===LUIgTCVLIA5 tA m9Pe U9 2Q 3RUM 1IhSitODnkJJ 1c 7
Polacy mają wszelkie przymioty oprócz zmysłu politycznego
Winston Churchill
Rozdział 1
Polacy na Kremlu ’41
Wysłużony pancernik szkolny Schleswig-Holstein zbliżył się do brzegu pod osłoną nocy. Na dany sygnał otworzył ogień ze wszystkich dział, w tym czterech kalibru 280 mm. Potężne eksplozje ćwierćtonowych pocisków oznajmiły światu początek największego konfliktu w dziejach ludzkości. Konfliktu, który miał trwać pięć lat, pochłonąć dziesiątki milionów ofiar i zdemolować trzy kontynenty.
Był 9 kwietnia 1940 roku. Tego dnia wybuchła druga wojna światowa, która rozpoczęła się od niemieckiego ataku na Danię i Norwegię. Zaskoczenie było całkowite. Krótka kampania -pierwszy Blitzkrieg w historii Europy - zakończyła się szybkim zwycięstwem sił zbrojnych III Rzeszy. Miesiąc później idący za ciosem Wehrmacht zaatakował Francję, Belgię, Holandię i Luksemburg. Europa zaczęła się trząść w posadach.
Ufni w Linię Maginota, potężne działa i swoją „niezwyciężoną” piechotę Francuzi ponieśli druzgoczącą klęskę. Niemieckie wojska pancerne brawurowym manewrem ominęły francuskie umocnienia i - przez Belgię - wdarły się na francuskie terytorium. Siły zbrojne tego kraju zostały rozbite w pył i zmuszone do ucieczki. 14 czerwca padł Paryż, 22 czerwca skapitulowała cała Francja, a brytyjski korpus ekspedycyjny pospiesznie ewakuował się przez Dunkierkę.
Europa Zachodnia znalazła się pod niemiecką okupacją. Jej mieszkańcy na własnej skórze odczuli, czym są Gestapo i SS, złowrogie służby bezpieczeństwa III Rzeszy. Rozpoczęły się łapanki, egzekucje i brutalne prześladowania Żydów. Adolf Hitler - przywódca radykalnego ruchu narodowosocjalistycznego, który zaledwie siedem lat wcześniej przejął władzę w Berlinie - triumfował. Uwierzył, że jest nowym Aleksandrem Wielkim.
Tymczasem w położonej na wschodzie Europy Polsce panował spokój. Oczywiście spokój w porównaniu z tym, co działo się na zachodzie kontynentu. Podczas gdy kraje tej części Europy jeden po drugim obracały się w gruzy pod potężnymi uderzeniami machiny wojennej Wehrmachtu, przez Polskę przetaczała się… fala antyrządowych niepokojów. Organizowali ją, połączeni w rzadkim sojuszu, na co dzień skłóceni, prosowieccy komuniści i antyniemieccy endecy.
Na ulicach Warszawy, Wilna, Krakowa, Lwowa, Poznania, Stanisławowa i szeregu innych miast Rzeczypospolitej dochodziło do demonstracji, które zamieniały się w uliczne bójki i zamieszki, tłumione surowo przez policję konną. Używano gumowych pałek, tłumy były płazowane. Oburzenie dużej części Polaków skierowane było przeciwko ministrowi spraw zagranicznych, Józefowi Beckowi. Ów niespecjalnie lubiany polityk nagle stał się wrogiem publicznym numer jeden.
Zarzucono mu „zhańbienie honoru narodu polskiego” i prowadzenie „tchórzliwej polityki ustępstw”. Nazywano „sługusem Hitlera” i „niemieckim agentem”. Rok wcześniej Józef Beck ugiął się bowiem pod presją Niemiec, poszedł na koncesje wobec zachodniego sąsiada i zgodził na przystąpienie Polski do paktu antykominternowskiego. Właśnie ta decyzja rozwiązała ręce Hitlerowi i otworzyła mu drogę do ataku na Zachód.
„To, co zrobił Beck, zhańbiło nas na najbliższe stulecia. Naród bitnego rycerstwa i patriotycznej młodzieży stał się narodem tchórzy. Sprowadzono nas do poziomu Czechów. Jak można było przestraszyć się niemieckiego bluffu i czołgów z tektury? Jak można było zdradzić
Francję, naszego najlepszego sojusznika, na którego zawsze mogliśmy liczyć?” - pisał Stanisław Stroński w „Warszawskim Dzienniku Narodowym” w kwietniu 1940 roku. W tych warszawskich, poznańskich i lwowskich kawiarniach, które były stałym miejscem spotkań endeków, wrzało.
Józef Beck w rozmowach z Hitlerem prowadzonych w jego alpejskiej willi Berghof zgodził się na wysuwane wobec Warszawy propozycje. Na przyłączenie Wolnego Miasta Gdańsk do Rzeszy oraz wybudowanie eksterytorialnej autostrady łączącej Prusy z resztą Niemiec przez polskie Pomorze. Liczyła ona mniej niż czterdzieści kilometrów i została zbudowana na wysokich słupach w formie wiaduktu. W zamian Niemcy - zgodnie z obietnicą - zagwarantowały Polsce jej zachodnią granicę i przedłużyły pakt o nieagresji z 1934 roku do dwudziestu pięciu lat. Podpisany w Warszawie układ przeszedł do historii jako pakt Ribbentrop-Beck, ze strony niemieckiej bowiem jego sygnatariuszem był minister spraw zagranicznych Joachim von Ribbentrop.
Wzburzyło to polską opinię publiczną, ale niepokoje nie trwały długo. Gdy w wyniku kolejnych uderzeń potężnych sił zbrojnych III Rzeszy jak domki z kart rozpadały się kolejne państwa Europy Zachodniej, na czele z uznawaną za „czołowe kontynentalne mocarstwo” Francją, krytyka decyzji Becka znacznie zelżała. Zdano sobie bowiem sprawę, że niewiele brakowało, aby i Polska podzieliła ten los.
Z przecieków, które zaczęły się przedostawać do europejskiej prasy z kręgów zbliżonych do kreatorów niemieckiej polityki zagranicznej, wynikało zresztą coś jeszcze bardziej złowrogiego. Otóż w umysłach przywódców III Rzeszy w 1939 roku począł się rodzić „plan B”. Biorąc pod uwagę możliwość odrzucenia propozycji przez Polskę, rozważali oni - tak, brzmi to jak political fiction - związanie się sojuszem z… komunistycznym Związkiem Sowieckim!
Na historyczne i politologiczne analizy nie było zresztą czasu. Państwo zostało bowiem potajemnie przestawione na tory wojenne. Z taśm produkcyjnych polskich fabryk zjeżdżały kolejne samoloty i czołgi. Produkowano amunicję i szyto mundury. Kolejne dziesiątki tysięcy rezerwistów dostawały pocztą karty mobilizacyjne. Kraj szykował się do wojny. Pakt Ribbentrop-Beck miał bowiem tajne protokoły dotyczące jednego z sąsiadów Polski…
22 czerwca 1941
Dzień ten był punktem zwrotnym w historii drugiej wojny światowej i całego świata. Tego dnia Niemcy i Polska - wraz z kilkoma pomniejszymi sojusznikami - przystąpiły do wojny ze
Związkiem Sowieckim. Rozpoczęła się Operacja „Barbarossa”, w polskiej nomenklaturze Plan „Hetman”. W ten sposób po ponad roku wojna dotarła do spokojnej do tej pory Europy Wschodniej. Międzynarodowym komentatorom skojarzenia nasuwały się same. Polacy znów, jak w 1812 roku u boku Napoleona, ruszyli na Moskwę. Tym razem u boku Hitlera.
W ataku dopatrywano się rewanżu za rok 1920, gdy bolszewicy najechali i spustoszyli terytorium Rzeczypospolitej. Armia Czerwona dokonała wówczas w Polsce wielu zbrodni, ale celu, jakim był podbój i sowietyzacja tego kraju, nie osiągnęła. Również Polacy, choć zwyciężyli na polu bitwy, nie zrealizowali swojego celu. Nie udało im się rozbić Bolszewii i stworzyć wymarzonej przez marszałka Józefa Piłsudskiego potężnej wschodnioeuropejskiej federacji rozciągającej się od Bałtyku po Morze Czarne.
Wojnę 1920 roku uznano więc w Europie za nierozstrzygniętą i znawcy spraw międzynarodowych spodziewali się dogrywki. Rozpoczęła się ona właśnie 22 czerwca 1941 roku. Noty o wypowiedzeniu wojny szefowi sowieckiej dyplomacji Wiaczesławowi Mołotowowi wręczyli akredytowani w Moskwie ambasadorzy Niemiec - Friedrich-Werner von der
Schulenburg - i Polski - Wacław Grzybowski.
„Wobec bankructwa państwa sowieckiego Polska nie widzi innej możliwości niż przyjść z pomocą przedstawicielom narodów Rzeczypospolitej: Polakom, Ukraińcom i Białorusinom, którzy zamieszkują byłe sowieckie terytorium” - napisano w nocie przekazanej przez polskiego
dyplomatę. Oburzony Mołotow dokumentu nie przyjął. Nie mógł jednak dodzwonić się do Józefa Stalina, który zaskoczony i przerażony atakiem, zapadł się pod ziemię. Tymczasem na całej długości granicy polsko-sowieckiej junkersy i łosie bombardowały pozycje Armii Czerwonej. Niemal całe lotnictwo nieprzyjaciela zostało zniszczone na pasach startowych. Podobnie stało się z bronią pancerną zgrupowaną w dużych masach przy samej granicy. Polskie i niemieckie oddziały, które wkroczyły na terytorium czerwonego imperium, napotkały niezwykle słaby opór nieprzyjaciela.
Armia Czerwona poddawała się całymi dywizjami, poczynając od kucharzy i konowodów, na generałach i sztabach kończąc. Uciemiężona przez komunistów ludność witała żołnierzy wkraczających armii jak wyzwolicieli. Pod kolumny czołgów rzucano kwiaty, w oknach pojawiały się uszyte naprędce z kawałków materiału biało-czerwone flagi. Wywieszali je sowieccy Polacy zdziesiątkowani w 1937 roku podczas tak zwanej operacji polskiej NKWD, Ukraińcy, który niecałą dekadę wcześniej padli ofiarą ludobójstwa podczas wywołanego sztucznie Wielkiego Głodu, ale również Białorusini, Żydzi i Rosjanie.
Niemal w każdej większej miejscowości zajmowanej przez wojska koalicji znajdowano więzienia wypełnione stosami trupów. Zaskoczeni atakiem funkcjonariusze NKWD nie zdążyli ewakuować więźniów politycznych i zdecydowali się na ich pośpieszną, niezwykle brutalną eksterminację. Czerwoni oprawcy wrzucali do cel granaty lub strzelali do stłoczonych więźniów z karabinów maszynowych. Innych masakrowali bagnetami i siekierami na więziennych dziedzińcach. Wśród zamordowanych znajdowało się wielu Polaków z sowieckim obywatelstwem.
Polskie dywizje pancerne, które przez ostatnie dwa lata (1939-1941) zdążyły się znacznie rozbudować, szerzyły przerażenie w szeregach nieprzyjaciela i wgryzły się głęboko w jego terytorium. Dowodzący nimi generał Stanisław Maczek rozpoczął „wyścig do Moskwy” ze swoim niemieckim odpowiednikiem generałem Heinzem Guderianem. W warunkach wojny błyskawicznej na wielkich przestrzeniach Wschodu znakomicie sprawdziła się również polska kawaleria.
Tymczasem 26 czerwca 1941 roku rząd polski wydał, a marszałek Edward Śmigły-Rydz podpisał, odezwę do narodu ukraińskiego. Zaczynała się ona od słów: „Bracia, przybywamy do was nie jako wrogowie, ale jako przyjaciele. Nie jako ciemiężyciele, ale jako wyzwoliciele. Idziemy śladami Józefa Piłsudskiego i Semena Petlury, dwóch wielkich przywódców, którzy najlepiej zrozumieli, że losy narodów naszych powiązane są ze sobą niczym konary oplatających się drzew… ”
Dalej Śmigły-Rydz wzywał mieszkańców Ukrainy do walki ze „wspólnym śmiertelnym wrogiem obu narodów i całej ludzkości - bolszewizmem”. Obiecywał zniesienie kołchozów,
wprowadzenie wolności religijnej i delegalizację partii komunistycznej. W odezwie znalazła się
także zapowiedź stworzenia „wielkiej samoistnej Ukrainy związanej wiecznym braterskim
sojuszem z Rzeczpospolitą Polską”.
17 września 1941
Odzew na tę odezwę był ogromny, wszędzie na Ukrainie wojska polskie były wręcz entuzjastycznie witane przez miejscową ludność. Po zajęciu Kamieńca Podolskiego, Żytomierza, Winnicy, Korostenia, Berdyczowa i Koziatyna w początkach lipca rozpoczęła się wielka bitwa o Kijów. Pierwsze poważne starcie na południowym odcinku frontu, w jakim Wojsko Polskie i Wehrmacht starły się w tej kampanii z Armią Czerwoną.
Bitwa ta była zwycięska. W polsko-niemieckie okrążenie dostało się milion żołnierzy sowieckich i olbrzymie ilości sprzętu. Rozbito niemal cały Front Południowo-Zachodni Armii Czerwonej. Kijów padł 19 września. Wzięto nie notowaną wcześniej w historii wojen liczbę
...
Kuposlaw666