James Fenimore Cooper - Szpieg.pdf

(2035 KB) Pobierz
J. Fenimore Cooper
SZPIEG
Powieść historyczna z końca XVIII wieku
w tłumaczeniu
Hajoty
z przedmową
Andrzeja Tretiaka
PRZEDMOWA.
KtóŜ z nas nie czytał w młodości z zapartym oddechem opowieści o „Mieszkańcu pusz-
czy”?! KtóŜ z nas nie marzył po jej skończeniu o walkach z Indianami, o wyprawie w dziewi-
cze lasy Ameryki? Wobec tej, jak na ksiąŜki dla młodzieŜy, wcale grubej i tym milszej po-
wieści, wszystkie inne naśladownictwa bladły - musiał mu ustąpić placu nawet „Duch pusz-
czy” i sentymentalny „Młody wygnaniec”, choć opłakiwany gorącymi łzami współczucia.
Nawet wielka wojna nie potrafiła zerwać tej tradycji i młodzieŜ powróciła do swojej ulubionej
lektury, ulubionej z dwóch powodów: daje ona jej fantazji pełnię tego, co Anglicy nazywają
„romance”, roztaczając obrazy, w których elementy nierealne i prawdopodobne mieszają się
w nierozerwalną całość, stwarzając w ten sposób nastrój identyczny z tym, w jakim stale
Ŝyje
młodzieŜ - a oprócz tego pozwala ta lektura, w której groźne problemy wojny i eksterminacji
Indian są przedstawione jako epizody o wartości tylko fabuły powieściopisarskiej, bez kryją-
cej się pod niemi głębi społecznych zagadnień, na wprowadzanie w
Ŝycie
treści opowieści w
postaci „indyjskich” zabaw. Nie ma bowiem w tych 5 powieściach, które złoŜyły się na krótki
względnie wyciąg w postaci „Mieszkańca puszczy”,
Ŝadnego
wybitnego momentu moraliza-
torskiego,
Ŝadnego
zanadto wyraźnie zaznaczonego stanowiska wobec problemów społecz-
nych,
Ŝadnego
uczucia nienawiści rasowej czy niechęci narodowej, tak
Ŝe
nic nie mąci pogo-
dy duszy chłopca, pragnącej instynktownie wszystkie nieświadome mu
źródła Ŝyciowego
tragizmu tamować. Jest w tych powieściach tylko i wyłącznie „przygoda”, której nigdy nie
moŜe być za duŜo dla cywilizowanego człowieka, skrępowanego aŜ do zupełnego braku wra-
Ŝeń
„przygody” przez moralne i społeczne przepisy - cóŜ dopiero dla młodzieŜy, dla której
jedynym wykładnikiem
Ŝycia
jest czyn, przygoda,
źródło
zamiłowania do skautyzmu, wszel-
kich sportów, nawet kolekcjonerstwa przeróŜnego, dającego sposobność do małych, ale jakŜe
waŜnych w oczach dokonywającego ich, posunięć ku wytyczonemu idealnemu celowi. Ale z
pomiędzy tych wszystkich, którzy tyle zawdzięczają miłych wzruszeń i rzetelnie daleko w
świat
siny biegnących marzeń „Mieszkańcowi puszczy”, niewielu jest takich, którzy znają
nazwisko autora a jeszcze mniej takich, którzy rozumieją znaczenie tego nazwiska dla litera-
tury.
Bo nazwisko Jakóba Fenimore Cooper’a to
świetna
gwiazda nie tylko na horyzoncie po-
wieści amerykańskiej, ale pełna znaczenia takŜe i dla angielskiej i stąd dla ogólnoeuropejskiej
powieści.
Jest bowiem Cooper nie tylko ojcem powieści amerykańskiej w dosłownym znaczeniu,
jako pierwszy oryginalny powieściopisarz Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, ale
takŜe jest on przecieŜ twórcą romansu egzotycznego, romansu morskiego, na którego obsza-
rze ostatnimi latoroślami byli genialny Konrad Korzeniowski i - naturalnie o całą przepaść
kultury duchowej niŜszy, ale przez; dzisiejszą modę uprawniony do wzmianki w tym zakresie
literatury, Jack London. Nie moŜna bowiem „Robinsona Crusoe” Defoe’go, który w literatu-
rze młodocianej rywalizuje zwycięsko z „Mieszkańcem puszczy”, uwaŜać za prototyp roman-
su morskiego, gdyŜ jest to par excellence utwór dydaktyczny, i walory jego leŜą raczej w tym,
co w skrótach dla młodzieŜy opuszczono, w refleksjach moralnych i kulturalno-społecznych.
Nawet „Rozbójnik morski” (The Pirate) Waltera Scotta, poprzedzający o kilka lat pierwszą
morską powieść Cooper’a, „The Pilot”, więcej podkreśla charakter historyczny romansu, niŜ
kładzie nacisk na
środowisko
„morza”, w którym się treść romansu ma odgrywać.
O
Ŝyciu
Cooper’a stosunkowo niewiele wiemy. - Przeciwnie do zwyczajowego stanowi-
ska powaŜnych autorów anglosaskich, którzy „autoryzują” jakąś biografię, pisaną przez dłu-
goletniego przyjaciela-krytyka jeszcze za
Ŝycia
pisarza, aby uniknąć pewnych niedokładności
w biografii, na co bardzo jest czułą czytająca publiczność angielska - otóŜ przeciwnie do tego
stanowiska Cooper nie chciał „autoryzować”
Ŝadnej
takiej biografii, choć
Ŝycie
jego długie
(1789 - 1851) mogło dostarczyć duŜo ciekawego materiału, bo nie płynęło równo i spokojnie,
ale miało wiele zakrętów i niespodziewanych epizodów. Krok wielkiego pisarza wypłynął z
jego stosunku do społeczeństwa, a raczej do prasy amerykańskiej, z ostatnich 20 lat
Ŝycia.
Cooper, który po kilkoletnim pobycie w Europie powróciwszy do Stanów Zjednoczonych
spojrzał na układ społeczny swej ojczyzny nieco innym okiem, niŜ patrzył przedtem, zapra-
gnął, w przesadnym nieco pojęciu swojej wielkości, jako pisarza narodowego, udzielić swym
rodakom napomnień i wskazówek i wykonał ten zamiar w szeregu satyr lub utworów o zacię-
ciu satyrycznym, jak „List do rodaków” („A Letter to his countrymen”, 1834), „The Moni-
kins” (1835) i o wiele wyŜszych artystycznie: „Homeward Bound” (1838 „W drodze do do-
mu”) i dalszym ciągu tej na pół prawdziwej opowieści: „Home as Found” („Jak wygląda oj-
czyzna po powrocie”) wydanym w tym samym roku. Ostra, nieusprawiedliwiona
Ŝadnymi
zaczepkami ze strony społeczeństwa satyra wywołała teŜ w krewkiej od samych początków
istnienia prasie amerykańskiej niechętne pisarzowi odpowiedzi - i jako następstwo tego szereg
procesów wytoczonych przez Cooper’a róŜnym czasopismom o oszczerstwo. Wzajemna nie-
chęć pogłębiała się coraz więcej, i wynikiem tego było właśnie owo lekcewaŜenie publiczno-
ści
przez
Ŝyjącego
w ostatnich latach w zupełnej samotności, w osadzie załoŜonej przez jego
ojca, w Cooperstown, pisarza.
Ta osada nad brzegiem jeziora Otsego, w stanie nowojorskim, odegrała decydującą rolę w
twórczości Cooper’a jako pisarza. Nie urodził się tam wprawdzie, ale jako rocznego chłopca
zabrał go tam z sobą ojciec jego, sędzia William Cooper(1), kiedy porzuciwszy zawód miej-
ski, poświęcił się wyłącznie pracy osadniczej. Cooperstown było juŜ kresową osadą - i w
owych czasach (1790) stosunki
Ŝyciowe
tamtejsze wyglądały tak, jak opisywane przez niego
w „The Pioneers” („Osadnicy”). JeŜeli nie widział całego
Ŝycia
wielkiej puszczy, na której
skraju budowała się coraz
Ŝywiej
osada, to wiedzy o nim dopełniały mu opowiadania, które
utkwiły mocno w główce nastrojonego na ton romantycznej przygody chłopca. Codzienne
Ŝycie
nie wystarczało mu, widać to z jego stosunku do szkoły. Kilka lat w szkole parafialnej
przy kościele
św.
Piotra w Albany wyrobiło w nim przede wszystkim nienawiść do purytań-
skiego wyznania i jego przedstawicieli, a pobyt w uniwersytecie Yale, najstarszym, bardzo
szanownym uniwersytecie Ameryki Północnej, skończył się po trzech latach przymusowym
usunięciem 17-letniego chłopca z zakładu. W tym wieku trzeba jednak było dokończyć jakoś
edukacji, i dalszy jej ciąg znalazł Cooper czy na swoje
Ŝyczenie,
czy teŜ wskutek przemyśla-
nego systemu ze strony ojca - w słuŜbie na statku. (JakŜe to wszystko dziwnie przypomina
karierę Josepha Conrada, który młodość spędził teŜ w egzotycznych stronach, na wygnaniu w
Wołogdzie i potem w tym samym wieku popłynął na morze!) Przez pięć lat trwała ta słuŜba
morska, najpierw na statku kupieckim, potem juŜ na wojennych statkach amerykańskich, w
ciągu której dosłuŜył się stopnia kapitana, zwiedził dwa razy Anglię i duŜą część wód Ame-
ryki Północnej. Ale druga i ostatnia wojna Ameryki z Anglią z r. 1812 - 4 nie zastała go juŜ
na pokładzie wojennego statku, którym dowodził jeszcze w 1811, bo w tym roku oŜeniwszy
się z miss De Lancey, wystąpił ze słuŜby we flocie, tak
Ŝe
do jego wspomnień morskich nie
naleŜała regularna bitwa z nieprzyjacielem, lecz jedynie walki z korsarzami, których w tych
czasach snuło się bez końca po Atlantyku, i róŜne przygody z okrętami wojujących państw,
Francji i Anglii, szukających kontrabandy na kupieckich statkach.
Prawie dziesięć lat przeszło późniejszemu pisarzowi na spokojnej i mało denerwującej
wtedy pracy obywatela wiejskiego, przewaŜnie w majątku
Ŝony,
w okolicy West-Chester, w
stanie nowojorskim, która to okolica jest tłem „Szpiega”. AŜ zupełnie niespodziewany przy-
padek sprowadził Cooper’a na właściwą drogę jego istotnego powołania. Czytał swojej
Ŝonie
jakąś powieść angielską i w krytycznej jej ocenie wyraził się,
Ŝe
potrafiłby napisać lepszą. I
Ŝona,
uchwyciwszy go za słowo, zaczęła się domagać, aby wykonał swoją przechwałkę. Tak
powstała pierwsza powieść Cooper’a: „Precaution” („OstrzeŜenie”, 1820), która naturalnie
nie mogła być arcydziełem, jako pierwsza rzecz pisana przez człowieka, który nigdy przed-
tem nie przemyśliwał nad podobną pracą, ale która otworzyła Cooper’owi oczy na własny
talent. Lekkie, jak wspomniałem, obowiązki właściciela duŜej farmy nie przeszkadzały mu w
oddaniu się twórczości literackiej, w spełnianiu marzenia, które postawiła sobie od razu roz-
budzona ambicja, - stworzenia oryginalnej powieści amerykańskiej.
Ambicja była wielka, ale miała wszelkie szansę urzeczywistnienia wobec zupełnego bra-
ku dobrej literatury powieściowej rodzimej. Osadnicy amerykańscy byli przecieŜ w
(1) Część nazwiska: Fenimore pochodzi od nazwiska matki, Zuzanny Fenimore; przybrał ją sam pisarz, juŜ po pierw-
szych swoich dziełach, dla odróŜnienia się w tłumie angielskich Cooper’ów.
ogromnym procencie wychodźcami z Anglii dla pobudek religijnych. Byli to przewaŜnie pu-
rytanie, dla których nie tylko cięŜkie warunki
Ŝycia,
ale przede wszystkim ich głębokie prze-
konanie o nieprawości wszystkiego, co miało swe
źródło
w fantazji, nie w religijności, czyni-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin