Helena Bechlerowa
Dwaj przyjaciele
Kaczorek Kwak bardzo chciał mieć przyjaciela.
- A jaki ma być ten twój przyjaciel? – pyta ciekawie kogucik Filon.
- Wierny. To musi być najwierniejszy przyjaciel.
- Nie wiem co to znaczy „wierny”, wytłumacz mi – prosił Filon.
- Wierny, to znaczy, że jak mnie napadnie wilk, to przyjaciel mnie obroni.
- A jeżeli jego napadnie wilk albo inny zwierz?
- To ja go wtedy obronię.
Kogucik zamyślił się.
- To ja będę twoim przyjacielem, chcesz?
- Chcę. I nie opuścisz mnie nigdy?
- Nigdy! A jeżeli znajdę smacznego robaczka w wodzie, to ci dam.
- A ja, gdy znajdę ziarenko w ziemi lepsze od innych, to na pewno będzie dla ciebie.
Wzięli się pod skrzydła i wszędzie chodzili razem. Cokolwiek kogucik powiedział, kaczorek mu zaraz przytakiwał:
- Tak, tak, tak!
- Nigdy się nie rozłączymy? – pytał Filon.
- Nigdy! – odpowiadał kaczorek.
- Nigdy! – powtarzał kogucik.
Jednego ranka trzymając się pod skrzydełka opowiadali sobie różne ciekawe historie. A tu wyrwał się z budy Fik. Zaszczekał, zawarczał i goni przyjaciół, aż biało na drodze od kurzu! Pędził ich drogą, pędził łąką, aż nad staw. Kwak pierwszy zobaczył wodę.
- Ratujmy się! – krzyknął i chlup! do wody.
A kogucik? Kogucik pływać nie umiał. Dopadł go Fik, potarmosił mu skrzydła, nastraszył szczekaniem i wrócił do budy. Kwak już wyszedł z wody i otrzepywał pióra.
- Ach, kaczorku kochany, przed wilkiem miałeś mnie bronić – skarżył się kogucik.
Zawstydził się Kwak.
- Tak, tchórz jestem. Ale bo też ten Fik szalał tak, że zupełnie głowę straciłem! Ale na drugi raz będzie inaczej.
Na drugi raz Fik wyglądał z budy, patrzył na kury i kaczki i mruczał zły:
- Kwacze to, gdacze, rozumu za grosz nie ma! Przepędzę!
A właśnie Kwak i Filon przechadzali się znowu w wielkiej przyjaźni. Puścił się za nimi Fik. Kurz się wzbił do góry, frunęło wysoko kogucie piórko, kaczorek trzepotał skrzydłami i uciekał. Ale na krótkich kaczych nóżkach niedaleko uciekł. Kogucik dopadł płotu.
- Ratujmy się! – krzyknął i już był na płocie.
Z płotu skoczył na dach szopy. Tu Fik go nie doścignie. A kaczorek? Kaczorek nie umiał frunąć na płot. Zapędził go Fik aż w pokrzywy, nastraszył i wrócił zziajany do budy.
Kogucik sfrunął z dachu. Kaczorek pokiwał głową.
- Przed wilkiem miałeś mnie ratować, a tymczasem…
- Ach, bo ten Fik takie szalone psisko! Tyle hałasu narobił, że straciłem głowę! Ale na drugi raz…
Na drugi raz może Kwak nie ucieknie do wody, może kogucik nie frunie na dach.
Wysłuchanie wiersza B. Jacewicz „Nie wyśmiewaj się z innych”
Nie wyśmiewaj się z innych
Piotrek, co miał jak lew grzywę To jak ktoś chodzi, śmieje się, śpiewa,
Codziennie bywał bardzo złośliwy, Tańczy, rysuje, maluje, ziewa,
A w złośliwości swojej uparty, Aż dnia pewnego w klasie śmiech:
Z każdego stroił niemiłe żarty. Patrzcie! Piotrek ma włosy zupełnie jak lew!
Wyśmiewał piegi i rude włosy, Ktoś lwa na tablicy narysował,
Skręcone loczki, przeróżne nosy, Piotruś się pod ławkę schował,
Spodnie, spódnice, swetry i bluzy, I odczuł wreszcie, jak to się dzieje,
Że ktoś jest mały, że ktoś jest duży, Kiedy ktoś z ciebie głupio się śmieje.
B. Szelągowskiej „Jesteśmy różni”
Jesteśmy różni
Ania razem z mamą uwielbiała spędzać czas w parku. Tyle tam się zawsze
działo! Mogła karmić kaczki i gołębie, patrzeć, jak wiewiórka skacze z gałęzi
na gałąź. A przede wszystkim mogła przyglądać się dzieciom biegającym po
przedszkolnym podwórku. Marzyła o tym, aby się z nimi pobawić, ale miała
chore nóżki i jeździła na wózku inwalidzkim.
Któregoś dnia zobaczyła machającą do niej dziewczynkę. Mama podprowadziła
wózek Ani bliżej ogrodzenia.
– Ja mam na imię Zosia, a ty jesteś Ania, prawda? – zapytała. – Słyszałam, jak
twoja mama tak do ciebie mówiła.
– To widziałaś mnie już wcześniej? – zdziwiła się Ania.
– No pewnie, zresztą moja koleżanka Kasia też. Tylko wstydzi się teraz podejść.
Już dawno chciałyśmy cię zapytać, dlaczego nie przychodzisz do przedszkola.
Wiesz, jak tu jest fajnie i wesoło? Zaraz się spytam naszej pani, czy możesz do
nas przyjść – zawołała i po chwili wróciła, prowadząc panią za rękę.
– Proszę pani, to jest Ania. Ona chciałaby przyjść do nas do przedszkola, bo jej
się nudzi!
– Oj, Zosiu, Zosiu. Najpierw musimy spytać się mamy Ani.
Ania popatrzyła proszącym wzrokiem na mamę. – Mogę?
– Oczywiście! Chętnie skorzystamy z zaproszenia.
Na podwórku dzieci otoczyły Anię, zasypując ją pytaniami: Jak ma na imię?
Czy będzie chodzić do przedszkola? Czy lubi bawić się lalkami? Czy fajnie
jeździ się na wózku? A potem dzieci zaczęły opowiadać o sobie. Ania poznała
Monikę, która miała całkiem rude włosy i piegi, Maćka chudego jak patyk,
Krzysia obgryzającego paznokcie Piotrka, który chce być kiedyś strażakiem
i Ewę, która najbardziej lubiła jeść cukierki, i jeszcze mnóstwo innych dzieci.
I tak oto spełniło się marzenie Ani. Mama zapisała ją do przedszkola, gdzie
mogła bawić się z innymi.
Wszyscy byli dla siebie mili, pomocni i chętnie dzielili się zabawkami.
Dzieci i z ogromnym zainteresowaniem słuchali barwnych opowiadań Ani,
która znała wiele pięknych baśni.
Srebrolak