Odyseja Czasu 01 - Oko czasu.pdf

(1514 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Arthur C. Clarke Stephen Baxter
Odyseja czasu
Oko czasu
TŁUMACZENIE:
Stefan Baranowski
Tytuł oryginału: Time’s Eye
Copyright © by Arthur C. Clarke and Steven Baxter, 2004
GTW
UWAGA AUTORA
Książka ta oraz cykl, który otwiera, nie poprzedza ani nie stanowi kontynuacji
poprzedniej Odysei, lecz sytuuje się niejako pod kątem prostym do niej, podążając w
odmiennym kierunku.
Cytat pochodzi z książki Rudyarda Kiplinga Puk z Pukowej Górki w przekładzie
Józefa Birkenmajera.
Grody, potęgi i majestaty, Mierzone czasu miarą bezwzględną, Niemal tak długo
trwają jak kwiaty, Które codziennie więdną...
Lecz jako z wiosną pączek zielony Z łodygi zwiędłej odrasta, Z ziemi ugornej,
wyjałowionej
Wciąż nowe rodzą się miasta.
Rudyard Kipling
CZĘŚĆ PIERWSZA
NIECIĄGŁOŚĆ
1. Poszukiwaczka
Od trzydziestu milionów lat planeta ochładzała się i wysychała, aż na północy
kontynenty pokryła warstwa lodu. Pas lasów, które niegdyś porastały Afrykę i Eurazję,
ciągnąc się niemal nieprzerwanie od brzegów Atlantyku aż do Dalekiego Wschodu, skurczył
się do niewielkich rozmiarów. Istoty, które kiedyś zamieszkiwały owe wiecznie zielone
obszary, musiały się przystosować do nowych warunków albo przenieść gdzie indziej.
Gatunek, do którego należała Poszukiwaczka, uczynił jedno i drugie.
Z niemowlęciem uczepionym piersi Poszukiwaczka przykucnęła w cieniu, na skraju
małego lasu. Jej głęboko osadzone oczy pod opadającym, kościstym czołem spoglądały na
jasny krajobraz. Za lasem rozciągała się równina zalana gorącym światłem słońca. Było to
miejsce, gdzie wszystko było proste, a śmierć przychodziła szybko. Ale zarazem było to
miejsce pełne możliwości. Pewnego dnia miało stać się granicą między Pakistanem i
Afganistanem, zwanym przez niektórych Granicą Północno-Zachodnią.
Niedaleko, na skraju lasu, na ziemi leżała martwa antylopa. Zwierzę zdechło
niedawno - z ran wciąż sączyła się lepka krew - ale lwy już najadły się do syta, a inne
zwierzęta padlinożercy, hieny i ptaki, jeszcze go nie odkryły.
Poszukiwaczka uniosła się, prostując długie nogi i rozejrzała się dookoła.
Poszukiwaczka była małpą człekokształtną. Jej ciało, pokryte gęstym, czarnym
włosem, miało niewiele ponad metr wysokości. Pod zwiotczałą skórą prawie nie było tkanki
tłuszczowej. Wysunięta do przodu twarz przypominała raczej pysk, a kończyny stanowiły
relikt dawnego nadrzewnego trybu życia, miała długie ręce i krótkie nogi. W istocie bardzo
przypominała szympansa, ale jej rasa oddzieliła się od swych kuzynów z głębi lasu dobre trzy
miliony lat temu. Poszukiwaczka stała wyprostowana, jak prawdziwa istota dwunożna, a jej
biodra i miednica były bardziej ludzkie niż u jakiegokolwiek szympansa.
Należała do rasy padlinożerców, ale niezbyt sprawnych. Jednak jej rasa miała zalety,
jakich nie posiadały żadne inne zwierzęta. Żyjąc pod osłoną lasu, żaden szympans nigdy nie
wykonał narzędzia tak skomplikowanego jak wprawdzie prymitywny, lecz z mozołem
sporządzony topór, który Poszukiwaczka trzymała w dłoni. A w oczach miała coś, jakiś
błysk, jakiego nie można było zobaczyć u innej małpy.
Nie było żadnego znaku zwiastującego bezpośrednie niebezpieczeństwo. Śmiało
wyszła na słońce z dzieckiem uczepionym piersi. Za nią nieśmiało postępowali jeden za
drugim pozostali członkowie gromady.
Niemowlę zapiszczało i boleśnie uszczypnęło matkę. Istoty te nie miały imion - ich
język nadal był tylko nieco bardziej zaawansowany niż śpiew ptaków - ale ponieważ to
dziecko, drugie dziecko Poszukiwaczki, od urodzenia zawzięcie trzymało się matki,
Poszukiwaczka w myślach nazwała je Chwytaczką.
Obarczona jego ciężarem Poszukiwaczka jako jedna z ostatnich dotarła do padłej
antylopy, gdy pozostali swymi wyszczerbionymi kamieniami odcinali chrząstki i skórę, która
łączyła kończyny zwierzęcia z resztą ciała. W ten sposób zdobywano mięso; potem kończyny
można było szybko zaciągnąć we względnie bezpieczne miejsce w głębi lasu i pożywić się
bez zbędnego pośpiechu. Poszukiwaczka ochoczo dołączyła do reszty. Jednak ostre światło
słoneczne bardzo jej dokuczało. Minie jeszcze milion lat, zanim dalecy potomkowie
Poszukiwaczki, bardziej podobni do ludzi, będą mogli przebywać na słońcu, a ich ciała będą
się pocić i magazynować wodę w tkance tłuszczowej, aby móc przetrwać na sawannach.
Kurczenie się lasów stanowiło katastrofę dla małp człekokształtnych, które je niegdyś
zamieszkiwały. Ewolucyjny szczyt tej wielkiej rodziny zwierząt leżał w zamierzchłej
przeszłości. Ale niektóre z nich zdołały się przystosować. Rasa, do której należała
Poszukiwaczka, wciąż potrzebowała cienia; każdej nocy małpy nadal wdrapywały się na
wierzchołki drzew, ale w ciągu dnia robiły wypady na odkryty teren, by wykorzystać
możliwość zdobycia pożywienia, tak jak teraz. Ryzykowny sposób, ale było to lepsze niż
przymieranie głodem. Kiedy las rozpadał się na mniejsze fragmenty, jego brzeg stawał się
coraz dłuższy i przestrzeń życiowa mieszkańców tych terenów w istocie rosła. A kiedy
zdesperowane małpy przebiegały lękliwie między dwoma światami, włączały się ślepe
nożyce zmienności i selekcji.
Teraz słychać było ujadanie i szybki tupot łap. To hieny poniewczasie zwietrzyły
krew antylopy i nadbiegały w wielkich obłokach kurzu.
Małpy zdążyły odciąć jedynie trzy kończyny antylopy. Ale nie było już czasu.
Przyciskając dziecko do piersi, Poszukiwaczka popędziła za swoją gromadą w stronę
chłodnego mroku zbawczego lasu.
Owej nocy, gdy Poszukiwaczka leżała w swym gnieździe w koronie drzewa, coś
zbudziło ją ze snu. Chwytaczka, zwinięta w kłębek obok niej, cicho pochrapywała.
Coś wisiało w powietrzu, czuła w nozdrzach słaby zapach, który zwiastował zmianę.
Poszukiwaczka była zwierzęciem całkowicie zależnym od środowiska, w którym
tkwiła, i była bardzo wrażliwa na zmiany. Ale było w niej coś więcej niż zwierzęca
wrażliwość: kiedy spoglądała na gwiazdy oczyma przystosowanymi do ogarniania
niewielkich leśnych przestrzeni, odczuwała jakąś nieokreśloną ciekawość.
Gdyby potrzebowała imienia, Poszukiwaczka pasowałoby doskonale.
To owa iskierka ciekawości, mglista zapowiedź zamiłowania do wędrówek,
wyprowadziła jej rasę tak daleko poza obręb Afryki. Kiedy nadeszły epoki lodowcowe,
resztki lasów skurczyły się jeszcze bardziej albo całkowicie znikły. Aby przeżyć,
mieszkające na obrzeżach lasów małpy musiały podjąć ryzyko pokonania otwartej
przestrzeni, żeby dotrzeć do kolejnej kępy drzew, która miała się stać ich nowym domem.
Nawet te, którym udało się przeżyć, rzadko odbywały w ciągu swego życia więcej niż jedną
taką podróż, odyseję liczącą około jednego kilometra. Ale niektóre z nich przeżyły, a część
ich dzieci dotarła jeszcze dalej.
W ten sposób w ciągu tysięcy pokoleń małpy człekokształtne zamieszkujące obrzeża
lasów powoli wydostały się z Afryki, docierając aż do Azji Środkowej i przekraczając
pomost lądowy w Gibraltarze prowadzący do Hiszpanii. Była to zapowiedź większych
migracji, które miały nadejść w przyszłości. Ale małpy człekokształtne zawsze były rozsiane
na znacznym obszarze i nie pozostawiły po sobie wielu śladów; żaden paleontolog nigdy by
nie podejrzewał, że z Afryki dotarły aż do północno-zachodnich Indii, a nawet jeszcze dalej.
A teraz, kiedy Poszukiwaczka spoglądała na niebo, pojedyncza gwiazda przesunęła
się w jej polu widzenia, powoli, z nieubłaganą determinacją, jak skradający się kot.
Zobaczyła, że jest na tyle jasna, że rzuca cień. Ciekawość walczyła w niej ze strachem.
Uniosła dłoń, ale poruszająca się gwiazda była poza zasięgiem jej palców.
O tak późnej porze Indie były pogrążone w cieniu Ziemi. Ale tam, gdzie
powierzchnia obracającej się planety była skąpana w świetle słońca, widać było migotanie -
falujące kolory, brązowe, niebieskie i zielone, gdzieniegdzie połyskujące, jakby otwierały się
maleńkie drzwi. Fala drobnych zmian przesunęła się przez planetę jak drugi terminator.
Świat wokół Poszukiwaczki zadrżał; mocno przycisnęła dziecko do siebie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin