ebook(8).pdf

(16803 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
862271768.008.png
Iwona Sobolewska
CZARNA OWCA
862271768.009.png
© Copyright by Iwona Sobolewska & e-bookowo 2010
Grafika i projekt okładki: Anna Pietraszek
ISBN 978-83-61184-83-6
Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie I 2010
862271768.010.png
I w o n a S o b o l e w s k a : C z a r n a o w c a | 35
ZMIANY
„Najpierw rezygnujesz z drobiazgów,
potem z większych rzeczy,
a w końcu z wszystkiego.
się coraz ciszej,
aż wreszcie zupełnie przestajesz się śmiać.
Twój uśmiech przygasa,
aż staje się tylko imitacją radości,
czymś nakładanym jak makijaż.”
Harlan Coben
I
Lot był długi i meczący. Zastanawiałam się jak może wyglądać moja ciotka. Angela nie
dała mi jej żadnego zdjęcia ani wskazówki jak mam jej szukać, powiedziała tylko: „Ona
na pewno cię rozpozna”, wtedy w to nie wnikałam, było mi to obojętne, ale teraz jednak
przydałaby się jakaś wiedza o niej. Z tego jedynie, co wiem nie ma męża a tym bardziej
dzieci i jest niepodobna do siostry. Jednak interesuje mnie jak się zachowuje czy będzie
zbyt troskliwa czy po prostu będzie traktować mnie jak powietrze? W końcu coś ważnego
musiało poróżnić ją i moją matkę. Dręczy mnie też ten dziwny zbieg okoliczności, podob-
no dziadkowie też zginęli w katastrofie lotniczej, kiedy mama miała tyle lat, co ja. To ra-
czej nie jest normalne. Rozumiem katastrofa swoją drogą, mogło się zdarzyć, ale iden-
tyczny wiek? Coś tu jest nie tak.
– Jagoda, prawda? – Oderwałam wzrok od swojej walizki i spojrzałam na wprost siebie.
Stała przede mną kobieta, prawdopodobnie moja ciotka. Zorientowałam się, że osoba,
przed która właśnie stoję jest tą samą, która mówiła do mnie wtedy na pogrzebie. Dopiero
teraz zrozumiałam, dlaczego zatrzymałam się na jej twarzy. Miała wtedy ten sam wyraz
zakłopotania ze szczyptą szczerości, co mama. Na pierwszy rzut oka tak jak mówiła Ele-
onora, nie była do niej podobna, ale jednak trochę je łączyło. Nie ukrywam, że zasmucił
mnie dosyć ten fakt, ale postanowiłam się opanować nie mogłam tu i teraz na środku
www.e-bookowo.pl
862271768.011.png 862271768.001.png 862271768.002.png 862271768.003.png
 
I w o n a S o b o l e w s k a : C z a r n a o w c a | 36
lotniska rozbeczeć się jak małe dziecko. Matylda patrzyła na mnie uważnie zapewne w
duchu dziwiąc się temu widokowi. Byłam od stóp do głowy ubrana w czerń nawet moja
walizka nie odznaczała się innym kolorem. O minie już nie wspomnę, nie zmieniła się od
czasu tragicznej nowiny. Pustka, ból, zamyślenie. Pewnie z dzieciństwa zapamiętała mnie
w nieco innym świetle. Wątpię, żebym wyglądała wtedy tak przygnębiająco. Chociaż parę
tygodni wstecz miała przedsmak tego, co ją czekało w każdym bądź razie nic na to nie
poradzę musi zaakceptować mnie taką, jaka jestem.
– Tak. Ty, znaczy pani to pewnie Matylda?
– Owszem, ale proszę tylko nie pani, może mów mi po imieniu. Tak będzie łatwiej dla
nas obu – powiedziała serdecznie. Widać było, że dla niej ta sytuacja też nie jest prosta,
ale stara się jak może.
– Dobrze. – Pomogła mi zanieść walizki do samochodu. Właściwie jak na razie wydała
się być miła, może jakoś zlecą te trzy lata, bo więcej nie mam zamiaru tu siedzieć, o nie.
Wsiadając do samochodu zauważyłam, że Matylda nie zajęła miejsca od strony kierowcy,
czyżbym jednak była, niedoinformowana? Ale nie obrączki nie ma, chyba, że w ogóle nie
jest po ślubie.
– Musimy chwilkę zaczekać, bo niestety nie mam prawa jazdy, wiesz, nie było mi po-
trzebne, no, ale z lotniska nie chciałam tachać tych bagaży piechotą – odpowiedziała
z uśmiechem na twarzy, jakby zrozumiała, co mam na myśli. – Więc poprosiłam Mikołaja.
– Nie wnikałam, w to, kim jest ów mężczyzna. Pewnie wkrótce miałam się przekonać
o tym osobiście, a w końcu Matylda nie ma w obowiązku mi się tłumaczyć. Nie minęły
dwie minuty przyszedł kierowca, w sensie Mikołaj. Tak szczerze nie żebym miała coś Ma-
tyldzie do zarzucenia, ale chyba powinna umawiać się z troszkę starszymi facetami. Prze-
cież on ma góra dziewiętnaście lat.
– Hej, sorki zagadałem się i co, już jest? – Najwyraźniej chodziło mu o mnie. Ciotka
głową wskazała mu na tylne siedzenie za nim. – Ups. Cześć, nie zauważyłem cię, ty pew-
nie jesteś Jagoda?
– Tak jakby – odparłam.
– Mikołaj – rzucił z łobuzerskim uśmiechem i w końcu ruszyliśmy. Chyba powinnam
na to jakoś zareagować, co pewnie w innej sytuacji by się stało, ale dzisiaj nie miałam
ochoty na miłe konwersacje. Owszem chłopak niczego sobie, przystojny, fajnie ubrany,
opalony, ale właściwie, co z tego. Przez całą drogę wpatrywałam się bezmyślnie w szybę,
słuchając piosenek i kątem oka oglądając żywą rozmowę moich towarzyszy. Jednak nie
za bardzo interesowała mnie jej treść.
Ktoś szturchnął mnie w ramię, najwyraźniej musiałam się trochę zdrzemnąć, bo
umknął mi moment dojechania na miejsce. Rozejrzałam się wokoło. Okolica całkiem,
całkiem. Matylda najwyraźniej mieszka na obrzeżach miasta, bo widzę tu tylko kilka do-
mów. Mikołaj wziął moje rzeczy. Ciotki dom, jeśli dobrze wnioskuję, że to ten naprzeciw-
ko. Jest niewielki, ale jakby to ująć z zewnątrz wydaje się być sympatyczny. Wejście od
www.e-bookowo.pl
862271768.004.png 862271768.005.png 862271768.006.png 862271768.007.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin