwie i w Kraju Zabranym choć jeden kapłan katolicki, któryby zgodził się dalej prowadzić wykład religji w języku innym, jak w ojczystym”. Przy zachowaniu tych warunków Komitet Centralny organizacji przewidywał pomyślny wynik sprawy. “Dzielna postawa młodzieży — mówi ta sama odezwa — pozwala oczekiwać, że poświęcenie jej przyniesie skutek, że ta młodzież będzie miała zasługę osiągnięcia zdobyczy narodowej drogą zbiorowego oporu, rozumnie utrzymanego w granicach, odpowiadających celowi”.
Akcja zamierzona zrazu na wszystkie gimnazja, gdzie młodzież polska musi się uczyć religji po rosyjsku, nietylko więc na wschodnie powiaty Królestwa, ale i na cały Kraj Zabrany, musiała się w następstwie zamknąć w skromniejszych granicach. W szkołach litewskich młodzież się zdobyła na parę sporadycznych wystąpień, które nie znalazły właściwego odgłosu w miejscowem społeczeństwie, a co ważniejsza — w sferach duchownych. Ograniczona wszakże do wschodniej części Królestwa walka trwała w różnych fazach przez całe szesnaście miesięcy, od znanych zajść, aż do ostatniej prawie chwili. Wreszcie zakończenie jej przyniósł ukaz carski, dozwalający nauczać religji katolickiej w całem Królestwie w języku polskim. Zamierzona zdobycz została osiągnięta i możemy powiedzieć, że walka skończyła się naszem zwycięstwem.
Nie jest to zdobycz wielka, którąby się można było upajać. Główne jej znaczenie jest polityczno-wychowawcze: uczy ona nasz ogół, że walczyć z rządem rosyjskim o swoje prawo można, że walka prowadzona rozumnie a wytrwale może przynieść zwycięstwo.
Byłaby to wszakże nauka bardzo powierzchowna, mogąca prowadzić do błędnych wniosków, gdybyśmy się głębiej nie zastanowili nad tem, o ile nam ta zdobycz łatwo przyszła i czemu ją głównie zawdzięczamy. Należy to pamiętać, że w społeczeństwie niewyrobionem, niezaprawionem w politycznej walce ludzie bardzo łatwo przerzucają się od jednej skrajnej opinji do drugiej. Ten sam niedojrzały polityk, któremu wczoraj nie mogło się pomieścić w głowie, że można do czegokolwiek zmusić rząd rozporządzający miljonami bagnetów, jutro skutkiem swej niedojrzałości gotów jest dowodzić, że wszystko można zaraz osiągnąć, byle ostro a zgodnie wystąpić.
Zwycięstwo w sprawie nauki religji przyszło nam sporym wysiłkiem, ale bez wielkich stosunkowo ofiar. Zawdzięczamy to przedewszystkiem naturze samej sprawy, łatwo zrozumiałej dla całego ogółu polskiego i zdolnej nawet przy dzisiejszem jego politycznem niewyrobieniu pociągnąć go do zgodnego działania, z drugiej zaś niezwykle sprzyjającym okolicznościom, w jakich sprawa została wszczęta.
Niezmiernie pouczający jest cały przebieg tej sprawy.
Jak powszechnie wiadomo, za punkt wyjścia jej posłużyła Września. W koncercie powszechnego oburzenia na szkołę pruską, narzucającą brutalnie dzieciom polskim naukę religji w języku obcym, pierwsze skrzypce uchwyciła prasa rosyjska, a humanitarny jej patos rozbrzmiewał najgłośniej, odzywając się donośnem echem w naszej opinji. Zdawało się, iż prasa ta nie wie, że w państwie rosyjskiem dzieje się Polakom ta sama krzywda, a i u nas za kordonem na chwilę o tem zapomniano. Ogół polski w zaborze rosyjskim odczuwał cały bolesny fałsz tej gry, w której Moskale, gnębiąc nas u siebie, występowali jako nasi moralni protektorowie za kordonem. Z drugiej strony ludzie jaśniej patrzący na rzeczy widzieli w tem chytrą politykę rządu rosyjskiego, świadomie dążącego do zyskania sobie bez kosztu polskiej opinji zakordonowej w celu użycia jej za narzędzie w swej polityce zagranicznej. Im głośniej prasa rosyjska oburzała się na Prusaków i współczuła krzywdom zachodnich “braci Słowian”, tem bardziej wzrastała w Królestwie potrzeba protestu przeciw tej nieproszonej a fałszywej opiece. W zachowaniu się prasy rosyjskiej a w znacznej mierze i polskiej prasy zakordonowej, ogół Królestwa widział zniewagę dla siebie i czuł potrzebę zadośćuczynienia moralnego na jakiejkolwiek drodze. Dla energji, która się mogła była wyładować w jakimś bezcelowym proteście, znaleziono szczęśliwy wyraz w wystąpieniu młodzieży gimnazjalnej przeciw tej samej zbrodni, jaka się działa we Wrześni i na jaką obłudnie oburzali się Moskale.
Wystąpienie tedy młodzieży znalazło odrazu moralne poparcie opinji, a z drugiej strony postawiło rząd rosyjski w trudnem położeniu. Prowadząc propagandę moskalofilską między Polakami zakordonowymi, nie wypadało uciec się do ostrej represji względem swoich w wypadku, gdy protestują oni przeciw krzywdzie, napiętnowanej świeżo u Prusaków przez całą prasę rosyjską. Nie można sobie wyobrazić chwili odpowiedniejszej dla tego rodzaju akcji, zrozumiałe też jest, dlaczego organizacja narodowa w zaborze rosyjskim ujęła ją natychmiast energicznie w swe ręce i poprowadziła, chroniąc od zboczeń z właściwej drogi.
Gdyby zajścia gimnazjalne rozciągnęły się na całe Królestwo — w tym kierunku próbowano je ze strony socjalistycznej rozdmuchać — sprawa nauki religji zostałaby zepchnięta w cień, a rząd mając do czynienia z ogólnemi rozruchami młodzieży, stłumiłby je najkrótszemi sposobami, nie krępując się niczem. Społeczeństwo polskie, nie widząc celu takich rozruchów, nie dałoby im poparcia moralnego, a nazewnątrz sprawa przedstawiałaby się w najkorzystniejszem dla rządu świetle. W tym kierunku też musiały mieć instrukcje władze szkolne, bo w calem Królestwie zachowywały się one w najwyższym stopniu prowokacyjnie, starając się młodzież doprowadzić do gwałtownych wystąpień.
Zorganizowanym usiłowaniom, popartym znaną odezwą Ligi, udało się uchronić rozpoczętą akcję od zboczeń i utrzymać we właściwych granicach. Władze tedy rosyjskie zostały zmuszone do traktowania sprawy wyraźnie, do przyjęcia wyzwania na ściśle określonym gruncie.
Zajścia szkolne w Siedlcach, Białej, Zamościu były tylko początkiem walki, która, poczynając od nich, z obu stron rozwija się dalej i trwa przez kilkanaście miesięcy. Znając bojaźliwość naszego ogółu i jego uległość względem rządu, zwłaszcza gdy idzie o los synów, władze zrazu opierają rachuby na rodzicach zbuntowanej młodzieży. Dyrektorowie gimnazjów wzywają ojców, żądając od nich, ażeby podpisywali deklarację, iż życzą sobie, ażeby ich synowie uczyli się religji po rosyjsku. Tu jednak natrafili odrazu na opór. Z jednej strony wpływ opinji, która stanęła po stronie młodzieży, z drugiej stanowcze zachowanie się ich własnych synów skłoniło obywateli podlaskich do oporu. Wytworzyło się porozumienie między ojcami i synami: ostatni przyrzekli, iż zachowają się nadal spokojnie, a pierwsi dali zapewnienie, że nie ulegną wobec władzy i nie złożą deklaracyj przeciwnych. Ojcowie nawet poszli dalej i poparli opór synów, organizując petycją do cara o przywrócenie wykładu religji w języku polskim.
Mając do czynienia z rządem rosyjskim, nie można było na tem poprzestać. Rząd ten, jak wiemy, nie lubi ustępować, a urzędnicy jego umieją wynajdywać środki zwalczania oporu uciskanej ludności. Trzeba tedy było zapewnić się u innej jeszcze strony, która w tej sprawie miała głos poważny. Chodziło o duchowieństwo. Gdyby ono oparło się stanowczo i solidarnie, wykład religji katolickiej po rosyjsku byłby niemożliwy. Niestety, stan naszego duchowieństwa nie jest taki, ażeby można było na nie pod tym względem w zupełności liczyć. W szczególności we wschodnich powiatach Królestwa, tam gdzie przymusowe prawosławie zastąpiło zniesioną Unję, księża katoliccy pozostawiają bardzo wiele do życzenia. Wielu z nich chciwością swoją na grosz i brutalnem obejściem z ludnością jakby umyślnie zniechęca włościan miejscowych do naszego Kościoła i wahających się rzuca w objęcia prawosławnych popów, którym instrukcje rządowe polecają okazywać ludowi jak największą uczynność. I w tej sprawie apetyt na marną pensję nauczyciela religji w gimnazjum tak był silny, iż rząd nie miał trudności ze znalezieniem między naszymi księżmi ochotników gotowych wykładać zasady wiary ojców w języku najeźdźców. Kiedy młodzież oświadczyła kategorycznie, że nie będzie się uczyła religji po rosyjsku, cała sprawa byłaby ułatwiona, gdyby prefekci odrazu podali się do dymisji. Ale pożegnanie się z pensją rządową nie było łatwe dla dbałych zanadto o dobro doczesne pasterzy: pierwszy zdobył się na to prefekt siedlecki, niektórzy wszakże upierali się przez rok cały i dopiero w początku r.b. osiągnięto ten rezultat, że wszystkie szkoły (Siedlce, Biała, Chełm, Zamość, Hrubieszów), w których religja była wykładana po rosyjsku, zostały pozbawione katechetów, ponieważ dotychczasowi podali się do dymisji. Wpłynął na to nacisk opinji, która z coraz większą zgodnością piętnowała tych, co w tej sprawie pomagali rządowi, z drugiej zaś strony stanowisko wyższych sfer duchownych, które zrozumiały, iż dobro kościoła i religji wymaga z ich strony poparcia w tym względzie usiłowań społeczeństwa.
Widoki złamania oporu zmniejszały się z biegiem czasu, zamiast zwiększać się, jak to przewidywał rząd przyzwyczajony do naszego braku wytrwałości. Robiono ze strony władz nadzwyczajne wysiłki. Biskup lubelski, ks. Jaczewski, został wezwany do Petersburga, gdzie trzej dygnitarze państwowi, minister spraw wewnętrznych Plewe, minister oświaty Zenger i dyrektor departamentu obcych wyznań Mosołow odbyli z nim konferencję, próbując groźbami zmusić go do zajęcia w tej sprawie stanowiska po stronie rządu. Biskup wytrwał w oporze, a ciekawą rozmowę jego z dygnitarzami ogłosiły pisma polskie.
Na miejscu, w kraju władze gorliwie zaczęły poszukiwać księży, którzyby się zgodzili na wykład rosyjski, ale ci pod naciskiem opinji odmawiali, choć niejeden w innych warunkach byłby z chęcią przyjął propozycję. Jeden nawet już się był zgodził, ale spotkały go przykrości zapowiadające mu niezbyt słodki żywot na nowem stanowisku, i niebawem cofnął swe zobowiązanie. Jeszcze w zeszłym miesiącu generał-gubernator Czertkow osobiście konferował z jednym z księży, cieszących się nieszczególną opinją: ofiarowywał mu 3.600 rubli pensji rocznej, trzymiesięczny urlop i 600 rubli na przejażdżkę zagranicę, a więc wynagrodzenie niebywałe, sześć razy przewyższające zwykłą pensję katechety. A jednak i ten ksiądz, pomimo usilnych próśb i nacisku dygnitarza, oparł się pokusie i odpowiedział na propozycję odmownie. Wykład religji w wymienionych szkołach nie odbywał się, a uczniowie zostali zawiadomieni, że w świadectwie dojrzałości nie będą mieli stopnia z religji i, chcąc wstąpić na uniwersytet, będą musieli z niej składać egzamin dodatkowy w jednem z gimnazjów Kraju Zabranego, t.j. tam, gdzie religja katolicka jest wykładana po rosyjsku.
Gdy wszystkie te środki do niczego nie doprowadziły, gdy rząd zrozumiał, że ma do czynienia z wytrwałym oporem całego społeczeństwa, umiejącego wywrzeć przymus moralny na tych, którzyby chcieli je zdradzić — wyszedł ukaz carski, wspaniałomyślnie zezwalający na polską naukę religji we wszystkich gimnazjach Królestwa.
Umyślnie zatrzymaliśmy się dłużej nad historją całej sprawy, ażeby uprzytomnić sobie te wszystkie warunki, które się złożyły na nasze w niej zwycięstwo. Warunków tych było wiele i wszystkie się składały na naszą korzyść. Zwyciężyliśmy, bo sprawa została wszczęta we właściwym czasie, kiedy i rząd miał nieco skrępowane ręce, i społeczeństwo czuło silniej niż zwykle potrzebę protestu; bo wszystkie żywioły, od których po naszej stronie ta sprawa zależała — młodzież, jej ojcowie i duchowieństwo — poszły zgodnie w jednym kierunku, bądź z ochoty, bądź pod naciskiem opinji; bośmy się zdobyli na ofiarność, poczynając od młodzieży, która się naraziła na wydalenie ze szkół, a kończąc na ogromnej liczbie tych, którzy pośpieszyli ze składkami pieniężnemi na pomoc dla wydalonych; bośmy wreszcie mieli organizację, która, mając wpływ na znaczną część społeczeństwa i na młodzież, czuwała nad całą sprawą, nadając jej charakter akcji planowej i konsekwentnej.
Któż tedy zwyciężył? Wszyscy, którzy w sprawie brali udział i którzy coś w niej poświęcili, a przedewszystkiem zwyciężyła idea polityczna, która głosi zasadę walki o prawa narodowe, która powiada, że ustępstw od rządu nie uzyskuje się wiernopoddańczemi manifestacjami i żebractwem, ale stanowczością, zgodnem, zorganizowanem działaniem przeciw polityce wrogiego rządu, wreszcie gotowością do ofiar. Stoimy wobec przykładu, który każdemu patrzącemu jasno na rzeczy i uczciwie je oceniającemu okazuje naocznie skuteczność rozumnej polityki czynu.
Przykład ten uczy nas wiele.
Uczy on nas przedewszystkiem, że jeżeli czynna polityka narodowa, stawiająca sobie za zadanie wywalczanie ustępstw od rządu, jest możliwa, to zarazem przedstawia olbrzymie trudności, których dokładna ocena jest koniecznością, jeżeli politykę tę za system mamy przyjąć. Podnosimy te trudności, bo głosząc zasadę walki i ofiar, chcemy walki skutecznej i ofiar niedaremnych. Nie chcemy tedy, ażeby pod wpływem tego jednego powodzenia zrodziły się natychmiast pomysły niewczesne, poczynania niedojrzałe — w przekonaniu, że jeżeli w jednem się powiodło, to i we wszystkiem innem czeka nas taki sam skutek.
Nie trzeba zapominać, że jeżeli wytoczenie sprawy o polski wykład religji uwieńczone zostało pomyślnym skutkiem w stosunkowo niedługim czasie, to dlatego, że sama sprawa jest łatwo zrozumiała, dostępniejsza dla szerszych sfer społeczeństwa i że została wszczęta w wyjątkowo pomyślnych okolicznościach; należy być przygotowanym na to, że w innych sprawach trzeba będzie się zdobyć na większy o wiele wysiłek, wytrwać przez czas znacznie dłuższy, ponieść więcej ofiar i zadowolnić się nieraz mniej widocznym rezultatem.
Widzieliśmy z tej sprawy, jak rząd uparcie broni swych, raz osiągniętych zdobyczy. Kto w niej pracował? Poczynając od ministrów, próbujących steroryzować biskupa, i od generał-gubernatora, usiłującego przekupić księdza, a kończąc na strażnikach policyjnych, rozpowiadających między ludem podlaskim, iż młodzież się zbuntowała dlatego, że jest bezbożna i nie chce się uczyć religji — czynne w niej były organy państwowe na wszystkich szczeblach hierarchji.
A ileż trzeba było zwalczyć przeszkód w samem społeczeństwie? Bojaźliwość niektórych ojców, gotowych w obawie o los dziecka poprzeć rusyfikacyjne dążności władzy; chciwość pewnych księży, którzy dla marnego zysku pragnęli się utrzymać przy nauczaniu w gimnazjum lub zdobyć posady wbrew sumieniu i głosowi ogółu; nierozwaga części młodzieży w innych gimnazjach, która z tej rozumnej akcji politycznej gotowa była zrobić bezcelowe rozruchy; maniactwo wreszcie ugodowe i moskalofilstwo części naszej opinji, zwłaszcza za kordonem, które sprawiły, że większość prasy polskiej w Galicji i zaborze pruskim nie poparła tej sprawy, usiłowała ją przemilczeć lub podawała o niej fałszywe wiadomości w celu przedstawienia rządu rosyjskiego w korzystniejszem świetle — wszystko to były przeszkody poważne, których usunięcie lub ominięcie kosztowało wiele i wymagało znacznego nakładu energji.
Walka o prawo jest tedy z rządem rosyjskim możliwa, ale nie jest łatwa i wymaga uwzględnienia wielu warunków, jeżeli ma przynieść istotne owoce. Cel, o który się walczy i sposoby, któremi się walczy w danej chwili, nie mogą zależeć od przypadku, nie mogą być wynikiem naszych odruchów nerwowych, nieobmyślaną reakcją na podrażnienia ze strony nieprzyjacielskiej. Trzeba wybierać cel, o który społeczeństwu naszemu w danej chwili łatwiej walczyć i którego jednocześnie rządowi trudniej bronić; trzeba mieć przybliżony rachunek sil, które się do walki uruchamia, i środki do utrzymania wszczętego ruchu w granicach właściwych, odpowiadających postawionemu celowi, uchronienia go od zboczeń, od przelania się poza brzegi łożyska, jakie mu się wytknęło; trzeba wreszcie mieć możność stałego czuwania nad wytoczoną sprawą, wytrwałego prowadzenia jej do końca, bez względu na to, czy szeroki ogół zajmuje się nią żywo w dalszym ciągu, czy też zdążył już o niej zapomnieć.
Większość tych warunków streszcza się w jednym wyrazie: organizacja.
Jakkolwiek żywioły bezpośrednio czynne w sprawie bialsko-siedleckiej nie były zorganizowane, bo ani młodzież, ani jej ojcowie, ani duchowieństwo, grające w tej sprawie doniosłą rolę, nie były w żadnym formalnym związku z działającą w kraju organizacją, to jednak przeprowadzenie tej sprawy nie byłoby możliwe, gdyby organizacji w kraju nie było, gdyby nie istniała Liga Narodowa. Tylko dzięki organizacji zajścia szkolne objęły wszystkie gimnazja Królestwa, gdzie religja była wykładana po rosyjsku, i nie rozszerzyły się poza nie; tylko dzięki niej zgromadzono fundusze na pomoc dla wydalonej ze szkół młodzieży i tylko ona przy pomocy swych rozgałęzionych stosunków i swej prasy zdolna była wytworzyć stały nacisk opinji na te sfery, od których zachowania się cały wynik sprawy zależał.
Społeczeństwo nie zorganizowane, a przynajmniej pozbawione zorganizowanego kierownictwa politycznego, musi żyć odruchami: jego czyny polityczne — to nie będą czyny obmyślane, prowadzące do wyraźnego celu, liczące się zarówno z warunkami zewnętrznemi, jak z własnemi środkami. Czyny te będą częstokroć jak chwytanie miecza za ostrze, i nie wróg z nich będzie miał szkodę, ale my sami. I jeżeli trudno znaleźć społeczeństwo na naszym poziomie cywilizacyjnym, którego postępowanie polityczne w takiej mierze byłoby pozbawione rozumnego uzasadnienia i konsekwencji, to źródła tego szukać należy przedewszystkiem w tem, że nie mamy należytej organizacji. Barbarzyńskie warunki polityczne, jakie nam stworzył rząd rosyjski, zniosły wszelką organizację życia publicznego i na tworzenie jej dziś w najskromniejszej nawet mierze nie pozwalają. Na wszelką zaś organizację, tworzoną wbrew ograniczeniom rządu, wbrew jego ustawom, a zatem z konieczności tajną, społeczeństwo tradycyjnie przywykło patrzeć jako na spisek, na sprzysiężenie, stawiające sobie za cel — rzucić losy całego narodu na kartę, wbrew jego woli, w jakimś hazardownym czynie. W tym niedorzecznym przesądzie starają się utrzymać ogól całe rzesze bezmyślnych, politycznie niewykształconych pismaków, zaślepionych co do istoty niebezpieczeństwa, grożącego nam ze strony wrogów.
Społeczeństwo nasze, nawykłe od dawnego już czasu do politycznej bierności, do zdawania się na laskę i niełaskę wroga, nie widziało innej organizacji narodowej, jak organizacje młodzieży, nieświadomej ani siły wrogów, ani psychologji własnego społeczeństwa, wierzącej, że dobra wola i zapał zdolne są przełamać wszelkie przeszkody. Bało się ono tych organizacyj, trzymało się od nich zdała, ale w końcu, jako niezorganizowana masa, musiało się poddawać pod ich kierunek. Wiemy dziś dobrze, a właściwie, gdy mowa o szerokim ogóle, nietyle wiemy, ile czujemy na własnej skórze, jak kraj wychodził na tej bierności politycznej dojrzałego ogółu i na oddaniu organizacji narodowego czynu w ręce młodzieży. Nie rozumiemy wszakże tego, że gubiło nas nie organizowanie się młodzieży, ale bierność i brak organizacji dojrzałego pokolenia, co sprawiało, że młodzież, jako jedyna siła zorganizowana, panowała w kraju i rządziła społeczeństwem, prowadząc je w kierunku, wskazywanym przez szczery zapal i brak męskiego hartu, połączonego z wytrawnością. I dziś, gdy widmo dawnych klęsk nas niepokoi, w obawie, ażeby się one nie powtórzyły, sądzimy, że najlepszą do tego drogą jest zwalczać wszelką organizację, złorzeczyć wszystkim tym, co usiłują postępowanie polityczne narodu ująć w karby konsekwentnego systemu, uzależnić od stale działającego, odpowiedzialnego przed społeczeństwem kierownictwa. Naród, który nie chce być igraszką losu i ślepem narzędziem w rękach własnych wrogów, musi mieć organizację. Gdy mu niewolno wytworzyć jej jawnie, musi stworzyć tajną. Jeżeli społeczeństwo jest zdrowe, myślące i czynne, organizacja jego, jawna czy tajna, nie będzie niczem innem, jak tylko wyrazicielką woli narodu, jego interesów, potrzeb i aspiracyj. W społeczeństwie politycznie niedojrzałem lub zwyrodniałem nawet tak jawna i legalnie od woli narodu uzależniona organizacja, jak rząd republikański, będzie działała wbrew woli i dążeniom większości, pozwalając sobie na hazardowne przedsięwzięcia, za które naród nie chciałby brać odpowiedzialności i które mu są nawet wstrętne. Ale społeczeństwo czynne, mające świadomość swych potrzeb i dążeń, najbardziej tajną organizację od swej woli potrafi uzależnić. To też przyszłość naszego społeczeństwa nie leży w ochranianiu go przed tajną organizacją, ale w tak szybkiem ćwiczeniu jego niedojrzałych politycznie żywiołów, ażeby żadna tajna organizacja nie mogła go sprowadzić z właściwej drogi, ażeby, przeciwnie, każda była tylko wykonawczynią jego woli, tylko ujęciem w system tego czynu, do którego naród dojrzał i który mu do jego samozachowania i postępu jest potrzebny.
Niema może przykładu w historji, ażeby organizacja tajna tyle zrobiła wysiłków w kierunku zespolenia się z całym narodem, co organizacja Ligi Narodowej w ciągu swego siedemnastoletniego istnienia. Złożona z początku przeważnie z żywiołów niedość politycznie wytrawnych, wykonywa ona szereg prób w celu wypracowania sobie systemu akcji politycznej, jak najbardziej odpowiadającego położeniu narodu i jego zdatnym do uruchomienia siłom. Główne swe zadanie widzi ona przez długi czas w działalności polityczno-wychowawczej, którą stara się prowadzić we wszystkich warstwach społeczeństwa. A prowadzi ją rzetelnie, bo nie myśli o wytworzeniu sobie rzeszy ślepych zwolenników, lecz wyrabia w społeczeństwie świadomość własnych interesów, zrozumienie położenia politycznego i wynikających z niego zadań. Tym sposobem Liga, wyrabiając w społeczeństwie żywioł czynny i politycznie myślący, sama jednocześnie staje się jego zorganizowaną reprezentacją. Pod wpływem tego w niej samej odbywa się szybki postęp polityczny — zdobywa ona stopniowo coraz większy realizm, praktyczność, umiarkowanie i, zatracając znamiona konspiracji, sprzysiężenia, o ile je posiadała, staje się wyrazem dążeń społeczeństwa, organizacją jego czynnej polityki, w jedynie możliwej pod panowaniem rosyjskiem tajnej postaci.
Chcąc w zupełności rozumieć społeczeństwo i być przez nie rozumianą, organizacja tajność swą ogranicza tylko do szczegółów technicznych, które trzeba ukrywać przed policją, a ujawnia swoje istnienie i swe cele oraz powiadamia ogól o rozwoju swej działalności. Tajność tu występuje nie jako zasada, nie jako środek do narzucania społeczeństwu obcych mu dążeń, do prowadzenia go tam, dokąd ono iść nie chce, ale jako zło konieczne, wynikające z polityczno-policyjnych warunków bytu społeczeństwa polskiego, i ogranicza się do tych stron działalności, które nie mają znaczenia politycznego. Cała polityka Ligi Narodowej jest jawna, a jawność ta wypływa z poczucia obowiązków względem społeczeń...
bzbij