Czarodziejski imbryczek. Baśnie i legendy japońskie - Maria Juszkiewiczowa - Notatnik.pdf

(111 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Czarodziejski imbryczek. Baśnie i legendy japońskie - Maria Juszkiewiczowa
CZARODZIEJSKI IMBRYCZEK
BAŚNIE I LEGENDY JAPOŃSKIE
WYDAWNICTWA „ALFA" • WARSZAWA 1986
MARIA JUSZKIEWICZOWA
CZARODZIEJSKI IMBRYCZEK
BAŚNIE I LEGENDY JAPOŃSKIE
Ilustracje i opracowanie graficzne Jacek Urbański
Redaktor Elżbieta Lubańska
Redaktor techniczny Elżbieta Suchocka
Opracowano na podstawie publikacji Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik"
COPYRIGHT BY WYDAWNICTWA „ALFA" WARSZAWA 1986
ISBN 83-7001-106-3
WYDAWNICTWA „ALFA" WARSZAWA 1986
Wydanie IV. Nakład 200. 000 + 200 egz.
Format 95 _* 200 mm.
Ark. wyd. 4,0. Ark. druk. 4,0.
Zakład Poligraficzny Wydawnictw „Alfa"
Zam. 3099/85 P-44
Cena zł 140,—
Muszę Warn powiedzieć, mali czytelnicy, że wychowałam się od dziecka na Dalekim
Wschodzie, a w samej Japonii mieszkałam około pięciu lat. Miałam więc możność
przyjrzeć się dokładnie życiu ludu japońskiego, poznać jego ciekawe tradycje,
zwyczaje i wierzenia. Wiele z nich znalazło odbicie w fantastycznych,
uderzających swą odrębnością baśniach i legendach.
Przebywając na wybrzeżu Oceanu Wielkiego, nasłuchałam się takich opowieści od
różnych ludzi. Od starych rybaków, wieśniaczek, przekupniów... Ale najcieka-wiej
potrafią opowiadać sędziwi bajarze, którzy wędrują z miejsca na miejsce,
przygrywając sobie na instrumencie podobnym do lutni.
Dawnych wojowników i rycerzy, szlachetnych i mężnych lub złych i okrutnych,
piękne boginki, zwierzęta przybierające czarodziejskie postacie — trzpio-towatą
małpkę, mądrego borsuka czy skrzętnego krabika — wielu bohaterów opowieści
japońskich znajdziecie w tej książce.
AUTORKA
CZARODZIEJSKI IMBRYCZEK
W ciemnym sosnowym lesie stała niegdyś drewniana świątynia. Obok niej w małym
domku mieszkał bonza*, który odprawiał nabożeństwa i strzegł świętego przybytku.
Pośród sprzętów należących do świątyni znajdował się stary imbryk do zaparzania
herbaty. Na pozór naczynie to nie odznaczało się niczym szczególnym: ot, imbryk,
jakich wiele. Chodziły jednak słuchy, że posiada on właściwości czarodziejskie,
i pewnie dlatego nie używano go do przyrządzania herbaty.
Pewnego dnia, kiedy bonza układał się do zwykłej poobiedniej drzemki, zapragnął
napić się herbaty. Nie mając pod ręką innego naczynia, sięgnął po stary imbryk,
nalał do niego wody i postawił na piecyku wypełnionym żarzącymi się węglami. Po
chwili podszedł, aby zaparzyć herbatę, ale cofnął się przerażony. Stała się
bowiem rzecz niezwykła. Tam gdzie był dziobek imbryka, bonza zobaczył kształtny
łebek borsuka o rozwartym pyszczku, na miejscu uszka imbryka sterczał puszysty
ogonek. Bonza osłupiał. A imbryczkowi-borsukowi widocznie zrobiło się na piecyku
gorąco, bo żywo zeskoczył na matę i zaczął węszyć po kątach. Kiedy mu się to
sprzykrzyło,
* Bonza — kapłan lub mnich w Japonii. — 7 —
podszedł do bonzy. Nie miał zapewne złych zamiarów, bo wesoło kręcił ogonkiem, a
małe oczka iskrzyły mu się przyjaźnie. Ale bonza przestraszył się nie na żarty i
zawołał rozpaczliwie:
— Ratunku!...
Na krzyk bonzy zbi-egli się jego uczniowie, którzy korzystając z przerwy w nauce
odpoczywali w ogrodzie. Nie wiedzieli, co się stało, więc każdy porwał co miał
pod ręką. I oto naprzeciw borsuka stanęła zbrojna gromadka: jeden trzymał
miotłę, drugi szczypce, inny łopatę, a nad nimi, niby chorągiew, powiewały białe
spodenki na bambusowej tyczce, takiej, na jakich zazwyczaj w Japonii suszy się
bieliznę. Pośród zdumionych niezwykłym widokiem uczniów znalazł się śmiałek,
który zawołał głośno:
— Skoro nicpoń-borsuk dostał się do świątyni, trzeba go stąd wypędzić!
Zapomniał on, że borsuk wcale nie jest złym stworzeniem, chociaż czasem lubi
płatać ludziom figle.
Tak to imbryk, który tymczasem przyjął swą zwykłą postać, został wyrzucony na
śmietnik.
Kiedy bonza ochłonął z pierwszego wrażenia, zaczął żałować, że pozwolił uczniom
wyrzucić imbryk. Lepiej by było sprzedać go mieszkającemu w pobliżu staremu
Strona 1
Czarodziejski imbryczek. Baśnie i legendy japońskie - Maria Juszkiewiczowa
blacharzowi. Przydałoby się trochę grosza w skarbonce. A że omyłka była do
naprawienia, wziąwszy imbryk, wyszedł o zmierzchu z domu.
Blacharz, do którego skierował się chctwy bonza, był niezamożny, ale uczciwy.
Zarabiał niewiele, a rodzinę miał liczną, toteż każdy wydatek był dla niego
— 8 —
przykrym ciężarem. Nie zachwycił się więc propozycją bonzy, ale nie okazał mu
tego. Długo szperał w swojej połatanej sakiewce, aż wreszcie wydobył kilka
miedziaków. W ten sposób imbryk stał się własnością ubogiego blacharza.
Zapadła ciemna, głęboka noc. W domu blacharza wszyscy już twardo spali, kiedy
staruszka obudził jakiś szmer. Przekonany, że to hałasują myszy albo szczury,
zawołał sennie:
— Szszu... szszu... wstrętne szkodniki! I byłby może spał dalej, lecz nagle coś
go musnęło po twarzy.
— To mi dopiero! — krzyknął rozgniewany nie na żarty i zerwał się z
posłania.
Zapalił lampkę i wzdrygnął się nie wierząc własnym oczom. Kupiony wieczorem
imbryk stał przed nim w postaci borsuka. Blacharz nie był tchórzem, ale nie
lubił mieć do czynienia z duchami. Chwycił więc pręt, który mu się nawinął pod
rękę, i chciał wystraszyć zwierzątko. Ale borsuka już nie było — przed
blacharzem znowu stał zwykły, stary imbryk.
— Co za przywidzenie — przemówił staruszek przyglądając mu się z
niedowierzaniem.
Nie dostrzegłszy nic podejrzanego, zgasił lampkę i zasnął. Reszta nocy upłynęła
spokojnie.
Nazajutrz blacharz opowiedział żonie o nocnym zdarzeniu i po wspólnej naradzie
postanowił zwrócić imbryk bonzie. Tego dnia jednak staruszek nie mógł się
oderwać od roboty, gdyż jakimś dziwnym trafem u wszystkich sąsiadów popękały
imbryki.
— 10 —
\i
Nastała noc. I znów o północy powtórzył się dziwny hałas.
— Jeśli cię nie oddam bonzie, to przynajmniej wyrzucę z domu! —
zawołał gniewnie blacharz i wyskoczył z łóżka.
— Ach, nie wyrzucaj mnie! — odezwał się nagle imbryczek. — Jak widzisz, nie
jestem zwykłym naczyniem i jeżeli posłuchasz mej rady, wiele na tym skorzystasz.
Wiem, że jesteś biedny i musisz utrzymywać liczną rodzinę, więc chciałbym ci
dopomóc. Zostaw swoją robotę i chodź lepiej ze mną w szeroki świat. Nie musisz
się o nic martwić, weź tylko z sobą jakikolwiek instrument muzyczny.
Słowa te trafiły do przekonania staruszkowi. Zabrał bambusowy flet, parę
drobiazgów w skromnym zawiniątku i wraz z imbrykiem ruszył w drogę.
Wkrótce blacharz i jego czarodziejski imbryczek zasłynęli na całą Japonię.
Gromady ludzi zbiegały się zewsząd, gdy imbryk puszczał się w tany i wyczyniał
przedziwne sztuki, a blacharz przygrywał mu na flecie. Bogaci chętnie zapraszali
ich do siebie, a razu pewnego sam cesarz wezwał blacharza, aby wraz z
czarodziejskim imbrykiem wystąpił w jego pałacu.
Staruszek nigdy nie marzył o tak wielkim zaszczycie. Przepyszne szaty rodziny
cesarskiej i dam dworu — barwne, bogato haftowane srebrem i złotem —
onieśmielały go.
Cesarz z podziwem przyglądał się tańcom czarodziejskiego imbryczka i hojnie
nagrodził blacharza. Poczciwy staruszek pośpieszył zaraz do domu, gdzie z
utęsknieniem czekała na niego żona i dzieci.
12
Odtąd rodzina blacharza nie zaznała już biedy. Żyli w dostatku, wspierając ludzi
ubogich, jakimi sami niegdyś byli. A sprawca ich szczęścia — czarodziejski
imbryczek stał się jakby członkiem rodziny. Umieszczono go na honorowym miejscu,
we wnęce obok posążka Buddy.
','— Czarodziejski imbryczek
ZAJĄC
I KROKODYLE
Na wysepce przy brzegu wielkiej, szerokiej rzeki mieszkał kiedyś pewien zając.
Lubił on bardzo dalekie wędrówki, nic więc dziwnego, że któregoś dnia postanowił
udać się na przeciwległy brzeg rzeki.
Ale jakże to zrobić? Mostu żadnego nie widać, nigdzie nawet marnego czółenka.
Przepłynąć rzekę? Brr... woda taka mokra i żal futerka! A futerko miał tak
piękne i puszyste, że każdy mu go zazdrościł.
Siedzi zając i duma, aż tu naraz woda zaczyna się pienić. Wielkie bałwany
podnoszą się w górę. Po chwili wyłazi na brzeg wysepki jakiś olbrzymi potwór.
Łeb płaski, paszcza wydłużona i strasznie kłapie zębami, a ogon taki długi,
długi... Strach ogarnął zająca. Już chciał uciekać, gdy zauważył, że potwór
Strona 2
Czarodziejski imbryczek. Baśnie i legendy japońskie - Maria Juszkiewiczowa
nawet nie patrzy w jego stronę. Ziewnął tylko potężnie i wyciągnął się na piasku
w palących promieniach słońca.
„Ach już wiem! Bierze kąpiel słoneczną" — domyślił się zając, bacznie śledząc
każdy ruch straszydła.
I wtedy, całkiem niespodziewanie, przyszło mu coś do głowy.
„Nie będę sobą, jeśli nie skorzystam z odwiedzin tego gościa" — pomyślał i z
uciechy fiknął dwa koziołki. Następnie w wesołych podskokach podążył
— 14 —
w stronę krokodyla, gdyż to on był właśnie.
Mimo wszystko zając nie bardzo mu ufał, więc zatrzymał się w pewnej odległości i
pozdrowił go uprzejmie. Krokodyl odpowiedział osobliwym powitaniem: zmrużył lewe
oko i zaczął kręcić ogonem takiego młynka, że dokoła powstała straszna kurzawa.
— Oj... oj... Jaki piękny ogon! — zachwycał się zając, nieznacznie przecierając
łapką oczy.
Słowa jego mile połechtały krokodyla, tak że raczył wdać się z nim w rozmowę.
Po pewnym czasie zając zdobył się na odwagę:
— Ty jesteś mieszkańcem rzeki, a ja wysepki. Jestem ogromnie ciekawy, który z
nas ma więcej przyjaciół: ty czy ja? — I spojrzał na krokodyla spod oka.
— Ależ nie ma dwóch zdań — zary-czał na to krokodyl. — Oczywiście, że ja mam
więcej przyjaciół niż ty.
— A to dlaczego? — spytał niewinnie zając.
— Właśnie choćby dlatego, że ty jesteś mieszkańcem małej wysepki, a do mnie
należy wielkie królestwo wodne! — mruknął dumnie krokodyl.
— A czy twoich przyjaciół jest tak wielu, że potrafilibyście wszyscy
razem stworzyć długi most od jednego brzegu rzeki aż do drugiego? — wskazał
łapką zając.
— Ho!... ho!... ho!... — krokodyl aż zatrząsł się ze śmiechu. — Jest ich o
wiele więcej!
— Och, jak bńrdzo chciałbym poznać twoich przyjaciół! Nigdy jeszcze nie wi-
— 15 —
działem tylu wspaniałych wielkich zwierząt — westchnął zając.
— A więc dobrze. Uczynię ci tę łaskę
— i krokodyl zniknął pod wodą.
Nie upłynęło wiele czasu, gdy rzeka zaroiła się od potwornych cielsk. Krokodyle
duże i małe ustawiały się szeregiem, tworząc długi, długi most. Po chwili
wypłynął olbrzymi krokodyl i ryknął:
— Widzisz, jak wielu mam przyjaciół?
— O tak, przyjaciół masz wielu. Tak wielu, że chyba nie podobna ich zliczyć
— odpowiedział chytrze zając.
— Spróbuj policzyć, zaczekamy...
— Jeden, dwa, trzy, cztery!... — wołał głośno zając, zręcznie przeskakując z
grzbietu na grzbiet. Biegł coraz dalej i dalej, aż znalazł się na przeciwległym
brzegu rzeki. Gdy poczuł pod łapkami twardy grunt, dał wielkiego susa i znikł w
pobliskim lesie.
KAGUJA-HIME
W zamierzchłych czasach żył w Japonii pewien staruszek. Któregoś dnia, ścinając
w lesie bambus, zwrócił uwagę na jeden z pędów, dziwnie świecący tuż nad
korzeniem. Zaciekawiony ściął go i znalazł w środku prześliczną dziewczynkę,
maleńką jak palec.
— Powiedz mi, kim jesteś i kto cię uwięził w tym wielkim bambusie? — spytał
staruszek, ostrożnie niosąc dziewczynkę na dłoni.
— Ach, lepiej o to nie pytaj. Na razie nie mogę ci wyjawić mojej tajemnicy —
szepnęło maleństwo. — Powiedz tylko, czy zgadzasz się, bym pozostała przez
pewien czas u ciebie?
Staruszek bardzo kochał dzieci, ale sam ich nie miał, więc chętnie przystał na
propozycję dziewczynki. Zaniósł ją do domu i wychowywał jak córkę, nazwawszy
Kaguja-hime, czyli Świetlista Księżniczka.
Z czasem Świetlista wyrosła na dziewczynę tak piękną, że wielu rycerzy i książąt
przyjeżdżało do niej w zaloty.
Ale Świetlista wcale nie myślała
o zamązpójściu.
Pewnego razu przybraną córkę:
— Powiedz mi, uporczywie wszystkim odmawiasz? Czy
staruszek zagadnął dziecko, czemu tak
— 17 -
nie ma żadnego młodzieńca, który byłby godzien twojej ręki?
— Może i są tacy — odrzekła smutnie — ale nie wolno mi o tym nawet myśleć.
Zresztą, nie pytaj o to, ojcze. Czyż źle ci jest ze mną?
Staruszek umilkł i nigdy już nie mówił o tym z przybraną córką.
Strona 3
Czarodziejski imbryczek. Baśnie i legendy japońskie - Maria Juszkiewiczowa
Każdemu ze swych zalotników Świetlista polecała spełnić jakieś życzenie.
Pewnemu rycerzowi kazała przywieźć z Indii kamienny puchar, z którego za życia
pił Budda, innego znów prosiła o zdobycie futra z odpornych na ogień skórek
szczurzych, trzeci miał odszukać roślinę o korzeniach ze srebra, pniu złotym, a
liściach i owocach z drogocennych kamieni, strzeżonych przez demony na górze
Horai.
Żaden z zalotników nie potrafił zdobyć tych darów. Rycerz, który miał odnaleźć
cudowną roślinę, próbował podejść Świetlistą, ofiarowując jej specjalnie
zrobioną gałązkę. Ale i jemu nie udało się nakłonić serca przepięknej
dziewczyny.
Pewnego dnia do domu staruszka zawitał sam cesarz i poprosił o rękę Świetlistej.
I on jednak spotkał się z odmową.
Rozgniewany monarcha kazał swoim żołnierzom porwać dziewczynę. Ale wtedy,
spowitą obłokami, promieniejącą nieziemską pięknością, uprowadzili ją do nieba
bogowie.
Skończył się bowiem czas pokuty Świetlistej — boginki, uwięzionej za swe winy w
bambusie i skazanej na życie "w postaci ludzkiej.
— 18 —
MAŁPKA I KRABIK
Dawno, dawno temu żył sobie pewien krabik. Nie mieszkał on w piasku nad morzem,
jak inne, zwykłe kraby, lecz wybudował sobie domek i założył niewielki ogród. W
ogródku zasiał kwiaty i wykopał sadzawkę.
Aby nikt nie niszczył roślin, otoczył swoją siedzibę żywopłotem z kamelii i
uplótł małą furtkę z bambusa. Zawiesił przy niej dzwoneczek i przymocował
podłużną deszczułkę ze swym imieniem.
Krabik pędził żywot samotny, ale tak wzorowo prowadził swoje gospodarstwo, że
wkrótce zasłynął na całą okolicę. Miał pełne spichrze. Czego tam nie było!
Woreczki z ryżem i kukurydzą, suszone rybki i zielone żabki, morskie robaczki,
ślimaki i wiele jeszcze podobnych smakołyków.
Krabik nie był skąpy i chętnie dzielił się z każdym. Cieszył się bardzo, gdy
mógł komuś przyjść z pomocą. Jednakże pośród obdarzanych przez niego zwierząt
bywały i takie, które nie potrafiły docenić jego dobrego serca. Do tych
niewdzięczników należała między innymi pewna małpka, która często korzystała z
dobrodziejstw krabika. Był to wielki próżniak i brudas. Gdybyście zobaczyli jej
chatkę! Stara, pokrzywiona, z dachem na wpół zapadłym. A podwórko? Jakby nigdy
miotły nie widziało.
— 20 -
Małpka całe dnie spędzała poza domem w towarzystwie podobnych sobie leniuchów. A
kiedy poczuła głód, szła sobie podjeść do sąsiadów. Tak żyła z dnia na dzień,
nie troszcząc się wcale o przyszłość.
Pewnego popołudnia krabik wybrał się na dłuższy spacer. Szedł powoli, aż tu
nagle dostrzegł na drodze kawałek ryżowego placka. Jako skrzętny gospodarz
podniósł go natychmiast. W pewnej chwili zjawiła się przed nim małpka. Była
głodna. Chętnie by coś zjadła. A właśnie zauważyła w kleszczach krabika kawałek
placka. Pokręciła się dokoła i powiada:
— Czy wiesz, że na leśnej dróżce znalazłam pestkę kaki*? Chętnie bym ją
zamieniła na placek ryżowy.
Krabik zgodził się, a gdy wrócił do domu, zasadził pestkę w ogródku. Któregoś
dnia spod ziemi wyjrzała zielona roślinka. Rosła tak szybko, że wkrótce
zamieniła się w drzewo o gałęziach uginających się od dojrzałych, soczystych
owoców.
Krabik jednak nie cieszył się z pięknych kaki. Całymi dniami siedział pod
drzewem smutny i zamyślony. Nie mógł dosięgnąć smacznych owoców, gdyż nie umiał
wspiąć się na drzewo. I byłby może długo jeszcze dręczył się tak swoją
bezradnością, ale pewnego ranka zadzwonił ktoś do jego furtki. Była to małpka.
Zapewne przyszła z jakąś prośbą, gdyż minkę miała pokorną i żałosną.
Zakłopotanie krabika nie uszło jednak jej uwagi. Niby to współczując, spytała,
co
* Kaki — ulubiony w Japonii i Korei owoc, przypominający brzoskwinię. Koloru
złotawego, miąższ ma delikatny i słodki.
— 22 —
mu dolega. Krabik opowiedział jej o swoim zmartwieniu.
— Ach, jeżeli tylko o to chodzi — zawołała — pomogę ci zaraz! — I nim się
gospodarz obejrzał, już była na drzewie.
Zniknęła wśród gałęzi, a na dole krabik długo i cierpliwie czekał na słodkie
kaki. Ale prócz pestek i niedojrzałych owoców nic nie spadło na ziemię.
„To dopiero oszustka!" — pomyślał zawiedziony krabik i krzyknął rozgniewany:
— Jeżeli natychmiast nie zejdziesz, zawołam sąsiadów!
Małpka spiesznie zbiegła z drzewa, aż owoce których nie zdążyła zjeść, posypały
Strona 4
Czarodziejski imbryczek. Baśnie i legendy japońskie - Maria Juszkiewiczowa
się na ziemię. Krabik zaczął zbierać je do koszyka.
Małpa, uciekając, tak go jednak potrąciła, iż nieborak padł jak nieżywy. Zanim
się ocknął i rozejrzał — niegodziwego gościa ani kosza z owocami już nie było.
Właśnie obok domu krabika przechodzili jego przyjaciele: pani trawa morska, pani
pszczoła, pan moździerz do tłuczenia ryżu i pan kasztan. Zdziwili się bardzo, że
u gospodarnego stworzonka furtka na oścież otwarta, a kiedy się zatrzymali,
posłyszeli z głębi ogrodu żałosne jęki.
— Czyżby krabikowi stało się coś złego?! — zawołała trawa morska i wszyscy
naraz pobiegli w stronę, skąd dochodził głos. Wspólnymi siłami zanieśli krabika
do domu i złożyli na miękkim posłaniu z zielonego mchu.
Krabik opowiedział im, co zaszło, i zasnął zmęczony. Przyjaciele postanowili
ukarać małpkę, której zuchwałość przekroczyła już wszelkie granice.
— 24 —
Udali się więc do jej brzydkiego domku, a czekając na nią, pochowali się, (jdzie
kto mógł. Kasztan wtoczył się do glinianego piecyka i zagrzebał w popiele,
pszczoła schowała się na dnie filiżanki, trawa morska znalazła kryjówkę pod
/łamanym stolikiem, a moździerz przyczaił się pod ścianą.
Niedługo czekali na gospodynię. Wkrótce wróciła do domu z imbrykiem pełnym wody.
Ale zaledwie zaczęła rozniecać ogień, kasztan pękł z hukiem, aż popiół rozsypał
się na wszystkie strony. Nie zdążyła przetrzeć oczu, gdy z filiżanki wyleciała
pszczoła z groźnym brzęczeniem. Spod stolika wypełzła trawa morska i niby wąż
oplatała jej łapy. Moździerz mocno stukając narobił wiele hałasu. Przestraszona
małpka uciekła z chatki. Przyjaciele zaś powrócili do krabika, który przez
wdzięczność przygarnął ich do siebie.
Odtąd pani trawa morska, pani pszczoła, pan moździerz i pan kasztan zamieszkali
razem z krabikiem.
A co się stało z małpką? Czy zaczęła wreszcie pracować uczciwie? Bajka mówi
tylko, że od tej pory nikt już nie widział jej w tamtych stronach.
3 — Czarodziejski imbryczek
SŁOŃCE
CZY SZCZUR?
W pobliżu chłopskiego spichrza, pośród pól ryżowych, mieszkała szczurza rodzina.
Były to szczury bardzo zamożne i cieszyły się wielkim poważaniem nie tylko wśród
najbliższych sąsiadów, ale i w dalszej okolicy.
Aczkolwiek rodzina ta opływała w dostatki, miała jedno wielkie zmartwienie.
Szczur i szczurowa od dawna nade wszystko pragnęli córki, a tymczasem — jakby na
złość — rodzili im się sami synowie.
Stracili już nadzieję, że w ich bogatej posiadłości pojawi się kiedyś mała
szczurówna. Starzeli się oboje. Na grzbiecie szczurowej ukazało się srebrzyste
pasmo, a szczurowi cały pyszczek pobielał.
Widocznie jednak bogowie opiekujący się szczurzym rodem ulitowali się nad
strapionymi rodzicami, gdyż wreszcie urodziła im się córeczka. Ach, jakież to
było prześliczne stworzenie! Zgrabne, o sierści połyskującej jak jedwab, o
oczkach iskrzących w ciemności jak dwa rubiny.
Kiedy córka dorosła, zaczęły się kłopoty z wyszukaniem dla niej męża. Była
bowiem tak mądra, że rodzice postanowili wydać ją za mąż tylko za wszechwładnego
mocarza.
— Nie ma godniejszego małżonka dla
— 26 —
waszej córki nad samo słońce — rzekł pewnego razu stary szczur, ich najbliższy
sąsiad. — Ono jest bowiem najpotężniejsze.
— Ach, słońce, tylko słońce może zostać mężem naszej ślicznotki! —
radośnie zapiszczeli szczur i szczurowa i natychmiast udali się w drogę.
Słońce zdziwiło się ogromnie, gdy poznało cel dalekiej wędrówki szczurów.
Podziękowało im grzecznie, ale odrzekło, że jest na świecie ktoś potężniejszy od
niego.
— Któż może być potężniejszy od ciebie? — zapytały zdumione szczury.
Ale nim słońce zdążyło odpowiedzieć, ni stąd, ni zowąd przesłoniły je kłębiaste
czarne chmury. Na ziemi zrobiło się szaro i smutno.
Przestraszone szczury nie wiedziały, co począć. Nagle spoza ciężkich zwałów
chmur usłyszały słaby głos słońca:
— Oto przekonałyście się, że chmury mają większą ode mnie władzę. Żaden z moich
promieni nie może przebić ani rozproszyć ciemności.
Wtedy szczury udały się do chmur. Usłyszawszy ich propozycję, chmury odrzekły
smutnie:
— Mylicie się bardzo, sądząc, że jesteśmy najpotężniejsze na świecie.
Prawda, potrafimy przesłonić słońce, ale jesteśmy bezsilne wobec wiatru.
Nagle, jakby na potwierdzenie tych słów, zerwał się wiatr, rozpędził chmury i
Strona 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin