sekrety_przeszlosci_harlequin_demo.pdf

(955 KB) Pobierz
1150131618.001.png
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytaæ ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj .
Niniejsza publikacja mo¿e byæ kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wył¹cznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym mo¿na
jakiekolwiek zmiany w zawartoœci publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siê jej
od-sprzeda¿y, zgodnie z regulaminem serwisu .
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Nexto.pl .
Penny Jordan
Sekrety przeszłości
Tłumaczenie:
Kornelia Zygmunt
PROLOG
Logicznie rzecz biorąc, wypadek nie powinien był się w ogóle zdarzyć.
Boczna uliczka, spokojna jak na szalony ruch londyński; jasny, pogodny wiosenny
ranek; taksówkarz chlubiący się, że nigdy nie miał wypadku; szczupła, elegancka
kobieta, wyglądająca na dziesięć lat mniej, niż miała w rzeczywistości – żaden
z tych elementów, rozpatrywany w kategoriach logicznych, nie zwiastował
niebezpieczeństwa, a jednak, jakby los zdecydował, co ma się stać, i dopilnował,
żeby się stało, mimo że kobieta przeszła przez jezdnię pewnie i spokojnie, mimo że
taksówkarz ją widział i prawidłowo ocenił, iż wejdzie na chodnik przed
nadjechaniem auta, mimo że ani jezdnia, ani chodnik nie były oblodzone ani
zaśmiecone, z niewiadomego powodu kobieta, wkraczając na chodnik, zaczepiła
obcasem o krawężnik, straciła równowagę i upadła, nie na względnie bezpieczny
chodnik, lecz na jezdnię, tuż przed nadjeżdżającą taksówką, której kierowca,
zgodnie z wymogami bezpieczeństwa, jechał przepisową stroną, a nie środkiem,
w ryzykowny i niebezpieczny sposób charakterystyczny dla wielu taksówkarzy na
całym świecie.
Widział, jak kobieta się przewraca, i odruchowo zaczął hamować, ale było już za
późno. Do końca życia miał pamiętać odgłos uderzenia auta w miękkie, bezbronne
ciało. Impet wyrzucił z siedzenia jego pasażera, pięćdziesięcioletniego
biznesmena w sztuczkowym ubraniu. Z wykwintnych, świetnie utrzymanych
rezydencji, którymi zabudowana była uliczka, zaczynali już wyglądać ludzie.
Ktoś musiał zadzwonić po pogotowie, bo wkrótce usłyszał przytłumiony dźwięk
syreny, zawodzącej żałobnie jakby pieśń pogrzebową. Nie mógł patrzeć na
kobietę, był przekonany, że nie żyje. Stał, bliski mdłości, z boku, kiedy nadjechała
karetka i fachowy personel wziął sprawę w swoje ręce.
– Żyje jeszcze – usłyszał czyjś głos i przed oczami wyobraźni stanęli mu jacyś jej
bliscy, nieświadomi tragedii, która położy się wkrótce cieniem na ich egzystencji.
Ta kobieta musi mieć gdzieś rodzinę, przyjaciół, może podopiecznych. Cechował
ją ów spokojny, pewny siebie wygląd osoby, która panuje nad życiem swoim
i ludzi, obracających się w jej orbicie. Ludzie ci krzątają się gdzieś wokół swoich
codziennych spraw, niczego nieświadomi, w poczuciu bezpieczeństwa.
Mamusia ofiarą wypadku drogowego, w szpitalnym łóżku, bliska śmierci, to
niemożliwe, myślała drętwo Sage. Mamusia jest nietykalna, niezniszczalna,
zawsze niezmienna, tak się przynajmniej dotąd wydawało. W mózgu kołatały jej
mętne, urywane, niejasne myśli – wspomnienia, wrażenia, obawy. Porsche, które
kupiła sobie na trzydzieste urodziny, przemykało sprawnie w gęstym ruchu
ulicznym. Aż dziw, że zamęt myśli nie odbijał się na jej sprawności w panowaniu
nad kosztowną maszyną.
W dołku czuła ucisk, który tak dobrze pamiętała z dzieciństwa i lat
młodzieńczych: nieprzyjemną mieszaninę lęku, bólu i gniewu. Jak mamusia mogła
jej coś takiego zrobić? Jak mogła wtargnąć w jej życie, tak jak to czyniła tyle razy
w przeszłości, znów narzucać jej swoją obecność, swoje roszczenia do jej
niezależności?
Nie jest już dzieckiem, jest dorosłą, dojrzałą kobietą, więc czemu przepełniają ją
znów te dawne, tak dobrze znane, uczucia buntu i winy, bólu i gniewu, a co
najgorsze, strachu?
Szpital znajduje się nie tak daleko, zapewne dlatego zatelefonowali do niej, a nie
do Faye. Nagle uświadomiła sobie, że jest przecież najbliższą krewną, i po ciele
przebiegł jej kłujący dreszczyk zgrozy. Mamusia umiera… Od tak dawna mówiła
sobie, iż nic nie czuje do kobiety, która jej dała życie, iż po jej zdradzieckim,
podstępnym zachowaniu nie ma już między nimi miejsca na żadne uczucie prócz
niechęci, od tak dawna, że ten niepokój, to przerażenie, które ją teraz nurtowały,
stanowiły podwójny wstrząs.
Wjechała na parking przed szpitalem i wysiadła zdenerwowana. Ruchy jej
smukłego, gibkiego ciała były szybkie i niecierpliwe. Ma osobowość typową dla
osób urodzonych pod znakiem Lwa, jak kiedyś scharakteryzowała swoje drugie
dziecko Liz Danvers; jest zapalczywa, porywcza, nieumiarkowana… I inteligentna.
Było to prawie dwadzieścia lat temu. Od tej pory czas starł nieco kanciastość jej
niespokojnej natury, doświadczenie złagodziło szorstkość zachowania, którą
drażliwe osoby odczuwały często jako agresywność. Teraz, w wieku trzydziestu
czterech lat, umiała rozładowywać te siły, które kazały niegdyś jej spokojniejszej
i znacznie bardziej opanowanej matce otaczać się murem powściągliwości
i rezerwy. Sage strawiła dużą część dzieciństwa, próbując na próżno przebić ten
mur, by dotrzeć do jądra niezgłębionej osobowości mamusi, którą ta – jak uważała
Sage – przed nią tai. Odkąd mogła zapamiętać, wiedziała, że z jakiegoś powodu
nie jest tym dzieckiem, które mamusia chciałaby w niej widzieć. Cóż, nigdy nie
była, nie mogła być, drugim Dawidem. Dawid, jej brat… Brakowało jej go do dziś.
Brakowało jego dyskretnych, mądrych rad, jego miłości, jego zrozumienia.
Dawid… Kochali go wszyscy, którzy go znali, kochali nie bez powodu. Opis cnót
Zgłoś jeśli naruszono regulamin