Prawdziwe znaczenie idiomów - Feverishsea.doc

(342 KB) Pobierz
Prawdziwe znaczenie idiomów

Prawdziwe znaczenie idiomów

The Real Meaning of Idioms

( archiveofourown org /works/342490/chapters/555348 )

Autor: feverishsea

Tłumaczenie: Alicemau

Beta: myszyna

Objętość: 13 rozdziałów

Fandom: Sherlock BBC

Slash. (John/Sherlock)


Rozdział 1

John postanawia odezwać się do Sherlocka dopiero po dwóch tygodniach nieobecności. Rozważał zrobienie tego wcześniej, ale dwaj kumple raczej nie wysyłają do siebie wiadomości bez żadnego powodu. Zastanawiał się też nad telefonem, ale co miałby powiedzieć? Pewnie nic, bo Sherlock i tak by nie odebrał. Nigdy tego nie robił, kiedy nie widział konkretnych korzyści, a aktualnie John był w Irlandii i nie mógł mu się na wiele przydać.

Ale w jeden z deszczowych wieczorów – na kilka dni przed planowanym końcem konferencji – John stwierdza, że jest wystarczająco znudzony, żeby spróbować; nawet, jeśli wyjdzie przez to na babę i/albo zostanie zignorowany. Poza tym, prawdę mówiąc, pod koniec pierwszego tygodnia zaczyna się już odrobinę martwić. Minęły całe miesiące, odkąd Sherlock w cudowny sposób powstał z martwych, a John zdążył mu mniej więcej wybaczyć; ale niepokój jeszcze nie do końca się rozwiał. Co jakiś czas łapie się na tym, że wpada do sypialni Sherlocka, żeby zbesztać go za jakiś fragment zwłok znaleziony w lodówce – nie dlatego, że naprawdę się tym przejął, ale nie widział detektywa przez cały dzień i chce się upewnić, że znajdzie go w jednym kawałku.

Więc wciska przycisk "wyślij", nieszczególnie spodziewając się odpowiedzi.

20.30: Jak leci? Zacząłeś już zabierać Andersona na sprawy?

Wzdryga się ze zdziwienia, kiedy słyszy dźwięk nadchodzącej wiadomości.

20.50: Widzę że poczucie humoru ci się nie poprawiło. Kiedy wracasz? SH

20.55: Środa

20.57: To jeszcze trzy dni. SH

20.59: Co za szczęście, że mam do pomocy jedynego na świecie detektywa-konsultanta. Inaczej mógłbym do tego nie dojść.

21.00: Przezabawne. Naprawdę musisz się nudzić. SH

21.03: Bo się nudzę. Jestem na pieprzonym końcu świata, a jedyny pub w mieście zamknęli z powodu wycieku wody.

21.04: Taka jest właśnie kara za pozostawienie mnie na pastwę Andersona. SH

21.05: Matko święta, znowu zaczynacie? Mam nadzieję, że Lestrade posadzi was w oślej ławce. To by dopiero było przezabawne.

21.10: Niczego nie zaczęliśmy. Po prostu pomogłem mu dostrzec kilka oczywistych punktów. SH

21.15: Czyli tak. Jesteś okropny w wymyślaniu wymówek. Tak nawiasem mówiąc, po co dodajesz swoje inicjały po każdym smsie? Przecież wiem, kto do mnie pisze.

21.16: Nigdy nie wiem, czego są świadomi ludzie w moim otoczeniu, więc piszę jak do idioty. SH

21.18: I kompletnie ci nie wychodzi obrażanie ludzi. Ale lepiej bądź miły, albo nie przywiozę ci prezentu.

21.19: Mycroft. SH

21.21: Owszem, bardzo możliwe, że szepnął mi słówko.

John czeka przez kilka minut. Nie dziwi się za bardzo, kiedy odpowiedź nie nadchodzi: cała wymiana zdań i tak była najdłuższą pogawędką o niczym, jaką kiedykolwiek przeprowadził z Sherlockiem. Przez godzinę wpatruje się w paskudnie nudny program telewizyjny, po czym idzie do łóżka.

Następnego poranka wyjmuje z kieszeni wibrujący telefon, zastanawiając się przelotnie, kto może do niego pisać. Nie Lestrade – nawet jeśli Sherlock nie pamięta, że John jest poza Londynem, Greg z pewnością nie zapomniał. Nie Harry – od ostatniej kłótni nadal z nim nie rozmawia. Nie Rachel – rozstali się. Chyba, że zmieniła zdanie?

10.01: Prezent. Czy to była metafora? SH

10.03: To takie coś, co dostajesz zapakowane w kolorowy papier, o ile nie zapomnę go kupić. Mogę dołączyć śpiewającą kartkę.

10.04: Co to jest? SH

10.05: Wiesz, jak działają prezenty, prawda?

10.05: Zaczekaj. Nie pisz mi. Sam wywnioskuję. SH

10.08: Proszę, powiedz mi, że nie robisz z tego zagadki do rozwiązania.

10.09: Powinieneś dać mi jakąś podpowiedź. Na razie nie mam prawie żadnych danych. SH

10.10: Wykluczone. Prezenty urodzinowe powinny być niespodzianką.

10.11: Urodziny to kretynizm. Fakt moich narodzin jest równie znaczący w każdy inny dzień roku.

10.12: Czyli nie chcesz prezentu?

Cisza.

Siedem godzin później John siedzi na wykładzie, słuchając go jednym uchem. Ta malutka konferencja – jeśli w ogóle można ją tak nazwać – staje się mniej zabawna niż ostatnie porwanie, w którym brał udział. (Nie licząc tych z Mycroftem; w nich chociaż można było liczyć na ciastka i herbatę). Jako zakładnik nie miał przynajmniej czasu na nudę.

Bip!

Och, dzięki Bogu.

17.35: Jeśli Lestrade nie przestanie mnie wzywać do rozwiązywania żenująco oczywistych spraw, wrobię go w morderstwo. SH

17.36: Możesz mnie ogłosić jego ofiarą. Za chwilę i tak zdechnę z nudów.

17.37: Och, i jeśli masz zamiar zrealizować swój pomysł, może nie zostawiaj dowodów na piśmie?

17.39: Zdecydowanie przeceniasz możliwości policji w zdobyciu informacji, których nie chcę im udostępnić. SH

17.42: Podejrzanie dużo o tym myślisz.

17.45: Zakładam, że bezmyślność jest tak przyjemna, że postanowiłeś stosować ją w każdej dziedzinie życia. SH

John marszczy brwi. Sherlock jest szorstki i sarkastyczny właściwie przez cały czas, ale zwykle nie przekracza granicy bycia zwyczajnie złośliwym. Przesadził. John odkłada telefon i próbuje skupić się na wykładzie.

Bip!

Zerka krótko na ekran. Bębni palcami w biurko i przenosi wzrok na wykładowcę.

Bip!

Tym razem naprawdę wlepia spojrzenie w komórkę. Sherlock przeprasza? I to dwa razy? Bo nieważne, co mu teraz napisał, to na pewno jakiś rodzaj przeprosin.

18.03: Twoje poczucie własnej wartości powinno bazować na czymś więcej niż moja aprobata. SH

18.13: Twój ulubiony sweter spłonął. SH

18.15: Skąd wiesz, który to mój ulubiony?

Cisza. John nie wie, co powinien zrobić: roześmiać się, zmartwić wizją mieszkania w ogniu, czy być zadowolony, że Sherlock nie wykasował z umysłu tak trywialnej informacji, jak ulubione ubrania współlokatora. Zakładając oczywiście, że mówi prawdę.

Wykład wreszcie dobiega końca i John wraca do hotelu. Kładzie na kolanach powieść Dana Browna i po jakichś dwudziestu minutach dociera do niego, że książka leży do góry nogami. Prawdopodobnie jego uwagę nieco rozproszyło sprawdzanie telefonu co trzydzieści sekund. Żadna wiadomość nie nadchodzi, a John nie wie, co mógłby napisać. Idzie spać.

Rozdział 2

6.30: Obrażanie się jest nieatrakcyjne, John. SH

6.33: Jakie obrażanie? To się nazywa sen. Zacznij się normalnie zachowywać i nie będziesz się musiał zastanawiać, czy jestem na ciebie zły.

6.37: Norma to nuda. SH

6.39: Witaj w moim świecie.

6.45: Ty nie jesteś normalny. SH

John mruga ze zdumieniem, wpatrując się w ekran telefonu. Czy Sherlock właśnie zasugerował, że John nie jest nudny? To... no cóż, to jest coś. Zastanawia się, co powinien odpisać, ale w międzyczasie znowu zasypia.

9.45: Twój wykład właśnie się rozpoczął. SH

9.47: I wyraźnie nie masz nic przeciwko przeszkadzaniu mi.

9.48: Gdybyś nie chciał, żeby ci przeszkadzano, nie odpisywałbyś na wiadomości. SH

9.50: A ty piszesz do mnie, żeby mieć zajęcie? Naprawdę aż tak ci się nudzi?

9.55: Załącznik obrazkowy

John patrzy ze zgrozą na zdjęcie roztrzaskanej głowy, które pojawia się na ekranie. Kasuje je najszybciej, jak to możliwe, ukradkiem sprawdzając, czy nikt nie patrzył mu przez ramię.

9.57: Wybitnie. To była pokojówka, rzecz jasna. SH

9.58: SHERLOCK! NIE MOŻESZ TAK ROBIĆ!

10.00: Dlaczego nie? Nigdy dotąd nie miałeś słabego żołądka, doktorze. SH

10.03: Tu nie chodzi o słaby żołądek, to po prostu... złe. I obrzydliwe. I nielegalne, nawet dla ciebie! Lestrade obdarłby cię ze skóry, gdyby się dowiedział, że robisz ofiarom zdjęcia.

10.06: Nie robię. Zwykle nie muszę, bo jesteś na miejscu. SH

John ma zamiar zbesztać go jeszcze trochę, dając do zrozumienia, że nie może tego robić też nikomu innemu, po czym... och. Dociera do niego, co Sherlock miał na myśli. Nie ma żadnej innej osoby, której detektyw mógłby posłać krwawą fotkę z miejsca zbrodni.

Wpatruje się w telefon; przeczesuje włosy palcami; wzdycha.

10.10: Okej. Niedługo wracam. A do tego czasu... no, nie wiem, jeśli już musisz mi pokazać jakieś zdjęcia, to je podkradnij.

10.11: Jak sobie życzysz. SH

Do Johna dociera, że może nie powinien zachęcać Sherlocka do kradzieży dowodów, nawet tych trudniejszych do wyśledzenia. Krzywi się i przeciera twarz dłonią, zastanawiając się przelotnie, czy w kontaktach z Sherlockiem Holmesem w ogóle istnieje możliwość zachowania rozsądku.

- Wiesz, że korzystanie z telefonów na wykładach jest zabronione? Niczego się nie nauczysz, jeśli nie skupiasz całej uwagi na naszym szanownym nauczycielu.

John patrzy z zaskoczeniem w górę, spotykając rozbawiony wzrok jasnowłosej lekarki. Rozgląda się wkoło i dociera do niego, że muszą już być w trakcie piętnastominutowej przerwy.

- Ach. Tak. Ja, no cóż... Ups? – Błyska zębami w niepewnym uśmiechu, kompletnie niezdolny do tego, żeby w zwięzły sposób objaśnić sytuację.

- Problemy w związku, czy jeszcze faza papużek-nierozłączek? – pyta lekarka. – Często marszczysz brwi, ale równie dużo się uśmiechasz.

- Och. Nie, to nic w tym stylu. – John potrząsa głową. – Jesteśmy przyjaciółmi. – Przez sekundę myśli, czy powinien zmartwić się faktem, że nawet w Irlandii wszyscy są przekonani o jego związku z Sherlockiem Holmesem.

Lekarka unosi brwi.

- Naprawdę? To chyba bliscy z was przyjaciele. Obserwowanie, jak piszesz smsy, to chyba największa rozrywka, która mi się przytrafiła od tygodnia.

John śmieje się: trochę dlatego, że tak wydaje się grzecznie, po części przez to, że nie ma pojęcia, co odpowiedzieć.

- John Watson.

- Emma Thorn. – Kobieta przyjmuje jego wyciągniętą dłoń. Powolny ruch palców, manicure, delikatnie nakremowana skóra; tylko odrobinę zaskakuje go fakt, że rejestruje w głowie wszystkie szczegóły jak słabsza wersja Sherlocka. Na pewno nie musi być jedynym na świecie detektywem-konsultantem, żeby dostrzec, że kobieta jest bardzo znudzona. Dochodzi do niego, że może zrobiłby lepiej, gdyby pozwolił jej myśleć, że koresponduje ze swoją dziewczyną.

Zapada między nimi niezręczna cisza i John z wdzięcznością słyszy wibracje telefonu. Dzięki Bogu.

Emma uśmiecha się łobuzersko i sięga po jego komórkę. Jej brwi unoszą się ponownie, tym razem w absolutnie szczerym zdumieniu. Obraca ekran w kierunku Johna.

10.45: Ciężko mi się myśli. Wracaj do domu. SH

- Nie, nie – mówi prędko John. – To nie... to naprawdę nie tak. – Desperacko przetrząsa umysł w poszukiwaniu odpowiedniego wyjaśnienia, a telefon w dłoni Emmy znowu się odzywa. Oboje zerkają na ekran.

10.47: Gdybyś otrzymał wiadomość z informacją, że za tobą tęsknię, albo coś równie absurdalnego, wróciłbyś wcześniej? SH

- Jezus – mruczy pod nosem John, przejeżdżając ręką po włosach. W co pogrywa Sherlock, do cholery?

Kobieta – Emma – posyła mu nieco ironiczny uśmieszek.

- Masz rację. Przecież widzę, że między wami kompletnie nic się nie dzieje.

John odbiera jej telefon i wpycha go do kieszeni, po drodze ukradkiem go wyłączając. Na całe szczęście w tym samym momencie do sali wraca wykładowca z resztą uczestników. John opada na krzesło z ulgą i spędza kolejne kilka godzin skrobiąc skrupulatne notatki i walcząc z pokusą włączenia komórki.

Po zakończeniu wykładów zanurza dłoń w kieszeni i powoli wyciąga telefon. Wpatruje się w niego przez chwilę – i włącza.

13.01: Być może przesadziłem. Wiem, że to brzmiało niedorzecznie. Po prostu przywykłem do twojej pomocy. SH

13.02: I do Cluedo. SH

14.00: Jesteś na mnie zły? Czy to zachowanie ma za zadanie mnie ukarać? Jeśli tak, chciałem cię poinformować, że nie osiągasz oczekiwanego skutku, poza tym, że zachowujesz się jak dziecko. SH

14.45: Hej John, mogłbyś się odezwać do Sherlocka? Bo zaraz mnie doprowadzi do szału. – Greg

15.00: W porządku. Rozwiązanie sprawy bez twojej irytującej i ograniczającej pomocy będzie bardzo odświeżającą odmianą. SH

16.00: John, poważnie, z tego się robi sprawa życia i śmierci. Śmierci Sherlocka, bo Donovan serio go zaraz zabije. – Greg

16.45: JOHN. ŻĄDAM ODPOWIEDZI. SH

17.00: JOHN ODBIERZ TEN PIEPRZONY TELEFON. – Greg

John nie wie, czy powinien się śmiać, czy płakać. Przewraca oczami i wybiera numer Sherlocka.

Po kilku sygnałach odzywa się poczta głosowa.

- Hej Sherlock, tu John. Nie ignorowałem cię, ty idioto, po prostu miałem wykłady. I była na nich jedna kobieta, która myślała... nieważne. Wygląda na to, że wkurzasz wszystkich wkoło, więc przestań. Idź do domu. Zrób te wszystkie eksperymenty, na które ci normalnie nie pozwalam. Nie zabij się za bardzo. Ee... Tak. Dobra. Oddzwoń do mnie, jak będziesz miał ochotę.

Wciska czerwoną słuchawkę i przez chwilę patrzy na ekran. Typowy Sherlock. Dręczy go przez cały dzień, a potem nie chce odebrać. Teraz, skoro już zwrócił na siebie uwagę Johna, będzie go pewnie ignorował przez resztę tygodnia. Czasami bardziej niż człowieka przypomina obrażonego kocura.

John wzdryga się ze zdziwienia, kiedy jego telefon wibruje.

18.05: Teraz, kiedy to dla ciebie dogodne, mam za zadanie przybiec na pierwsze zawołanie i oddzwonić? SH

Zarzut jest tak absurdalny, że John nie ma pojęcia, co odpowiedzieć. Wciska klawisze z furią.

18.07: Mówię ci, że byłem zajęty, ty idioto. Słuchałem wykładów. Nie można się obrażać o coś takiego. A poza tym, przez całe poprzednie tygodnie nawet się nie odezwałeś, a ja wyjeżdżam z Londynu bez przerwy. O co ci teraz chodzi?

Telefon milczy, więc John wraca do swojego pokoju i kładzie na hotelowym łóżku. Jest zbyt miękkie i zbyt wzorzyste, a John czuje nagłe ukłucie tęsknoty za przytłumionymi kolorami 221B i swoim fotelem. I nawet szczątkami ludzi w lodówce.

Bip!

18.17: Twoje wyjazdy zwykle nie przekraczają tygodnia. Ten się znacznie przedłużył, co wybiło mnie z rytmu. Moje procesy myślowe nie przebiegają prawidłowo. SH

18.19: Jakiego rytmu? Możesz robić, co ci się podoba, po prostu mnie tam nie ma.

Komórka nie odzywa przez dłuższy czas, zanim na Johna spływa zrozumienie. Zasypia wpatrując się w czarny ekranik. Śni mu się sudoku, anagramy i krzyżówki.

8.01: Czy twój telefon pozostanie dzisiaj włączony? SH

8.03: Może. A będziesz się zachowywał?

8.05: Zdefiniuj "zachowywanie". SH

8.10: Czyli nie.

Rozdział 3

Sąsiednie krzesło skrzypi i John podnosi wzrok, spotykając znajome spojrzenie jasnowłosej lekarki. Emma. Wygląda na to, że wybaczyła mu niezręczną sytuację z wczoraj, bo uśmiecha się w jego stronę.

- Jak tam twoja dziewczyna? – W jej minie jest wyraźny ślad oczekiwania: chce się dowiedzieć, czy lepiej zabiegać o dalsze informacje, czy od razu o niego.

- To nie jest moja dziewczyna. To nawet nie jest dziewczyna. To przyjaciel – wyjaśnia znowu John. Przyjaciel, który nagle zrobił się niecodziennie zaborczy. Przyjaciel, który najwyraźniej wariuje z nudów. Przyjaciel, który musi znaleźć sobie nowe hobby, bo inaczej doprowadzi Johna do szału.

Oczy Emmy rozszerzają się. John z trudem powstrzymuje grymas irytacji.

- Przyjaciel – powtarza. – Współlokator.

- Ach, tak – mówi Emma, tonem sugerującym, że wreszcie rozwikłała zagadkę. – Rozumiem.

- Nie... – John wzdycha ciężko, próbując się opanować. – Nie, nie sądzę, żebyś rozumiała.

- Może. – Emma wodzi po nim wzrokiem: ocenia go, ale z błędnego powodu. – A może to ty nie rozumiesz? Pewnie nigdy wcześniej nie miałeś przyjaciół, którzy nie byli dziewczynami, co?

John przygryza wargę.

- Słuchaj, spotkałem już wystarczająco dużo ludzi, którzy próbowali mi wmówić, że jesteśmy parą, tylko nie zdajemy sobie z tego sprawy – zaczyna, ale Emma przerywa mu, unosząc w górę dłoń. Jej uśmiech jest zdecydowanie zbyt szeroki.

- John, dopiero co się poznaliśmy, w porządku? Nie próbuję cię wkurzyć. Skąd miałam wiedzieć, że byli wcześniej ludzie, którzy drążyli temat? – Przekrzywia głowę. – Chociaż to całkiem ciekawe, że nie tylko ja tak pomyślałam.

John mruga.

- Okej... okej. Ty nie wiesz, kim on jest. – Kiedyś pewnie skończy z wytartymi do łysa śladami w miejscach, w których przeczesuje włosy palcami.

Emma posyła mu zdumione spojrzenie.

- A powinnam?

- No cóż... - John naprawdę nie ma ochoty na tę rozmowę; nie po tym, jak przez bite dwa miesiące musiał znosić nagłówki gazet wrzeszczące "skrzywdzeni bohaterowie" – ale może dzięki temu kobieta zrozumie, czemu w tej sytuacji wszystko wygląda inaczej.

– Moim współlokatorem jest Sherlock Holmes. Pewnie słyszałaś o nim to i owo.

- Sherlock... Sherlock Holmes? – Emma otwiera usta w szoku. – A ty jesteś John Watson! O rany! Mogłam się tego domyślić!

John wzrusza ramionami.

- Niby czemu?

- Powiedziałeś mi, jak się nazywasz, a ja widziałam kiedyś twoje zdjęcia w gazetach... od początku miałam wrażenie, że wyglądasz znajomo. Wow, to było... no, na pewno sporo razem przeszliście.

- Ee... no cóż, tak. Sporo. Teraz rozumiesz?

Emma opiera brodę o dłoń i rozciąga usta w uśmiechu.

- No cóż, rozumiem, że się o niego troszczysz. Myślałeś, że straciłeś go bezpowrotnie, a potem nagle powrócił. Takie coś nie pozostaje bez wpływu na emocje. Poza tym go podziwiasz. I, nawiasem mówiąc, cieszysz się jak pensjonarka, kiedy czytasz jego wiadomości.

John zaciska wargi i zwija dłonie w pięści, wbijając paznokcie w skórę. Ma szczerą nadzieję, że Emma nie widzi rumieńca, który właśnie wpełza mu na kark.

- Nie... Posłuchaj. To naprawdę nie jest nic w tym stylu. To tylko... Sherlock nie pisze do mnie za często.

Emma patrzy na niego znacząco.

- Naprawdę? Właśnie dostawałeś od niego smsy przez cały wykład.

- Tak, ale to tylko dlatego, że nie ma mnie w domu od dwóch tygodni. Nie oddalaliśmy się od siebie na tak długo odkąd... – Krzywi się odrobinę. – Od czasu tego, co się stało. Myślę, że po prostu trochę się niepokoi. Chce mnie mieć na oku.

- Ach, tak. Bo to jest całkowicie normalne.

Bip!

John nie potrafi wyjaśnić czemu, ale w sumie zupełnie mu nie przeszkadza, kiedy Emma zerka mu przez ramię, żeby przeczytać wiadomość.

8.40: Powiedziałeś, że nie wyłączysz dzisiaj telefonu. Dlaczego do mnie nie piszesz? SH

8.42: Powiedziałem, że go nie wyłączę, a nie że będę pisał co 30 sekund. Masz jakiś wymóg co do minimalnej ilości smsów, którą mam ci wysyłać w ciągu dnia?

8.45: Wystarczająco, żebym wiedział, że zwracasz uwagę na mnie, a nie te absurdalne wykłady. SH

Rumieniec pełznie Johnowi do czubków uszu i Emma wybucha śmiechem.

- Nie masz pojęcia, jaki on jest arogancki – mówi prędko John. Chwilę później zaczyna się wykład, więc ma wymówkę, żeby przerwać rozmowę i zająć się notatkami.

Bip!

Odbiera wiadomość najszybciej, jak to możliwe.

10.30: To niedorzeczne. Co mam zrobić, żeby zwrócić twoją uwagę? Wysyłać ci wulgarne zdjęcia nagich partii ciała, tak jak muszą robić twoje dziewczyny, żebyś się nimi zainteresował? SH

John przełyka ślinę. Zaczyna stukać w klawisze, po czym przerywa. Usuwa. Pisze. Usuwa.

- W porządku, zrobimy sobie przerwę – oświadcza wykładowca. – Do zobaczenia za kilka minut.

Wymaniucurowane palce muskają mu dłoń i zanim John orientuje się w sytuacji, jego telefon jest już w ręce Emmy, która przemyka prędko między ławkami. Zrywa się na nogi, ale lekarka znika już za drzwiami; jest tak oszołomiony tym, co się stało, że opada na krzesło i przeczekuje przerwę z głową w dłoniach, gapiąc się na pusty ekran projektora.

Dziewięć minut później słyszy obok stukot obcasów. Nie podnosząc głowy, wyciąga rękę, w której od razu czuje ciężar telefonu.

- Co zrobiłaś? – Jego głos jest płaski, zupełnie pozbawiony emocji.

- Zaryzykowałam. Odrobinkę, ale jednak zaryzykowałam. – Mówi z prostotą i otwarcie; jest pewna, że właśnie mu pomaga.

Być może tak jest.

John obraca telefon w dłoni i zerka na wyświetloną na nim rozmowę.

10.37: To by na pewno zwróciło moją uwagę.

John musi jej to przyznać: niezły dobór słów. Nic zbyt wydumanego, w razie czego bez problemu uszłoby za niewinny żart. W zasadzie coś, co sam mógłby napisać. Gdyby chciał zyskać zainteresowanie szalonego geniusza płci męskiej, oczywiście.

10.40: Interesujące. SH

10.43: Załącznik obrazkowy

10.45: Załącznik obrazkowy

10.47: Załącznik obrazkowy

John czuje, jak krew szumi mu w uszach. Nie ma mowy. Nie ma absolutnie żadnej mowy, że Sherlock naprawdę to zrobił.

Zaskakująco pewną ręką wciska "otwórz załącznik".

Obrazek pierwszy: zarys szczęki, szyja i górna część klatki piersiowej. Jedwabna szara koszula jest rozpięta, a szyja przechylona odrobinę na bok, jakby w celu zaakcentowania jej długości. Na materiale zaciskają się blade palce. To chyba najbardziej wyrachowane "wulgarne zdjęcie", jakie John kiedykolwiek widział. Czuje, jak serce wali mu w piersiach.

Obrazek drugi: podłoga – na niej koszula Sherlocka, na miękkim materiale porzucony skórzany czarny pasek. John wie, że to zdjęcie ma go zachęcić do otwarcia kolejnego załącznika, co robi w mgnieniu oka.

Obrazek trzeci: biodra. Dwa guziki czarnych spodni rozpięte, ale zamek rozsunięty tylko częściowo. Po jednej stronie Sherlock włożył kciuk pod materiał, opuszczając spodnie w dół na tyle, żeby odsłonić kość biodrową. Najwyraźniej ma to wyglądać jak zachęta. A John łapie się na tym, że chce się dowiedzieć, czy szczera.

Bip! Boi się spojrzeć na ekran.

11.00: Żadnej reakcji? Jestem urażony, John. SH

- Co mam mu odpisać, co cholery? – szepcze John. Wie tylko tyle, że wykład znowu się zaczął, ale nawet z pistoletem przy głowie nie mógłby powiedzieć, na jaki temat.

- A co chcesz odpisać? – odpowiada Emma, najwyraźniej równie mocno przejęta.

- Ja... nie mam pojęcia. Ale nie chcę, żeby było mu przykro.

- Mogę? – Emma wyciąga dłoń. – Tylko napiszę. Sam zdecydujesz, czy chcesz wysłać.

John natychmiast podaje jej komórkę: sam i tak w życiu niczego nie wymyśli.

11.04: Słucham cię bardzo, bardzo mocno.

John wciska "wyślij" zanim dociera do niego drugie dno.

Rozdział 4

- O cholera – szepcze w swoje biurko. Emma zaczyna chichotać. Wykładowca piorunuje ich wzrokiem i ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin