01 - Wywiad z.pdf

(2155 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
ANNE RICE
WYWIAD Z WAMPIREM
- 1 -
844268354.002.png
C Z ĘŚĆ I
- Rozumiem - powiedzia ł wampir z namys ł em i nie spiesz ą c si ę , podszed ł do okna pokoju. Przez d ł u ż szy czas sta ł tam,
spogl ą daj ą c na przy ć mione ś wiat ł a i ruch uliczny Divisadero Street. Teraz ch ł opak móg ł lepiej dostrzec umeblowanie pokoju,
okr ą g ł y d ę bowy stó ł , krzes ł a, pod ś cian ą umywalk ę z lustrem. Postawi ł swoj ą aktówk ę na stole i czeka ł .
- Ile w ł a ś ciwie masz ze sob ą ta ś my? - zapyta ł wampir, odwracaj ą c si ę w tej samej chwili, tak ż e ch ł opak widzia ł teraz
tylko jego profil. - Czy wystarczy, aby nagra ć histori ę ż ycia?
- Jasne, je ś li to interesuj ą ce ż ycie. Czasami, je ś li mam szcz ęś cie, przeprowadzam wywiad z trzema lub czterema osobami w
ci ą gu jednej nocy. Ale to musi by ć ciekawa historia. Tylko wtedy ma to sens, prawda?
- Najzupe ł niej - odpowiedzia ł wampir. - Chcia ł bym zatem opowiedzie ć histori ę mojego ż ycia. Zale ż y mi na tym.
- Wspaniale - powiedzia ł ch ł opak, wyci ą gaj ą c niewielki magnetofon z aktówki. Szybko sprawdzi ł po łą czenia i baterie. -
Ciekaw jestem, dlaczego s ą dzi pan, ż e mo ż e to mnie zainteresowa ć ? Dlaczego pan...
- Nie - przerwa ł nagle wampir. - Tak nie mo ż emy zaczyna ć . Sprz ę t gotowy?
- Taak - odrzek ł zaskoczony ch ł opak.
- To siadaj. W łą cz ę tylko ś wiat ł o u góry.
- S ą dzi ł em, ż e wampiry nie lubi ą ś wiat ł a.
- Je ś li my ś lisz, ż e ciemno ść dodaje atmosfery, to... - Wampir przerwa ł nagle. Oparty o parapet okna przygl ą da ł si ę teraz
m ł odemu ch ł opakowi. Ten nie móg ł dostrzec jego twarzy, a co ś w jego nieruchomej postaci niepokoi ł o go. Chcia ł dalej
mówi ć , ale si ę powstrzyma ł . Odetchn ął z ulg ą , gdy wampir ruszy ł w kierunku sto ł u i si ę gn ął po zwisaj ą cy nad nim w łą cznik
lampy.
Natychmiast pokój zala ł o ostre, ż ó ł te ś wiat ł o. Ch ł opak na widok wampira nie móg ł powstrzyma ć si ę od gwa ł townego
wdechu. Jego palce automatycznie przesun ęł y si ę po stole i zacisn ęł y na kancie blatu.
- Wielki Bo ż e - wyszepta ł , wpatruj ą c si ę w niego uporczywie.
Wampir by ł ca ł kowicie bia ł y i g ł adki, jakby wyrze ź biony z ko ś ci, a jego twarz pozostawa ł a nieruchoma, pos ą gowa z
wyj ą tkiem dwóch b ł yszcz ą cych, zielonych oczu, które bacznie spogl ą da ł y w dó ł na siedz ą cego m ł odego cz ł owieka, podobne
do dwóch p ł omieni umieszczonych w czaszce.
W tej chwili wampir u ś miechn ął si ę , prawie z rozmarzeniem, a g ł adka bia ł a skóra twarzy drgn ęł a nieznacznie.
- Widzisz? - zapyta ł cicho.
Ch ł opak wzdrygn ął si ę , podnosz ą c r ę k ę , jakby w ge ś cie obronnym przed silnym ś wiat ł em. Jego wzrok przesuwa ł si ę wolno
po eleganckiej, szytej na miar ę czarnej marynarce, na któr ą zwróci ł ju ż uwag ę w barze, po d ł ugich fa ł dach peleryny, czarnym,
jedwabnym krawacie zawi ą zanym pod szyj ą i b ł yszcz ą cym bia ł ym ko ł nierzyku, bia ł ym jak skóra wampira. Wpatrywa ł si ę w
g ę ste czarne w ł osy, w d ł ugie loki zaczesane do ty ł u za uszy, dotykaj ą ce prawie ś nie ż nobia ł ego ko ł nierzyka.
- A wi ę c, nadal chcesz tego wywiadu? - zapyta ł wampir. Usta ch ł opaka przez moment pozosta ł y otwarte, zanim zdolny by ł
do podj ę cia rozmowy.
- Tak - odpowiedzia ł .
Wampir niespiesznie usiad ł naprzeciwko ch ł opca i pochylaj ą c si ę do przodu doda ł cicho, niemal konfidencjonalnie:
- Nie bój si ę . W łą cz tylko magnetofon.
Pochyli ł si ę nagle nad sto ł em, wyci ą gaj ą c do niego r ę k ę . Ch ł opak wzdrygn ął si ę ponownie. Pot wyst ą pi ł mu na czo ł o.
Wyci ą gni ę t ą r ę k ą wampir dotkn ął ramienia ch ł opaka.
- Wierz mi, nie zrobi ę ci krzywdy. Sam chc ę wykorzysta ć t ę okazj ę . To dla mnie bardzo istotne, bardziej, ni ż sobie mo ż esz to
wyobrazi ć . Chc ę , ż eby ś zacz ął . -Cofn ął r ę k ę i usiad ł ponownie na swoim miejscu, skupiony. Czeka ł . Min ęł a chwila, zanim
ch ł opak przetar ł czo ł o i wargi chusteczk ą . Wyj ą ka ł , ż e mikrofon wbudowany jest w magnetofon, wcisn ął klawisz nagrywania i
oznajmi ł , ż e urz ą dzenie ruszy ł o.
- 2 -
844268354.003.png
- Nie zawsze by ł pan wampirem? - zacz ął .
- Nie - odpowiedzia ł wampir. -Sta ł em si ę nim, gdy mia ł em dwadzie ś cia pi ęć lat, a by ł o to w 1791 roku.
Ch ł opak by ł zaskoczony dok ł adno ś ci ą tej daty i powtórzy ł j ą raz jeszcze, zanim zada ł drugie pytanie:
- Jak do tego dosz ł o?
- To proste, ale nie chc ę udziela ć tylko samych prostych odpowiedzi. Chc ę opowiedzie ć autentyczn ą histori ę ...
- Tak - ch ł opak dorzuci ł szybko. Bez ko ń ca zwija ł i rozwija ł w zdenerwowaniu chusteczk ę . Znowu przetar ł ni ą usta.
- Zacz ęł o si ę od tragedii - zacz ął wampir. -Mój m ł odszy brat... umar ł .
Przerwa ł . Ch ł opak odchrz ą kn ął i raz jeszcze wytar ł twarz, nim nerwowo wepchn ął chusteczk ę do kieszeni.
- To dla pana bolesne? - zapyta ł boja ź liwie.
- Czy tak to wygl ą da?
- Nie. - Potrz ą sn ął g ł ow ą .
- Ca ł a sprawa polega na tym, ż e t ę histori ę opowiada ł em tylko raz, i by ł o to tak bardzo dawno temu. Ale nie, to nie jest
bolesne...
- Mieszkali ś my wtedy w Luizjanie -podj ął opowiadanie. - Mieli ś my du żą posiad ł o ść i za ł o ż yli ś my dwie plantacje nad rzek ą
Missisipi, bardzo blisko Nowego Orleanu...
- Aha, st ą d ten akcent - wtr ą ci ł ch ł opak przyciszonym g ł osem. Przez moment wampir patrzy ł bez wyrazu w przestrze ń .
- Mówi ę z akcentem? - zacz ął si ę ś mia ć . Ch ł opak sp ł oszony doda ł szybko:
- Zwróci ł em na to uwag ę w barze, gdy zapyta ł em pana, jak pan zarabia na ż ycie. Taka lekka ostro ść spó ł g ł osek, to
wszystko. Nigdy nie domy ś li ł bym si ę jednak, ż e to wp ł yw francuskiego.
- Wszystko w porz ą dku - zapewni ł go wampir. -Nie jestem wcale taki zaskoczony, jak by to si ę wydawa ł o. Po prostu od
czasu do czasu zapominam o tym. Ale wró ć my do rzeczy...
- Tak, prosz ę - doda ł ch ł opak.
- Mówi ł em o plantacjach. Mia ł y one wiele wspólnego z moim przeistoczeniem si ę w wampira. Ale dojdziemy do tego. Nasze
ż ycie by ł o mieszanin ą luksusu i prymitywnych warunków, w jakich mieszkali ś my, cho ć dla nas by ł o to nadzwyczaj atrakcyjne.
Widzisz, ż yli ś my tam o wiele dostatniej, ni ż mogliby ś my to sobie wyobrazi ć , ż yj ą c nadal we Francji. Mo ż e to sama dziko ść
Luizjany sprawia ł a, ż e tak to widzieli ś my, a mo ż e rzeczywi ś cie tak by ł o. Pami ę tam meble, jakie by ł y w naszym domu.
Wszystkie przywiezione z Europy. -Wampir u ś miechn ął si ę . - A klawesyn, ten by ł ś liczny. Moja siostra gra ł a na nim. W letnie
wieczory siada ł a przy klawiaturze plecami do otwartych drzwi balkonowych. Nadal pami ę tam t ę delikatn ą , szybk ą muzyk ę i
obraz grz ę zawisk rozci ą gaj ą cy si ę za oknami, omszone cyprysy, odcinaj ą ce si ę na tle nieba. Do tego dobiegaj ą ce z grz ę zawisk
odg ł osy, chór owadów, krzyk ptaków. My ś l ę , ż e kochali ś my to. W tej atmosferze nasze meble z ró ż anego drzewa wydawa ł y si ę
cenniejsze, muzyka jeszcze delikatniejsza i bardziej potrzebna. Nawet wtedy, gdy ga łę zie glicynii wyrywa ł y okiennice na
poddaszu i wciska ł y si ę p ę dami w bielone ceg ł y zaledwie w ci ą gu jednego roku...
Tak, kochali ś my to. Wszyscy poza moim bratem. Nie pami ę tam, by kiedykolwiek skar ż y ł si ę , ale wiem, jak si ę czu ł . Mój
ojciec wtedy ju ż nie ż y ł i ja by ł em g ł ow ą rodziny, i to w ł a ś nie ja musia ł em broni ć go ci ą gle przed matk ą i siostr ą . Na
pocz ą tku zabiera ł y go ze sob ą na proszone wizyty i przyj ę cia do Nowego Orleanu. On nienawidzi ł tego. Wydaje mi si ę , ż e
przesta ł na nie chodzi ć , zanim jeszcze sko ń czy ł dwana ś cie lat. Dla niego liczy ł a si ę tylko modlitwa i oprawione w skór ę ż ywoty
ś wi ę tych.
W ko ń cu, zbudowa ł em mu kaplic ę , tylko dla niego, z dala od domu. Tam w ł a ś nie zacz ął sp ę dza ć wi ę kszo ść ka ż dego dnia,
a cz ę sto i poranki. Na tym polega ł a ironia losu, ż e by ł tak inny ni ż my, tak inny od wszystkich. Moje ż ycie by ł o normalne,
zwyczajne. Nic szczególnego w nim si ę nie dzia ł o. - Wampir ponownie u ś miechn ął si ę . -Czasami, wieczorami wychodzi ł em do
niego i spotykali ś my si ę w ogrodzie obok kaplicy. Zastawa ł em go cz ę sto siedz ą cego w skupieniu na kamiennej ł awie w
ogrodzie. Opowiada ł em mu wtedy o problemach, które mia ł em z niewolnikami. O tym, jak nie dowierza ł em nadzorcy, o
k ł opotach z pogod ą , o po ś rednikach... o wszystkich tych sprawach, które wype ł nia ł y moj ą egzystencj ę . S ł ucha ł mnie, od
- 3 -
844268354.004.png
czasu do czasu robi ą c jak ąś uwag ę , zawsze ż yczliwie odnosz ą c si ę do moich problemów, tak ż e gdy go opuszcza ł em, mia ł em
wra ż enie, ż e wszystkie je dla mnie rozwi ą za ł . Nie s ą dz ę , bym móg ł mu czegokolwiek odmówi ć i przyrzek ł em sobie, ż e do
stanu kap ł a ń skiego b ę dzie móg ł wst ą pi ć w stosownym czasie, nawet, je ś li roz łą ka z nim mia ł aby z ł ama ć mi serce.
Oczywi ś cie, myli ł em si ę wtedy. - Wampir przerwa ł nagle.
Przez chwil ę ch ł opak wpatrywa ł si ę tylko w niego a ż , jakby obudzony z g łę bokiego snu, zacz ął uk ł ada ć zdanie, mozolnie,
z trudem dobieraj ą c s ł owa:
- Aha... wi ę c wcale nie chcia ł nim zosta ć ? - zapyta ł wreszcie.
Wampir przygl ą da ł mu si ę dok ł adnie, jakby staraj ą c si ę odgadn ąć znaczenie tego zdania. Wreszcie odrzek ł :
- Mia ł em na my ś li to, ż e to w ł a ś nie ja myli ł em si ę co do swojego post ę powania, mia ł em na my ś li moje przyzwolenie na to
wszystko.
Spogl ą da ł teraz w dal z wzrokiem utkwionym w widok za oknem.
- Zacz ął miewa ć wizje - doda ł po chwili.
- Prawdziwe wizje?
- Pytanie zawis ł o w powietrzu i przez chwil ę pozostawa ł o bez odpowiedzi.
- Nie s ą dz ę - odpowiedzia ł wreszcie. -Zdarzy ł o si ę to po raz pierwszy gdy mia ł pi ę tna ś cie lat. By ł wtedy bardzo
przystojny. Mia ł najg ł adsz ą skór ę i najwi ę ksze niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek widzia ł em. Nie by ł chudy, tak jak ja teraz,
ale te jego oczy! By ł o tak, ż e gdy patrzy ł em w jego oczy, wydawa ł o mi si ę , ż e nie dostrzega mnie wcale. Jakbym sta ł
samotnie na skraju ś wiata... nad smaganym przez wiatr brzegiem oceanu. Nic poza ł agodnym hukiem fal. No, có ż - oczy
wampira nadal utkwione by ł y w szyb ę -zacz ął miewa ć wizje. Na pocz ą tku da ł mi to tylko mgli ś cie do zrozumienia, i przesta ł
przyjmowa ć posi ł ki. Zamieszka ł w kaplicy. O ka ż dej porze dnia i nocy spotyka ł em go kl ę cz ą cego na go ł ym bruku przed
o ł tarzem. Sama kaplica by ł a zaniedbana, przesta ł dba ć o ś wiece, zmienia ć obrusy na o ł tarzu, czy nawet wymiata ć li ś cie z
kaplicy. Której ś nocy poczu ł em, ż e sprawa jest powa ż na. Sta ł em w ró ż anej altanie przez dobr ą godzin ę , przypatruj ą c si ę mu,
gdy kl ę cza ł nieruchomo z r ę koma rozci ą gni ę tymi jak do ukrzy ż owania, których przez ca ł y ten czas nie opu ś ci ł . Wszyscy
niewolnicy ju ż dawno uwa ż ali go za pomylonego. -Wampir uniós ł brwi w zdziwieniu. -Ja by ł em przekonany, ż e jest tylko
nieco... nadgorliwy. S ą dzi ł em, ż e w swej mi ł o ś ci do Boga zaszed ł by ć mo ż e za daleko. Tego dnia opowiedzia ł mi o swoich
wizjach. Zarówno ś wi ę ty Dominik, jak i B ł ogos ł awiona Maryja Dziewica przychodzili do niego, do kaplicy. Powiedzieli mu, ż e
ma sprzeda ć ca łą nasz ą posiad ł o ść w Luizjanie, wszystko, co posiadamy, a pieni ą dze ze sprzeda ż y u ż y ć na dzie ł o bo ż e we
Francji. Mój brat mia ł zosta ć wielkim przywódc ą religijnym i przywie ść kraj do jego dawnej ż arliwo ś ci, oddali ć widmo szerz ą cego
si ę ateizmu. Oczywi ś cie on sam nie posiada ł ż adnych pieni ę dzy. Ja mia ł em sprzeda ć plantacj ę i nasze domy w Nowym
Orleanie, a pieni ą dze przekaza ć jemu.
Znów nast ą pi ł a cisza. Ch ł opak siedzia ł bez ruchu, zaskoczony.
- Taak... przepraszam - wyszepta ł . - Co pan powiedzia ł ?
I sprzeda ł pan plantacj ę ?
- Nie - odpowiedzia ł wampir ze spokojn ą , nieruchom ą twarz ą , jak ą mia ł od pocz ą tku rozmowy. - Ś mia ł em si ę z niego. A
on... jego to rozw ś cieczy ł o. Nalega ł . Twierdzi ł , ż e polecenie pochodzi od samej Maryi Dziewicy. Kim ż e wi ę c jestem, aby je
lekcewa ż y ć ? Kim ż e, doprawdy? -Wampir ś ciszy ł nieco g ł os, jak gdyby zastanawiaj ą c si ę nad tym raz jeszcze. -Kim? Im
wi ę cej próbowa ł mnie przekonywa ć , tym bardziej go wy ś miewa ł em. To nonsens, mówi ł em mu, wytwór niedojrza ł ej, a nawet
chorobliwej wyobra ź ni. Oznajmi ł em mu, ż e kaplica, by ł a b łę dem. Chcia ł em j ą zburzy ć natychmiast. On mia ł pój ść do szko ł y
w Nowym Orleanie i wybi ć sobie z g ł owy te niedorzeczne pomys ł y. Nie pami ę tam teraz wszystkiego, co mu powiedzia ł em. Ale
pami ę tam atmosfer ę tej rozmowy. Za ca łą t ą pogardliw ą odpraw ą z mojej strony sta ł gniew i g łę bokie rozczarowanie. By ł em
zawiedziony. Nie wierzy ł em w ani jedno s ł owo, które mi powiedzia ł .
- Ale to ca ł kowicie zrozumia ł e - wtr ą ci ł szybko ch ł opak, gdy tylko wampir przerwa ł . Niepokój jego wyra ź nie zel ż a ł . -To
jest, chcia ł em powiedzie ć , czy ktokolwiek móg ł by w to uwierzy ć ?
- 4 -
844268354.005.png
- Naprawd ę ? - Wampir spojrza ł na ch ł opaka. -My ś l ę , ż e to by ł egotyzm, z ł o ś liwy egotyzm z mojej strony. Pozwól, niech
ci to wyt ł umacz ę . Kocha ł em mojego brata, jak ju ż ci mówi ł em, i czasami wierzy ł em nawet, ż e jest ż yj ą cym ś wi ę tym.
Zach ę ca ł em go do modlitw i medytacji i gotów by ł em straci ć go dla siebie, gdyby zdecydowa ł si ę na stan duchowny. Gdyby
kto ś opowiada ł mi o jakim ś ś wi ę tym z Arles czy z Lourdes, którzy mieli wizje, to uwierzy ł bym mu. By ł em katolikiem.
Wierzy ł em w ś wi ę tych. Zapala ł em cieniutkie ś wiece przed ich marmurowymi pos ą gami w ko ś cio ł ach. Zna ł em ich obrazy,
symbole, ich imiona. Ale nie wierzy ł em, nie mog ł em uwierzy ć mojemu bratu. Nie potrafi ł em pogodzi ć si ę z tym, ż e ma wizje.
W ł a ś ciwie dlaczego? Poniewa ż by ł moim bratem. Franciszek z Asy ż u móg ł mie ć wizje, ale nie on. O, co to, to nie. Nie mój
brat. Mój brat nie móg ł by ć taki. To w ł a ś nie nazywam egotyzmem. Rozumiesz?
Ch ł opak pomy ś la ł chwil ę . Kiwn ął wreszcie g ł ow ą i odpowiedzia ł , ż e rozumie.
- By ć mo ż e jednak naprawd ę mia ł wizje -doda ł po chwili wampir.
- A wi ę c nie jest pan pewien... teraz... czy przypadkiem rzeczywi ś cie...?
- Nie, ale wiem na pewno, ż e on sam ani przez chwil ę nie odczuwa ł ż adnych w ą tpliwo ś ci czy waha ń . Wiem teraz, i
wiedzia ł em wtedy, ż e tej nocy, kiedy wyszed ł z mojego pokoju podniecony i roz ż alony, nie waha ł si ę ani przez moment. Par ę
minut pó ź niej ju ż nie ż y ł .
- W jaki sposób?
- Po prostu wyszed ł przez drzwi balkonowe na galeri ę , sta ł jeszcze przez chwil ę u szczytu ceglanych schodów, a potem
rzuci ł si ę do przodu. Nie ż y ł ju ż , kiedy zbieg ł em w dó ł do pierwszego schodka. Skr ę ci ł kark. - Wampir potrz ą sn ął g ł ow ą w
zamy ś leniu, ale jego twarz by ł a nadal nieporuszona.
- Czy widzia ł pan, jak spada ł ? - zapyta ł ch ł opak. -Czy straci ł równowag ę ?
- Nie, nie widzia ł em, ale dwóch s ł u żą cych to widzia ł o. Mówili, ż e spojrza ł w gór ę , jakby w ł a ś nie tam co ś dostrzeg ł .
Potem jego cia ł o poruszy ł o si ę do przodu, jak gdyby popchni ę te wiatrem. Jeden z nich twierdzi ł , ż e mia ł w ł a ś nie co ś
powiedzie ć , zanim spad ł . Ja te ż my ś l ę , ż e chcia ł co ś powiedzie ć , ale by ł o to w ł a ś nie w momencie, w którym ja zwróci ł em
si ę do okna. By ł em odwrócony do niego plecami, kiedy us ł ysza ł em ł oskot spadaj ą cego cia ł a. - Wampir zerkn ął na
magnetofon. - Nie mog ł em sobie tego wybaczy ć . Czu ł em si ę odpowiedzialny za jego ś mier ć . I wszyscy inni te ż tak my ś leli.
- Jak mogli? Powiedzia ł pan przecie ż , ż e widzieli, jak spada ł .
- To nie by ł o oskar ż enie wprost. Po prostu wiedzieli, ż e co ś niedobrego zasz ł o mi ę dzy nami, ż e mieli ś my jak ąś sprzeczk ę
na chwil ę przed jego upadkiem. S ł ysza ł a nas s ł u ż ba, moja matka te ż . I w ł a ś nie ona nie przestawa ł a mnie pó ź niej
wypytywa ć , co mi ę dzy nami zasz ł o i dlaczego mój brat, który zawsze by ł taki spokojny i ł agodny, wtedy krzycza ł . Pó ź niej do
pyta ń do łą czy ł a si ę siostra, a ja, oczywi ś cie, odmawia ł em odpowiedzi. By ł em tak strasznie zszokowany i nieszcz ęś liwy, ż e nie
mia ł em cierpliwo ś ci dla nikogo. Postanowi ł em jednak sobie, ż e nie dowiedz ą si ę o jego „wizjach”. Nie chcieli zrozumie ć , ż e w
ko ń cu sta ł si ę nie ś wi ę tym, lecz jedynie fanatykiem. Moja siostra wola ł a po ł o ż y ć si ę do ł ó ż ka, ni ż wytrzyma ć katusze
pogrzebu, a matka rozpowiada ł a wszystkim w parafii, ż e co ś straszliwego wydarzy ł o si ę w moim pokoju, co ś , czego ja nie chc ę
ujawni ć .
Na ż yczenie mojej w ł asnej matki przes ł uchiwa ł a mnie policja. W ko ń cu zjawi ł si ę u mnie ksi ą dz i za żą da ł , bym wyjawi ł ,
co mi ę dzy nami zasz ł o. Nikomu jednak nic nie powiedzia ł em. „To by ł a tylko dyskusja” - mówi ł em. „Nie by ł o mnie na galerii,
kiedy brat upad ł ” -protestowa ł em, a oni wszyscy patrzyli na mnie, jakbym to ja zabi ł .
Siedzia ł em u jego trumny wystawionej w holu naszego domu, przez dwa dni, rozmy ś laj ą c o tym, ż e to ja go zabi ł em.
Wpatrywa ł em si ę w jego twarz, a ż pojawi ł y si ę na niej plamy, co przyprawia ł o mnie o md ł o ś ci. Mia ł strzaskan ą potylic ę i jego
g ł owa wygl ą da ł a niesamowicie na poduszce. Zmusza ł em si ę , by patrze ć na ni ą , by po prostu wpatrywa ć si ę w ni ą , gdy ż nie
mog ł em wytrzyma ć bólu i zapachu rozk ł adu. Ca ł y czas odczuwa ł em nieodparte pragnienie, ż eby otworzy ć mu oczy. Wszystko
to by ł y szalone my ś li, wariackie impulsy. Wyrzuca ł em sobie, ż e ś mia ł em si ę z niego, nie wierzy ł em mu, nie by ł em dla niego
dobry -spad ł ze schodów z mojego powodu.
- To wydarzy ł o si ę naprawd ę , tak? - wyb ą ka ł ch ł opak. -Opowiada mi pan co ś , co... co jest prawdziwe.
- 5 -
844268354.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin