Licia Troisi - Wojny Świata Wynurzonego 01 - Sekta zabójców.docx

(551 KB) Pobierz

 

LICIA TROISI

WOJNY

ŚWIATA WYNURZONEGO

Tom I

SEKTA ZABÓJCÓW

Z języka włoskiego przełożyła

Zuzanna Umer

VIDEOGRAF II

Katowice

GTW


Tytuł oryginału

Guerre del mondo emerso

I. La setta degli assassini

Redakcja

Elżbieta Spadzińska-Zak

Projekt okładki Marek Piwko

Ilustracja na okładce

Paolo Barbieri

Skład i łamanie

Damian Walasek

Korekta

Irena Żaba

Wydanie I, maj 2008

Videograf II Sp. z o.o., 41-500 Chorzów, al. Harcerska 3 C tel. (0-32) 348-31-33, 348-31-35, fax (0-32) 348-31-25 office@videograf.pl

www.videograf.pl

© Copyright 2006 by Arnoldo Mondadori Editore

S.p.A, Milano

© Copyright for the Polish edition by Videograf II Sp. z o.o.

Chorzów 2008

ISBN 978-83-7183-582-7

Druk i oprawa:

OP0Lgraf s.a.

Opole, ul. Niedziałkowskiego 8-12

www.opolgraf.com.pł


Lucii

Breathe in deep, and cleanse away our sins

And we'll pray that there's no God

To punish us and make a fuss.

Muse, Fury


Prolog

Cała wieża zawaliła się w mgnieniu oka. Rozprysnęła się w miriady odłamków czarnego kryształu, które pokryły całą równinę. Na kilka chwil wszystkich oślepiło.

Następnie pył opadł, a spojrzenie świadków zaczęło błąkać się po niewyobrażalnej scenerii. Twierdzy już nie było. Stała tam przez prawie pięćdziesiąt lat, rzucając cień na egzystencję zgromadzonych teraz wśród jej ruin Przegranych i opromieniając nadzieje Zwycięskich. Teraz nie zatrzymywała już wzroku, który sięgał swobodnie aż po horyzont.

Wielu wydało okrzyk radości. Odrażające gnomy, niegodni ludzie i niewolnicy Wolnych Krain jednym głosem wykrzykiwali swoją euforię.

Yeshol - czarodziej i zabójca - zapłakał.

Potem nastąpiła regularna rzeź.

Ludzie i gnomy, jeźdźcy i rebelianci rzucili się z impetem na ocalałych i mordowali ich bez litości.

Yeshol wziął miecz od jakiegoś poległego żołnierza i stanął do walki, bez żadnej nadziei. Nie chciał przeżyć w świecie bez Tyrana i bez Thenaara.

Na niebie rozbłysnął czerwienią ostatni skrawek słońca. Zachód zastał Yeshola stojącego samotnie pośród stosów trupów, kurczowo ściskającego w ręku swą broń.

Los miał wobec niego inne plany. Jeszcze żył.

I wreszcie zapadła noc. Jego noc.

Uciekł stamtąd, przez wiele dni się ukrywał, nigdy jednak nie oddalając się zbytnio od Twierdzy. Widział, jak zwycięzcy biorą jeńców, widział, jak zuchwale obejmują tę ziemię w posiadanie.

Jeszcze tak niedawno, zaledwie kilka dni wcześniej, Aster obiecywał mu, że Dni Thenaara są bliskie, że świat zostanie skąpany we krwi i że nastąpi nowy początek.

- A potem nadejdzie epoka Zwycięskich - zakończył Aster swoim delikatnym głosem.

- Tak, Mistrzu.

Teraz natomiast jedyny człowiek, w którego kiedykolwiek wierzył Yeshol, nie żył. Jego Wódz, jego Mistrz, Wybrany.

Patrząc na zwycięzców odjeżdżających wozami wypełnionymi zdobyczami z Twierdzy: magicznymi napojami i truciznami z laboratorium oraz cennymi manuskryptami, które Aster kochał bardziej niż własne życie, Yeshol poprzysiągł zemstę.

Cieszcie się tym, póki możecie, bo mój Bóg jest bezlitosny.

Wyszedł ze swojej ostatniej kryjówki. Musiał uciekać, ratować się, bo tylko w ten sposób mógł ocalić kult Thenaara, odbudować potęgę Zwycięskich i zacząć wszystko od początku. Musiał odszukać ocalałych braci.

Ale przedtem jeszcze ostatnia sprawa.

Boso ruszył przez równinę. Odłamki czarnego kryształu wbijały mu się w podeszwy stóp, raniąc je do krwi.

Dotarł do serca Twierdzy. Chociaż zachowały się tylko nieliczne fragmenty murów, wiedział, że tam jest, znał na pamięć plan budynku.

Połamany tron leżał na ziemi. Niemal całe siedzisko było w kawałkach, ale oparcie wciąż majestatycznie wznosiło się nad ziemią. Nie było śladu po Asterze.

Pogładził oparcie tronu. Jego dłonie przebiegły po ornamentach i natrafiły na skrawek zaplamionej krwią tkaniny. Palce zacisnęły się wokół niej. Mimo panującej ciemności, Yeshol ją rozpoznał. To była Jego szata. Ta, którą Aster miał na sobie w dzień upadku.

Relikwia, której szukał.

 


CZĘŚĆ PIERWSZA


To była Wielka Zimowa Bitwa, podczas której obalono królestwo Tyrana. Ogromna armia, jaką wystawiono na tę okazję, byłaby jednak całkowicie bezużyteczna, gdyby Nihal nie zniweczyła wcześniej czarów Tyrana. Siły Tyrana zostały bowiem stworzone przy użyciu Zakazanej Magii i przeważały liczebnie. To właśnie dlatego Nihal uciekła się do zapomnianych czarów elfickich. W Ośmiu Krainach Świata Wynurzonego zamieszkuje jeszcze osiem pierwotnych duchów czczonych niegdyś przez Elfy, a każdy z nich jest strażnikiem kamienia obdarzonego szczególnymi siłami mistycznymi. Połączenie tych Ośmiu Kamieni zebranych w słynny Medalion, który od dnia zwycięstwa Nihal ma zawsze przy sobie, pozwala znieść wszelkie czary, oddając je w dłonie osoby przyzywającej duchy.

Nadzwyczajna więc była to moc, ale w dniach naszych już utracona. Nihal bowiem, Ostatni Pól-Elf Świata Wynurzonego, wyczerpała całkowicie moc Medalionu, który nie jest już teraz niczym więcej, jak tylko ozdobą.

W ten sposób ze Świata Wynurzonego zniknął ostatni odblask magii elfickiej.

Leona, członek Rady

Upadek Tyrana

Księga XI


1.
Złodziejka

Mel ziewnął, patrząc na rozgwieżdżone niebo. Zwarta, gęsta chmurka oddechu zakrzepła w powietrzu. Było naprawdę bardzo zimno, a przecież to dopiero październik. Mężczyzna owinął się ciaśniej płaszczem. Oczywiście, ta przeklęta nocna warta musiała trafić się właśnie jemu. I to na dodatek w okresie, kiedy panu wiedzie się niezbyt dobrze. Prawdziwa udręka. Kiedyś tam, w ogrodzie, stało ich na straży wielu. Sporo ich było również w środku, w sumie przynajmniej z dziesięciu strażników. Teraz jednak byli tylko we trzech. On w ogrodzie, Dan i Sarissa przed komnatą. Na domiar złego z każdym miesiącem pozbawiano ich ekwipunku.

- Dzięki temu nie jestem zmuszony do obcinania wam poborów - mówił Amanta, członek Rady.

Po niedługim czasie Mel był już wyposażony jedynie w krótki miecz, wytarty skórzany pancerz oraz ten lekki płaszcz, który miał na sobie, a który ani trochę nie grzał.

Mel westchnął. Dawniej, kiedy był najemnikiem, było lepiej.

Wojna postępowała pełną parą, król Krainy Słońca, Dohor, już wyciągnął swoje chciwe ręce do Krain Dni i Nocy, zaś wojna tocząca się w Krainie Ognia przeciwko gnomowi Ido wydawała się zwykłą potyczką. Garstka oberwańców przeciwko najpotężniejszej armii Świata Wynurzonego, jakie mogli mieć nadzieje? Tak, to prawda, Ido przed swoją zdradą był Najwyższym Generałem, a jeszcze wcześniej bohaterem Wielkiej Wojny z Tyranem, ale tamte czasy już minęły. Teraz był już tylko starcem: to Dohor, będący królem, pełnił funkcję Najwyższego Generała.

A jednak było ciężko, bardzo ciężko. I długo to wszystko trwało. Te przeklęte gnomy pojawiały się ze wszystkich stron. Postępowały naprzód dzięki zasadzkom i pułapkom, a wojna polegała już tylko na czołganiu, ukrywaniu i oglądaniu się za siebie na każdym kroku. Ten koszmar trwał dwanaście lat. I dla Mela skończył się źle. Zasadzka, jak zwykle. I przeszywający ból w nodze.

Nigdy już nie wrócił do pierwotnej formy, więc musiał się wycofać. To był trudny okres. W końcu umiał przecież tylko walczyć, czym innym miałby się zająć?

Znalazł pracę u Amanty jako wartownik. Na początku wydawało mu się to przyzwoitym i honorowym rozwiązaniem.

Nie przewidział, że nadejdą dni niczym nieróżniące się jeden od drugiego oraz nuda wynikająca z zajęcia powtarzanego każdej nocy. Przez osiem lat służby u Amanty nigdy nic się nie wydarzyło. A jednak Amanta miał bzika na punkcie bezpieczeństwa. Jego dom, pełen przedmiotów o niezwykłej wartości, a jednocześnie całkowicie bezużytecznych, był strzeżony niczym muzeum, a nawet bardziej.

Mel przeszedł na tyły domu. Nieznośnie długo trwało przemierzenie całego obwodu tego bezsensownego pałacu, który Amanta kazał sobie wybudować. Teraz przez tę ruderę, która tylko przypominała mu o dobrych czasach, kiedy jeszcze był dobrze sytuowanym szlachcicem, siedział po uszy w długach, powoli popadając w nędzę.

Mężczyzna zatrzymał się na kolejne głośne ziewnięcie. I wtedy to się stało. Błyskawicznie i w ciszy. Cios dokładnie wymierzony w głowę. Potem ciemność.

Cień został panem ogrodu. Rozejrzał się wokół, a następnie prześlizgnął się do nisko umieszczonego okna. Trawa pod jego miękkimi krokami nawet nie drgnęła.

Otworzył okno i w mgnieniu oka wsunął się do środka.

Tego wieczoru Lu była zmęczona. Pani narzekała przez cały dzień, a teraz jeszcze to absurdalne polecenie, przez które musiała siedzieć tak długo w nocy. Polerowanie starych sreber... Co niby potem z nimi zrobi?

- Na wypadek, gdyby ktoś przyszedł nas odwiedzić, głupia brzydulo!

A niby kto? Pan już popadł w niełaskę, więc i damy nie ociągały się z opuszczeniem jego domu. Wszyscy bardzo dobrze pamiętali, co prawie dwadzieścia lat wcześniej stało się ze szlachtą z Krainy Słońca, kiedy próbowała buntować się przeciwko Dohorowi, knując przeciw niemu spisek. Mimo iż Dohor, poślubiwszy królową Sulanę, był prawowitym królem, nie był szczególnie kochany. Skupiał w swoich rękach zbyt wielką władzę, a jego ambicje wydawały się nieograniczone. Dlatego próbowano zrzucić go z tronu, jednak bez powodzenia. Amancie udało się wyjść z tego bez szwanku, ale niewiele brakowało. Ugiął się przed wolą swojego króla i zniżył się do lizania mu stóp.

Lu potrząsnęła głową. Niepotrzebne i jałowe rozmyślania. Lepiej to zostawić.

Szelest.

Lekki.

Bardzo delikatny.

Dziewczyna odwróciła się. Dom był duży, zbyt duży i pełen złowrogich hałasów.

- Kto tam? - spytała z lękiem. Cień stał nieruchomo w ciemności.

- Pokażcie się! - zawołała Lu.

Żadnej odpowiedzi. Cień oddychał cicho, spokojnie.

Lu pobiegła piętro wyżej, do Sarissy. Często to robiła, kiedy wieczorem musiała zostać sama przy pracy. Po pierwsze bała się ciemności, a po drugie Sarissa jej się podobał. Był niewiele starszy od niej i miał piękny, dodający otuchy uśmiech.

Cień podążył za nią w ciszy.

Sarissa stał na wpół uśpiony, leniwie opierając się o włócznię. Strzegł komnaty pani.

- Sarissa...

Chłopak otrząsnął się. - Lu...

Nie odpowiedziała.

- Och, do diabła, Lu... znowu?

- Tym razem jestem pewna - rzuciła. - Tam ktoś był... Sarissa parsknął zniecierpliwiony.

- To zajmie tylko chwilkę - nalegała Lu. - Proszę cię... Sarissa poruszył się niechętnie.

- Pospieszmy się.

Cień poczekał, aż plecy chłopca znikną za rogiem schodów, po czym przystąpił do działania. Drzwi nie były nawet zamknięte na klucz. Przemknął się do pokoju. Na środku komnaty stało słabo oświetlone przez księżyc w pełni łoże, z którego dobiegało głośne chrapanie, od czasu do czasu przerywane czymś w rodzaju ponurych rzężeń i jęków. Może Amanta śnił o swych wierzycielach, a może o właśnie takim jak on cieniu, który przybył zabrać mu jedyne, co mu pozostało: cenne cymelia. Cień się nie zdziwił. Wszystko szło zgodnie z planem. Pani spała w oddzielnym pokoju. Drzwi, które go interesowały, znajdowały się przed jego oczami.

Przeszedł do drugiej komnaty, takiej samej, jak poprzednia. Z łoża tym razem nie dobiegało nawet westchnienie. Prawdziwa dama z tej żony Amanty.

Cień w ciszy skierował się do wiadomego miejsca. Pewnym ruchem otworzył szufladę. Małe zawiniątka z brokatu i aksamitu. Nie musiał ich nawet otwierać: doskonale wiedział, co zawierają. Wziął je i włożył do przewieszonego przez ramię chlebaka. Ostatnie spojrzenie na kobietę leżącą w łożu. Owinął się płaszczem, otworzył okno i zniknął.

Makrat, stolica Krainy Słońca, był miastem-polipem, ale jeszcze bardziej przypominał go nocą, kiedy jego profil kreśliły jedynie światła karczm i budynków. W centrum znajdowały się wielkie pańskie pałace, kanciaste i imponujące, natomiast na peryferiach mieściły się małe gospody, nędzne domki i baraki.

Postać poruszała się, wtapiając w mury budynków. Z kapturem opuszczonym na twarz, w ciszy i anonimowo przemierzali opustoszałe ulice miasta. Nawet teraz, po zakończonej pracy, jej kroki nie rozbrzmiewały po bruku.

Doszła do brzegu miasta, aż do położonego na uboczu zajazdu będącego w tych dniach jej domem. Prześpi tam jeszcze tę jedną noc, a potem koniec. Musi zmienić miejsce, przemieścić się, zgubić ślady. I tak już zawsze, wiecznie ścigana.

Cicho weszła do swojego pokoju, gdzie czekało na nią tylko spartańskie łóżko i ława skrzyniowa z ciemnego drewna. Przez okno wpadał metaliczny pobłysk księżyca.

Rzuciła torbę na łóżko, po czym zdjęła płaszcz. Kaskada lśniących kasztanowych włosów spiętych w koński ogon opadła do połowy pleców. W nikłym świetle świecy postawionej na skrzyni pojawiła się napięta i zmęczona twarz, twarz dziecka.

Dziewczynka.

Nie więcej niż siedemnaście lat, poważny wyraz twarzy, ciemne włosy i blada, oliwkowa cera.

Miała na imię Dubhe.

Dziewczyna zaczęła zdejmować z siebie broń. Sztylety, noże do rzucania, dmuchawka, kołczan i strzały. Teoretycznie to wszystko nie było złodziejowi potrzebne, ale ona nigdy nie rozstawała się ze swym orężem.

Zdjęła gorsecik, zostając w samej koszuli i swoich zwykłych spodniach. Rzuciła się na łóżko i popatrzyła na plamy wilgoci na suficie, posępnie rysujące się w świetle księżyca.

Zmęczona. Sama nie potrafiła powiedzieć, czym. Nocną pracą, tą wieczną wędrówką, samotnością. Sen uniósł ze sobą jej myśli.

Wiadomość rozniosła się szybko i już nazajutrz cały Makrat wiedział. Amanta, były Pierwszy Dworzanin, dawny doradca Sulany, został okradziony we własnym domu.

Nic nowego pod słońcem, bogatym często się to zdarzało, a ostatnio szczególnie w okolicach miasta.

Śledztwo jak zwykle nie przyniosło żadnych rezultatów i, jak wielokrotnie w ciągu ostatnich dwóch lat, cień pozostał tylko cieniem.


2.
Życie codzienne

Nazajutrz Dubhe opuściła gospodę wcześnie rano. Zapłaciła monetami, które zostały jej z poprzedniej pracy. Była kompletnie spłukana, więc ta wycieczka do domu Amanty była dla niej błogosławieństwem. Zazwyczaj rzadko miała do czynienia bezpośrednio z grubymi rybami; zadowalała się robotą na nieco niższym poziomie, która gwarantowała jej, że nie ściągnie na siebie niczyjej uwagi. Teraz jednak naprawdę miała nóż na gardle, i Zanurzyła się w zaułkach Makratu. To miasto było wiecznie w ruchu i nigdy nie zasypiało. Zresztą było to najbardziej chaotyczne miejsce w całym Świecie Wynurzonym - pełne ludzi, gęsto obstawione szlacheckimi pałacami, walczącymi o ulice i place z chatkami biedaków. Na przedmieściach stały baraki zwyciężonych na wojnie, uciekinierów z Ośmiu Krain Świata Wynurzonego, którzy stracili wszystko w latach, kiedy Dohor dochodził do władzy. Były tam istoty wszystkich ras, a także wielu Famminów. To oni byli prawdziwymi ofiarami: pozbawieni ziemi, ścigani ze...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin