Michael Judith - Sprawy prywatne t.1.pdf

(1420 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
859093115.001.png
Michael Judith
Sprawy prywatne t.1
Po szesnastu latach małżeństwa Elizabeth i Matthew decydują
się na szalony krok - postanawiają zrealizować młodzieńcze
marzenia. Wykupują upadający miejscowy tygodnik i z całą
pasją usiłują uczynić z niego znaczący tytuł. Podjęte ryzyko i
ogromna pracowitość przynoszą coś więcej niż sukces
finansowy - na nowo rozkwita ich dawna miłość. Jednak
nieposkromiona w porę ambicja kryje w sobie poważne
niebezpieczeństwo...
1
Elizabeth i Matthew Lovell. - Ksiądz wymówił imiona jakby tych dwoje
przedstawiał, a nie ogłaszał mężem i żoną. - Możecie się pocałować - powiedział
łagodnie. Młodzi byli szybsi; odwrócili się do siebie, złączyli dłonie i lekko musnęli
się wargami. Była to zapowiedź tego, co nastąpi, gdy zostaną sami. Teraz zaś
osłaniając oczy przed ostrymi promieniami czerwcowego słońca zwrócili się w
stronę zaproszonych gości.
Matka uścisnęła Elizabeth.
- Nigdy nie widziałam cię tak szczęśliwej, dotyczy to zresztą was obojga. - Wspięła
się na palce, by ucałować Matta. - Wydaje mi się, jakby na całym świecie nie było
ani jednej chmurki na niebie.
- Nie ma ani jednej - odpowiedziała z uśmiechem Elizabeth. Spojrzała na Matta; był
wysoki, szczupły, o ciemnych włosach, które potargał popołudniowy wiatr; głęboko
osadzone, niebieskie oczy miały chłodny i skupiony wyraz, póki nie napotkały
szarych oczu Elizabeth, wtedy spojrzenie jego nabierało ciepła otaczającego go niby
ramionami.
- Skąd miałyby się brać chmury? Wszystko jest doskonałe - rzekł Matt. Stojący obok
Elizabeth ojciec przytulał twarz do jej policzka.
- Jak ten czas leci - wyszeptał. - Zdawałoby się, że wczoraj byłaś najśliczniejszym
dzieckiem pod słońcem, a teraz jesteś najpiękniejszą panną młodą. Objął ją
ramionami i nieco się odsunął. - Całe szczęście, że nie wyjeżdżasz z Los Angeles.
Nie stracimy cię tak całkowicie...
- Proszę, nie mów o tym głośno - powiedział Matt. - Mój ojciec nie jest zbyt
zadowolony z perspektywy, że... - nie dokończył, gdyż zobaczył swego ojca. - Tato,
jak się cieszę, że dotarłeś! - Uścisnęli się. O głowę wyższy Matt schylił się, by
ucałować ojca. Jego ciemne włosy kontrastowały z siwizną ojca. - Bałem się, że
wcale nie przyjedziesz.
- Nie mogłem się wczoraj wyrwać. - Głos ojca, podobnie jak Matta, miał głębokie i
miękkie brzmienie; mówił z lekkim zachodnim akcentem. Położył ręce na
ramionach syna i ucałował w oba policzki. - Byłem wściekły, że nie zdążyłem na
uroczystość wręczania dyplomów. Czy dobrze wypadłeś?
- Był gwiazdą całej naszej grupy - oświadczyła z dumą Elizabeth z błyszczącymi
oczami. - Odbierał wszystkie nagrody...
- Z wyjątkiem tych, które zdobyła Elizabeth - dodał Matt. Delikatnie poprawił
kołnierzyk u jej sukni, który przekrzywił się podczas składania życzeń. - Prawdziwą
gwiazdą była moja małżonka. Wszyscy przepowiadali, że pierwsza z nas zdobędzie
sławę. Och, tato, przepraszam, jeszcze przecież nie poznałeś rodziców Elizabeth,
państwo Spencer i Lydia Evans...
- Zachary Lovell - przedstawił się ojciec Matta. Podali sobie ręce na powitanie.
Uniósłszy szpakowate brwi Zachary przyglądał się Lydii z podziwem. - Teraz
widzę, skąd się wzięła uroda Elizabeth. Ale chyba pani nie może być jej matką.
Siostrą może... Lydia uśmiechnęła się z zadowoleniem, widać, że była
przyzwyczajona do komplementów. Wiedziała, że były szczere; ona i Elizabeth
istotnie wyglądały jak siostry. Obie były smukłe i zgrabne; matka i córka miały
szeroko rozstawione szare oczy z ufnością patrzące na świat spod ciemnych brwi;
obie były blondynkami, choć Elizabeth miała włosy o odcieniu platynowym, Lydia
zaś przez lata przyciemniała swoje na kolor złocistego brązu.
Cała piątka witała gości w ogrodzie Evansow. Na tle strzelistych niebieskich
ostróżek rósł obsypany karminowymi kwiatami chiński imbir, przed nim
pomarańczowe i różowe lwie paszcze, białe floksy i żółte lilie. Dziedziniec otaczały
krzewy kumkwatu i karłowatych nektarynek, tuż za nimi wzdłuż wysokiego
ogrodzenia wznosił się jaskrawy żywopłot z ognika szkarłatnego.
Przy tej feerii kolorów Elizabeth, stojąc obok Matta, ubranego w szary letni garnitur
z białą różą w butonierce, wydawała się wysmukłym białym kwiatem. Jej długa
suknia z mory, rozkloszowana u dołu, wirowała przy każdym ruchu; we włosach
miała wpiętą białą orchideę. Oboje promienieli ze szczęścia przyciągając wzrok
wszystkich składających gratulacje: przyjaciół, ulubionych profesorów z
uniwersytetu, paru sąsiadów Evansow, znajomych i współpracowników.
- Najlepsi i najbystrzejsi - rozległ się głos obok Spencera. Odwrócił się i ujrzał
jednego z profesorów, który wytypował Elizabeth i Matta do nagrody Harpera
przyznawanej corocznie przez Los Angeles World. - Po raz pierwszy w historii
szkoły dziennikarskiej laureatem została para studentów, ponieważ nie mogliśmy
się zdecydować na jedno z nich - tłumaczył profesor Spencerowi. - Każdy artykuł,
jaki mieli zadany w tym roku, pisali wspólnie. I wie pan co, czekaliśmy na te
artykuły jak dzieci na Boże Narodzenie, bo każdy tekst z podpisem Elizabeth Evans
i Matta Lovella był najlepszy ze wszystkich złożonych do oceny. Dzięki nim nasza
praca stała się bardziej interesująca.
Profesor spoglądał na nich z zadumą, - Mają przed sobą świetną przyszłość;
będziemy się nimi szczycić. Matt zostanie wydawcą, a Elizabeth będzie redagować
swoją wymarzoną rubrykę. I Dojdą do tego, że będą mieli własne czasopisma, i my
wszyscy wtedy i przyznamy, że tego się właśnie po nich spodziewaliśmy. Jest z
nich, wie pan, niezła spółka.
Kelnerzy ustawili okrągłe stoły. Szybko nakryli je zastawą z porcelany,
srebrnymi sztućcami, ustawili kryształowe kieliszki. Gdy wszyscy zasiedli, i
podano obiad. Dwóch muzyków grało na flecie i gitarze melodie rewiowe ballady;
głosy i śmiech mieszały się z dźwiękami muzyki; wzmagający się wiatr owinął
suknię Elizabeth wokół jej długich nóg i rozwiewał końce opadających na ramiona
włosów. Spencer stanął obok swego krzesła z kieliszkiem szampana w ręce i
wzniósł toast. - Za zdrowie Elizabeth i Matta, naszych najdroższych dzieci: oby
żyli długo i szczęśliwie, w miłości i pomyślności, i oby spełniły się ich marzenia.
Życzymy wam powodzenia w nowej pracy zawodowej i wszystkich innych
przedsięwzięciach, nie tylko ze względu na was samych, ale i waszych profesorów,
którzy wierzą, że jako najlepsi studenci zdobędziecie nagrodę Pulitzera, dzięki
czemu wzrośnie także prestiż uczelni. - Goście śmiali się i klaskali, on zaś ciągnął
dalej. - Obyście mieli wszystko, czego zapragniecie.
Nic temu nie stoi na przeszkodzie; cały świat wam się ściele u stóp i czeka, aż
go podbijecie. Wypił szampana. Lydia również. Elizabeth i Matt stuknęli się
kieliszkami. Anthony Rourke zrobił im zdjęcie.
- Dziękuję ci, Tony - powiedziała Elizabeth. - Nie chcieliśmy brać zawodowego
fotografa, więc miło z twej strony, że sam się zaofiarowałeś.
- Droga Elizabeth, lubię się do czegoś przydawać, zwłaszcza tobie. Po tylu latach
przyjaźni. Czy znasz moją żonę? Ginger, to jest Elizabeth Evans,
o której ci tyle opowiadałem. Nie, nie... teraz to jest Elizabeth Lovell. Otóż to. Jak
love - Lovell.
- Jak najbardziej - odparła z uśmiechem, bo Tony zachowywał się jak
aktor. Kreował się na frywolnego lekkoducha, aby ukryć ambicje i umiejętności
koncentrowania się przy realizacji swych planów. Odkąd go pamiętała, zawsze był
taki.
- Miło mi cię poznać - powiedziała do Ginger i zaraz głosem nieco
podenerwowanym do Tony'ego: - Widziałam cię razem z Mattem przed obiadem,
więc z pewnością już się znacie.
- Łączy nas wiele wspólnego - bez namysłu rzekł Tony. - Na przykład przeszłość. -
Elizabeth szybko przeniosła wzrok z obojętnej twarzy Matta na
uśmiechniętą Tony'ego. Ten na moment teatralnie zawiesił głos. - Ojcowie -
powiedział. - Ten sam typ ojca.
Ojciec Tony'ego, Keegan Rourke zbliżył się do stołu właśnie w chwili,
kiedy padały ostatnie słowa syna.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin