Rolle Antoni - EMIR RZEWUSKI.doc

(362 KB) Pobierz
Rolle Antoni

Rolle Antoni

Emir Rzewuski

 

 

 

Dura lex sed lex

 

I

 

„A to istne awantury arabskie", wołał gmin szlachecki przed kilkudziesięciu laty, ilekroć mu opowiadano zdarzenia niepodobne do prawdy albo ilekroć natknął się w drodze życia na coś nadzwyczajnego, wychodzącego z powszedniej kolei. Z czasem owe orzeczenie nabrało przysłowiowego znaczenia; dziś już większość nie potrafi wytłumaczyć sobie jego początku, a wówczas wszyscy wiedzieli, że do utworzenia go dał powód pan sawrański, opowiadający nieprawdopodobne rzeczy

o swoich za morzem podróżach, choć z drugiej strony, widząc tego pana w zawoju, otulonego białym burnosem, uganiającego pośród nocy letniej po stepie szerokim, bujną trawą porosłym, uosobiano w nim owe „awantury arabskie", drobiazg herbowny szeptał z ironią, że syn hetmański przyzwyczaił się pośród obcych do nocnej włóczęgi, więc

i u siebie włóczy się, choć go stać na to, by siedział pod strzechą i używał wczasu tak pożądanego dla pracującego człowieka. Owe jednak powieści o przygodach w dzikiej pustyni, coraz szersze zakreślając koło, przybierały legendowe znaczenie, w końcu powszechność ustroiła je w szatę wschodnią, jakby opowiadanie żywcem z tysiąca i jednej nocy wyjęte.

Nic też dziwnego, że podróżnik z dalekiego Arabistanu znalazł poetów, którzy go opiewali. Trzymając się chronologicznego porządku, bez uwzględnienia starszeństwa na Parnasie, dodamy, że pierwszy Mickiewicz odmalował fantastyczną postać Rzewuskiego w cudownym Farysie, z kolei Pol aż w trzech dumach przekazał czyny jego potomności; pierwsza nich najpiękniejsza, najwięcej pod względem rytmu i obrazowania zbliżona do pieśni gminnej: oto kozak w puszczy arabskiej wzdycha do Ukrainy, do zostawionej tam dziewczyny, do chaty

własnej, do drewnianej cerkiewki, wzdycha i skarży się złotobrodemu atamanowi i tak go skargą a żalem rozrzewnia, że ten kojąc smutek wiernego przyjaciela, zrywa się do powrotu:

 

Cyt, cyt druhu, cyt kozacze!

Ataman zawoła, Kiedy nasza luba płacze,

Toć zdążym do sioła. Siodłaj Guldę, nabij bronie,

Dalej druhy przodem! W Czarnym Morzu mimochodem

Napoimy konie.

 

Słowacki znowu otulił tę postać fantastyczną czarem miłości, rzucił ją w objęcia wschodniej hurysy, która tonie z rozpaczy, dowiedziawszy się, że ją opuszcza, zostawiając kochankowi sztylet w upominku:

 

Smutnego uniosły arabskie latawce,

Bo znikła w krużganku, bo widział w sadzawce

Pod oknem w ogrodzie, fal koło ?na wodzie

białą zasłoną. O Lachu! I nocą zobaczył kraj miły, rodzony, Gdy księżyc się wznosił na stepach czerwony, W noc nawet i ślepy poznałby te stepy

Po kwiatów rodzinnych zapachu.

A przed Słowackim jeszcze opiewał go w narzeczu ludowym Tymko Padurra, jowialnie odmalował X. Komarnicki, a wielu innych, jak Michał Budzyński, Podlewski , poświęcili mu całe poemata.

Ale nie tylko w mowie wiązanej przekazano nam dzieje tego fantastycznego żywota; i prozą kuszono się o odmalowanie przygód, znanych przed laty powszechnie pod nazwą „awantur arabskich". Jedni, jak Piotr Bykowski , szli na podsłuchy tradycji, stąd w ich opowieściach wiele ubarwień, szczegółów nieprawdziwych dodano niemało, a szczegółów prawdziwych opuszczono jeszcze więcej. Inni, jak Siemieński i Kapliński, układali sprawozdanie z pamiętnika pozostawionego przez Emira, ostatni krótko a zwięźle rzecz opowiedział, pierwszy czerpał pełną ręką z tego źródła, z właściwym sobie talentem

             

               

 

 

  

 

             

 

 

ubrał gawędę, zgrupował fakta, ograniczając się tym, co znalazł w foliancie. Ależ pamiętnik ów nie był szczerą spowiedzią z życia Rzewuskiego, przeciwnie, ważniejsze fazy tego życia pomijał autor milczeniem, powołując się na inną pracę, pozostawioną przez niego w jednej z pieczar libańskich, więc w schowku niedostępnym. Wreszcie Emir w tych swoich opisach rzuconych społeczeństwu fantazjował zanadto, już Siemieński często o tym, choć z subtelną, właściwą sobie delikatnością wspomina

I myśmy pilnie przeglądali rękopism , składający się z dwóch zeszytów, wypełniają je przeważnie studia etnograficzne i geograficz

             

               

 

 

  

 

             

 

 

ne, dotyczące Wschodu, dużo jest o: hodowli koni arabskich, mającej według znawców hippiki i dziś niemałe znaczenie, choć i orientalista mógłby tu znaleźć niemało materiału dla siebie . A między jednym a drugim szczegółem ściśle naukowym Emir opowiada o swoich przygodach, zabiegach, niepokojach i walkach w pustyni, o wpływach, jakie sobie pośród barbarzyńskich mieszkańców Arabii zdobyć potrafił, często unosi się, drobne fakta wydyma do niepowszednich rozmiarów, otula mistycyzmem swoje postępowanie, tak że w końcu łatwowierny czytelnik domyśla się więcej, niźli było istotnie.. Popełnił ten błąd nawet ostrożny Siemieński, nadmienia bowiem, że podróż owa była wynikiem kombinacji dyplomatycznych, że polecono Emirowi porwać stosunki Anglii z Orientem, podburzyć, rozbudzić cały Wschód —> słowem, tchnąć weń inne, nowe życie. Za śmiałe to i za olbrzymie zadanie, którego nawet taki, łatwo zapalający się Farys, jak Wacław Rzewuski, nie miałby odwagi podjąć, a cóż dopiero uskutecznić, choćby w drobnej cząstce. Inne pobudki gnały go na spiekłe pola pustyni, a były one wynikiem wychowania, może wynikiem tradycji rodowej, zresztą wyninikiem bólu, który pierś rozdzierał. Stąd początek brała ta niestałość w postępowaniu, ta żądza nowych wrażeń, z której splotło się całe niedługie biednego marzyciela życie.

I doprawdy, rozpatrując się w czynach człowieka, mimo woli podziwiać przychodzi różnorodność pracy przez niego podejmowanej, różnorodność zdolności złamanych i sponiewieranych... tak że z tego nagromadzonego materiału niewiele korzyści odniosła społeczność, zostało jeno wspomnienie, prędzej do baśni podobne, gadka o legendowym a niespokojnym rycerzu, zabłąkanym z średnich wieków w zaranie bieżącego stulecia, niejasna, z każdym dniem zacierająca się bardziej i bardziej...

Wszystko w nim, od pierwszego w świat wystąpienia do zgonu, okryte albo szatą tajemniczości, albo z samych przeciwieństw się składa.

Miłość poetycznego Wschodu rozbudził w Rzewuskim człowiek do poezji nie mający najmniejszej pretensji.

Na ślubnym kobiercu stanął z kobietą, która nigdy nie umiała zdać sobie sprawy z lat swego w okropnym sieroctwie spędzonego dzieciństwa.

             

               

 

 

  

 

             

 

 

Uczony, muzyk, poeta, hippik, nieledwie przyrównany do Adama Micińskiego, słynnego koniuszego Zygmunta Augusta — i cóż po sobie zostawił?

Jedno tylko Requiem na zgon Czackiego — i tego utworu najzręczniejszy nawet biograf doszukać by się dziś nie potrafił.

Jako dowód erudycji, niedługą rozprawę o Samumie, jedyną, którą pisma ówczesne wydrukowały.

Zamiłowanie koni, tak przez Emira troskliwie pielęgnowanych, nagrodzono skąpym sprawozdaniem o rasie arabskiej, i to w pół wieku po zgonie jego ułożonym.

Podróże po Wschodzie gmin przyrównywał do awantur arabskich.

Znajomość języków wschodnich ani o włos nie posunęła nauki na tym polu.

Poezji układanych przez Emira nie miałby dziś odwagi przeczytać najgorętszy jego zwolennik..

Rycerskość była podówczas u nas rzeczą powszednią, więc i tutaj nie świecił syn hetmański przykładem.

Majątek olbrzymi rozpłynął się, nie zostało nawet tyle grosza, by wydać pozostałą po nim spuściznę literacką, i to spuściznę w obcej ułożoną mowie.

Zginął, złożony w nie poświęconym grobie — gdzie? tego nikt nie potrafi powiedzieć z pewnością, tajemnica okala jego samotną, wykopaną może ręką zbrodniarzy mogiłę.

Ród po mieczu wygasł w drugim już pokoleniu, gałęź największa drzewa, bądź co bądź szerokimi konary rozrosłego w Rzeczypospolitej — zwiędła, uschła.

Nawet pieśni, układanych na cześć złotobrodego atamana, gmin dawno nie śpiewa. Zamarły one na ustach ostatniego teorbanisty, który długie pół wieku przemarzył o bujnej przeszłości kozaczej i usnął, nie zostawiając po sobie następcy; gdyby lira była tarczą herbowną, wypadłoby ją roztrzaskać na grobie tego roztęsbnionego śpiewaka, słusznie nazwanego „pisarzem innego ducha, a innego języka".

Jesteśmy przekonani, że życie Emira, choć tylekroć razy opowiedziane, należycie jeszcze zbadanym nie zostało, a wdzięczny to i pouczający nawet dla badacza temat:, w pieśń go zakląć chyba taką, jak

             

               

 

 

  

 

             

 

 

Słowacki, można; mistrzowi każdy przebaczy, ze podsłuchał spaczonej gędźby ludowej, pochwycił ją i ubrał w przedziwną legendową sukienkę. Po Siemieńskim każde sprawozdanie z pamiętników Emira byłoby niezdarną mozaiką, chyba dlatego ułożoną, by podnieść piękności zawarte w opowiadaniu tego ostatniego.

Do tworzenia pieśni nie mamy pretensji, do układania sprawozdania me mamy odwagi. Inne pobudki kierowały nami, zachęciły do tej pracy. Oto wpadł nam w ręce fascykuł papierów Emira, nader cenny, obejmujący spory okres jego życia, bo lat dwanaście ostatnich. Tutaj jest on takim, jakim był istotnie: czy na Wschodzie, na płaszczyznach Nezdu, czy w Halebie, Tarsie, Konstantynopolu, czy w Kuźminie lub Sawraniu, czy wreszcie pod strzechą swoich milionowych wołyńskich i ukraińskich przyjaciół, sporo on zawiera dat, niemało listów, wyjaśniających stosunki z ówczesnymi dygnitarzami, przebywającymi na Wschodzie, niemało szczegółów wyjaśniających jego finansowe kłopo

             

               

 

 

  

 

             

 

 

ty, trochę poezji, trochę badań etnograficznych... Ze zlepka więc tego powstała niniejsza gawęda.

Tyle tłumaczenia — winniśmy je byli czytelnikowi, by nas nie pomawiał o chęć powtarzania rzeczy starych i dawno mu znanych.

 

II

 

Zacznijmy od dzieciństwa, w taki bowiem sposób łatwiej zrozumieć potrafimy przyszłego bohatera Arabistanu.

Wacław Rzewuski urodził się w r. , w chwili więc upadku kraju liczył zaledwie lat . Ojciec jego, hetman polny koronny, z pewną goryczą schodził z areny politycznej; opamiętał się za późno, opuszczając stanowisko, zatrzymał się w Rydze, stąd wygotował list do cesarzowej Katarzyny w lutym  r. W liście spowiadał się ż drażliwej pozycji, w jakiej się wobec narodu znajduje, obiecywał bowiem wolność, a zamiast wolności przyśpieszył podział kraju.

Podążył więc do Wiednia, tu było najbezpieczniej; Rzewuscy posiadali dobra w Galicji, byli dwukrajowymi poddanymi, mieli prawo zakwaterować nad złotym Dunajem. Hetmanowa z gorączkową skwapliwością zajęła się urządzeniem domu na modłę wspaniałą, wyglądał on jak rezydencja detronizowanego królika, a i na otoczeniu nie zbywało wcale, zbiegło się tu bowiem sporo niedobitków z ostatniego pogromu występujących pod targowickim sztandarem — więc Bończa Tomaszewski, Suchorzewski, Sierakowski, Chrząszczewski, nawet Rudnicki, Gołyński, Kaczkowski , kolejno się oni przenosili od hetmana do mar

             

               

 

 

  

 

             

 

 

szalka osiadłego w Hamburgu; jeden tylko Michał Dzierżanowski, stary awanturnik, barszczanin, nie opuszczał progów Rzewuskiego, skromną pensję pobierał od niego i umarł na dworze pańskim w  roku.

W domu zawsze rej wodziła hetmanowa, mąż się bawił polityką, teraz, po upadku kraju zobojętniał na wszystko, pani za to jeszcze się czynniej uwijała, była ona bardzo podobną i z charakteru, z usposobień, z dumy do matki swojej, marszałkowej Lubomirskiej, stale podówczas rezydującej w Łańcucie. Ścisłe więc stosunki zawarła z domami arystokratycznymi w Wiedniu i chętnie widziała u siebie emigrantów francuskich, na których podówczas nie zbywało w stolicy.

Młody Wacław wychowywał się w takim otoczeniu, patrzył na życie babki, pełnej fantazji niewiasty, matka traktowała go obojętnie, ojciec kochał po swojemu, przybysze z kraju, niby rezydenci, niby przyjaciele domu, przesuwali się jak cienie, z trwogą nasłuchując, co się dzieje za kordonem. Przekonania polityczne wpływały na stosunki rodzinne. Kazimierz Seweryn Rzewuski, pisarz polny koronny, głośny pojedynkowicz i muzyk, choć mieszkał w Galicji, ale do kuzynka nie zaglądał, toć i Adam Wawrzyniec, ostatni kasztelan witebski, poseł do Danii — ten przynajmniej miał tłumaczenie, osiadł za kordonem, a wydostać się stamtąd podówczas było prawie niepodobieństwem. Tak samo odsunęli się Czartoryscy, ale co najważniejsza, odsunęli się i szwagrowie hetmana — Potoccy. Ignacy publicznie potępiał jego postępowanie, Stanisław Kostka także mu wtórował, choć mniej głośno, jeden Jan, podróżnik i badacz rzeczy słowiańskich, częściej jeszcze odwiedział hetmana, nawet nadskakiwał samej pani. Wyrostek więc rozwijał się pod wpływami nie swojskimi, już dobrze mówił po francusku i po niemiecku, nie umiejąc jeszcze wcale czytać po polsku.

Jedyną i najcięższą troską Rzewuskiego była myśl o przyszłości syna; dynastyczny obyczaj pękł wskutek wstrząśnień niedawnych; za Rzeczypospolitej taki potomek hetmański nieledwie w pieluchach zostawał już towarzyszem; w lat kilka ojciec cedował mu za pozwoleniem JKMości parę starostw, dalej szły urzędy — i młokos dostawał się do senatu. Dziś nie było króla, starostwa zakwestionowane, a on, hetman, dowódca sił zbrojnych Rzeczypospolitej, na dobrowolnym wygnaniu. Nim się zainstalował w Wiedniu, upłynęło lat parę, chłopiec już rok dziesiąty kończył, trzeba go kształcić, do życia publicznego sposobić Ale gdzie kształcić, do jakiego życia sposobić? na pytania te odpowiedzi znaleźć nie umiał taki nawet, jak hetman, statysta: „Nie ma już

             

               

 

 

  

 

             

 

 

Polski, powinniśmy ten cios znosić ze schyloną głową", powiadał często, wyrazy te nawet wciągnął do testamentu; do Prus miał antypatię, sym^patie jego dawniej po stronie Rosji leżały, w prowincjach do niej wcielonych większa część dóbr jego, ale czuł się obrażonym; wreszcie po pogromie pod Maciejowicami, kiedy długi szereg jeńców posunął za Ural, przygnębiona powszechność szlachecka w „trójcy targowickiej" upatrywała przyczynę tych nieszczęść, rozdrażnienie więc przeciw hetmanowi wielkie panowało i bez narażenia się na przykrości niemałe powrócić tu nie mógł. Wreszcie po cóż miał wracać? dla kształcenia syna? kiedy szkół nie mieliśmy wcale całych lat dziesięć; po jezuitach objęli ster publicznego nauczania pijarowie i bazylianie, wreszcie Komisja Edukacyjna, ale w chwili przełomu wszystko się rozproszyło, stary porządek runął, nowego nie nawiązano jeszcze. Więc już Wiedeń pozostał, a wychowanie w Wiedniu miało tę wielką korzyść, że się odbywało pod okiem rodziców.

Do szkoły tedy niemieckiej poszedł przyszły Emir, choć oprócz tego miał spory zastęp nauczycieli cudzoziemców w domu. Niewiele powiedzieć możemy o latach młodzieńczych hetmańskiego syna, dzieciństwa jego tak jak nie znamy. Więcej już trochę szczegółów nam przybywa od  roku, kiedy letni Wacław staje na ślubnym kobiercu z piękną, daleką powinowatą, Rozalią Lubomirską , kasztelanówną kijowską.

A i oblubienicy tej losy dziwne zaiste. Matka jej złożyła głowę pod gilotyną podczas rewolucji francuskiej za gorące do Marii .Antoniny przywiązanie. O cudownym wybawieniu przyszłej żony Emira od niechybnej śmierci dużo u nas pisano, więc do opowieści tych, znanych zapewne czytelnikowi , dodamy jeszcze jedną, może wiarogodniejszą od innych, bo podaną przez p. Czapskiego, siostrzeńca owej wybawionej: „Ciotka moja — pisze on — opowiadała mi nieraz o zgonie swojej matki na rusztowaniu w  r. ( września) w Paryżu. Liczyła wówczas lat pięć i żywo pamięta tę okropną chwilę. Biedną dziecinę uratowała od śmierci praczka, usługująca uwięzionym w Goncierg e r i e kobietom; pod jej opieką przepędziła ona całe dwa lata. Dopiero w końcu r.  hrabina Hohenlohe, przyjaciółka jej matki, towarzyszka niedoli, uwolniona spod klucza za wstawieniem się rządu

             

               

 

 

  

 

             

 

 

pruskiego, wzięła sierotę do siebie. Księżna Rozalia przechowywała jak relikwię do zgonu list matki, która polecała swą córkę opiece przyjaciółki."Leon Dembowski, w Pamiętnikach niedawno wydanych wzmiankuje, że Mostowski, kasztelan raciąski, wprowadził księżnę Lubomirską do salonów pani Roland, była więc żyrondystką z przekonań, bawiła się w politykę, grę bardzo podówczas niebezpieczną we Francji. Mąż jej, Aleksander Lubomirski, po odszukaniu córki osiadł w dobrach opolskich i józefowskich, nie ożenił się po raz wtóry, poświęcił się gospodarstwu i dobrze je prowadził; umarł na początku niniejszego stulecia, sierota zaś jego z ochmistrzynią często przebywała w Puławach i tutaj ją spotkał młody Rzewuski. Co go spowodowało do zawarcia ślubu z kobietą mało mu znaną i tak jeszcze młodą? zapewne, że miłość, i to gorąca — może wiele tu znaczyła przeszłość dziewczęcia, może jeszcze więcej ważyły wpływy babki, marszałkowej wielkiej koronnej, matki hetmanowej; obie one pragnęły gorąco, żeby jedyny reprezentant starszej linii Rzewuskich związał się z Lubomirską sakramentem. Małżonkowie się kochali i mimo to różnili się co do poglądów na świat, na stosunki społeczne — życie się im uśmiechało obojgu, do szczęścia nie brakło nic, oprócz ojczyzny, choć wątpimy, czy brak ten czuli w pierwszych latach pożycia.

Najprzód tedy pomyślały strony o materialnym uposażeniu; oblubienica dostała w spadku po rodzicach dobra w Lubelskiem położone, z piękną w Opolu rezydencją, wzniesioną przez Zofię z Krasickich Tarłową, secundo voto Antoniową Lubomirską. Jeszcze w  r. Stanisław August, udający się do Kaniowa, podziwiał tu „bibliotekę, gabinet fizyczny i dwa pokoje, arsenał starożytny i narzędzia muzyczne zawierające".Wstrząśnienia ostatnie ominęły ten zakątek, właścicielka jego a babka pani Wacławowej, kobieta z gustem wielkim, do zgonu tu przemieszkiwała (), ciągle przyozdabiając ukochane przez siebie ustronie.

Ale jeżeli żona posiadała kąt tak gustownie urządzony, to i mężowi nie zbywało na nim. Hetman przelał na syha Podhorce, a w nich zamek pięknie odrestaurowany, pełen pamiątek i skarbów. Nadto nowożeniec miał sobie wyznaczoną rezydencję w niedawno nabytym Sawraniu,   zł na utrzymanie rocznie, a pani hetmanowa ofiarowała dzieciom jedną z wiosek, wchodzących w skład klucza Starokonstantynowskiego, stanowiącego jej posagowy majątek. Pani Ro

             

               

 

 

  

 

             

 

 

zalia wybrała Kuźmin; w Kuźminie więc urządzono mieszkanie, zaopatrzono we wszystkie potrzeby, by w nim młoda para mogła wesoło spędzić kilka letnich tygodni podczas wędrówek po kraju.

Więc był dostatek, zbytek, rzec można, była i miłość, ale obok tego były i pewne ciężary, krępujące to życie, zapowiadające się tak wesoło a szczęśliwie. Ciężary te — to przekonania — diametralnie przeciwne w niedawno połączonym stadle. Ona uosabiała etykietę i legitymizm francuski, tak się zakuła w pewne formy na dworze Burbonów przyjęte, że spoza nich nie dojrzałeś uczucia; tak tym formom hołdowała, ze jedna z sióstr Wacława, Maria, nazwała ją żartobliwie Ludwikiem XIV. Z formami i przekonania szły polityczne: dynastia niedawno wypędzona z Paryża reprezentowała prawowitość, a Rzeczpospolita Francuska, choć teraz przedzierzgnięta w Cesarstwo, to stek rewolucjonistów więcej niźli potępienia godnych. Przekonania te wszakże — trzeba dodać na jej usprawiedliwienie — zastała panującymi w wiedeńskiej rezydencji Rzewuskich, a także w rezydencji łańcuckiej marszałkowej w. kor.; emigranci znad Sekwany panowali tu wszechpotężnie, dość powiedzieć, że biskup laoński, ks. de Saforan, rozkazywał, a dumna gospodyni z pokorą znosiła jego dziwactwa, kaprysy i wymagania; a i salony pełne były wychodźców, z pogardą odzywających się o wszystkich i o wszystkim, co tylko poza Paryżem leżało. Seweryn

             

               

 

 

  

 

             

 

 

Rzewuski, ojciec Emira, uosabiał lojalność, więc Napoleon w oczach jego uchodził za uzurpatora — hetman przecie także był dynastą na małą skalę — a ci, którzy pod sztandarem uzurpatora walczyli, przeklęci jakobini: Nie mógł im zapomnieć tej pełnej zniewagi egzekucji, nad jego wizerunkiem odbytej w pamiętnym roku  w Warszawie. Jakże duszno musiało być pośród takiego otoczenia młodemu trzech hetmanów potomkowi, zupełnie inaczej zapatrującemu się na naszą przeszłość. Nie analizował on postępowania ojca, nie badał pobudek, jakie go popchnęły na drogę taką, jaką poszedł, ale nie taił się, że wszystkie jego sympatie leżały po stronie owych tułaczów, szukających wolności po świecie, walczących w imię swobód ojczystych — on, rycerskiego ducha, stworzony do walki, pomimo to stosować się musiał do krępujących go węzłów rodzinnych, widział co dzień poniewieranym to, dla czego był gotów wznosić ołtarze, przelać ostatnią kroplę krwi. I znowuż ta żartobliwa, wesoła siostra, słuchając uniesień i protestów bolesnych brata, nazwała go rewolucją.

W stadle więc, gdzie żona reprezentowała przekonania do ostateczności posuniętego legitymizmu, mąż zaś był uosobieniem rewolucji — nie mogło być harmonii. W pierwszych jednak chwilach dysonans ten nie dawał się jeszcze postrzegać, uniesienia młodości, miłość były tu spójnią, cementem. On, choć nasłuchiwał pilnie trąbki wygrywającej marsza Dąbrowskiego, choć go śpiewał z przejęciem, jak tylko modlitwę śpiewać można w kościele, chodził jednak w mundurze austriackiego oficera, dogadzając bowiem życzeniom ojca, wstąpił do huzarów Kienmayera. Ona, choć nie rozumiała uniesień męża dla rodaków, dobijających się wskrzeszenia ojczyzny polskiej na dalekim St. Domingo i polewających obficie krwią własną żyzne pola pięknej Italii, ona, powiadamy, pragnąc choć w części ustąpić Wacławowi, uczyła się z nim wspólnie może najtrudniejszego na świecie arabskiego języka. Arynda, dragoman przy tureckim poselstwie w Wiedniu, był ich mentorem, nauczyciel unosił się nad cierpliwością uczennicy, a w lat wiele potem, przy spotkaniu z Emirem w górach Libanu, witał go łzami radości, dopytywał się o piękną uczennicę — przez pamięć dla niej, podróżnych pochodzenia polskiego i zakonu polskiego podejmował gościnnie; żył jeszcze w r. , Sękowski, przebywający na Wschodzie, mieszkał u niego w Aynthurze.

Mimo woli zabiega nam drogę pytanie, skąd syn hetmański nabrał zamiłowania do badania Orientu? Rozstrzygnąć je nie tak trudno, jak

             

               

 

 

  

 

             

 

 

się zdaje na pozór. Był wrażliwym, zapalał się łatwo, ulegał pewnym wpływom, a nie lada człowiek świecił mu przykładem, mianowicie Jan Potocki, krajczy koronny, wuj wyrostka, wysoko ceniony przez hetmana, okolony nawet przez hetmanową pewną estymą. Przyszły Emir, chłopięciem będąc trzynastoletnim, spotkał się z tym dziwnym człowiekiem, miało to miejsce w r. , kiedy krajczy wrócił ze Wschodu, zwiedził Carogród, Egipt, Tunis, Maroko, jeszcze go wówczas nie pochłonęły badania starożytności słowiańskich. Owóż Jan Potocki bawił u powinowatych w Wiedniu długich kilka miesięcy, rozprawiał o cudach i skarbach dalekiego Orientu, a mówił tak pięknie, że mimowolnie oddziałał na wrażliwego chłopca; chłopiec ten widział wkoło tylko smutne, nasępione twarze, wyczekujące i niespokojne, a ten przybyły wnosił nowe życie pod strzechę zakutego w przepisy etykietalne dworu, stanowczo więc powiedział sobie wówczas, że się poświęci zbadaniu nieznanych tajemnic nad Nilem i Eufratem i od razu przystąpił do nauki. Wuj, mający stosunki z orientalistami, ułatwił mu pierwsze kroki, wyszukał przewodników. Początek był zrobiony, a że owi nauczyciele umieli podtrzymać raz rozbudzone w bogatym paniczu zamiłowanie, więc pozostał wiernym owym studiom, może trochę po dyletancku prowadzonym, a pozostał wiernym może i dlatego, że ów wuj, choć z daleka, czuwał nad nim i pośredniczył w zawiązywaniu stosunków między dorosłym już siostrzeńcem a Juliuszem Klaprothem i baronem Hammerem de Purgstal.

Pierwszy nauką imponował młodzieńcowi, drugi kaptował go nie tylko nauką, ale i dziwną słodyczą i dowodami gorącej, nieledwie braterskiej miłości. Rzewuski w swoich poszukiwaniach pozostał niewolniczym naśladowcą Klaprotha; ostatni „pracował nad wyjaśnieniem wędrówek narodów, które niepomału wpłynęły na obecny stan Europy". By zbadać kwestię należycie, uważał on za konieczne porównawczą znajomość języków wschodnich, skąd właśnie począł się ów wylew plemion całych. Potocki okolił niemieckiego uczonego, przebywającego w Petersburgu, opieką i protekcją, zabrał go w r.  z sobą do Chin, kiedy mu polecono prezydenturę uczonej ekspedycji, udającej się wraz z posłem rosyjskim hr. Gołowkinem, a kiedy ekspedycja nie doszła do Skutku i wędrowcy spod Kiachty powrócić musieli, wówczas staraniem tegoż krajczyca petersburska akademia wysłała Klaprotha na Kaukaz około  r. Uczony podczas tej wycieczki zbadał rozmaite plemiona tatarskie, a potem wyniósł się na Zachód, by z podróży swoich ułożyć

             

               

 

 

  

 

             

 

 

sprawozdanie. Wówczas to poznał się z Rzewuskim, już należycie obeznanym z literaturą Wschodu; pod jego to wpływem młody Emir w górach Libanu kreślił mapy, mające wykazać drogi, po których dążyły do Europy ludy w środkowej Azji zamieszkałe.

Z Hammerem jednak stosunek był bliższy i serdeczniejszy, choć ten o całe lat dziesięć był starszym od p. Wacława. Poznali się jeszcze w r. , kiedy tamten po dwuletniej wycieczce nad Nil wrócił właśnie do Wiednia, by się udać do Londynu z misją dyplomatyczną. Zbliżenie jednak i ściślejsze stosunki nastąpiły już po ślubie Emira, niemiecki bowiem orientalista stale podówczas osiadł w stolicy Habsburgów. Tutaj to zaczął on wydawać pismo pt. Die Fundgruben des Orients (Mines d Orient), na które dostarczał funduszu Rzewuski. Syn hetmański z właściwą sobie gorączkową energią krzątał się około wydawnictwa, które w ciągu lat dziewięciu (—) do sporych sześciu tomów urosło. Rozsyłał je uczonym całego świata, zachęcał do współpracownictwa. Dowody tego znajdujemy w pozostałych po nim papierach : jest to rozprawa Asselina de Cherville, agenta francuskiego w Kairze, o znaczeniu języków wschodnich, dalej podróż przez niego odbyta do piramid, uwagi nad dziełem Tysiąca nocy i jedna. Donosi on z kolei Emirowi o przekładzie Biblii na język abisyński, co znowu niewymownie cieszy Klaprotha , ofiaruje polskiemu uczonemu rękopis Koranu, spisany na skórze gazeli, sięgający pierwszych czasów islamizmu, następnie idzie krytyka prac Saadego, wydanych w Kalkucie przez Harringtona, uwagi nad Katalogiem dzieł wschodnich, przechowywanych w bibliotece wiedeńskiej itd., itd. Jesteśmy przekonani, że podróżnik nasz nie z jednym de Chervillem prowadził ożywioną korespondencję, tylko że tę jedne udało się nam odnaleźć. A i stosunki z Hammerem cenił on bardzo, kiedy nawet podczas wizyty u Lady Stanhope nie zapomniał o nim i udarował go listem bardzo serdecz

             

               

 

 

  

 

             

 

 

nym: „Niełatwo to wyrzec się piętnastoletniego przyjaciela, powiada; pamiętasz, jak pod drzewem w Wejdlingu powzięliśmy zamiar wydawania naszego pisma (Fundgruben), wzywając w pomoc uczonych trzech części świata? Marok i Ganges podały sobie ręce, by nas wspierać w przedsięwzięciu. Nie było jeszcze dzieła założonego na tak olbrzymią skalę. To jakby moralna zdobycz dokonana na Azji. Samo przeznaczenie dawało nam ten charakter. Ja byłem wtenczas na polach Aspern, kiedy ty, oblężony w Wiedniu, widziałeś, jak do twej pracowni wpadł granat i nie pękł — bo uszanował naukę. Dawne te wspomnienia mają dla mnie niezrównany urok."

Wspomnieliśmy o polach Aspern, w okolicy Wiednia położonych; była to jedyna bitwa (), w której młody rotmistrz brał udział — walczył przeciw Napoleonowi, którego uwielbiał, a co smutniejsza, z wolnej a nieprzymuszonej woli walczył przeciw rodakom; ale taka już jego dola smutna, zawsze przeciw własnym przekonaniom działać — był za słaby, zanadto szanujący wolę rodzica, by się jej oprzeć potrafił, i pomimo to niewiele posiadał miłości w rodzinie: nie umiał się bowiem pod innymi względami zastosować do jej wymagań i upodobań. Jedynak, reprezentant wielkiego rodu, nie podzielał dynastycznych aspiracji; rodzice pragnęli wyciosać z niego niemieckiego feldmarszałka, a co najmniej dyplomatę, choćby przy najubożuchniejszym dworze wielkoksiążęcym; a on zapalał się do języków wschodnich; wyrzucano mu tę namiętność niewłaściwą — milczał, nie protestował, ale się trzymał odpornie. Chcąc syna oderwać od tej „pasji", wysłał go ojciec do niedawno nabytego Sawrania. Młodzieniec pierwszy raz ujrzał stepy, oczarowały go te płaszczyny bezbrzeżne, pod wpływem pięknych legend, unoszących się nad mogiłami, dostał zawrotu głowy, wrócił do Wiednia skozaczony, hetmanowa się przestraszyła, zaraz też pomyślano o okiełznaniu panicza za pośrednictwem małżeństwa. Żona nie bacząc na to, że wyborem kierowała matka Wacława, zachwyciła go, choć z pewnością powiedzieć nie możemy, czy się nim sama zdołała zachwycić — niewiasty, należące do rodziny Emira, potępiały w nim predominującą od dzieciństwa ekscentryczność, nie dającą się ani morałami, ani grozą okiełznać. I tak, jeszcze małym chłopięciem, bawiąc się u babki w Łańcucie, nie chciał się poddać surowym przepisom panującego tam porządku, hałasował, uganiał po salonach, płatał figle ks. de Sabran, o którego przewadze wspomnieliśmy wyżej; potem wyrostek rwał się do legionów, co mu matka za zbrodnię poczytywała;

             

  ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin