do_swiatla_fragment_3.pdf

(93 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Andriej Diakow „Do światła”
fragmenty 1
Wydawnictwo Insignis Media prezentuje
Projekt Dmitrija Glukhovsky’ego
„UNIWERSUM METRO 2033”.
Andriej Diakow „Do światła”
z rosyjskiego przełożył: Paweł Podmiotko
FRAGMENT TRZECI: „Wybrany”
– Wstań i otrzyj twarz!
Twarde słowa zabrzmiały tak nieoczekiwanie, że Gleb aż się wzdrygnął. A w następnym
ułamku sekundy uświadomił sobie, że słyszał już ten gruby męski głos. Całkiem niedawno.
Odwrócił się z przestrachem.
Przed nim stał ten sam stalker, ogromny, obcy. Jak się okazało, przez cały czas był obok,
obserwując scenę poniżenia. Gleb nie ośmielił się nie usłuchać stalkera i dlatego podskoczył
jak oparzony.
Nazywali go chyba Taran.
– Czego się boisz bardziej, chłopcze? Że cię pobiją czy że zostaniesz bez swojej zabawki?
– Taran świdrował Gleba złym, nieustępliwym spojrzeniem, tak że ten nie śmiał odwrócić
wzroku. To TWOJA rzecz. Należy TYLKO DO CIEBIE. I DO NIKOGO INNEGO.
Stalker cedził ciężkie frazy, jakby uderzał siekierą, i z każdym wymówionym słowem w
chłopcu, zamiast dopiero co odczuwanej rozpaczy i strachu, budziła się determinacja. Palce
same zacisnęły się w pięści i Gleb, szczerząc drapieżnie kły, rzucił się nagle na tłuściocha.
Jego ciało zadziałało instynktownie. Wczepiwszy się obiema rękami w tłuste włosy
prześladowcy, chłopiec z całej siły uderzył go czołem w twarz. Grubas odsunął się, zasłonił
rozbite usta rękami i przeraźliwie wrzasnął. Zapalniczka upadła na beton peronu. Gleb
podniósł ją i nienawistnie spojrzał na świtę: który jeszcze połasi się na jego skarb? Jednak
koledzy Grubasa nie odważyli się z nim zadzierać. Chwilę później nie było po nich nawet
śladu.
Taran obserwował obojętnie, jak Gleb klapnął na ziemię, przyciskając do piersi cenny
850342144.001.png
Andriej Diakow „Do światła”
fragmenty 2
drobiazg. Coś dziwnego było w tym dziecku. Na pierwszy rzut oka był to zwykły nastolatek,
jakich dziesiątki biegają po stacji. Brudne, rozczochrane włosy, zapadłe policzki. Podkrążone
oczy. Umorusany od stóp do głów. Nieco zadarty nos. Jednym słowem, nic nie wyróżniało go
spośród rówieśników. Nic… oprócz sprytu w nad wiek dojrzałym spojrzeniu. I jeszcze coś –
w jego brązowych oczach nie było zmęczenia i rezygnacji, które przebijały w spojrzeniu
większości mieszkańców kolejki podziemnej.
Stalker niechętnie się odwrócił i podszedł do ogniska. Rozbłyski płomieni nierównym
blaskiem oświetlały siedzących w kręgu ludzi. Wśród rzeszy znajomych Gleb zauważył nowe
twarze. Ciekawość pomogła mu zapomnieć o niedawnym wzburzeniu i, z zapalniczką
schowaną w kieszeni poszarpanych spodni, zbliżył się do ognia.
Przybysze wyróżniali się porządnymi ubraniami i dziwnymi szerokimi pasami, z których
zamiast broni zwisały wszelkie możliwe narzędzia – młotki, obcążki, śrubokręty… Dziwna
para najwyraźniej przybyła z Technolożki.
O tej stacji Gleb słyszał wiele zadziwiających historii. Mówią, że wszędzie tam jest jasne
światło i mnóstwo najrozmaitszych urządzeń i maszyn. A świńskich farm i poletek prawie
wcale. Całą żywność mazuty kupują od innych stacji w zamian za broń i różne potrzebne w
gospodarstwie maszyny.
Gleb od razu rozpoznał dowódcę. O ten… z bródką i surową twarzą.
Zakasłał i wymieniwszy przelotne spojrzenia z siedzącym obok Nestorem, zwrócił się do
stalkera:
– A więc to ty jesteś Taran?
Stalker zignorował pytanie, wyciągając dłonie do przyjemnego ciepła ogniska.
– Nie przyjąłeś naszego zaproszenia. Dlatego przyszliśmy tutaj. Jeśli góra nie chce do…
– Po co jestem potrzebny Aliansowi? – szorstko przerwał Taran.
Mazut, zaskoczony, urwał w pół słowa, ale szybko się zorientował i ciągnął dalej:
– Domyślny jesteś, stalkerze… Tak, reprezentujemy Alians Primorski i mamy dla ciebie
zlecenie.
– Nie potrzebuję zleceń.
– Dobrze. – Brodacz zasępił się. – To nie praca… Potrzebna nam twoja pomoc, Taranie.
To bardzo ważne dla Aliansu… Dla wszystkich.
– Czego konkretnie chcecie? – Stalker popatrzył na mazuta jak na wyjątkowo natrętną
muchę.
– Tu nie możemy powiedzieć wszystkiego… Ale dotyczy to pewnej ekspedycji…
850342144.002.png
Andriej Diakow „Do światła”
fragmenty 3
Uznaliśmy, że jesteś najlepszym kandydatem i zdołasz przeprowadzić oddział…
– Dokąd? – Taran znów przerwał.
– Eee… – Brodacz zrobił głębszy wdech. – Do Kronsztadu.
Stalker wstał w milczeniu i ruszył w stronę wyjścia ze stacji. Delegaci poruszyli się
nerwowo.
– Naboje, stalkerze! Tyle, ile zdołasz unieść!
Mieszkańcy z zainteresowaniem przysłuchiwali się daremnym namowom gości.
– Jedzenie! Lekarstwa! Broń!
– Ochłoń, mazucie – rzucił przez ramię Taran.
– To twoje ostatnie słowo?
– Spadaj na drzewo. – Taran odwrócił się, rzuciwszy mazutowi gniewne spojrzenie.
– To raczej jego ostatnie słowo – skomentował, uśmiechając się półgębkiem Pałycz.
Brodacz przygasł… Zamyślił się, a po kilku sekundach nagle się ożywił.
– Alians potrafi okazać wdzięczność. – Dowódca gorączkowo dobierał słowa. – Dowolna
cena, Taranie! Wszystko, czego zechcesz!
Stalker zatrzymał się.
– Wszystko?
– Wszystko, co jest w mocy Aliansu!
Powoli, niczym w strasznym śnie, stalker podniósł rękę…
– O, tego dzieciaka.
Palec zatrzymał się, pokazując wprost na Gleba…
Chłopiec osłupiał. Przerażenie przebiegło mu po ciele kłującym dreszczem. W ustach mu
zaschło. Gleb usłyszał jakby przez warstwę waty, jak mazuty szepczą z naczelnikiem stacji.
Nikanor wymachiwał rękami, a jego okrzyki stawały się coraz głośniejsze, aż chłopiec
usłyszał wyraźnie:
– Jak wam w ogóle przez gardło przechodzi taka propozycja! Dziesięć kilo świniny za
dzieciaka! Kto to widział?! – Nikanor popatrzył w kierunku zamarłego Gleba i pospiesznie
odwrócił wzrok. – Tyle, ile sam waży. I basta!
Gleb jak przez mgłę pamiętał to, co się działo później. Łzy piekły oczy… łzy żalu i
strachu. Niczym w niemym kinie, przed wzrokiem chłopca przesuwały się sceny, jedna
bardziej niedorzeczna od drugiej… Staruszek Pałycz rzuca się z oburzeniem po peronie
między Nikanorem a mazutem, groźnie wygarniając to jednemu, to drugiemu. Chroma
dziewczynka beczy u matki na rękach, patrząc z przestrachem na Gleba. Nikanor ze
850342144.003.png
Andriej Diakow „Do światła”
fragmenty 4
spuszczonym wzrokiem omawia z mazutami szczegóły transakcji… A potem nad chłopcem
zawisła postać stalkera:
– Wszystko słyszałeś, chłopcze. Twoi współmieszkańcy to szajs, powietrze to szajs, a i
twoja praca, jak słyszałem, to kompletny szajs. Nie ma tu czego szukać. Idziemy.
Gleb otarł łzy postrzępionym rękawem, ostatni raz obrzucił spojrzeniem sklepienia
rodzimej Moskiewskiej i powlókł się za Taranem, całym sercem czując, że nie będzie już
powrotu do dawnego życia.
850342144.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin