Szmagier Krzysztof - 07 zgłoś się - 05. 24 godziny śledztwa.pdf

(1577 KB) Pobierz
1039055335.001.png
24 godziny śledztwa
07 zgłoś się
Kolekcja książek
o poruczniku Borewiczu
Krzysztof Szmagier
24 godziny śledztwa
Okoliczne drzewa obsypane były śniegiem. Lampy rozświetlały wcześnie zapadający
o tej porze roku mrok. Zabudowania gospodarstwa ogrodniczego widać było z daleka.
Szczupły mężczyzna przeskoczył płot i znikł w mroku zarośli.
Szklarnia była długa i szeroka. W trzech szeregach rozdzielonych przejściami stały
przygotowane skrzynki z ziemią. Kilkanaście dziewcząt pochylonych nad grządkami
pikowało sadzonki. Na dźwięk otwieranych drzwi jedna z nich spojrzała na
wchodzącego. Uśmiechnęła się i spoglądając w bok, szepnęła konfidencjonalnie:
-
Do Kasi. Narzeczony! - Po ostatnim słowie parsknęła głupkowatym chichotem.
Dziewczyny spojrzały za siebie. Wszystkie były młode, ubrane w kuse sukienki. W
drzwiach stał Adam Fordon. Miał najwyżej dwadzieścia pięć lat. Szczupły, wysoki
brunet, o pięknej głowie. Delikatne rysy i puszyste włosy stwarzały nieuchwytne
wrażenie kobiecości. Ubrany w dżinsową kurtkę i takie same spodnie, mógł uchodzić
równie za chłopaka, jak i za dziewczynę. Rozejrzał się uważnie dookoła. Wreszcie spytał
pracującą najbliżej dziewczynę:
-
Nie ma Kasi?
- Wyszła po sadzonki. W kotłowni szukaj... narzeczonej.
Fordon nie zareagował na dowcip. Podziękował i skierował się do wyjścia. Kiedy był
już w drzwiach, z głębi szklarni jedna z dziewczyn zawołała:
-
Kiedy ślub?
Fordon stanął zmieszany pytaniem, ale nie odpowiedział. Pchnął drzwi i wyszedł.
Huragan śmiechu zagłuszył dalsze żarty.
-
Mogłaby być z nich ładna para - zauważyła któraś bardzo serio.
- Para? - powtórzyła inna - Bo się przekręcę. Para - ryczała dalej śmiechem. - Nic,
tylko się zabić deską klozetową.
Wszystkie wybuchły śmiechem.
Fordon stanął przed szklarnią. Docinki dziewcząt bardzo go dotknęły. Przez chwilę
patrzył tępo w ziemię. Wreszcie wolnym krokiem ruszył w stronę zabudowań. Nie było
w nim złości. Był żal, a może smutek. Szedł wolno, zamyślony.
Pchnął drzwi i znalazł się w obszernej kotłowni. Na dźwięk otwieranych drzwi
dziewczyna podniosła głowę znad roboty i spojrzała na wchodzącego. Kasia
Janczakówna była młodą, jasną blondynką z lekko zadartym noskiem, wyglądała ładnie i
niezwykle sympatycznie. Miała około dwudziestu lat.
-
Cześć - powiedziała pierwsza.
-
Dobry wieczór. - Fordon wszedł głębiej. - Co tu jeszcze robisz? Przyniosłem ci
to...
-
Co?
-
No... pamiętasz... Mówiłaś, że w Peweksie są takie mocno pachnące.
-
Może mówiłam. Ale to nie znaczy, że masz je zaraz kupować. Powiedziałam, że
nic od ciebie nie będę przyjmować. - Wzruszyła ramionami ze złością. Nie obejrzała
prezentu, tylko zajęła się robotą. Z szerokich płaskich skrzynek wyjmowała maleńkie
sadzonki pomidorów.
-
Gniewasz się? - zapytał nieśmiało Fordon.
-
Coś ty? - roześmiała się znowu pogodnie. Patrzyła na niego przez chwilę z
rozczuleniem, jakby namyślając się, co ma powiedzieć.
-
Ożenisz się ze mną? - zapytała nagle. Patrzyła przez chwilę wyczekująco, z
rozbawieniem.
Adam spuścił głowę i gniótł palce.
-
A właściwie po co ja się pytam - Kasia z powrotem zajęła się sadzonkami -
przecież ty masz już żonę. Nawet starszą od siebie. - Udała, że przypomniała sobie ten
fakt. Była zawstydzona swoim pytaniem.
- Kasiu - prawie krzyknął Adam i wybiegł z kotłowni.
Na stoliku zostały elegancko opakowane trzy zagraniczne mydełka. Wyglądały
bardzo kolorowo na brudnym stoliku zasypanym ziemią.
Fordon szedł między szklarniami, jakby nie widział nic wokół siebie. Po chwili
skręcił i wybiegł z ogrodu.
Kasia przerwała pracę i oparła się o skrzynki. Zamyślona podeszła do leżących na
stoliku mydełek. Otworzyła pudełko. Powąchała. Nagle cisnęła nim o ziemię. Zabrała
skrzynkę z sadzonkami i wyszła z kotłowni.
Kiedy mijała otwarte drzwi magazynu, spojrzała w głąb. Przy stoliku nakrytym
papierem siedziało dwóch mężczyzn. Kacper, kierownik gospodarstwa, i drugi przystojny
starszy mężczyzna ubrany z typowo angielską elegancją. Miał na sobie skórzaną, długą
kamizelkę bez rękawów, taką samą, jakie nosili byli żołnierze Polskich Sił Zbrojnych na
Zachodzie. Był to Łukasz Uliński, właściciel gospodarstwa ogrodniczego, niewielkie
stadniny koni pod wierzch i szkółki jeździeckiej. Mężczyzna uważnie odprowadził
wzrokiem Janczakównę.
Kacper, nalewając do kieliszków ciemną nalewkę, też obejrzał się za Kasią, po czym
przeniósł uważne, zatroskane spojrzenie na Ulińskiego. W milczeniu wypili alkohol.
Pojawienie się dziewczyny wywołało w nich podobne refleksje, ale żaden nie miał
ochoty wypowiedzieć ich głośno.
Adam szedł wolno wyboistą drogą. Z jednej strony rozciągały się tereny dochodzące
do budowanego właśnie dużego ośrodka, z drugiej pola. Był to typowy podwarszawski
krajobraz ogrodniczego zagłębia.
Fordon pchnął furtkę i wszedł do rozległego ogrodu. Mimo że przykryty śniegiem,
robił wrażenie starannie utrzymanego. W głębi widać było willę, jedną z takich, jakie
przed wojną stawiali zamożni ludzie. Długi ciąg szklarni odbijał się w zachodzącym
słońcu połyskliwą płaszczyzną szyb. Wokół zabudowań uwijało się jeszcze kilka
dziewcząt zatrudnionych przy pracach ogrodniczych.
Adam otworzył drzwi zamknięte na dwa zamki i wszedł do mieszkania. Rozejrzał się
uważnie, nasłuchując.
Na dole znajdował się duży pokój będący mieszaniną salonu i stołowego. Ciężkie
meble, kominek i kilka dużych rzeźb przedstawiających mężczyzn stanowiło dominujący
element wnętrza. Uwagę zwracała rzeźbiona w białym marmurze głowa młodego
chłopca. Typowa, klasyczna kopia greckiego mistrza.
Fordon cofnął się do sieni, jakby sobie coś przypomniał, i przesunął zasuwę. Pchnął
sąsiednie drzwi i wszedł do niewielkiego pokoju. Urządzony skromnie, nowocześnie,
wyglądał jak typowe wnętrze zajmowane przez młodego chłopaka. Adam włożył kasetę
do magnetofonu i rzucił się na łóżko. Muzyka była rytmiczna, perkusja na przemian z
gitarą basową. Fordon leżał, zamyślony, wpatrując się w sufit. Po chwili w sieni trzasnęły
drzwi. Fordon zerwał się i wyłączył magnetofon. Nasłuchiwał. Czyjeś kroki zbliżały się
pod drzwi i ktoś się zatrzymał.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin