Mildner Anna_Dalsze losy Scarlett O'Hara i Retta Butlera (pastisz).rtf

(429 KB) Pobierz
ANNA MILDNER

 

ANNA MILDNER

 

DALSZE LOSY
SCARLETT O’HARA
I RETTA BUTLERA

 

(pastisz)

WSTĘP

 

Typowe zakończenie książki ukazuje szczęśliwe albo (rzadziej) tragiczne rozstrzygnięcie konfliktu i daje informację o dalszych losach bohaterów. Niekiedy wynika ona z dalszego opisu, a niekiedy stereotypowego zdania „żyli długo i szczęśliwie”.

Wiele jednak dzieł literatury zarówno przez wielkie „L”, jak i przez bardzo małe, ich autorzy zakończyli w sposób nie satysfakcjonujący. czytelników. Akcja urywała się w środku i czytelnik przyzwyczajony do pełnego jakby wyjaśnienia sytuacji nie był w pełni usatysfakcjonowany. Zresztą niekiedy - choć było to zjawisko nieporównywalnie rzadsze - ciekawość odbiorców wiązała ich z wcześniejszymi losami bohaterów. Typowym przykładem były dzieje Sherlocka Holmesa, który pojawia się w powieściach i nowelach Connan Doyle'a już jako pan „w rozkwicie lat”, a o jego młodości można spotkać tam jedynie pojedyncze wzmianki. Dlatego istniała zawsze presja czytelnicza by publikować tzw. dalsze ciągi, lub (rzadziej) powieści z okresu poprzedzającego właściwą akcję. Niekiedy presji tej ulegali sami autorzy, ale najczęściej znajdowały się osoby, które na zlecenie wydawców starały się ich wyręczać.

Proceder ten bujnie rozkwitał w okresie, kiedy prawo autorskie nie było tak rygorystyczne jak współczesne, dlatego najwięcej tego rodzaju pozycji powstawało w wieku XIX i w początkach XX. Z powieści najbardziej znanych na polskim rynku doczekały się dalszych - nieautorskich - kontynuacji m.in. „Trędowata”, „Dzikuska”, „Szwejk”, „Trylogia”. O wielu z owych kontynuacji zapomniano, być może dlatego, że nie dorównywały oryginałom. Łaskawiej czas obszedł się z parodiami. „Na ustach grzechu” M. Samozwaniec jest popularna po dziś dzień. Zaś z opracowań poprzedzających właściwą akcję powieściową najbardziej jest u nas znana „Piramida strachu” - bardzo zręcznie zrobiony film o szkolnych latach Sherlocka Holmesa.

Jednym z przerwanych przez autora dzieł - w wysoce fascynującym odbiorców momencie - jest światowy bestseller „Przeminęło z wiatrem”. Zakończenie powieści Margaret Mitchell właściwie niczego nie kończy. Osobiście uważam to za istotny walor utworu, ale jest to stanowisko odosobnione.

Pierwsze wydanie „Przeminęło z wiatrem” ukazało się na amerykańskim rynku księgarskim w końcu czerwca 1936 r., a polski przekład w 1938. Zaś w dniu 19 grudnia 1939 r. odbyła się premiera adaptacji filmowej książki M. Mitchell.

Film od strony techniczno - realizacyjnej wyprzedzał swą epokę i ostatecznie ugruntował z jednej strony światową popularność powieści, a z drugiej rozbudził tęsknoty odbiorców do... dalszego ciągu. Autorka nie decydowała się na jego napisanie, zresztą zginęła tragicznie w 1949 r. potrącona przez auto. Była jeszcze osobą stosunkowo młodą, gdyż urodziła się w 1900 r. Tak więc w 1989 r. upłynęła 50 rocznica premiery filmowej oraz 40 przedwczesnej tragicznej śmierci autorki „Przeminęło z wiatrem”.

Spuścizną autorską Margaret Mitchell zarządza Rada Spadkobierców. I tu pewna dygresja: autorskie prawa majątkowe są chronione pośmiertnie zarówno w kraju ojczystym dzieła, jak i w innych państwach, o ile należą one do odpowiedniej konwencji, ale zróżnicowane są okresy ochrony. I tak np. w USA - prawa autorskie M.M. wygasną w 2010 r. (70 lat), a w Polsce, gdzie chroni się je przez 25 lat, wygasły w 1975 r. (rok śmierci się nie liczy). Dopisanie zaś dalszego ciągu jest formą opracowania cudzego dzieła dozwoloną jedynie za zgodą autora lub jego spadkobierców.

Naciski na Radę Spadkobierców - i to nie tylko moralne - aby zezwoliła na „dopisanie” dalszego ciągu - wreszcie zaowocowały. Wiosną 1988 r. znana firma wydawnicza „Warner Books” wygrała przetarg i uzyskała odpowiednie zezwolenie od osób uprawnionych.

Dopisanie dalszego ciągu a właściwie kontynuację „Przeminęło z wiatrem” Wydawca powierzył popularnej autorce powieści związanych m.in. z miejscem i okresem odpowiadającym akcji powieści M. Mitchell - 55 - letniej wówczas Aleksandrze Ripley (niedawno wydała ona w nakładzie 900.000 egz. powieść „Spuścizna Nowego Orleanu”). Kontynuacja „Przeminęło z wiatrem” ma liczyć około 500 stron i ukazać się pod tytułem „SEGUEL” w 1990 r. Honorarium autorskie ma wynieść około 5 milionów dolarów, a więc plus - minus 10.000 dolarów za stronę (*Honorarium jak na polskie warunki wydawnicze jest bajeczne, gdyż jedna strona daje autorce - przy obecnym kursie dolara - około 95.000.000 zł /słownie dziewięćdziesiąt pięć milionów złotych/. Kto chce niech obliczy ile złotych otrzyma autorka za jedno uderzenie w klawisz maszyny do pisania. Typowa strona maszynopisu zawiera bowiem do 1100 znaków typograficznych.)

Książka, choć nie jest jeszcze napisana przynosi już wydawcy pewne zyski. Podczas dorocznych targów księgarzy i wydawców wiele firm wydawniczych zakupiło prawa do wydania „Seguel”. Np. zachodnioniemiecka „Hoffman Campe” zapłaciła za to 1.300.000 marek, a francuska P. Belfoud 1.000.000 dolarów. Mówi się o szybkiej adaptacji filmowej nowej książki. Jej scenariusz będzie musiał być uzgodniony z A. Ripley, zaś spadkobiercy zastrzegli sobie kontrolę nad tym, czy nie narusza on dobrego smaku i jest zgodny z faktami i powieścią M.M.

Można mieć wątpliwości czy „Seguel” zostanie tak szybko udostępniony polskiemu czytelnikowi jak „Przeminęło z wiatrem”. Inne czasy, a także inne złotówki...

Dopisywanie dalszego ciągu na serio wymaga zgody spadkobierców. Dlatego, o czym pisał kiedyś prof. A. Kopff z Uniwersytetu Jagiellońskiego, nie udało się przed laty wydać kontynuacji powieści napisanej przez pewnego krakowskiego autora.

Należy się spodziewać, że zarówno spadkobiercy jak i autorka kontynuacji A. Ripley będą zdecydowanie zwalczać próby naruszania ich interesów poprzez jakąkolwiek próbę napisania dalszego ciągu tego, co napisała M.M. Prawo będzie po ich stronie, ale tylko w odniesieniu do pozycji pisanych „na poważnie”, czyli dużych dzieł stanowiących rzeczywistą imitację Margaret Mitchell. Zresztą można zaryzykować hipotezę, iż o ile „Seguel” odniesie sukces, być może „ciąg dalszy” będzie nadal kontynuowany i obejmie np. losy dzieci bohaterów. Tego rodzaju powieści - rzeki są w USA bardzo popularne, jak świadczy choćby, znany i u nas, opis losu kilku pokoleń w serialu telewizyjnym „Korzenie” lub filmowy koszmar „Dynastia” obejmujący podobno kilkaset odcinków.

Chroniąc interesy spadkobierców praw autorskich, prawo autorskie nie wyklucza jednak możliwości tworzenia utworów inspirowanych, czyli takich do których dała podnietę cudza twórczość, lub nawet pojedyncze dzieło. Odnosi się to głównie do analiz naukowych, zestawień informacyjnych i wreszcie - a niektórzy nawet twierdzą, że głównie - do satyry i form pokrewnych. Bo wprawdzie . postać stworzona przez autora dzieła oryginalnego jest chroniona, ale tylko przed plagiatem, a nie przed satyrykami, naukowcami i co nie jest rzeczą bagatelną, twórcami tak zwanych bryków.

Przedstawiany państwu „ciąg dalszy” losów bohaterów „Przeminęło z wiatrem” nie jest kontynuacją na serio, taką jaką tworzy A. Ripley. Pokrewieństwo między książką M.M. a tym co przedstawiamy jest zbliżone - choć i różne - do układu „Trędowata” - „Na ustach grzechu”. Z tym zastrzeżeniem, że nasz „ciąg dalszy” losów Scarlett O'Hara i Retta Butlera, jest bardziej pastiszem niż parodią. Jest to zresztą rzecz niewielka, nie przekraczająca 150 stron maszynopisu i napisana w sposób typowy dla utworu inspirowanego. Autorka wprawdzie kontynuuje dzieło M.M., ale czyni to z przymrużeniem oka i stara się ujawnić jak najwięcej słabości romansowego wątku „Przeminęło z wiatrem”.

Tak wygląda strona prawna utworu oraz świadome intencje autorskie, ale od czytelnika zależy, czy będzie traktował to jako żart literacki, czy też potraktuje rzecz z pełną powagą... - Na to redakcja „Przyjaciółki” nie ma żadnego wpływu. Niemniej życzy państwu przyjemnej lektury i szybkiego... ukazania się na polskim rynku wydawniczym rzeczywistej kontynuacji „Przeminęło z wiatrem” pióra wybranej, chyba dość fortunnie, przez spadkobierców Margaret Mitchell - pisarki z południa USA - Aleksandry Ripley.

ROZDZIAŁ I

 

Scarlett O'Hara stała w otwartym oknie domu w Tarze, gdzie przebywała już od trzech miesięcy z zapałem zajmując się gospodarstwem. Był wczesny ranek i na dworze panował jeszcze przyjemny chłód, ale dzień zapowiadał się niezwykle upalnie. Na białobłękitnym niebie nie było nawet najmniej­szego obłoczka, tylko nad widnokręgiem zwiększa­ła się rozżarzona kula słońca.

Scarlett głęboko wdychała orzeźwiające powie­trze poranka i jasnymi oczami wodziła po okolicy, którą kochała ponad wszystkie miejsca na świecie. Od podwórza dobiegały odgłosy porannej krzątani­ny. Skrzypiał żuraw studni, porykiwało bydło wy­dzane na pastwiska, słychać było okrzyki Murzynów i turkot ruszających wozów.

Przeciągnęła się zamykając oczy, zasłuchana w swojskie dźwięki, za którymi tęskniła, gdy znajdo­wała się daleko od Tary. Uśmiechnęła się do siebie pomyślawszy, że Tara jest bezpieczna i bogata jak dawniej i to dzięki niej. Miała teraz taki sam dom jak za dawnych lat, które były dla niej najmilszym wspo­mnieniem. Ale jednocześnie wywoływały smutek, żal i tęsknotę za czymś pięknym, za czymś, co przeminęło bezpowrotnie zmiecione wichrem okrut­nej wojny.

Zawsze lubiła długo wylegiwać się w łóżku, ale dzisiaj miała jakąś dziwną ochotę wstać wcześniej. Zawsze rankiem była zła, gdy Mammy budziła ją zbyt wcześnie, a dziś dzień powitała wesołym uś­miechem.

Zamknęła okno, chłód przyprawiał ją o gęsią skórkę, bo była ubrana tylko w lekką nocną koszul­kę. Nucąc piosenkę, nawet sama nie wiedziała do­brze jaką, stanęła przed lustrem i krytycznie przyj­rzała się swojemu odbiciu. Z zadowoleniem stwier­dziła, że nadal jest ładna, pobyt w Tarze dobrze wpłynął na samopoczucie i wygląd. Przyjechała tu wyczerpana i załamana, a teraz czuła się młoda i pełna zapału, zdolna do dalszych zmagań z przeci­wnościami życia. Teraz była pewna, że odzyska Retta, który przecież nie mógł od niej odejść na za­wsze. Jej pewność była zupełnie uzasadniona, bo jeśli kiedykolwiek chciała zdobyć jakiegoś mężczyz­nę, to zawsze jej się to udawało.

Czuła, że Rett długo bez niej nie wytrzyma, musi wrócić. Ona się o to postara, musi go wszelkimi sposobami odzyskać, bo źle jej bez niego. Nigdy przedtem nie pomyślałaby, że może jej tak go bra­kować. Jego drwiących uśmiechów, jego czułej kpi­ny i rozmów. Czuła się sama, dookoła była pustka, którą przedtem zapełniał Rett. Dawniej tego nie do­ceniała i nie rozumiała Retta. Odrzucała uczucie, które jej ofiarował.

Teraz zrozumiała wiele i była pewna, że byłaby z nim szczęśliwa. Przecież kochała go i tęskniła za nim, pragnęła jego powrotu, pragnęła jego silnych ramion i namiętnych ust, jego obecności przy sobie.

Postanowiła pojechać niedługo do Atlanty, gdzie Rett na pewno często przebywał. Powiedział prze­cież, że będę się widywać dla zachowania pozorów. Miała dom, do którego mogła pojechać i w którym Rett prawdopodobnie mieszkał podczas pobytów w Atlancie. Musiała jechać tam i spotkać się z nim, oczarować i rozkochać w sobie i znowu być z nim razem. Postanowiwszy to i nabrawszy pewności, że jej zamiar zostanie uwieńczony zwycięstwem, uś­miechnęła się do swojego odbicia i odgarnęła włosy opadające na oczy.

Nagle krzyknęła lekko i pochyliła się jeszcze bar­dziej w kierunku gładkiej tafli lustra. Tak, dojrzała na twarzy kilka niewielkich piegów! To był skutek cho­dzenia bez kapelusza! Wczoraj bez nakrycia głowy poszła na dłuższy spacer. Teraz mogła widzieć sku­tek tej eskapady pod palącymi promieniami georgijskiego słońca.

- Nawet mi do twarzy z tymi kilkoma piegami - pocieszyła się natychmiast. - Ale byłoby lepiej gdybym ich nie miała. Muszę zawsze nosić kape­lusz, bo będę miała okropną cerę i nie spodobam się Rettowi.

Zawołała Prissy, aby zasznurowała jej gorset. Była znowu szczupła i miała 18 cali w talii, co bar­dzo ją cieszyło. Włożyła suknię z seledynowego muślinu w białe groszki i skrzyczała Prissy za powolne szukanie słomkowego kapelusza, który chciała założyć. Gdy kapelusz się znalazł, zrezygnowała z założenia go, a wzięła ten, który cały czas leżał obok lustra.

- Zajmij się dziećmi Prissy. Nie pozwól Elli cho­dzić nad staw. Nic na nią nie uważasz.

- Dobrze, miss Scarlett.

- No, idź do dzieci, nie stój jak słup.

Chwilę zastanawiała się, co będzie dziś robić. Zuela zajmowała się domem i Scarlett musiała przyz­nać, że robiła to bardzo dobrze, tak że ona po pro­stu nie miała nic do roboty. Will zapobiegliwie dbał o wszelkie interesy i sam zarządzał wszystkim. Pra­cował ciężko, ale jego praca dawała dobre wyniki - Tara była chyba najzamożniejszą plantacją w okoli­cy z czego Scarlett była bardzo dumna.

Will mówił jej wczoraj, że do zbierania bawełny przydałoby się jeszcze kilku pracowników. Trudno było o siłę roboczą, bo czarni z murzyńskiej osady leżącej kilkanaście kilometrów od Tary w kierunku Jonesboro nie chcieli pracować. Woleli całe dnie spędzać na lenistwie. Scarlett pomyślała, że jednak dobrze byłoby wybrać się tam i spróbować wynająć kilku do pracy. Will był bardzo zajęty i nie mógł dzi­siaj nigdzie wyjeżdżać, więc Scarlett postanowiła sama to załatwić. Uważała, że ona zrobi to najle­piej.

Zuela była w pokoju z dziećmi i pomagała je ubie­rać. Wade, Ella i Doris byli już gotowi, lecz Zuela ka­zała im siedzieć w pokoju aż do śniadania, a sama ubierała swoją córeczkę Zuzannę, pięcioletnią, jasnowłosą wesołą dziewczynkę, która coś z ożywie­niem opowiadała matce.

- Dzień dobry Zuelo, dzień dobry dzieci. Dla­czego Ellu nie bawisz się?

- Bo Wade nie chce się ze mną bawić, mamu­siu. Powiedział, że nie będzie bawił się z dziewczy­nkami, tylko chce jechać do Beau.

- Wade, to nieładnie. Powinieneś bawić się z siostrą i Doris i z Zuzią. Jeżeli będziesz grzeczny to zabiorę cię do Beau, a teraz baw się. - Scarlett starała się być troskliwa dla dzieci, ale nie zawsze jej się to udawało. Dziś była w dobrym nastroju, więc okazywała im serdeczność.

- Jadę do murzyńskiej osady - zwróciła się do Zueli - potrzebni są ludzie do pracy.

- To nie ma sensu Scarlett, żebyś tam sama je­chała.

- Ale pojadę. Nic mi się nie stanie, dam sobie radę. Will przecież jest zajęty. Ktoś musi to zrobić. Uważam, że potrafię załatwić tę sprawę pomyślnie.

- Scarlett, proszę cię, nie jedź. Will na pewno znajdzie czas, aby to załatwić, a ty nie powinnaś się narażać. Brr, jechać pomiędzy tę bandę wyzwolo­nych Murzynów! - Zuela wzdrygnęła się, ale Scar­lett nadal upierała się przy swoim.

- Pojadę jednak. Bawełna bardzo ładnie w tym roku obrodziła, potrzebni są ludzie do zbioru.

Zuela wzruszyła ramionami i postawiła córeczkę na podłodze. - Rób jak chcesz, Scarlett. Radzę ci dobrze, ale ty jesteś uparta. Więc gdy wydarzy ci się coś przykrego, będziesz mogła mieć pretensję tylko do samej siebie.

- Nic mi się nie stanie. Ty uważasz tych Murzy­nów za stado głodnych lwów. To hołota, ale chyba nie morduję każdej napotkanej kobiety. Wezmę Eliasza, chociaż jestem pewna, że mogę jechać sama.

Zuela mruknęła coś, ale Scarlett już wyszła, aby kazać zaprzęgać do bryczki. Wolałaby tam nie je­chać, lecz teraz nie mogła się już cofnąć. Zuela triu­mfowałaby. Na ganku pojawiła się Mammy.

- Miss Scarlett, dokąd pani jedzie? - zawołała widząc, że podjeżdża bryczka.

- Do murzyńskiej osady, Mammy - odkrzyknę­ła Scarlett zajęta wciąganiem rękawiczek.

- Miss Scarlett - zawołała oburzona Mammy - pani nie może tam jechać!

Ze też wszyscy musieli jej dzisiaj odradzać ten wyjazd! Zezłościła się i z pasją pociągnęła za rękawiczkę, która przy tym gwałtownym ruchu pękła.

- A właśnie że pojadę! - krzyknęła ze złością. - Lepiej przynieś mi nowe rękawiczki i parasolkę!

- Nie, miss Scarlett, nie zrobię tego - oświad­czyła spokojnie Mammy.

Scarlett aż zatrzęsło ze złości na te słowa. Przez zaciśnięte zęby wysyczała. - Nie zrobisz?! - Ale Mammy pozostała niewzruszona, choć w głosie Scarlett była groźba.

- Nie, miss Scarlett. Nie chcę aby moje dziecko narażało się na niebezpieczeństwo i jechało między tę bezczelną hołotę. Czy pani już zapomniała, miss Scarlett, Shantytown?

- Zapomniałam! Chcę tamto wszystko zapom­nieć! Nie przypominaj mi, Mammy! Nie chcę o tym pamiętać! - krzyczała Scarlett. Zerwała z głowy kapelusz, cisnęła go o ziemię i trzasnąwszy drzwia­mi pobiegła do swego pokoju.

Mammy uśmiechnęła się do siebie i podniósłszy kapelusz i rękawiczki kazała Eliaszowi wyprzęgnąć konie.

Scarlett siedziała w pokoju wciąż jeszcze zła, ale już nie upierała się, aby jechać. Nieprzyjemne wspomnienie odebrało jej jednak chęć do wyjazdu.

Zobaczyła przez okno, jak dzieci szły do ogrodu. Nie było z nimi Prissy, za co zamierzała ją zbesztać. Przecież nie dalej jak pół godziny temu przypomina­ła jej, że ma opiekować się dziećmi.

Zajęła się przeglądaniem swoich sukien. Przerzu­cała jedną po drugiej. Nie, nie była z nich zadowolo­na. Musi sprawić sobie kilka nowych, aby godnie zaprezentować się w Atlancie - postanowiła. Na razie wszystkie czarne suknie odsunęła w kąt. Nie lubiła czerni, bo postarzała ją i całą sylwetkę czyniła ponurą. Gdy ze wstrętem odrzucała kolejną czarną suknię, ktoś zapukał do drzwi.

- A to ty, Zuelo. Zobacz jakie te suknie są po­tworne, wprost nie mogę patrzeć na czerń. - Mówi­ła szybko i dużo, nie chcąc aby przemówiła Zuela, która na pewno nie omieszka skomentować planu jej wyjazdu do Atlanty.

- Czy Prissy poszła z dziećmi do ogrodu, bo chyba z godzinę temu widziałam je same?

- Nie, Prissy jest potrzebna w kuchni, a dzieciom nic się nie stanie. Wade jest przecież już du­żym chłopcem. Właśnie chciałam porozmawiać z tobą na jego temat.

Scarlett spojrzała na nią zdumiona. Zuela nigdy zbytnio nie interesowała się jej dziećmi.

- Chyba rozumiesz, że Wade i Ella nie mogą być przez całe życie w domu. Wade już dawno po­winien zacząć szkołę...

- Ach, o to ci chodzi. Tak, wiem i chciałabym wysłać go gdzieś do szkoły, tylko nie wiem dokąd.

Zuela przysiadła na poręczy fotela.

- Najlepiej do Charlestonu. Ciotka Eulalia na pewno wskaże nam jakąś porządną szkołę. Ella może pozostać jeszcze w domu, ale powinna mieć nauczycielkę.

- No tak, chyba powinnam jechać z Wadem do Charlestonu i szybko to załatwić. Chciałabym, aby miał jakieś wykształcenie, ale wyobraź sobie, że wciąż mi się zdaje, że jest on małym chłopcem. Więc jadę do Charlestonu.

- Kiedy?

- No, nie wiem... jeszcze się nad tym zastano­wię. Chciałabym jak najszybciej.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin