PODEPTAĆ ICH BOGA (Świadectwo katolickiego misjonarza z Chin).pdf

(500 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
(WIDECTWOKTOLICKIEGOMIJONRCHIN)
1
847698199.010.png 847698199.011.png 847698199.012.png 847698199.013.png 847698199.001.png
"PODEPTAĆ ICH BOGA!"
Przedstawiona straszliwa historia została napisana przez jej świadka, a
zarazem uczestnika, którym był katolicki kapłan-misjonarz w Chinach,
jest wstrząsająca, jako zapis szczególnego okrucieństwa. Lecz zachwyca
także i buduje nadzwyczajną mocą wiary, której zarazem jest dowodem.
ŚWIADECTWO MISJONARZA
"...Ukląkłem na miejscu udzielania komunii i modliłem się, w oczekiwaniu na
kolejne zdarzenia. Za każdym razem, gdy słyszałem jakiś hałas w kościele lub
głośny rozkaz na ulicy, liczyłem się z bliską śmiercią. Lecz nic szczególnego
nie zdarzyło się tamtego dnia.
Nazajutrz przeżyłem niespodziewaną wizytę. "Policja" - pomyślałem sobie i
przeszły mnie już ciarki. Nie, był to tylko jeden oficer, władający doskonale
chińskim. Udzielił mi następującego pouczenia: "Proszę kontynuować swoje
zajęcie". Ofiarowałem mu wówczas jedno cygaro. Ukłonił się i wyszedł.
Kolejne dni również nie przyniosły niczego specjalnego. Żołnierze odnosili się
do mnie z rezerwą i z ciekawością patrzyli, kiedy chodziłem po ulicy.
Miesiące mijały, a ja zacząłem przyzwyczajać się do komunistycznego reżimu.
Lecz nie potrwało to długo... Pewnego letniego popołudnia, do szkoły
przyszedł inspektor w towarzystwie czterech żołnierzy. Weszli do sali bez
pukania.
Czasy zmieniły się dla Chin - orzekł głośno inspektor - i wszystkie te pobożne
przedmioty trafią zaraz do pieca. Jazda, do roboty dzieciaki... Po chwili, wraz z
żołnierzami, zaczął zdzierać ze ścian obrazy, krzyż i figurki, kładąc je na
ławkach. Następnie, rozkazał dzieciom włożyć to wszystko do kartonów i
wynieść do ubikacji. Przerażone dzieci nie ruszały się z miejsc. Szybciej -
krzyczał inspektor - bo inaczej zrobię użytek z mojego rewolweru. Lecz dzieci
okazywały ciągle ten sam opór.
W ostatniej ławce siedziała mała dziewczynka, z przygryzionymi wargami i z
rękoma złożonymi, jak figura. Ty tam, z tyłu! - wrzasnął inspektor, podążając w
jej kierunku. Grożąc i obkładając ją najgorszymi przekleństwami, usiłował
zmusić ją do wykonania rozkazu. Mała spuściła oczy, lecz nie poruszyła się.
Pozostałe dzieci były zmrożone strachem. Panowała śmiertelna cisza. Nagle,
jeden z żołnierzy wyciągnął rewolwer i strzelił w okno. Dzieci krzyknęły z
przerażenia i zaczęły płakać.
Pod szkołę podchodziło coraz więcej ludzi, zdziwionych hałasem. Inspektor
terroryzował dziewczynkę krzykiem, lecz ona nadal nie ruszała się z miejsca.
Tylko wielka łza spływała po jej policzku. Spoglądając na grupę zebranych
ludzi, rozkazał: "Sprowadźcie mi jej ojca, a potem zbierzcie wszystkich w
kościele".
SPROWADZONO OJCA DZIEWCZYNKI Z RĘKOMA ZWIĄZANYMI Z TYŁU.
W międzyczasie, kościół wypełnił się. Ojcu kazano stanąć na prawo przy
balaskach, w ten sposób, aby dokładnie widział córkę, którą przyprowadzono
2
847698199.002.png
 
na miejsce udzielania komunii. Inspektor zamruczał coś do samego siebie, a
potem głośno przemówił: "Nauczono was, że Bóg wasz jest wszechmogący i
że przebywa tu w tabernakulum. Oto pokaże wam teraz, jak was oszukiwano.
On nie może zupełnie nic! Zaraz zostanie zmiażdżony pod naszymi butami i
nawet nie piśnie!"
Żołnierze rozwalili drzwiczki tabernakulum jedną salwą strzałów. Zapanowało
kamienne milczenie. Inspektor wziął puszkę, otworzył ją i wysypał wszystkie
hostie na posadzkę w prezbiterium. " Podeptać ich Boga! - krzyknął do
żołnierzy, którzy natychmiast wykonali rozkaz. - I co powiecie teraz?" Wszyscy
wstrzymali dech. "Wierzycie nadal w to, co opowiadają wam księża?" - zwrócił
się do ojca dziewczynki: "Odpowiadaj!" "Tak, nadal wierzę" - odpowiedział
spokojnie. Rozpalony wściekłością, inspektor wrzasnął: "Dawajcie mi go tutaj!"
W tym samym momencie, zbliżył się do niego pewien podoficer i powiedział
mu coś na ucho. "Wszyscy wyjść z kościoła. Zostać ma tylko samo dziecko!" -
rozporządził inspektor, wyraźnie ugięty otrzymanym rozkazem.
Mnie samego, natomiast, zamknięto w komórce na węgiel, przylegającej do
kościoła. Wewnątrz niej znalazłem dziurę, z której mogłem obserwować
prezbiterium kościoła. Patrzyłem na rozsypane hostie i na dygocącą z
przerażenia dziewczynkę. Nie upłynęło wiele czasu, jak do kościoła weszła
jakaś kobieta, bogato ubrana, wystrojona w bransolety i pierścionki. Z
uśmiechem podeszła do małej, rozwarła ramiona i powiedziała: Cóż ci ludzie
tobie zrobili? Choć, nie zrobię ci nic złego... Dziewczynka zaczęła szlochać i
rzuciła się w ramiona nieznanej. Po chwili, obydwie opuściły kościół.
W ciemności mojego "więzienia" straciłem poczucie czasu. Modliłem się,
spałem, odczuwałem głód i bardzo bolała mnie głowa. Panowała wokół mnie
śmiertelna cisza. Przypuszczam, że był to ranek, kiedy nagle usłyszałem jakby
ciche otwieranie drzwi. I kogóż ujrzałem przez dziurkę od klucza? Moją małą
dziewczynkę, która z wahaniem podążała w stronę prezbiterium. Skupiona,
zatrzymała się, popatrzyła wokoło, zrobiła jeszcze kilka kroków, uklękła na
dwa kolana i z szacunkiem podniosła językiem jedną hostię, spożywając ją.
Gdy się podniosła, złożyła ręce i z zamkniętymi oczyma modliła się... Potem
wstała i znikła.
Prawie identyczna scena powtarzała się co ranek, będąc dla mnie jedynym
pocieszeniem w mej ciemnej kryjówce. Z niecierpliwością oczekiwałem ranka,
kiedy dziewczynka znowu przyjdzie spożyć kolejną z hostii. Piękno jej
dziecięcej sylwetki, rozpromienione oczy i jej pełne nieśmiałości kroki
wprowadzały mnie w prawdziwy zachwyt. Ileż razy jeszcze ją ujrzę?
Lecz pewnego ranka, kiedy po komunii modliła się swoim zwyczajem,
brutalnie otworzyły się drzwi. Rozległ się najpierw dziki okrzyk, a potem strzał .
Dziewczynka, wspierając się na rękach, powoli osuwała się na posadzkę.
Zbierając ostatnie siły, przyjęła językiem jeszcze jedną ze sprofanowanych
hostii. Żołnierz stanął nad nią i przyglądał się pilnie.
Po raz ostatni usiłowała się podnieść i złożyć ręce do modlitwy, lecz
bezwładnie upadła. Po kościele rozległo się głuche uderzenie jej dziecięcej
3
847698199.003.png 847698199.004.png 847698199.005.png
głowy o posadzkę. Żołnierz wlepił wzrok w jej martwe ciało, potem popatrzył
na rozsypane hostie i z ciężkim krokiem opuścił świątynię.
Gdy kontemplowałem jeszcze ciało młodziutkiej męczennicy, znienacka
otwarły się drzwi komórki. Ten sam żołnierz, który przed chwilą zastrzelił
dziewczynkę, oznajmił mi, że jestem wolny. Zdziwiony, podziękowałem i
natychmiast pośpieszyłem do prezbiterium. Ledwo zdążyłem uklęknąć przed
martwym ciałem, a oto żołnierz stał już nade mną.
Gdy tylko pogrzebałem ciałko męczennicy, podszedł do mnie pewien
mężczyzna, wziął mnie do samochodu i odstawił do samej granicy..."
RÓDŁODONIPL
ŁOWMTKIBOŻEJDODUZYWYBRNEJOWRTOCIKPŁN
WielubardzokrytykujeMoichkochanychynówkapłanówibikupów,anie
modliięwichintencji Pomimo,żewwieluprzypadkachto,comówiąjetto
prawdą,odpowiedzązatoprzedBogiem. Chcęodwałodkiedziecizacunku
dla kapłanów Pragnę, abycie nabrały zacunku do kapłanów, także w
odnozeniuięimówieniudonichionich
Pomyl człowieku, co by uczynił bez tego najlichzego i najgłupzego
kapłana? Ktoodpuciłbytobie grzechy?KtoprowadziłbyBoganaołtarz?
Czyżty,któryniemaztakiegoprawa?
Twojamowanicniemożeprzemienid Kilkałówkapłanaprzemieniana
ołtarzutychkilkakropelwinaikilkakruzynchleba,wPrawdziweCiałoiKrew
Mojegowiętegoyna,Jezusa Chrystusa.
TEGONIEPOTRFIĄDOKONDNWETNIOŁOWIE,KTÓRYTOJĄPRED
TRONEMTRÓJCYWITEJ. Pomylczłowiecze,jakąkarę,jakąwinęciągazna
iebieMójBokiynJezuChrytuupomniięnawetzatyminajgłupzymii
najgorszymi. Bardzoważnejet,abyciejaknajwięcejmodliliięzakapłanów
ModliięzanichbardzoniewieluTerazwtymczaienajwięcejmożewyproid
modlitwa grupowa.
Szatan-diabeł lubipopychadludzizekrajnociwkrajnodGdybymcodziennie
niepomagałakażdemuikażdejzwa,niktzwabyięnieotałrozum
człowieczeogromnąMiłodBożąPozwólcieBoguiMnie,MatceBożejna
praktycznewyrażaniemiłociwobecwa
4
847698199.006.png 847698199.007.png 847698199.008.png 847698199.009.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin