Lewańska Magdalena - Detektyw i panny (poprawione).pdf

(950 KB) Pobierz
893791952.001.png
Magdalena Lewańska
Detektyw i panny
Część pierwsza
CHIŃSKI KURCZAK
Dirk Tielke żegnał Hamburg bez żalu. Dwie zapakowane torby
podróżne, jeden plecak i jedno duże pudło po bananach stanowiły jego
niemal cały ruchomy dobytek. Zmieściły się bez problemu w
bagażniku golfa. Zamknął samochód i spojrzał z powątpiewaniem na
kartkę z napisem PRZEPROWADZKA, którą przykleił na szybie,
żeby ułagodzić kolegów z drogówki. Zaparkował w drugim rzędzie,
co ruchu nie blokowało, ale jak znał ziomków, wystarczyło
całkowicie, by któryś chwycił komórkę i wezwał policję - co drugi
przejeżdżający kierowca naciskał klakson. Dirk wpadł do bramy,
popędził na trzecie piętro, obrzucił umeblowany apartament ostatnim
spojrzeniem, podniósł donicę z bardzo liściastą rośliną i zatrzasnął
drzwi. Schodził po schodach, ostrożnie stawiając stopy. Bardzo
liściasta roślina, której nazwy jeszcze się nie nauczył, kołysała mu się
gęsto i zielono przed oczami. Dirk dostał ją poprzedniego dnia od
żegnającego gozespołu na przyozdobienie swojego nowego biura.
Kiedy wyszedł przed bramę, natychmiast zauważył politessę
stojącą przy golfie.
- Cześć Gina. Jesteś tu służbowo czy prywatnie? - spytał, sam
nie będąc pewny, co by wolał. Mandat za złe parkowanie czy scenę
pożegnalną.
- Wyglądasz, jakbyś się chciał przede mną schować za tym
krzakiem. - Roześmiała się. - Chodź, nie zrobię ci krzywdy. Tylko
udaję, że piszę mandat. No chodź, przypnij roślinkę na przednim
siedzeniu i daj się ostatni raz pocałować.
Cenił w Ginie jej beztroską niezależność.
- Nie rozstajemy się przecież na zawsze. Będziemy telefonowali.
Odwiedzisz mnie chyba w Kirchdorfie?
- To raczej ty wpadniesz kiedyś do Hamburga, jak ci się znudzą
wiejskie krowy - odparła nieco dwuznacznie. - Nie cierpię wsi.
- Kirchdorf jest miastem. - Przyszły szef policji gminy Kirchdorf
uniósł się honorem.
Po dwóch godzinach jazdy Dirk zaczął się niepokoić. Tuż za
Hamburgiem zjechał z autostrady i zaraz potem zaczął błądzić po
coraz rzadszej sieci coraz bardziej podrzędnych dróg. Gdzieś wśród
lasów, łąk i pól drzemało miasteczko Kirchdorf. Przed laty
wewnątrzniemiecka granica odcięła je od świata i świat prędko o nim
zapomniał.
Zjednoczenie nie przyniosło żadnych zmian, większe szosy i
autostrady zbudowano już dawno gdzie indziej.
Dirk zwolnił, szukając dogodnego miejsca do zawrócenia.
Wąska, obsadzona starymi lipami aleja kiedy indziej może
zachwyciłaby go swoją malowniczością, ale teraz, w trzeciej godzinie
podróży, zaniepokoiła go tylko. Takie aleje istniały podobno już
wyłącznie na terenie dawnej NRD. Czyżby aż tak zabłądził? Nagle za
zakrętem zażółcił się drogowskaz: Kirchdorf 3 km. Dirk skręcił w
jeszcze ciaśniejszą aleję. Nagie gałęzie tworzyły zwarty dach, w
upalne lato błogosławieństwo dla kierowców. Grube pnie w
perspektywie przypominały częstokół, niektóre nosiły ślady spotkań z
samochodami.
Dirk rzucił okiem na szybkościomierz. Sześćdziesiąt kilometrów
na godzinę? Widocznie zwolnił machinalnie. Ciekawe, ile już takich
alej zrąbano w trosce o kierowców, którzy nie potrafili zrezygnować
ze swego prawa do szybkiej jazdy.
Aleja, wpadłszy do miasteczka, przeobraziła się w ulicę. Minęła
zabudowania jakiejś fabryki, potem kilka domków jednorodzinnych i
natychmiast zginęła w rozległym rynku. Otaczały go budynki z
przeróżnych epok. Na środku stał średniowieczny ratusz, przed nim
renesansowa fontanna, teraz, w zimie, nieczynna, trochę z boku biały
barokowy kościół. Samochód Dirka sunął powoli trasą wytyczoną
niebieskimi strzałkami. Kirchdorf rzeczywiście nie okazał się
metropolią. Czy w ogóle żyli tu jacyś ludzie?
Dwie wąskie kamieniczki tuliły się do siebie - w jednej mieścił
się zakład fryzjerski, w drugiej komisariat policji. Dirk Tielke
zatrzymał się na parkingu obok śmiesznego otwartego samochodziku
pomalowanego w kolorowe wzorki; dalej stał osypany nocnym
śniegiem radiowóz - nikt widać nie musiał nim wyjeżdżać. Nad
drzwiami komisariatu wisiał granatowy, podświetlany szyld: Policja.
Spokój mieściny zaskoczył Dirka, dziecko wielkiego miasta, i
onieśmielił.
Sprzątaczka w różowym kitlu starannie zamiatała schodki.
Widząc wysiadającego Dirka, uśmiechnęła się szeroko i kijem od
Zgłoś jeśli naruszono regulamin