Ignatius David - Król Ameryki.pdf

(777 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
838173070.001.png
Ignatius David
KRÓL AMERYKI
Fakt, że zostałem przedstawiony Sandy'emu Galvinowi, zawdzięczam
naturalnym wymaganiom, jakie muszą spełnić redaktorzy magazynów
ilustrowanych. Otóż mają oni obowiązek zapełniać puste, białe przestrzenie w
piśmie. Nasza dotychczasowa specjalistka od reportażu, Annabelle Paige,
rzuciła tę pracę: jej rezygnacja miała oznaczać „formę protestu" -zupełnie jakby
Annabelle była pokrzywdzoną członkinią gabinetu prezydenckiego - po tym, jak
zmieniłem podpis pod dostarczonym przez nią zdjęciem. Fotografia
przedstawiała kobietę po sześćdziesiątce, która usiłowała zaprzeczyć własnemu
wiekowi i prawu grawitacji, występując w sukni balowej z ogromnym dekoltem.
Annabelle napisała: „Jak zwykle czarująca pani Edgerly uświetniła swą
obecnością bal u ambasadora". Wykreśliłem to i wpisałem: „Czy to mamusia
Barbie? Nie, to tylko pani Edgerly na balu u ambasadora".
Nie było w moich słowach cienia złośliwości; ba, niektóre kobiety
potraktowałyby je jako komplement. W dodatku Annabelle Paige nie chwyciła
zawartej w nich aluzji - ona, blondwłosa piękność, dawna stewardesa z
cwaniackim akcentem, który zdradzał prawdę o jej nowozelandzkim
pochodzeniu. Nigdy nie miała szczęścia.
Gdy zobaczyła zmianę na kliszy wybuchnęła gniewem. Zadzwoniła do
właścicielki gazety i popłakała jej się w słuchawkę, zarzucając mi, że jestem
okrutny, nienawidzę kobiet i że nie zniesie mnie w redakcji ani chwili dłużej,
więc odchodzi. Spodziewała się pewnie, że właścicielka spróbuje jej
wyperswadować ten zamiar, ale trafiła fatalnie. Nasz miesięcznik „Podglądacz,
czyli Waszyngtońska Biblia Towarzyska" znalazł się w takich tarapatach
finansowych, że szefostwo rozważało nawet możliwość zwolnienia czołowej
reporterki - a teraz sprawa sama się rozwiązała. „Mniam, mniam, cudownie",
jakby powiedziała sama Annabelle.
Jedyne, co mogła zrobić, żeby jakoś się na nas zemścić, to wycofać artykuł
napisany do następnego numeru. Był to materiał o człowieku, którego główne
osiągnięcie - poza podlizywaniem się Annabelle - polegało na tym, że w
Wirginii obwołano go Samochodowym Sprzedawcą Roku. W ten właśnie
sposób powstała dwustronicowa luka, którą miałem zapełnić. Nic miłego, ale
nie mogę powiedzieć, żebym bardzo zmartwił się takim obrotem sprawy.
- Annabelle rzuciła robotę! - krzyknąłem przez cały korytarz do Pameli,
mojej asystentki. -1 wycofała ten tekst o sprzedawcy samochodów.
Nasza redakcja mieściła się na piętrze starego domu - rudery, prawdę
powiedziawszy - przy Connecticut Avenue. Dawno, dawno temu, zanim jeszcze
mąż właścicielki rozstał się z tym światem, wnętrza przyozdobiono ciekawymi
zdjęciami i paroma obrazami, lecz z czasem wyprzedano je i nie pozostało nam
nic innego, jak oblepić ściany staiymi plakatami filmowymi i reklamami biur
podróży.
- Jasny gwint! - zaklęła Pamela, drobna, rudowłosa kobietka, która
niedawno ukończyła uniwersytet i wyrażała się tak, jakby całe życie służyła w
marynarce. Jej doświadczenie dziennikarskie ograniczało się do roku pracy przy
redakcji gazetki szkolnej. - Czym mamy zapełnić tę dziurę? Wiesz przecież, że
dziś zamykamy numer. A ja mam randkę, więc nawet nie myśl o tym, żebym
została po godzinach.
- Co proponujesz?
- A skąd mam, do diabła, wiedzieć, czyją sylwetkę warto zamieścić? Mam
dopiero dwadzieścia dwa lata.
Zapewniłem ją, że nie musi się o nic martwić, że pracuję nad tą sprawą i
wkrótce znajdę jakieś wyjście z sytuacji. Ale ona już złapała za telefon, żeby
opowiedzieć jednej z przyjaciółek, jaki żałosny ze mnie dupek.
Trudno nie przyznać jej racji. Byłem wysokim, chudym, łysiejącym facetem
w ogromnych okularach w czarnych oprawkach - Buddy Holly też takie nosił.
W szkole średniej krążył dyżurny dowcip na mój temat -że jak ustawię się
bokiem, widać tylko długą, pionową kreskę. Tacy ludzie, jak Pamela, zajmowali
fizyczną przestrzeń, istnieli w trzech wymiarach; ja żyłem tylko w dwóch - na
zadrukowanych stronach gazety. Nie miałem masy, tylko słowa.
Nic, co w życiu istotne, nie dzieje się przypadkiem. Jeżeli ktoś jest innego
zdania, akceptuje fakt, że wszystkim we wszechświecie rządzi przypadek,
niczym zderzeniem bil na stole bilardowym, i że zdarzenia łączą się ze sobą
wyłącznie miejscem i czasem występowania. Osobiście nigdy nie potrafiłem
pogodzić się z taką przypadkowością, zwłaszcza gdy w grę wchodziły sprawy
naprawdę istotne - takie jak moje zderzenie z nie istniejącym dla mnie wcześniej
Sandym Galvinem. Wskutek naszego spotkania tyle się wydarzyło, że nie mogę
sobie wyobrazić świata, w którym by do niego nie doszło. Zarówno moje życie,
jak i życie Sandy'ego zmieniło się nieodwracalnie.
Nie mogło więc być przypadkiem, że zadzwoniłem do Hugona Bella,
mojego przyjaciela i speca od handlu nieruchomościami, z prośbą o pomoc i
pytaniem, kogo mógłbym sportretować w miejsce utraconego sprzedawcy aut.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin