Wasilij Żukowski – Swietłana
1W zimowego zmierzchu czasDziewczęta wróżyły; To trzewiczki zdjąwszy, wrazZa drzwi je rzuciły.To za oknem każdy szmerŁowiły; sypałyLicząc ziarnka, kurom żer,To wosk roztapiały.Lały wodę w czary szkłoPierścień kładły na jej dnoI swe zausznice; Płótnem nakrywały ją,Potem, utworzywszy krąg, Śpiewały dziewice.
2Mętnym blaskiem księżyc lśniSkryty w mgieł tumanach,W smutku i zadumie tkwiMilcząca Swietłana.„Miła, czemu marszczysz brew?Rzeknij choć słóweczko,Niech cię rozweseli śpiewPokrzep się czareczką.Śpiewaj : „kuj kowalu, kujPierścień kuj na palec mój,Ja się nim zaręczę,A ty wieniec złoty zrób, Ja w nim w cerkwi wezmę ślubZ miłym mym młodzieńcem."
3„Jakże mi tu śpiewać pieśńO pierścieniu złotym,Gdy mój miły przepadł gdzieśI ginę z tęsknoty.Niby kamień w wodę wpadł,Nie pisał od roku,A bez niego dla mnie światNie ma już uroku.Czyżby mnie zapomniał on?Pośród jakich obcych stron Wiedzie swoje życie?Modlę się i ronię łzę, Czy ukoi smutki meAnioł – pocieszyciel?"
4Stół przygotowano już;Na obrusie lnianymŚwiecę postawiono tużPrzy zwierciadle szklanym.Dwa nakrycia stoją też;„Wyczytaj Swietłano,Z lustereczka jeśli chcesz,Co tam zapisano.O północy zjawi sięMiły, stuknie w okno twe,Szczęknie zamek dźwierzy,Same się otworzą mu,A ty z miłym swoim tuSiądziesz do wieczerzy."
5Oto miłe dziewczę mePrzy stole zasiadło,Z trudem tłumiąc lęki swe,Spogląda w zwierciadło.Pusto w nim jest cały czas,Głucha cisza wokół;Pełgającej świecy blaskLedwie widać w mroku.Strach ją przejął w chwili tej, Krew zastygła w żyłach jej – Gdzie szukać pomocy?Płomyk świecy wydał trzask,Głucho gdzieś zaćwierkał razŚwierszcz, zwiastun północy.
6Nieruchomo dziewa tkwi,Boi się oddychać…Wtem cichutki stuk do drzwiI zgrzyt zamka słychać.Patrzy w lustro. Pełna drżeńWidzi za plecami:W mroku tajemniczy cieńBłyska źrenicami.Strach Swietłanie zjeżył włos…Nagle usłyszała głosCichy ,lecz wyraźny:„Nie bój się, to jestem ja,Wysłuchana prośba twaW niebiosach przyjaznych!"
7Widzi, że to miły jejWyciąga swe ręce:„Kładę kres rozłące złejI tęsknoty męce.W cerkwi czeka na nas gdzieśPop razem z diakonem, Chór weselną śpiewa pieśń
Świece zapalone."Odpowiedział czuły wzrok,Wyszli razem w nocy mrok,Sanie tam czekają.
Pięknie ozdobione są,Niecierpliwie konie rżąI uprząż targają.
8Wsiedli… zaprzęg chyżo mknie, Para z nozdrzy bucha,Śnieg spod kopyt wzbija się,Istna zawierucha.Gnają… głuchą pustkę wkrągWidzi wzrok Swietłany, Księżyc kryje się za mgłą, Majaczą polany.Budzą lęk przeczucia złe.Rzecze dziewa słowa te:„Czemu milczysz, miły?"A on, niemy niby głaz,W ciemność patrzy cały czas,Blady i bez siły.
9Choć głębokie śniegi tamWciąż szybki bieg koni;Wtem samotny boży chramZ mroku się wyłonił.Wicher drzwi otworzył im:W chramie ludzi mrowie,Spowił kadzidlany dymŚwiece pogrzebowe.Trumna tam czernieje – iPop głębokim basem grzmi:„Pójdziesz do mogiły!"Serce dziewy pełne drżeń,Milczy miły, niby cień,Blady i bez siły.
10Nagle śniegiem z gęstych chmurSypnęło garściamiI kruk czarny z szumem piórWzleciał nad saniami.Biada ci! - zakrakał ptak,Coraz szybciej bieżąKonie, czujnie śledząc szlak,Grzywy im się jeżą.A wtem widać w mroku blask:W małej chatce pośród zaspOkna oświetlone.Coraz szybszy koni bieg, Bryzga spod ich kopyt śnieg,Gnają w chatki stronę.
11Dojechali tam… i w migWszystko gdzieś przepadło:Zaprzęg, sanie, miły znikłJak senne widziadło.Porzucona w nocnej ćmie,Sama, bez nadziei,Swietłana zadręcza się Wśród śnieżnej zawiei ;„Jak do domu wrócić? – WszakŚladów sań na śniegu brak…",Żegna się pobożnie.W chacie światełko się tli,Stuka lekko, potem drzwi,Otwiera ostrożnie.
12I cóż?... W małej chatce tejTrumnę ustawiono.Święty obraz obok niej,Świeca przed ikoną.„Ach, cóż począć, gdzie się skryć,Co się ze mną stanie?Pewnie straszny musi byćPustelni mieszkaniec…"Drżąca, ze łzami jak groch, Przed ikoną padła w proch,Panu się skłoniła, W dłoni swój ścisnęła krzyżI cichutko, niby myszW kąciku się skryła.
13Skończył się zamieci czas…Świeczka blado świeci;To przygasa, to znów razPłomyk się roznieci…Świat w głębokim, martwym śnie,Wkoło cisza głucha…Cyt, Swietłano, słychać, żeCoś cichutko grucha…Patrzy tam- i widzi jakBiałopióry leci ptak,Jarzą mu się oczy.Gołąb w kąt Swietłany spadłNa jej piersiach cicho siadł,Skrzydłami otoczył.
14Cicho znów w zakątku tym…Dziewa z lękiem w duszyWidzi: pod całunem swymZmarły się poruszył…Zerwał płótno z twarzy już,Mroczniejszej od nocy,Ma na skroniach wieniec z różI zamknięte oczy.Wtem jęk cichy rozległ się,Rozprostować zmarły chcePalce zesztywniałe.Czeka biedna dziewa drżąc,Na swą zgubę, ale jąChronią skrzydła białe.
15Wtem rozwinął gołąb je,Potem niby strzałaPomknął w tamtą stronę, gdzieStraszna trumna stała.Znów zajęczał cicho trup,Zęby zazgrzytały,Oczy mu stanęły w słup, Członki zesztywniały…Znowu swe powieki zwarł A upiorna siność wargZnakiem śmierci była…Patrzy dziewa… Stwórco nasz!Przecież to miłego twarz!Ach! - i się zbudziła.
16To już nie jest chata zła,Ale izba własna!Przez zasłonkę niby mgła,Świeci zorza jasna.Kur nastroszył pióra swe,Pianiem dzień obwieścił,W Swietłanie przeczucia złeBudzi sen złowieszczy;„Ach , upiorny, groźny śnie,Dobrze mi nie wróżysz, nie!Jakie przeznaczenieKryją mroki przyszłych dni?Co przyniosą one mi,Radość, czy zmartwienie?"
17Siadła, tchu jej w piersiach brak,Za oknem SwietłanyWidać jest szeroki traktPrzez śnieżne tumany.W rannym blasku słońca lśniąŚniegowe gwiazdeczki,Gdzieś, daleko w ciszy brzmią U sanek dzwoneczki.Śnieg spod kopyt wzbija się,Jak na skrzydłach zaprzęg mknie,Pędzi jak szalony.U wrót stanął on - i wnetPrzybysz na ganeczek wszedł,Kto: - jej narzeczony.
18Na cóż ci, Swietłano, snyNieszczęścia wróżące ?W drzwiach miłego widzisz ty,Nadszedł kres rozłące.Ten sam wciąż miłości żarW oczach ma i w duszy,A słów czułych jego czarPieści twoje uszy.Niech was przyjmie boży chram,Niebo niech zgotuje wamWierności przysięga.Czy kto młody, czy też dziad,Niechaj życzy wam sto latI po puchar sięga.
19 Z uśmiechem życzliwym chciejPrzyjąć tę balladę;Wiele dziwów znajdziesz w niej,Choć nie grzeszy ładem.Szczęśliwy uśmiechem twymNa sławę nie liczę;Są ulotne niby dymPochwały zwodnicze.Morał się narzuca sam:Lepiej w życiu wierzyć namStwórcy zamierzeniuI zasadzie, która brzmi :Nieszczęście się tylko śni, Szczęście – w przebudzeniu.
20O, niech cię nie trwożą złeSny, moja Swietłano…I niech Stwórca chroni cięPrzed rozpaczy raną.Niech najmniejszy smutku cień Czoła nie spowija,Duszę jasną niby dzień Troska niech omija.Niech spokojnie życie twe,Niby strumyk cichy mknie,Pośród łąk zieleni.Zachowaj wesołość swą,Niechaj każdą chwilę twą Ona opromieni.
Allic