Orson Scott Card
Mozaika
(Przekład: Małgorzata Fiałkowska, Cezary Frąc)
Charliemu Benowi,
który potrafi latać
Wprowadzenie
Nie mogę oglądać w kinie horrorów ani filmów sensacyjnych. Próbowałem, ale nie potrafią znieść napięcia, które temu towarzyszy. Ekran jest zbyt duży, a postacie zbyt prawdziwe. Zawsze w końcu opuszczam kino i idę do domu.
Wiecie, jak oglądam takie filmy? W domu. W telewizji kablowej. Mały ekran telewizora daje mi większe poczucie bezpieczeństwa. Znajduję się w znajomym otoczeniu - we własnym domu. Kiedy napięcie rośnie, mogę zmienić kanał i oglądać po raz któryś z rzędu Dicka Van Dyke'a albo Green Acres, lub jakąś inną kompletną szmirę z czasów, gdy kino przeżywało okres upadku. Oglądam, dopóki nie uspokoję się na tyle, by znowu przełączyć kanał i zobaczyć, jak potoczyła się akcja.
W taki właśnie sposób obejrzałem Obcego i Terminatora - nigdy nie widziałem ich od początku do końca. Zdaję sobie sprawę, że moje postępowanie burzy zamysł autora filmu, ponieważ zakłada on ściśle określoną kolejność scen. Jednak z drugiej strony, dzięki możliwości manipulowania pilotem telewizora, moje obcowanie ze sztuką filmową staje się procesem bardziej aktywnym - swego rodzaju obserwacją uczestniczącą. Mogę samodzielnie wycinać sceny, które rażą zbytnio moje poczucie dobrego smaku. Według mnie Zabójcza broń jest dużo przyjemniejsza, kiedy przeplata się ją fragmentami Wild and Beautiful on Ibiza i Life on Earth.
Tutaj dochodzimy do odpowiedzi na pytanie, co jest najpotężniejszym narzędziem w rękach pisarzy i filmowców. Strach. Ale nie taki sobie zwyczajny strach, lecz groza. Groza jest najważniejszym i najsilniejszym spośród trzech rodzajów strachu. Jest to napięcie, oczekiwanie, które pojawia się, gdy człowiek wie, że jakieś zagrożenie istnieje, lecz jeszcze go nie zidentyfikował. To jest lęk, który cię ogarnia, gdy nagle uświadomisz sobie, że twoja żona lub mąż powinni wrócić godzinę temu; kiedy usłyszysz dziwne odgłosy dochodzące z pokoju dziecinnego; kiedy zauważysz, że okno (mógłbyś przysiąc, że je zamknąłeś!), jest otwarte, zasłony falują, a poza tobą w domu nie ma nikogo.
Przerażenie występuje wtedy, gdy człowiek widzi coś, czego się boi. Na przykład napastnik zbliża się do ciebie z nożem. Albo widzisz światła samochodu, który jedzie prosto na ciebie. Albo z zarośli wynurzają się członkowie Ku-Klux-Klanu, a jeden z nich trzyma w rękach sznur. Wtedy wszystkie mięśnie, z wyjątkiem zwieraczy, napinają się, a ty cały sztywniejesz, zaczynasz krzyczeć albo rzucasz się do ucieczki. Jest w tym panika, gorączkowa aktywność, lecz zawsze jest to działanie, dające jakieś poczucie panowania nad sytuacją, nie zaś bezradne, pełne napięcia oczekiwanie. Przerażenie, choć samo w sobie paskudne, jest mimo wszystko lepsze od grozy. Przynajmniej wiadomo, czego należy się bać. Wiadomo, z czym ma się do czynienia. Wiadomo, czego można się spodziewać.
Z horrorem mamy do czynienia wtedy, kiedy przerażająca rzecz już się wydarzyła. Widzimy jej pozostałości, jej skutki. Na przykład potworne, zmasakrowane zwłoki. Ogarniają nas mdłości lub litość dla ofiary. Jednak nawet litość zabarwiona jest wstrętem i odrazą. W końcu nie dopuszczamy do świadomości okropnego widoku i odbieramy ofierze człowieczeństwo. Jeśli wciąż mamy do czynienia z horrorem, przestaje on robić na nas jakiekolwiek wrażenie, w jakimś sensie ofiara nie jest już człowiekiem i stąd my także przestajemy być ludźmi. Przykład oddziałów specjalnych w obozach koncentracyjnych świadczy o tym, że po przerzuceniu setek nagich zwłok więźniowie przestawali płakać i wymiotować. Machinalnie wykonywali swoją pracę, traktując pomordowanych jak przedmioty.
Dlatego przygnębia mnie fakt, że współcześni twórcy horrorów prawie całkowicie skupili się na okropności i zapomnieli o grozie. Realizatorzy najbardziej kasowych filmów nie zawracają sobie już głowy tym, by stworzyć nić sympatii między bohaterem filmu i widzem, ta więź zaś jest niezbędna do tego, by przejąć widza grozą. Okrutne sceny nie przerażają już dlatego, że czujemy więź z ofiarą, lecz raczej fascynują, ponieważ chcemy zobaczyć, jaką nową metodę okaleczenia ciała wymyślił autor książki lub filmu. Ach - upiekł go na rożnie! A to dopiero - potwór wydłubał facetowi oko!
Ogarnięci obsesją stosowania efektów specjalnych twórcy filmów grozy rutynowo ukazują przerażające rzeczy w taki sposób, że odczłowieczają widza, zmieniając ludzkie cierpienie w rozrywkę, która jak pornografia kieruj e się zasadą “im więcej, tym lepiej". Jednak jeszcze bardziej napawa mnie smutkiem to, że wielu pisarzy tworzących opowieści grozy czyni tak samo. Pisarze ci nic nie wynieśli z lekcji udzielonej im przez Stephena Kinga, nie zrozumieli, na czym w rzeczywistości polega sukces jego książek. Opowieści Kinga nie robią na nas wrażenia dzięki okropnym rzeczom, które przytrafiają się ich bohaterom. Działają na nas dlatego, że zanim w ogóle wydarzą się jakieś okropne rzeczy, zdążyliśmy już tych bohaterów polubić. W jego najlepszych książkach, takich jak Martwa strefa i Bastion, wcale nie wydarza się tak wiele okropności. Opowieści te przenika raczej pełne grozy napięcie, które w końcu ulega rozładowaniu dzięki opisom przerażenia i bólu. Najważniejsze jest jednak to, że cierpienie, jakiego doświadczają bohaterowie, ma jakiś sens.
Sztuka tworzenia opowieści grozy polega na tym, by widz lub czytelnik utożsamił się z bohaterem i bał się tego, czego boi się bohater. Rzecz w tym, byśmy nie znajdowali się na zewnątrz, spoglądając na pokrywającą bohatera krwawą maź lub jego ziejące rany, lecz postawili się w jego sytuacji i z lękiem czekali na straszne rzeczy, które mogą się wydarzyć lub naprawdę się wydarzą. Ciało bohatera każdy potrafi zmasakrować. Jednak tylko dobry powieściopisarz umie dać czytelnikowi nadzieję, że bohater przeżyje.
Tak więc ja nie pisuję horrorów. Ow...
sajrinka