Peter L. Berger - Zaproszenie do Socjologii.doc

(942 KB) Pobierz
ZAPROSZENIE DO SOCJOLOGII

ZAPROSZENIE DO SOCJOLOGII

PETER L. BERGER

Przełożył JANUSZ STAWIŃSKI

WYDAWNICTWO NAUKOWE PWN WARSZAWA 1999

 

Tytuł oryginaiu

Invitation to Sociology. A Humanistic Perspective Doubleday and Company, Inc., Garden City, New York

Copyright © 1963 by Peter L. Berger

All Rights Reserved

Published by arrangement with Doubleday,

a division of Bantam Doubleday Dell Publishing Group, Inc.

Projekt okładki i stron tytułowych YAKUP EROL

Redaktor

ALINA KAPCIAK

Redaktor techniczny

TERESA SKRZY PKOWSKA

© Copyright for the Polish edition by

Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1988

ISBN 83-01-11824-5

Wydawnictwo Naukowe PWN SA 00-251 Warszawa, ul. Miodowa 10 tel.: (0-22) 695-43-21

faks: (0-22) 826-71-63 e-maili pwnC~pwn.com.pl http://www.pwn.com.pl

 

 

 

SPIS RZECZY

Przedmowa 7

I. Socjologia jako rozrywka indywidualna 11 II. Socjologia jako forma świadomości 32

III. Dygresja: alternacja i biografia (albo: jak przyswoić sobie prefabrykowaną przeszłość) 57

IV. Perspektywa socjologiczna - człowiek w społeczeństwie 68 V. Perspektywa socjologiczna - społeczeństwo w

człowieku 91 VI. Perspektywa socjologiczna - społeczeństwo jako dramat 117

VII. Dygresja: makiawelizm socjologiczny i etyka (albo: jak mieć skrupuły i nadal oszukiwać) 142

VIII. Socjologia jako dyscyplina humanistyczna 153 Noty bibliograficzne 164

Uzupełnienia bibliograficzne 173 lodeks osób 179

Indeks pojęć 183

 

 

 

PRZEDMOWA

 

Książka ta jest przeznaczona do czytania, nie do studiowania. Nie jest to podręcznik ani propozycja systemu

teoretycznego. Jest to zaproszenie do wyprawy w dziedzinę intelektu, którą uważam za prawdziwie fascynującą i

ważką. Gdy składa się takie zaproszenie, nieodzowne jest opisanie świata, który czytelnik ma odwiedzić; lecz jest

takźe jasne, źe będzie on musiał wykroczyć poza tę książkę, jeśli zechce potraktować zaproszenie poważnie.

Innymi słowy, książka adresowana jest do tych, którzy z takiego czy innego powodu zaczęli interesować się

socjologią lub zadawać pytania jej dotyczące. Wśród nich, jak sądzę, znajdą się studenci, którym zabawny może

się wydać pomysł poważnego zajęcia się socjologią, jak również bardziej dojrzali przedstawiciele owej cokolwiek

mitycznej całości zwanej .,wykształconą publicznością". Przypuszczam także, że książka ta może zainteresować

niektórych socjologów, chociaż powie im ona niewiele rzeczy, o których by jeszcze nie wiedzieli. Przypuszczam

tak, ponieważ każdy z nas znajduje niejaką narcystyczną przyjemność w oglądaniu obrazu, który przedstawia nas

samych. Skoro książka jest adresowana do dość szerokiego audytorium, unikałem, jak to jest tylko możliwe,

posługiwania się

7

 

technicznym dialektem, który Równocześnie unikałem zniżani prZ

że uważam to za samo przed si~ysporzył socjologom wątpliwej sławy. osobliwie nie chcę zapraszać d~ si~d0

poziomu czytelnika, głównie dlatego, których trzeba by się zniżać. ~ tej odpychające, lecz także dlatego, że

rozrywek akademickich uzna ~y2~abawy ludzi, włączając studentów, do -a nie zaprasza się do turniejtJJ~ s~ am

szczerze: wśród dostępnych dziś w domino. szaf Cjologię za rodzaj "królewskiej gry"

Nieuchronnie przedsięwzi owego tych, którzy nie są zdolni do gry dzinie, którą się para. To także ~ Cie ~

Jeśli inni socjologowie sięgną tzeb ~kie odsłoni upodobania autora w dziez pewnością niektórych zirytuje bo ~

szczerze wyznać od razu na początku. wywodami, uznają, Że rzecz łeł0~ książkę (zwłaszcza w Ameryce), to

pominięte. Wszystko, co mog~ U~ Tentacja, nie zgodzą się z niektórymi jej głównej tradycji, która ~,~,iedzi~ rzec

lżane przez nich za ważne zostały niezachwianie w trwałą warto od ~ to to, że starałem się pozostać wierny '

Przedmiotem mojego szc~~ tej lasyków tej dyscypliny, oraz że wierzę socjologia religii. Zapewne ~ egói hradycji.

ponieważ takie właśnie najłat~~'idÓ ego upodobania w całej dziedzinie jest 'w starałem się unikać wyróżniarl lel

pCZnią to przykłady, których używam, ., czytelnika do wcale ~,ielkieg~a m t~ychodzą mi na myśl. Poza tym jednak

przypadkiem zamieszkuję. ~ kry łej własnej specjalności. Chcę zaprosić ':

W trakcie pisania tej ksiąg J~, nie zaś do jednej wioski, w której dzeniem tysięcy przypisów bą ski st

drugie rozwiązanie, czując, Ź Z W ahąłem wobec wyboru między wprowa- ' postaci jakiegoś teutońskiego nie Bóle

żadnego. Zdecydowałem się na to' wtedy, gdy idee nie są prz~~trak~~iele zyska się przez nadanie książce

Nazwiska te omawiane są po dmi stu. W tekście nazwiska podawane są ':~ książki, gdzie czytelnik znajdz ~ow tem

powszechnej zgody socjologów.; lektur. ro~~ w notach bibliograficznych na końcu:'

We wszystkich moich d0 bież pewne sugestie dotyczące dalszych w wdzięczności wobec mojego ~i

on tę książkę, przypuszczam, ~ aU ~~liach socjologicznych mam wielki długi! brwi. Ufam jednak, że nie uzrl e pr

yciela, Carla Mayera. Gdyby przeczytał za parodię tej, którą zwykł ałby~i~ niektórych fragmentach zmarszczyłby;.,

z dalszych rozdziałów, utrzyrr~hrzek~dprezentowanej tu koncepcji socjologił:,` spisków. To samo rzec moż alg,

szywać swoim studentom. W jednym, dyscypliny naukowej. Na koń a ode wszystkie światopoglądy są wynikiem

lec pl,Aoglądach odnoszących się do każdej :gnę więc podziękować trzem osobom

które współkonspirowały ze mną w licznych dyskusjach i sporach - Brigitte Berger, Hansfried Kellner i

Thomasowi Luckmannowi. Dostrzegą one rezultaty tych poczynań w niejednym miejscu na stronach tej książki.

P. L. 8.

Hartford, Connecticut

 

SOCJOLOG IA JAKO ROZRYWKA I N DYWI DUALNA

O socjologach krąży bardzo niewiele dowcipów. Jest to dla nich frustrujące, zwłaszcza gdy porównują się ze swymi bardziej wyróżnianymi krewniakami, psychologami, którzy całkiem solidnie osadzili się w sektorze amerykańskiego humoru okupowanym niegdyś przez księży. Przedstawiony na przyjęciu psycholog natychmiast czuje się przedmiotem niemałej uwagi i peszącej wesołości. Socjolog w tych samych okolicznościach spotyka się zapewne z nie żywszą reakcją, niż gdyby został zapowiedziany jako agent ubezpieczeniowy. Aby ściągnąć na

siebie uwagę, będzie musiał solidnie potrudzić się, tak jak wszyscy. Jest to irytujące i niesprawiedliwe, lecz może także być pouczające. Niedostatek dowcipów o socjologach wskazuje oczywiście na to, że nie są oni w tej samej mierze co psychologowie własnością potocznej wyobraźni. Prawdopodobnie jednak dowodzi także tego, że w wyobrażeniach, jakie ludzie o nich mają, istnieje pewna wieloznaczność. Przyjrzenie się bliżej niektórym z tych wyobrażeń może tedy stanowić dobry punkt wyjścia naszych rozważań.Jeśli zapytać studentów, dlaczego wybierają socjologię, często słyszy się odpowiedź: "Ponieważ lubię pracować z ludźmi". Jeśli pytać dalej, jak wyobrażają sobie swoją przyszłość zawodową, słyszy się często, że zamierza ją pracowac w sterze socłameł. wypaame ao tego łeszcze powrocie. mne odpowiedzi są jeszcze bardziej mgliste i

ogólnikowe, lecz wszystkie wskazują, iż pytany student wolałby mieć raczej do czynienia z ludźmi niż z rzeczami. Wymieniane w związku z tym zawody związane są z pracą działów personalnych, organizacją stosunków międzyludzkich w przemyśle, informacją, reklamą, organizacją środowisk lokalnych czy też ze świeckimi for-mami pracy religijnej. Występuje tu wspólne założenie, iż we wszystkich tych kierunkach działania można "zrobić coś dla ludzi", "pomóc ludziom", "wykonać pracę pożyteczną dla społeczeństwa". Obraz socjologa, jaki się stąd wyłania, można określić jako zsekularyzowaną wersję liberalnego protestanckiego pastora, stanowiącego, obok sekretarza YMCA, ogniwo łączące pomiędzy dobroczynnością sakralną i świecką. Socjologia pojmowana  jest jako współczesna wariacja na klasyczny amerykański temat "pokrzepienia serc". Socjolog uważany jest za kogoś, kto zawodowo zajmuje się budującą moralnie pracą na rzecz jednostek i społeczeństwa w ogóle.Pewnego dnia zostanie napisana wielka amerykańska saga o okrutnym rozczarowaniu, jakie tego rodzaju nastawienie musi przynosić w większości wymienionych wyżej zawodów. Jest wstrząsający patos w losie tych miłośników ludu, którzy idą do pracy w dziale personalnym i zderzają się po raz pierwszy z ludzkimi realiami strajku, w którym muszą walczyć po jednej stronie ostro zarysowanej linii konfliktu, bądź tych, którzy podejmują działalność w sferze stosunków publicznych i odkrywają właśnie, co to znaczy, że oczekuje się od nich uprawiania tego, co eksperci na tym polu nazywają "inżynierią zgody", bądź tych, którzy idą do pracy w agendach społeczności lokalnych po to, by rozpocząć brutalną edukację z zakresu polityki spekulacji nieruchomościami. Nie jest jednak naszym zamiarem pozbawianie kogokolwiek niewinności. Interesuje nas w istocie szczególny obraz socjologa, obraz, który jest mętny i bałamutny.Jest oczywiście prawdą, że niekiedy zostają socjologami urodzeni skauci. Jest także prawdą, że życzliwość dla ludzi może być biograficznym punktem wyjścia studiów socjologicznych. Trzeba jednak zaznaczyć, że nieżyczliwość i mizantropia mogłyby im służyć równie dobrze. Przenikliwość socjologiczna przydaje się każdemu, kto zajmuje się działaniem w społeczeństwie. Jednakże działanie to nie musi być od razu humanitarne. Niektórzy

amerykańscy socjologowie zatrudniani są dziś przez agencje rządowe zajmujące się planowaniem lepiej urządzonych społeczności. Inni amerykańscy socjologowie pracują w agencjach rządowych zajmujących się wymazywaniem z mapy społeczności wrogich narodów, jeśli i gdy tylko 12

taka konieczność się pojawi. Jakiekolwiek byłyby moralne uwikłania każdego z wymienionych typów działalności, nie ma powodu, dla którego interesujące badania socjologiczne nie mogłyby być prowadzone w ramach obydwu. Podobnie kryminologia, jako swoiste pole badawcze w sferze socjologii, dostarcza cennych informacji o procesach przestępczości we współczesnym społeczeństwie. Informacje te są tak samo cenne zarówno dla tych, którzy zwalczają przestępczość, jak i dla tych, którzy byliby zainteresowani w jej popieraniu. Fakt, że większość

kryminologów zatrudniana jest przez policję, a nie przez gangsterów, można przypisywać etycznej postawie samych kryminologów, społecznej funkcji policji i zapewne brakowi naukowego wyrafinowania gangsterów. Nie ma to nic wspólnego z charakterem samej informacji. Mówiąc ogólnie "praca z ludźmi" może oznaczać wyciąganie ich ze slumsów bądź pakowanie ich do więzienia, wciskanie im propagandy lub grabienie im ich pieniędzy (legalnie bądź nielegalnie), staranie się o to, aby produkowali lepsze samochody bądź o to, aby byli lepszymi pilotami bombowców. A więc jako pewien obraz socjologa określenie to pozostawia sporo do życzenia, nawet jeśli może służyć przynajmniej do opisu pierwszego impulsu, na skutek którego pewni ludzie podejmują studia socjologiczne.Warto dodać kilka uwag w sprawie, ściśle związanego z powyższym, obrazu socjologa jako swego rodzaju teoretyka pracy socjalnej. W świetle rozwoju socjologii w Ameryce obraz ten jest zrozumiały. Co najmniej jeden z korzeni amerykańskiej socjologii trzeba widzieć w problemach pracowników socjalnych postawionych w obliczu

bardzo trudnych kwestii związanych z wybuchem rewolucji przemysłowej - gwałtownego rozrostu miast i slumsów w ich obrębie, masowej imigracji, masowego przemieszczania się ludzi, zniszczenia tradycyjnych stylów życia i w konsekwencji dezorientacji jednostek ogarniętych tymi procesami. Ten rodzaj zagadnień pobudzał wielką socjologiczną pracę badawczą. I nadal dość często studenci socjologii przed dyplomem planują specjalizowanie się w teorii pracy socjalnej.

W istocie jednak amerykańska służba socjalna pozostaje w rozwoju swej "teorii" znacznie bardziej pod wpływem psychologii niż socjologii. Bardzo prawdopodobne, iż fakt ten nie jest bez związku z tym, co zostało poprzednio powiedziane na temat różnic statusu socjologii i psychologii w wyobraźni masowej. Pracownicy służby socjalnej musieli toczyć przez długi czas zaciętą walkę, aby uznano ich za zawodowców i aby zdobyć prestiż, wpływy i (nie na końcu) płacę, jaką pociąga za sobą takie uznanie. Rozglądając się za "profesjonalnym" modelem do naśladowania, uznali, że

model psychiatryczny będzie najbardziej odpowiedni. Tak więc dzisiejsi pracownicy służb socjalnych przyjmują swoich "klientów" w biurach, przeprowadzają z nimi pięćdziesięciominutowe "wywiady kliniczne" protokołowane w czterech egzemplarzach i dyskutują na ich temat z całą hierarchią "przełożonych". Przejąwszy zewnętrzne

akcesoria psychiatry, ' przejęli oczywiście także jego ideologię. Tak więc współczesna amerykańska "teoria" pracy socjalnej składa się głównie z okrojonej wersji psycho- '. analitycznej psychologii-swego rodzaju freudyzmu dla ubogich, służącego uzasadnieniu uroszczeń pracownika socjalnego do "naukowości" w pomaganiu ludziom. Nie interesuje nas tutaj rozważanie "naukowej" wartości tej sztucznej doktryny. Naszym zdaniem, ma ona nie tylko

bardzo niewiele wspólnego z socjologią, ale ponadto jest naznaczona wyjątkową ślepotą na rzeczywistość społeczną. Utożsamienie socjologii z opieką społeczną rodzące się w umysłach wielu ludzi jest poniekąd oznaką "kulturalnego zacofania", datującego się z czasów, gdy jeszcze "preprofesjonalni" opiekunowie, społeczni zmagali się z nędzą raczej niż z libidynalną frustracją i czynili to bez pomocy dyktafonu. `'Nawet jednak gdyby amerykańska służba socjalna nie wskoczyła dó:~ pociągu popularnego psychologizmu, obraz socjologa jako teoretycznego; mentora pracownika socjalnego byłby zwodniczy. Opieka społeczna, bez względu na jej teoretyczne racjonalizacje, jest w społeczeństwie pewni praktyką. Socjologia nie jest praktyką, lecz

próbą rozumienia. Z pewności rozumienie to może być użyteczne dla praktyka. Co do tego gotowi jesteśm twierdzić, że głębsza znajomość socjologii jest bardzo dla pracownik socjalnego pożyteczna, i że taka wiedza usuwałaby konieczność schodzeni przezeń za każdym razem w mitologiczne głębiny "podświadomości" prz' wyjaśnianiu kwestii, które zwykle są całkiem świadome, daleko prostsz' i naprawdę z natury społeczne. Socjologiczny wysiłek zrozumienia społ czeństwa nie ma jednak żadnych własności immanentnych, które wiodły koniecznie do tej lub jakiejkolwiek innej praktyki. Wiedza socjologicz '~ może być rekomendowana pracownikom

socjalnym, lecz także kupco pielęgniarkom, wędrującym kapłanom i politykom - faktycznie każdem czyje cele zakładają manipulację ludźmi, bez względu na to, jaki kryje się tym zamiar i jakie jest tego moralne usprawiedliwienie.Taka koncepcja podejścia socjologicznego ukryta jest w klasyczny, twierdzeniu Maxa Webera, będącego jedną z najwybitniejszych post w historii socjologii, mówiącym, że socjologia jest "wolna od wartośc Ponieważ trzeba będzie do tego jeszcze wiele razy powracać, byłoby dob 14teraz nieco rozwinąć ten pogląd. Z pewnością twierdzenie to nie oznacza, że socjolog nie ma lub nie powinien mieć żadnych wartości. W każdym razie jest właściwie niemożliwe, aby istota ludzka istniała w ogóle bez jakichkolwiek wartości, chociaż oczywiście można uznawać nadzwyczaj różnorodne wartości. Socjolog będzie na

co dzień posiadał liczne wartości jako obywatel, jako osoba prywatna, jako członek grupy religijnej bądź adherent jakiegoś innego związku ludzi. Jednakże w granicach jego działalności jako socjologa istnieje tylko jedna fundamentalna wartość - naukowa uczciwość. Nawet tutaj oczywiście socjolog, jako istota ludzka, będzie musiał liczyć się ze swoimi przeświadczeniami, uczuciami i przesądami. Do jego intelektualnego treningu należy jednak to, iż stara się on je zrozumieć i kontrolować - jako nastawienia, które powinny być z jego pracy wyeliminowane tak

dalece, jak to tylko możliwe. Nie trzeba dodawać, że nie zawsze jest to łatwe, lecz nie jest to niemożliwe. Socjolog stara się zrozumieć, jak się rzeczy mają. Może on żywić nadzieje lub obawy w związku z tym, co może odkryć, lecz stara się widzieć bez względu na swe nadzieje czy obawy. Tym, do czego socjologia dąży, jest tedy akt czystej percepcji, tak czystej, jak na to pozwalają ograniczone środki ludzkie.Nieco lepiej pozwoli to wyjaśnić pewna analogia. We wszelkich konfliktach politycznych czy militarnych korzystne jest przechwycenie informacji posiadanej przez wywiad strony przeciwnej. Lecz jest tak tylko dlatego, że dobry wywiad dostarcza nam informacji bezstronnej. Jeśli szpieg buduje swoje raporty pod kątem ideologii i ambicji swoich zwierzchników, jego meldunki są bezwartościowe nie tylko dla wroga, jeśli uda mu się je

przechwycić, lecz także dla jego własnej strony. Stwierdzono kiedyś, że jedną ze słabości aparatu szpiegowskiego państw totalitarnych stanowi to, że szpiedzy meldują nie to, co ustalili, lecz to, co chcą usłyszeć ich zwierzchnicy. Całkiem oczywiste, iż jest to złe szpiegostwo. Dobry szpieg melduje to, co jest. A inni decydują, co należy w rezultacie jego informacji uczynić. Socjolog lent w bardzo podobnym sensie szpiegiem. Jego zadanie stanowi jak najściślejsze meldowanie o pewnym społecznym terenie. To inni - bądź on sam, lecz już nie w roli socjologa - będą

musieli decydować, jakich Posunięć należy na tym terenie dokonać. Chcielibyśmy z naciskiem podkreślić, że stwierdzenie takie nie oznacza, iż socjolog nie ma obowiązku pytania o cele przyświęcające jego pracodawcom bądź o użytek, jaki uczynią z jego pracy. Nie jest to już jednak pytanie socjologiczne. Jest to zadawanie tych samych pytań, które każdy człowiek powinien sobie zadawać na temat swych działań w społeczeństwie. I znowu podobnie:wiedza biologiczna może być użyta do leczenia bądź zabijania. Nie oznac to, że biolog jest zwolniony od odpowiedzialności za to, czemu służ Jednakże gdy zadaje sobie pytanie o swoją odpowiedzialność, nie jest to j pytanie biologiczne.Inny obraz socjologa, związany z dwoma już omawianymi, to obr reformatora społecznego. Ma on także korzenie historyczne, nie tyl w Ameryce, lecz i w Europie. Auguste Comte, dziewiętnastowieczny filoi' francuski, który wymyślił nazwę tej dyscypliny, uważał socjologię doktrynę postępu, zsekularyzowaną następczynię teologii jako królo '' nauk. Socjolog w tym ujęciu odgrywa wobec wszystkich nauk rolę arba L w kwestiach dobra powszechnego. Mniemanie to, nawet jeśli zostało oda z najbardziej fantastycznych uroszczeń, uwidoczniło się

szczególnie sil', w rozwoju socjologii francuskiej. Miało ono jednak swoje reperkusje ta `~ w Ameryce, gdy u początków socjologii amerykańskiej pewni zaatlanty uczniowie Comte'a zupełnie poważnie proponowali w memorandum ' rektora Brown University podporządkowanie wszystkich wydziałów e uczelni wydziałowi socjologii. Dziś bardzo niewielu socjologów - pr dopodobnie żaden w tym kraju - pojmowałoby swą rolę w ten sposób . jednak z tej koncepcji przetrwało, skoro oczekuje się od socjolog, występowania z projektami reform w niezliczonych kwestiach społeczn

Z punktu widzenia pewnych wartości (włączając niektóre podzielane pn autora tych słów) jest satysfakcjonujące, że wiedza socjologiczna d '`~ mogła w wielu przypadkach w poprawieniu położenia licznych grup ludz'' przez obnażanie szokujących moralnie warunków bądź przez usuw zbiorowych złudzeń, bądź też przez wykazywanie, że społecznie pożą rezultaty mogą być uzyskane w bardziej humanitarny sposób. Możrf' wskazać na przykład pewne zastosowanie wiedzy socjologicznej w ptak karnej krajów zachodnich. Można się także powołać na fakt uwzględn'

wyników badań socjologicznych w orzeczeniu Sądu Najwyższego z roku w sprawie segregacji rasowej w szkołach państwowych. M wreszcie spojrzeć na zastosowania innych badań socjologicznych w pł waniu służącej człowiekowi przebudowy miast. Niewątpliwie socj,,, o pewnym stopniu moralnej i politycznej wrażliwości znajdzie w ,: przykładach powód do satysfakcji. Powtórzmy jednak raz jeszcze: d jest pamiętać, iż nie idzie tu o zrozumienie

socjologiczne jako takie;;o pewne jego zastosowania. Nietrudno wyobrazić sobie, jak to rozumienie mogłoby zostać użyte z przeciwnymi intencjami. Tak socjologiczne poznanie dynamiki przesądów rasowych może być skutewykorzystane zarówno przez tych, którzy podsycają nienawiści wewnątrzgrupowe, jak i przez tych, którzy pragną szerzyć tolerancję. A wiedza socjologiczna o naturze solidarności ludzkiej może być użyta w służbie zarówno

totalitarnych, jak i demokratycznych rządów. Otrzeźwiające jest uświadomienie sobie faktu, że tymi samymi procesami, które sprzyjają jednomyślności, może manipulować opiekun grupowy na obozie letnim w Adirondacks~ i komunistyczny spec od prania mózgów w obozie więźniów w Chinach. Oczywiście socjolog może być czasami proszony o radę, gdy chodzi o zmianę pewńych warunków społecznych uważanych za niepożądane. Jednakże obraz socjologa jako reformatora społecznego jest tak samo mylący, jak jego obraz jako pracownika socjalnego.

O ile więc omówione dotąd obrazy socjologa mają w sobie pewien element "zacofania kulturalnego", o tyle teraz zajmiemy się obrazami świeższej daty, związanymi z nowszymi wydarzeniami w rozwoju jego dyscypliny. Jeden z nich to obraz socjologa jako zbieracza danych statystycznych o ludzkim zachowaniu. Socjolog występuje tu w istocie jako adiutant komputera. Wyrusza z kwestionariuszem, przeprowadza wywiady z ludźmi wybranymi na chybił trafił, następnie idzie do domu, przenosi swe tabele na niezliczone karty komputerowe, które następnie

pakuje do maszyny. W tym wszystkim wspiera go oczywiście wielki sztab ludzi i bardzo wielki budżet. Obraz ten zawiera ukrytą sugestię, że rezultaty tych wysiłków są znikome i stanowią pedantyczne powtórzenie tego, co wszyscy skądinąd wiedzą. Jak to zwięźle ujął pewien postronny obserwator, socjolog to taki facet, który wydaje sto tysięcy dolarów na odnalezienie drogi do domu o bardzo złej sławie. Taki obraz socjologa został w świadomości powszechnej umocniony przez działalność wielu agencji, które można by z powodzeniem nazwać parasocjologicznymi, zwłaszcza agencji badania opinii publicznej czy trendów rynkowych. Ankieter stał się w życiu amerykańskim dobrze znaną postacią, nagabującą ludzi w najmniej odpowiednich momentach o ich poglądy od polityki zagranicznej do papieru toaletowego. A jako że metody stosowane w tym ankietowym interesie wykazują znaczne podobieństwo do badania socjologicznego, umacnianie się tego obrazu socjologa jest zrozumiałe. Prawdopodobnie wpływ tego obrazu poważnie wzmocniły Kin

Łańcuch górski w Appalachach. (Wszystkie dalsze przypisy w tekście pochodzą od ~ł e zaw a Wprawdzie niekiedy mogą one zdawać się nadmiernie pedantyczne, a jednocześnie sze konsekwentne, wszakże, tak czy inaczej, ci z Czytelników, którym się przydadzą, być

może odczują jakąś wdzięczność, a inni zaś - będą mieli powody do zasłużonej dumy.)

2 - zaproszenie do socjologa seyowskie badania zachowań seksualnych Amerykanów. Za podstawowe pytania socjologiczne - bez względu na to, czy chodzi o pieszczoty przedmałżeńskie, czy o głosowanie na republikanów, czy też o nożownictwo w gangach - uchodzą zawsze pytania: "Jak często?" lub "Jak wiele?". Nawiasem mówiąc, te nieliczne dowcipy na temat socjologów odnoszą się zwykle do ich "statystycznego" obrazu (jakiego rodzaju są to dowcipy,

pozostawmy wyobraźni czytelnika).Otóż trzeba przyznać, choć z ubolewaniem, że ten obraz socjologa i jego rzemiosła nie jest całkowicie produktem fantazji. Poczynając od okresu krótko po pierwszej wojnie światowej, amerykańska socjologia zwróciła się dość zdecydowanie od teorii ku wzmożonemu zaabsorbowaniu wąsko zakreślonymi badaniami empirycznymi. W następstwie tego zwrotu socjologowie coraz bardziej udoskonalali swe techniki badawcze. Wśród nich, co

zrozumiałe, techniki statystyczne odgrywały wielką rolę. Mniej więcej od połowy lat czterdziestych nastąpiło jednak odrodzenie zainteresowania teorią socjologiczną i wiele wskazuje na to, że tendencja do odchodzenia od wąskiego empiryzmu nadal przybiera na sile. Pozostaje wszakże prawdą, że spora część socjologii w tym kraju nadal zajmuje się drobnymi badaniami bliżej nie określonych fragmentów życia społecznego, nieistotnymi z punktu widzenia jakiegokolwiek szerszego teoretycznego podejścia. Konstatację tę '; potwierdza jeden rzut oka na

spisy treści głównych czasopism socjologicznych. Polityczna i ekonomiczna struktura amerykańskiego życia akademickiego podtrzymuje ten model, i to nie tylko w

socjologii. Amerykańskie colleges i uniwersytety są zazwyczaj zarządzane przez bardzo zajętych ludzi, mających bardzo mało czasu i chęci do wgryzania się w ezoteryczne materie , produkowane przez ich uczonych pracowników. Jednakże ci administratorzy mają prawo do podejmowania decyzji co do zatrudniania i wylewania, awansowania i kadencji swych wykładowców. Jakimi kryteriami mają się oni kierować w tych decyzjach? Nie można od nich oczekiwać, że będą !; czytać to, co piszą ich profesorowie, gdyż nie mają czasu na tego rodzaju zajęcie, a także, szczególnie w wypadku bardziej specjalistycznych dyscyplin, odpowiednich kwalifikacji do oceny

materiału. Opinie bezpośrednich współpracowników ocenianych profesorów są podejrzane a priori, albowiem każda instytucja akademicka jest dżunglą zawziętej walki między wydziałowymi frakcjami i od żadnej z nich nie można oczekiwać obiektywnego osądu członków czy to własnej, czy wrogiej grupy. Odwoływanie się do opinii studentów byłoby jeszcze bardziej niepewne. Tak więc administ18ratorzy stoją wobec kilku równie niezadowalających możliwości. Mogą kierować się zasadą, że uczelnia jest jedną wielką szczęśliwą rodziną, której każdy członek wspina się równomiernie po drabinie awansu bez względu na zasługi. Zasadę tę stosuje się dość często, jednak w dobie współzawodnictwa o względy publiczności i fundusze fundacji staje się to coraz trudniejsze. Inną z możliwych opcji jest oparcie się na radach jednej z klik wytypowanej

w mniej lub bardziej racjonalny sposób. Administratorowi grupy tak chorobliwie wrażliwemu na punkcie swej niezależności grozi to jednak oczywistymi politycznymi trudnościami. Trzecią opcją, najbardziej dziś rozpowszechnioną, jest oparcie się na kryterium wydajności stosowanym w świecie interesu. A ponieważ naprawdę bardzo trudno jest oceniać wydajność uczonego, z którego dziedziną nie jest się dobrze obznajomionym, trzeba próbować jakoś ustalić, jak dalece uznawany jest ten uczony przez bezstronnych kolegów pracujących w jego dziedzinie. Przyjmuje się w<iwczas, że uznanie takie można wydedukować z liczby książek i artykułów, które redaktorzy i wydawcy wydawnictw profesjonalnych są gotowi przyjąć od ocenianej osoby. Zmusza to naukowców do koncentrowania się na ~>racy, która może być łatwo i szybko przetworzona na solidny artykulik z dużą szansą na przyjęcie do druku w specjalistycznym piśmie. Dla socjologa oznacza to niewielkie empiryczne studium na wąsko zakreślony temat. W większości wypadków badanie takie wymaga zastosowania metod statystycznych. Ponieważ zaś większość profesjonalnych czasopism z nieufnością spogląda na artykuły nie zawierające przynajmniej pewnej dawki materiału statystycznego, tendencja ta jest jeszcze bardziej wzmacniana. A więc młodzi gorliwi socjologowie, rzuceni gdzieś do prowincjonalnych uczelni, wzdychający do

bogatszych pastwisk lepszych uniwersytetów, zalewają nas nieprzerwanym strumieniem drobnych

statystycznych studiów na temat zwyczajów randkowych swoich studentów, politycznych zapatrywań okolicznych tubylców czy układu klasowego jakiejś wioski leżącej ev zasięgu komunikacji lokalnej od ich uniwersytetu. Można tu dodać, że system ten nie jest wcale tak straszny, jak to może się wydawać przybyszowi z zewnątrz, jako że jego rytualne wymogi są wszystkim zainteresowanym dobrze znane. W rezultacie świadoma reguł osoba czytuje czasopisma socjologiczne głównie dla recenzji książek i nekrologów, a udaje się na zgromadzenie socjologów tylko wtedy, gdy poszukuje pracy bądź ma jakieś inne sekretne zamiary.Eksponowanie technik statystycznych w dzisiejszej amerykańskiej socjologii ma więc pewne funkcje rytualne,

łatwe do zrozumienia na tle systemu władzy, w ramach którego większość socjologów musi robić karierę. W rzeczywistości wielu z nich ma o statystyce jedynie powierzchowne pojęcie i traktuje ją z taką samą mniej więcej mieszaniną strachu, ignorancji i lękliwej manipulacji, jak prowincjonalny księżyna traktowałby majestatyczne łacińskie kadencje tomistycznej teologii. Gdy jednak tylko wszystko to sobie uświadomimy, powinno stać się jasne, że socjologii nie należy osądzać przez pryzmat tych aberracji. Nabywa się z tą chwilą niejako socjologicznego obycia i zyskuje zdolność

dojrzenia poza zewnętrznymi oznakami wszelkich wdzięków, jakie mogą się za nimi ukrywać.

Dane statystyczne same przez się nie czynią socjologii. Socjologią stają się one dopiero po ich socjologicznym zinterpretowaniu, ujęciu w ramach właściwej socjologii teoretycznej struktury znaczeniowej. Proste wyliczanie czy nawet wzajemne przyporządkowywanie sobie rozmaitych pozycji, które się wylicza, nie stanowi socjologii. W raportach Kinseya nie ma prawie wcale socjologii. Nie oznacza to, że dane uzyskane w tych badaniach nie są' prawdziwe lub że nie mają one znaczenia dla rozumienia socjologicznego Brane same w sobie są one zaledwie

surowym materiałem, który może byk użyty w interpretacji socjologicznej. Jednakże interpretacja ta musi wyk kraczać poza dane. Tak więc socjolog nie może poprzestać na zestawieniu tabel częstotliwości pieszczot przedmałżeńskich czy pozamałżeńskich aktów pederastii. Te wyliczenia mają dla niego znaczenie jedynie w kontekście ic znacznie szerszych konsekwencji dla poznania instytucji i wartości naszeg; społeczeństwa. W dążeniu do takiego poznania socjolog bardzo częst będzie musiał się odwoływać do metod statystycznych, zwłaszcza gd' zajmuje się masowymi zjawiskami współczesnego życia społeczneg Jednakże socjologia polega na statystyce w równie małym stopniu, ja filologia polega na koniugacji czasowników nieregularnych bądź chemia n

wytwarzaniu przykrych zapachów w probówkach.Inny obiegowy dziś obraz socjologa, dość ściśle związany z omówionym powyżej, przedstawia go jako człowieka zajętego głównie rozwijaniet naukowej metodologii, w którą następnie będzie mógł wtłoczyć zjawisk ludzkie. Obraz ten jest rozpowszechniony wśród reprezentantów humanis tyki i przedstawiany jako dowód, że socjologia

jest formą intelektualneg' barbarzyństwa. Częścią tej krytyki socjologii ze strony litterateurs2 są częst zjadliwe komentarze na temat dziwacznego żargonu, w który ubranych je , wiele prac socjologicznych. Oczywiście, na zasadzie kontrastu, ten, kt'2 Litterateurs (fr.): literaci, pisarze (często pejoratywnie).dokonuje tej krytyki, przedstawia siebie jako strażnika klasycznych tradycji nauk humanistycznych.Byłoby zupełnie możliwe odeprzeć taką krytykę za pomocą argumentu ad kominem. Intelektualne barbarzyństwo zdaje się dość równomiernie rozdzielone między główne dyscypliny naukowe zajmujące się fenomenem "człowiek". Jednakże nieładnie jest argumentować ad kominem, tak że jesteśmy skłonni przyznać, że istotnie wiele z tego, co dziś uchodzi za socjologię, słusznie zwane jest barbarzyństwem, jeśli słowo to ma oznaczać ignorancję

historyczną i filozoficzną, wąską profesjonalność bez szerszych horyzontów, zaabsorbowanie umiejętnościami technicznymi i zupełną niewrażliwość językową. Co więcej, zjawiska te same mogą być ujęte socjologicznie w kategoriach pewnych właściwości współczesnego życia akademickiego. Coraz bardziej nasilające się i komplikujące współzawodnictwo o prestiż i pracę wymusza specjalizację, która nazbyt często wiedzie do przygnębiającej ciasnoty zainteresowań. Jednakże znowu byłoby błędem utożsamianie socjologii z tymi szerzącymi się trendami intelektualnymi.Socjologia od swych początków uważała się za naukę. Wokół ścisłego sensu tego samookreślenia istniało wiele kontrowersji. Na przykład socjologowie niemieccy podkreślali różnicę między naukami społecznymi i przyrodniczymi o wiele silniej niż ich francuscy czy amerykańscy koledzy. Przestrzeganie przez socjologów etosu naukowego oznacza jednak zawsze gotowość podporządkowania się pewnym naukowym kanonom postępowania. Jeśli socjolog ma być wierny swemu powołaniu, jego twierdzenia muszą spełniać pewne reguły dowodzenia,

które pozwalają innym sprawdzić, odtworzyć lub rozwinąć jego odkrycia. To właśnie ta dyscyplina naukowa zachęca często do czytania dzieła socjologicznego, zamiast, powiedzmy, powieści na ten sam temat, która mogłaby opisywać sprawy znacznie bardziej frapującym i sugestywnym językiem. Gdy socjologowie starali się rozwijać własne naukowe reguły dowodzenia, zmuszeni byli zastanawiać się nad problemami metodologicznymi. Oto dlaczego metodologia stanowi konieczną i ważną część przedsięwzięcia, jakim jest socjologia.Równocześnie jest prawdą, że pewni socjologowie, zwłaszcza w Ameryce, są tak zaabsorbowani kwestiami

metodologicznymi, iż przestali zupełnie zajmować się społeczeństwem. W rezultacie nie dowiadują się oni niczego ważnego o jakimkolwiek aspekcie życia społecznego, gdyż w nauce, podobnie jak w miłości, koncentrowanie się na technice prowadzi łacno do impotencji. Wiele ź tej metodologicznej fiksacji może tłumaczyć nurtująca względnie nową dyscyplinę potrzeba zyskania akceptacji na akademickiej scenie. Ponieważ nauka jest wśród Amerykanów w ogóle, a amerykańskie akademików w szczególności, istotą nieomal świętą, pragnienie naśladowa nia procedur starszych nauk przyrodniczych jest wśród nowicjuszy na rynk' erudycji bardzo silne. Poddającym się tej żądzy, psychologom eksperymen' talnym na przykład, powiodło się

to tak bardzo, że ich badania nie mają n ogół już nic wspólnego z tym, czym są, bądź co robią istoty ludzkie. Ironia te' sytuacji polega na tym, że sami przyrodnicy zarzucają cały ten pozytywie tyczny dogmatyzm, który ich naśladowcy nadal usilnie starają się przyswoić Nie jest to jednak w tym miejscu przedmiotem naszegozainteresowania Dość powiedzieć, że socjologom udało się mimo wszystko - w porównani z innymi pokrewnymi dziedzinami - uniknąć najbardziej groteskowyc wynaturzeń tego "metodyzmu". Można się spodziewać, że gdy poczują si ' jeszcze pewniej co do swego akademickiego statusu, ten metodologiczn kompleks niższości będzie

zmniejszał się coraz bardziej.Zarzut, iż wielu socjologów pisze barbarzyńskim dialektem, musi takź być traktowany z podobnym dystansem. Każda dyscyplina naukowa mus rozwinąć terminologię. Jest to samo przez się zrozumiałe w odniesieniu do powiedzmy, dyscypliny takiej jak fizyka jądrowa, zajmująca się zagad pieniami nie znanymi większości ludzi, dla których ujęcia nie istniej ' w mowie potocznej żadne słowa. Jednakże terminologia jest prawdopodob nie czymś

jeszcze ważniejszym w naukach społecznych, właśnie dlatego, ż ' ich przedmiot jest znany i istnieją słowa na jego oznaczenie. Właśnie dlatego że jesteśmy dobrze zaznajomieni z otaczającymi nas instytucjami społecz-. nymi, nasze postrzeganie ich jest niedokładne i często błędne. Na bardz podobnej zasadzie większość z nas ma niemałe trudności w podaniu dokładnego opisu naszych rodziców, małżonków, dzieci czy bliskich przyjaciół. Także nasz język jest często (i chyba na szczęście) mglisty i mylący w swoich odniesieniach do ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin