04 Mroczna magia - Christine Feehan.pdf

(1197 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
FEEHAN CHRISTINE
MROK CZ. 4
“DARK MAGIC” MROCZNA MAGIA
Tłum. Joanna JKK i milila87
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Noc pulsowała życiem, biciem serc niezliczonej liczby ludzi. Szedł
między nimi niewidziany, niewykryty, poruszając się z płynną gracją
dzikiego drapieżnika.
W nozdrzach silnie odczuwał ich zapach. Mdłe perfumy. Pot. Szampon.
Mydło. Alkohol. Narkotyki. AIDS. Słodka, zdradliwa woń krwi. Jakże
wielu ludzi w tym mieście. Bydło. Owce. Zdobycz. Miasto było
znakomitym miejscem do polowań. Lecz on pożywił się już tego dnia,
więc pomimo, że krew szeptała do niego, kusząc obietnicą siły, potęgi,
uwodzicielską gorączką podniecenia, powstrzymał się od ulegania swoim
pragnieniom. Po tych wszystkich wiekach stąpania po ziemi, wiedział, że
cicho szeptane obietnice były bez pokrycia. Miał już olbrzymią moc i siłę,
wiedział, że gorączka, jakkolwiek by nie była kusząca, była taką samą
iluzją jak ludzkie narkotyki.
Stadion w tym nowoczesnym mieście był ogromny, zapchany tysiącami
ludzi.
Przeszedł obok strażników bez chwili wahania, bezpieczny, wiedząc, że
nie mogą wykryć jego obecności. Pokaz magii- łączący wyczyny ucieczki,
zniknięcia i tajemnicy – był już prawie zakończony, a oczekiwanie- ciche i
wstrzymujące oddech- zaległo wśród tłumu. Na scenie słup mgły wzniósł
się z miejsca, gdzie, chwilę wcześniej stała sama iluzjonistka. Wmieszał
się cienie, jego blade, srebrzyste spojrzenie wbijało się w scenę. Wtedy z
mgły wyłoniła się ona- spełnienie fantazji każdego mężczyzny- marzenie o
gorących, parnych nocach. Na satynie lub jedwabiu. Oczarowująca gracja
ruchów kobiety przywodziła na myśl tajemniczą, mistyczną mieszankę
niewinności i uwodzenia.
Gęste granatowo-czarne włosy opadały falującą kaskadą aż do jej bioder.
Biała wiktoriańska koronka sukni zakrywała jej ciało, unosząc wysokie,
pełne piersi i formując jej wąską klatkę piersiową wraz z wciętą talią.
Małe perłowe guziki u dołu sukni były rozpięte od rąbka aż do pół uda,
ukazując przelotnie ponętne pięknie ukształtowane nogi. Jej znak
firmowy- ciemne okulary- zasłaniały oczy, ale przyciągały uwagę do
kuszących ust, idealnych zębów oraz klasycznych rysów twarzy.
Savannah Dubriński, jedna z największych magików na świecie.
Mężczyzna wytrzymał już blisko tysiąc lat ponurej pustki. Bez radości,
gniewu, bez pożądania. Żadnych emocji. Nic, oprócz przyczajonego
wewnątrz głodnego, niezaspokojonej bestii. Nic prócz rosnącej ciemności,
plamy rozrastającej się w jego duszy. Jasne oczy ślizgały się po
niewysokiej, idealnej figurze, a potrzeba nagle w niego uderzyła. Twarda.
Brzydka. Bolesna. Jego ciało spuchło, stwardniało, każdy mięsień napiął
się, gorący i bolesny. Palce zgięły się wolno wzdłuż oparcia fotela,
wbijając się głęboko i pozostawiając widoczne odbicie ludzkich palców w
metalu. Pot kroplił mu się na czole. Pozwolił, aby ból przepływał przez
niego. Smakując go. Czuł. Jego ciało nie tylko jej pragnęło.
Żądało jej, płonęło za nią. Zwierzę uniosło swój łeb i spoglądało na nią,
znacząc ją, roszcząc swych praw do niej. Ostry, niebezpieczny i okrutny
głód narastał.
Na scenie dwójka asystentów zaczęła zakuwać ją w łańcuchy, ich ręce
dotykały jej miękkiej skóry, ich ciała ocierały się o nią. Niski warkot
narastał mu w gardle, jego jasne oczy płonęły dziką czerwienią. W tej
chwili tysiąc lat samokontroli zniknęło w ogniu, uwalniając
niebezpiecznego drapieżnika.
Wiedział, że nikt nie jest już bezpieczny, śmiertelnik czy nieśmiertelny. Na
scenie głowa Savanny uniosła się i odwróciła, jak gdyby wyczuwała
niebezpieczeństwo, mały jelonek schwytany w pułapkę, przyszpilony do
ziemi.
Jego wnętrzności zacisnęły się gorąco. Uczucia. Ciemne pożądanie. Dzika
żądza. Silna, prymitywna potrzeba posiadania. Zamknął oczy i odetchnął
głęboko. Wyczuł jej strach i był z niego zadowolony. Myśląc, że jest just
stracony na cała wieczność, nie dbał o to, że uczucia mogą być tak
intensywne by doprowadzić go na skraj przemocy. Były prawdziwe.
Możliwość odczuwania była radosna, bez względu na to ja niebezpieczne
były to uczucia. Nie miało dla niego znaczenia, że niesłusznie ją oznaczył
jako swoją, że zgodnie z prawem nie należała do niego, że manipulował
wynikiem ich związku nawet przed jej urodzeniem, że złamał praw
swojego ludu by ją posiadać. Nic nie miało znaczenia. Jedynie to, że
wreszcie była jego. Wyczuł poszukiwania jej umysłu, otarły się o niego jak
skrzydła pięknego motyla. Lecz on był prastary, potężny, a jego wiedza
przerastał granice Ziemi. Był tym, o którym przedstawiciele jego
własnego gatunku mówili szeptem, z trwogą, strachem i lękiem. Mroczny.
Mimo przeczucia niebezpieczeństwa, nie miała szans aby go odnaleźć, aż
sam na to nie pozwoli. Jego usta rozciągnęły się w cichym warczeniu gdy
blond pomocnik położył rękę na twarzy Savanny i odcisnął pocałunek na
jej czole, zanim zamknął ją, zakutą w kajdany i związaną, w stalowej
skrzyni. Kły wysunęły mu się w ustach i bestia spoglądała na tego
człowieka zimnym, nieruchomym spojrzeniem mordercy. Z rozmysłem
skupił się na gardle blondyna- pozwolił mu poczuć, tylko na jedną chwilę,
agonię uduszenia. Mężczyzna złapał się za gardło i potknął się, później
doszedł do siebie, wciągając powietrze do płuc.
Rzucił szybkie, nerwowe spojrzenie dookoła, na próżno próbując wejrzeć
w publiczność. Ciągle ciężko jeszcze oddychając, odwrócił się by pomóc
opuścić stalową skrzynię do pomieszczenia zalanego wodą. Niewidoczny
drapieżca miękko warknął ostrzeżenie, śmiertelny, groźny dźwięk, który
mógł usłyszeć jedynie blondyn. Mężczyzna na scenie pobladł widocznie i
mruknął coś do drugiego pomocnika, który szybko potrząsnął głową
marszcząc brwi. Podczas gdy powrót możliwości odczuwania przyniósł
starszemu nieopisaną radość, utrata kontroli natomiast była niebezpieczne,
nawet dla niego. Odwrócił się od przedstawienia i opuścił stadion, a każdy
krok oddalający go od Savanny był bolesny. Mimo to zaakceptował ból,
ciesząc się możliwością jego odczuwania.
Sto pierwszych lat jego istnienia było dziką orgią uczuć, zmysłów, mocy i
pożądania- nawet dobroci. Ale z wolna, nieubłaganie, ciemność która
narażała na niebezpieczeństwo duszę męskich przedstawicieli Karpatian
niemających towarzyszki życia, upomniała się również o niego. Emocje
wyblakły, kolory znikły, aż po prostu tylko istniał. Eksperymentował,
odkrywał moc i wiedzę oraz zapłacił za to wysoką cenę. Pożywiał się,
polował, zabijał kiedy uznawał to za właściwe. A ciemność zawsze
gęstniała, grożąc skażeniem jego duszy na zawsze, zamianą w jednego z
Zgłoś jeśli naruszono regulamin