Kwaszenie i kwakanie.doc

(33 KB) Pobierz

            Kwaszenie i kwakanie

 

Z braku innych zmartwień i kłopotów rozgorzał w naszym kraju spór o to, czy nazwać Polskę III, czy może już IV Rzecząpospolitą. A ja pytam: właściwie - zważywszy na to, kto chce dokonać zmiany - dlaczego nie Wojtylandem... Z tego całego plucia, kwaszenia i kwakania pewne jest tylko to, że kolejne cyfry rzymskie oznaczać tu mogą wyłącznie zmianę warty przy korycie władzy, nic więcej, l będzie tak dopóty, dopóki za budowanie nowej rzeczywistości będą się brali ci sami, którzy mają już doświadczenie w rzucaniu naro­du na kolana. Choć z wieloma pomysłami Platformy i PiS-u trudno się nie zgodzić, to skompromitowani autorzy projektu zupełnie go dyskwalifikują. Bo niby kto ma budować tę no­wą Polskę? Bracia Kaczyńscy i ich ludzie z Porozumienia Cen­trum, którzy brali pieniądze z FOZZ? A może Maria Rokita, który w rządzie Suchockiej toczył wojnę z NIK (odmówił wpusz­czenia kontrolerów do URM)? Z pewnością wykaże się Mi­chał Ujazdowski, były minister kultury i dziedzictwa narodo­wego u Buźka, znany z okradania kultury polskiej na rzecz watykańskiej (m.in. milionowe darowizny na remonty kościo­łów). Nie zapominajmy, że jednym z liderów PO jest Buzek - Jerzy Buzek, po którym jeszcze nie wyschły łzy wylane przy wprowadzaniu czterech reform i pogrzebie nad dziurą bu­dżetową w wysokości 90 mld zł. Przypomnij­my też innych „spe­ców" od naprawiania świata nad Wisłą. Po­czucie patriotyzmu nie pozwala im odejść w cień (to ich wer­sja), mimo iż dawno zapracowali sobie na pełne, wieloletnie utrzymanie przez pań­stwo (w pierdlu): Ja­nusz Lewandowski (PO) - nadużycia przy prywatyzacji „Krak-Chemii", „Półkolom" z Piaseczna, postępowanie prokurator­skie w innych kilkudziesięciu przypadkach; Paweł Piskorski (PO) - twórca tzw. „sitwy warszawskiej" - brak miejsca na wyliczenie zarzutów; Andrzej Diakonów (PiS) - rozłożył mini­sterstwo budownictwa, postawiono mu zarzut narażenia fir­my „Ciech" na stratę kilkunastu milionów złotych, ma uchy­lony immunitet; Tomasz Merta (PiS) - zmarnował miliony na powołanie opusdeistowskiego Instytutu Dziedzictwa Naro­dowego; Jarosław Zieliński (PiS) - według prokuratury, fał­szował delegacje służbowe. Itp., itd.

Nie dajmy więc sobie mydlić oczu „praworządną Polską" czy innym „państwem prawa". To nowe przynęty na nowe rybki i nowa frazeologia pod publiczkę, bo stare bajki o dwóch takich, co ukradli i oddali - już się osłuchały.

Trzeba nam raczej łatać III BP, a tę IV zostawić dla no­wych ludzi, którzy nie będą już na szczęście mogli wycierać sobie gęby styropianem, Wałęsą, Wojtyłą i pseudowartościami. To chore pokolenie wychowane na pontyfikacie JPII musi przeminąć. Może po nim wreszcie - zamiast symboli i pustosłowia - zacznie się liczyć człowiek i to, co on potra­fi. To będzie IV Rzeczpospolita.

Na razie należałoby stworzyć takie mechanizmy w polity­ce i gospodarce, a zwłaszcza prawie, aby skompromitowani decydenci nigdy więcej - niczym pewien integralny element składowy zawartości szamba - nie mogli wypłynąć na wierzch. Kilka miesięcy temu opisywałem ze szczegółami, jak podob­ne sprawy załatwia się w Szwecji i Szwajcarii. Wypracowa­ły one system kontroli wszelkich ważnych dla narodu decy­zji. Projekty ustaw opracowują tam fachowcy niepochodzący z klucza partyjnego; politycy właściwie nie rządzą, gdyż wszyst­ko jest pod kontrolą niezależnych agencji. System pomyśla­no tak, aby ograniczyć do minimum możliwość korupcji, pod­czas gdy w Polsce jakby z rozmysłem od początku uchwala się ustawy korupcjogenne. Tak więc niekoniecznie trzeba epa­tować hasłami i prowadzić „zdrową" część narodu na świę­ty bój o IV Rzeczpospolitą przeciwko degeneratom. Zwykle jest tak, że „Łapać złodzieja” najgłośniej krzyczą ci, którzy sami mają najwięcej za uszami. Łatwiej też budować na gru­zach państwa, niż przeprowadzić jego generalny remont, a - jak widać - liderzy PO i PiS, wskazując na gruzy i negu­jąc dorobek ostatnich 15 lat, chcą uzyskać nowy i długoter­minowy mandat od społeczeństwa. Ale obarczanie poprzed­nich rządów winą za wszystko to kiepski kapitał polityczny. Więcej na ten temat może powiedzieć Leszek Miller, żerują­cy długo (i słusznie, lecz nieskutecznie) na spuściźnie Buźka. Po prawdzie, niezwykle trudna byłaby jednoznaczna oce­na minionych 15 lat III RP, roztrząsanych obecnie podczas niezliczonych debat i sympozjów. Zdanie prezydenta Kwaśniewskiego, który - broniąc najgłośniej tego okresu, broni jedno­cześnie siebie i swoich dwóch kadencji - jest najmniej mia­rodajne. Wszak to on najbardziej odpowiada za degrengoladę elit. Ja wypisałem sobie na brudno wszystkie osiągnięcia i błędy gospodarki oraz polityków. Wyszło mi, niestety, wię­cej minusów, a wśród nich - najwięcej straconych szans. Państwo jest w rozpadzie - to truizm, ale odpowiedzialnością powinno się obarczyć wszystkie ekipy rządzące, poczynając od rządu Mazowieckiego. Poza tym, przez państwo rozumie­my oczywiście chory i dziurawy system sprawowania wła­dzy, niepodjęte najważniejsze reformy (w tym zwłaszcza służ­by zdrowiał sądownic­twa) oraz amoralność l elit. Bo naród pracuje w pocie czoła (podob­no najwięcej w Euro­pie) i - jak na wa­runki, w których przy­szło mu żyć - wyka­zuje się zdumiewają­cą operatywnością. Dość powiedzieć, że - jakkolwiek by li­czyć - około 2 mi­lionów Polaków powinno już od paru lat nie żyć al­bo natychmiast umrzeć z głodu, bio­rąc pod uwagę dochód na jednego mieszkańca i przekładając go na normy żywieniowe. A oni żyją, czyszczą śmietniki, ko­pią nielegalnie węgiel, dorabiają na czarno, walczą za dolary w Iraku, jeżdżą na saksy. Deficyty kolejnych budżetów nie do końca zatem przekładają się na deficyty w naszych kiesze­niach. No bo, proszę Państwa, porównajmy sobie liczbę sa­mochodów na drogach i domów jednorodzinnych. Przez 15 lat przybyto ich co najmniej jeszcze raz tyle! Naturalnie zawsze jest margines faktycznej biedy i w każdym społeczeństwie wy­stępuje kilka procent ludzi nią dotkniętych. Problem w tym, że ci „ostatni" w Niemczech nie mogą sobie pozwolić na nowy samochód, a ci w Polsce - na nowe buty zimowe.

Jesienią 1989 roku, czyli dokładnie 15 lat temu, mieszka­łem u kolegi w Berlinie Zachodnim. Pojechałem tam latem, zaraz po tym, jak wziąłem roczny urlop dziekański w semina­rium we Włocławku. Chłonąłem wiatr przemian pod samym murem berlińskim. Widziałem tabuny NRD-owców, których zaczęto przepuszczać przez granicę za okazaniem dowodu oso­bistego. Drobni handlarze z Polski stali w długich kolejkach przed spożywczymi „Aldikami", aby po dach naładować łako­ciami swoje samochody i przyczepki, a po powrocie do kra­ju z godziwą przebitką sprzedać towar na bazarze. Wielu in­nych sprzedawało na berlińskim „Fłumarku" wszystko, co mo­gli dostać w kraju. Powstawały mniejsze i większe fortuny; kto się pierwszy zameldował na rynku - zbierał krocie, bo klienci, głodni zachodnich produktów, opróżniali w pośpiechu pończochy z zaskórniaków, zwłaszcza z waluty, l kupowali, ku­powali, wierząc, że się odkują na nowo. Większość z nich do tej pory nie dorobiła się ówczesnego stanu posiadania. W lu­dziach była jednak jeszcze inna fantazja i wiara we własne siły (Balcerowicz dopiero zaczynał), których nie zniszczyło 40 lat socjalizmu, a skutecznie pogrzebało 15 lat wolności. Oby nie do końca i nie na zawsze--.

Na polskie zoo mam jedną niezawodną metodę, którą i Warn polecam. Otóż, zamiast utyskiwać na wiecznie cięż­kie czasy, po prostu róbmy swoje. Może to coś da? Kto wie.

JONASZ..

Zgłoś jeśli naruszono regulamin