Roberts Nora - Slawa i smierc.pdf
(
1170 KB
)
Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
J.D. ROBB – SŁAWA I ŚMIERĆ
Sława była wtedy tania...
Umierając, zachowali ją na wieki.
Dryden
Zaślepiony ambicją podlejszego gatunku.
Shakespeare
1
Z
marli byli jej specjalnością. Żyła z nimi, pracowała z nimi, zgłębiała ich tajemnice. Śniła o nich. A ponieważ wciąż
wydawało jej się, że to mało, gdzieś w głębi serca opłakiwała ich serdecznie.
Dziesięć lat pracy w zawodzie policjantki stępiło jej wrażliwość, pozwoliło przyjmować śmierć z klinicznym,
cynicznym niemal chłodem. Dlatego scena zbrodni, na którą właśnie patrzyła, zbrodni popełnionej na
zaśmieconej, zalanej deszczem ulicy, wydawała jej się aż nazbyt zwyczajna. Mimo to wciąż ją przeżywała.
Morderstwo wprawdzie już nie szokowało, lecz nadal budziło w niej odrazę.
Zamordowana kobieta była kiedyś prawdziwą pięknością. Jej długie jasne włosy rozsypały się na chodniku niczym
złote promienie słońca. W szeroko otwartych, fiołkowych oczach widniał wyraz bezgranicznego zdumienia i
strachu, który pozostawia po sobie śmierć. Po bladych, bezkrwistych policzkach spływały krople deszczu.
Kobieta ubrana była w elegancki kostium, dopasowany kolorem do jej oczu. Starannie zapięta marynarka
kontrastowała rażąco z pomiętą spódnicą, odsłaniającą jej szczupłe uda. Dyskretna, lecz kosztowna biżuteria
zdobiła palce ofiary, płatki uszu i klapę marynarki. Obok wyprostowanej ręki leżała torebka ze złotą zapinką.
Kobieta miała poderżnięte gardło.
Porucznik Eve Dallas przykucnęła obok martwego ciała i przyglądała mu się uważnie. Widok i zapach śmierci były
jej dobrze znane, ale za każdym razem, w każdym przypadku pojawiało się coś nowego. Zarówno ofiara, jak i
morderca zostawiali swój własny niepowtarzalny ślad, swój styl, a to czyniło zabójstwo sprawą osobistą.
Ekipa dochodzeniowa była już na miejscu. Scena zbrodni otoczona została wysokimi ekranami, które chroniły ją
przed wzrokiem gapiów. Ulicę zamknięto dla ruchu, lecz o tak wczesnej porze nie było to dla kierowców
szczególnym utrudnieniem. Zza drzwi pobliskiego seksklubu dochodziło miarowe dudnienie, któremu towarzyszyły
wrzaski rozbawionych gości. Pulsujący neon nad wejściem oblewał ciało kobiety upiornym blaskiem.
Eve mogła zamknąć ten lokal na resztę nocy, uznała jednak, że wywołałoby to tylko niepotrzebne zamieszanie.
Nawet w roku 2058, kiedy broń została zdelegalizowana, kiedy testy genetyczne pozwalały wyeliminować
zbrodnicze skłonności, nim mogły objawić się w pełni, wciąż zdarzały się morderstwa. I dochodziło do nich tak
często, że goście nocnego klubu z pewnością nie byliby zadowoleni, gdyby ktoś przerwał im zabawę z tak
błahego powodu jak czyjaś śmierć.
Obok pracującej bezgłośnie kamery stał umundurowany policjant. Za jego plecami czekała na swą kolej grupa
pracowników z ekipy dochodzeniowej. Skuleni i okryci szczelnie płaszczami przeciwdeszczowymi, rozmawiali
wesoło o sporcie i zakupach. Nie spojrzeli jeszcze nawet na ciało martwej kobiety, nie rozpoznali jej.
Czy to lepiej, że ją znałam? myślała Eve, patrząc na ślady krwi, mknące powoli w strugach deszczu.
Jej znajomość z prokurator Cicely To wers ograniczała się wyłącznie do spraw zawodowych, lecz Eve mimo to
zdążyła sobie wyrobić zdanie na jej temat. Kobieta sukcesu, myślała, silna i nieustępliwa, która zawsze
dochodziła sprawiedliwości.
Czy właśnie to sprowadziło ją tutaj, do tej zakazanej dzielnicy?
Eve westchnęła ciężko i sięgnęła do torebki zmarłej kobiety, by potwierdzić jej tożsamość.
Cicely Towers mówiła do dyktafonu. Kobieta, czterdzieści pięć lat, rozwiedziona. Zamieszkała 2132 East 83,
numer 61B. Motyw rabunkowy wykluczony. Ofiara ma na sobie biżuterię i około... przejrzała szybko zawartość
portfela dwudziestu dolarów gotówką, czterdzieści żetonów kredytowych i sześć kart kredytowych. Brak śladów
walki, napaść na tle seksualnym raczej mało prawdopodobna.
Spojrzała na nieruchome ciało kobiety.
Co ty tu, do diabła, robiłaś, Towers? zastanawiała się Eve. Tu, w tej brudnej dziurze, z dala od twojego
eleganckiego mieszkania?
I ubrana jak na ważne spotkanie, dodała w myślach. Eve dobrze znała styl Cicely Towers, nieraz podziwiała jej
strój na sali sądowej i w telewizji. Wyraźne, zdecydowane kolory, doskonale dobrane dodatki, nie pozbawione
kobiecego wdzięku.
Eve wstała i odruchowo wytarła wilgotne na kolanach dżinsy.
Morderstwo orzekła krótko. Zajmijcie się nią.
E
ve wcale nie była zaskoczona, kiedy ujrzała grupę dziennikarzy oczekujących na nią przed wejściem do
budynku, w którym kiedyś mieszkała Cicely Towers. Nie zniechęcał ich nawet fakt, że była trzecia nad ranem i że
lało jak z cebra. W oczach reporterów Eve dojrzała wilczy głód i żądzę sensacji. Wiadomość traktowano jak
zdobycz, a wzrost oglądalności jak trofeum.
Mogła zignorować kamery skierowane w jej stronę, zbyć milczeniem grad pytań, jakim zasypali ją dziennikarze.
Zdążyła się już niemal przyzwyczaić do tego, że nie jest osobą anonimową. Sprawa, którą prowadziła i zamknęła
minionej zimy, uczyniła z niej osobę publiczną. Ta sprawa, myślała, obrzucając lodowatym spojrzeniem reportera,
który miał czelność stanąć na jej drodze, i związek z Roarkiem. Wtedy także chodziło o morderstwo, a śmierć,
choćby najbardziej niezwykła, szybko nudziła się mediom.
Natomiast Roarke zawsze wzbudzał ich zainteresowanie.
Co pani już wie, poruczniku? Czy są pierwsi podejrzani? Zna pani motyw? Czy potwierdza pani informację, że
morderca pozbawił ofiarę głowy?
Eve zwolniła kroku i ogarnęła spojrzeniem tłum przemoczonych i żądnych sensacji reporterów. Sama także była
mokra, zmęczona i zziębnięta, wiedziała jednak, że musi uważać na to stado drapieżników. Nauczyła się już, że
jeśli odda mediom choćby najdrobniejszą cząstkę siebie, bezlitośnie ją wykorzystają, wysysając z niej ostatnią
kroplę krwi.
Na razie nie mam dla państwa żadnych informacji prócz tej, że wydział zabójstw prowadzi śledztwo w sprawie
śmierci prokurator Cecily Towers.
Czy to właśnie pani zajmuje się tą sprawą?
Jestem oficerem prowadzącym odparła krótko, minęła dwóch umundurowanych policjantów i weszła do
budynku.
Hali pełen był kwiatów. Długie rzędy rozłożystych, barwnych roślin, zwisające pędy okryte białymi pąkami
przywodziły jej na myśl wiosnę w jakimś egzotycznym miejscu na przykład na wyspie, na której spędziła z
Roarkiem trzy cudowne dni po zakończeniu ostatniego śledztwa.
Nie uśmiechnęła się nawet do tych wspomnień, choć zrobiłaby to zapewne w innych okolicznościach, tylko
szybkim krokiem przekroczyła wyłożony płytkami hali i stanęła przed pierwszą z brzegu windą.
Dokoła aż roiło się od umundurowanych policjantów. Dwaj funkcjonariusze sprawdzali informacje zarejestrowane
w komputerze ochrony, inni obserwowali wejście do budynku, jeszcze inni stali przy windach. Eve pomyślała, że
jest ich tutaj zdecydowanie zbyt wielu, z drugiej jednak strony, kiedy ginął ktoś związany z policją czy wymiarem
sprawiedliwości, sprawa nabierała wyjątkowego wymiaru.
Czy mieszkanie zostało już zabezpieczone? spytała najbliższego policjanta.
Tak jest. Nie wpuszczaliśmy tam nikogo od momentu, gdy pani do nas zadzwoniła, to jest od drugiej dziesięć.
Chcę dostać kopie wszystkich dyskietek ochrony. Eve
weszła do windy. Na razie z ostatnich dwudziestu czterech godzin. Spojrzała na nazwisko wyszyte na
mundurze policjanta. Postaraj się, żeby dotarły do mnie w ciągu najbliższej godziny, Biggs. Poziom sześćdziesiąt
jeden rzuciła do mikrofonu i drzwi windy zamknęły się bezszelestnie.
Na sześćdziesiątym pierwszym piętrze przywitała ją absolutna cisza. Podłoga wąskiego korytarza, podobnego do
korytarzy wszystkich budynków mieszkalnych wzniesionych w ciągu ostatniego półwiecza, pokryta była grubym,
miękkim dywanem. Na kremowych ścianach wisiały w równych odstępach lustra, które powiększały optycznie
niewielką przestrzeń.
Eve pomyślała, że w rzeczywistości przestrzeń nie była wcale problemem dla mieszkańców tego budynku. Na
całym piętrze znajdowały się tylko trzy apartamenty. Korzystając ze swej uniwersalnej, policyjnej karty, Eve
odkodowała zamki apartamentu 61B i weszła do eleganckiego wnętrza.
Rozejrzawszy się dokoła, uznała, że Cicely Towers lubiła żyć dobrze i nie szczędziła na to pieniędzy. Nie tracąc
czasu na dłuższe rozmyślania, wpięła w kieszeń miniaturową kamerę wideo i rozpoczęła dokładniejsze oględziny
lokalu. Od razu rozpoznała dwa obrazy uznanego współczesnego artysty, zdobiące różowe ściany
pomieszczenia, w którym znajdowała się konsola komunikacyjna w kształcie wielkiej podkowy, pomalowanej w
zielonoróżowe paski. To dzięki znajomości z Roarkiem potrafiła bez trudu zidentyfikować dzieła sztuki i domyślić
się, jakie pieniądze wyłożyła Cicely Towers w pozornie prosty i niewyszukany wystrój pokoju.
Ciekawe, ile rocznie wyciąga prokurator? zastanawiała się, spoglądając na bogate wnętrza.
Mieszkanie utrzymane było w idealnym porządku, każdy przedmiot miał tutaj swoje miejsce. Eve pamiętała Cicely
Towers właśnie jako kobietę niezwykle uporządkowaną, wręcz pedantkę. Ta skrupulatność dotyczyła nie tylko jej
wyglądu, ale także pracy i sposobu zachowania.
Co więc taka elegancka, bystra i uporządkowana kobieta robiła w paskudnej dzielnicy w środku paskudnej nocy?
Eve przechadzała się powoli po mieszkaniu. Podłoga wyłożona białym drewnem lśniła jak lustro w tych
nielicznych miejscach, gdzie nie zakrywały jej piękne dywany dopasowane barwą do ścian i mebli. Honorowe
miejsce na stole zajmowały oprawione w drewno hologramy dwójki dzieci na różnych etapach ich rozwoju, od
niemowlęctwa do pierwszych lat studiów; chłopiec i dziewczyna, oboje bardzo ładni, uśmiechnięci.
To dziwne, pomyślała Eve. Pracowała z Cicely Towers od lat, rozpracowywały razem wiele spraw. Czy wiedziała,
że ona ma dzieci? Kręcąc głową, podeszła do małego komputera wbudowanego w stylowe biurko ustawione w
rogu pokoju. Ponownie użyła uniwersalnej karty, by go uruchomić.
Pokaż mi wszystkie spotkania Cicely Towers zaplanowane na drugiego maja. Eve wydęła lekko usta, czytając
dane wyświetlone na monitorze komputera. Godzina w ekskluzywnym klubie zdrowotnym, potem cały dzień pracy
w sądzie, o szóstej spotkanie z uznanym adwokatem, a potem kolacja. Eve uniosła nagle brwi, zaskoczona.
Kolacja z George'em Hammettem.
Pamiętała, że Roarke prowadzi jakieś interesy z Hammettem. Sama miała okazję spotkać go już dwa razy i
wiedziała, że jest czarującym, inteligentnym mężczyzną, który zarabia ogromne pieniądze i bez skrupułów wydaje
je na luksusowe życie.
Kolacja z Hammettem była ostatnim punktem dnia Cicely Towers.
Wydrukuj mruknęła, a po chwili schowała kartkę do kieszeni.
Potem przeszła do telełącza i poprosiła o wykaz wszystkich rozmów przeprowadzonych przez Cicely Towers w
ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin. Wiedziała, że być może będzie musiała sięgnąć jeszcze głębiej, na
razie jednak poprzestała na takim wydruku, by potem zająć się dokładnym przeszukaniem mieszkania.
Po dwóch godzinach bolała ją już głowa, a oczy piekły z niewyspania. Poprzedniego wieczoru kochała się z
Roarkiem,
i krótki, ledwie godzinny sen nie wystarczył jej na zregenerowanie nadwątlonych sił.
Według zebranych dotychczas informacji mówiła ze znużeniem do dyktafonu ofiara mieszkała sama. Nic nie
wskazuje na to, by została zmuszona do opuszczenia swego apartamentu siłą. Zapisy z komputera i telełącza nie
wyjaśniają, dlaczego znalazła się o tej porze na miejscu morderstwa. Oficer prowadzący zabezpieczył wszystkie
dane do dalszego badania, skonfiskowane zostaną dyskietki ochrony budynku. Oficer prowadzący opuszcza w tej
chwili mieszkanie ofiary i udaje się do jej biura w Ratuszu. Porucznik Eve Dallas, piąta osiem.
Wyłączyła dyktafon i kamerę, włożyła je do torby i wyszła.
B
yło już dobrze po dziesiątej, kiedy Eve wróciła do centrali. Poganiana głośnym burczeniem w żołądku najpierw
zajrzała do stołówki i stwierdziła z rozczarowaniem, choć bez zaskoczenia, że wszystkie lepsze potrawy zniknęły
już z jadłospisu. Po krótkim namyśle zdecydowała się na kanapki sojowe i napój, który bez większego
powodzenia udawał kawę. Eve pochłonęła posiłek w ciągu kilku minut, nie zastanawiając się nad jego smakiem
czy zapachem, i dopiero wtedy przeszła do biura.
Ledwie usiadła za biurkiem, rozjarzył się ekran jej telełącza.
Poruczniku.
Stłumiła westchnienie i spojrzała na szeroką, posępną twarz Whitneya.
Słucham, panie komendancie.
Proszę przyjść do mojego biura, natychmiast.
Nie zdążyła nawet zamknąć ust, gdy monitor znów stał się czarny.
Do diabła, zaklęła w duchu. Potarła twarz obiema dłońmi, potem przeciągnęła nimi przez swe krótkie, brązowe
włosy. Nie miała nawet czasu, by sprawdzić wiadomości przesłane na jej komputer, poinformować Roarke'a, co
się z nią dzieje, czy zdrzemnąć się choćby przez dziesięć minut, o czym marzyła przed wejściem do biura.
Wstała ponownie, poruszała ramionami, by odegnać od siebie znużenie, potem zdjęła kurtkę. Skórzane okrycie
chroniło ją przed deszczem, ale tutaj nie było już potrzebne. Nie zwracając uwagi na wciąż wilgotne dżinsy,
zgromadziła wszystkie dane, które udało jej się do tej pory zdobyć. Łudziła się nadzieją, że w biurze komendanta
zostanie poczęstowana kolejnym kubkiem kawy.
Kiedy tylko zamknęła za sobą drzwi w gabinecie przełożonego, zrozumiała, że kawa będzie musiała poczekać.
Whitney nie siedział za biurkiem, jak to miał w zwyczaju. Stał obok przeszklonej ściany i patrzył na panoramę
miasta, któremu służył i które chronił od ponad trzydziestu lat. Pozornie rozluźniony, trzymał za plecami złączone
dłonie, lecz tej postawie przeczyły zbielałe od kurczowego uścisku kostki.
Eve
przyglądała się przez chwilę szerokim plecom i krótko przyciętym, szpakowatym włosom człowieka, który
przed kilkoma miesiącami zrezygnował z posady naczelnego komendanta policji, by zostać tu, w swym
macierzystym wydziale.
Jestem, panie komendancie.
Przestało padać.
Zdumiona Eve
zmrużyła oczy, szybko jednak wróciła do beznamiętnego wyrazu twarzy.
Tak jest.
W gruncie rzeczy
to dobre miasto, Dallas. Łatwo o tym zapomnieć, pracując w naszym fachu, ale to dobre
miasto. Szczególnie teraz muszę o tym pamiętać.
Eve
milczała. Nie miała nic do powiedzenia. Czekała.
Wyznaczyłem panią na oficera prowadzącego. Teoretycznie powinna zajmować się tym Deblinsky. Chciałem
wiedzieć, czy nie robiła pani z tego powodu żadnych trudności.
Deblinsky jest dobrą policjantką.
Owszem. Ale pani jest lepsza.
Eve
była zadowolona, że Whitney stoi zwrócony do niej tyłem, nie mogła bowiem powstrzymać grymasu
zaskoczenia.
Doceniam pańskie zaufanie, komendancie.
Zasłużyła pani na nie. Postąpiłem wbrew procedurze i oddałem
pani tę sprawę ze względów osobistych. Potrzebuję kogoś najlepszego, kogoś, kto zrobi wszystko, by dopaść tego
człowieka.
Większość z nas znała prokurator Towers, komendancie. W całym Nowym Jorku nie ma chyba gliniarza, który
nie zrobiłby wszystkiego, byle tylko złapać mordercę.
Whitney westchnął ciężko, a westchnienie to niczym fala przebiegło przez całe jego ciało. Potem odwrócił się i
przez chwilę patrzył na kobietę, której powierzył tak ważną dla siebie sprawę. Była szczupła, wydawała się wręcz
chuda, wiedział jednak, że to tylko pozory i że Eve
Dallas jest niezwykle silna i wytrzymała.
Teraz na jej twarzy widoczne były oznaki zmęczenia, miała podkrążone oczy, była blada. Nie mógł jednak
pozwolić sobie na współczucie. Nie teraz.
Cicely Towers była moją przyjaciółką... bliską przyjaciółką.
Rozumiem. Eve
nie była pewna, czy rzeczywiście rozumie. Przykro mi, komendancie.
Znałem ją od lat. Razem zaczynaliśmy, napalony policjant i świeżo upieczona prawniczka. Moja żona i ja
jesteśmy rodzicami chrzestnymi jej syna. Zamilkł na chwilę, jakby nie mógł zapanować nad emocjami.
Poinformowałem już o wszystkim jej dzieci. Moja żona spotka się z nimi. Zostaną u nas do pogrzebu.
Odchrząknął głośno i zacisnął mocniej usta. Cicely należała do kręgu moich najbliższych i najstarszych
przyjaciół, darzyłem ją szacunkiem i podziwem ze względu na jej osiągnięcia zawodowe, ale przede wszystkim
kochałem ją jako człowieka. Moja żona jest zdruzgotana tą wiadomością, dzieci Cicely są w szoku. Jedyne, co
mogłem im powiedzieć, to że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by odnaleźć tego człowieka, który dokonał tej
zbrodni, i oddać jej to, dla czego pracowała przez całe życie sprawiedliwość.
Whitney zajął wreszcie swoje ulubione miejsce za biurkiem, nie zrobił tego jednak po to, by podkreślić swoją
władzę, lecz ze zwykłego zmęczenia.
Mówię pani o tym, Dallas, by wiedziała pani od początku, że w tej sprawie nie może oczekiwać ode mnie
obiektywizmu. Żadnego. I właśnie dlatego powierzam ją pani.
Doceniam pańską szczerość, komendancie. Zawahała się, lecz tylko na moment. Ponieważ był pan blisko
związany z ofiarą, będę musiała pana przesłuchać, i to jak najszybciej. Patrzyła uważnie na jego twarz, widziała,
jak mruga powiekami, zaskoczony. Pańską żonę także, komendancie. Mogę to zrobić w pańskim domu, jeśli pan
sobie tego życzy.
Rozumiem. Whitney wciągnął głośno powietrze. Właśnie dlatego prowadzi pani to śledztwo, Dallas. Niewielu
gliniarzy miałoby odwagę przejść tak od razu do rzeczy
.
Byłbym pani wdzięczny, gdyby poczekała pani z
przesłuchaniem mojej żony do jutra, może dzień dłużej. Wolałbym także, by zrobiła to pani u nas w domu.
Zorganizuję to.
Tak jest, komendancie.
Co zebrała pani do tej pory?
Przeszukałam dom ofiary i jej biuro. Mam informacje dotyczące spraw, które prowadziła, i tych, które zamknęła
w przeciągu ostatnich pięciu lat. Muszę sprawdzić nazwiska ich rodziny i znajomych, dowiedzieć się, czy
ktokolwiek z oskarżonych przez nią ludzi został ostatnio zwolniony. Szczególnie tych skazanych za najcięższe
przestępstwa. Pani Towers wysłała za kratki sporo takich bandziorów.
Cicely była prawdziwym tygrysem na sali sądowej. Nigdy niczego nie przeoczyła, nie popełniła błędu. Aż do
teraz.
Co ona tam robiła, komendancie, w środku nocy? Zgodnie z tym, co wykazała sekcja, zgon nastąpił jakiś
kwadrans po pierwszej. To nieciekawa dzielnica, napady, handlarze narkotyków, domy publiczne.
Nie wiem. Cicely była ostrożna, lecz zarazem... pewna siebie. Whitney uśmiechnął się lekko. Podziwiałem ją
za to. Stawała twardo do walki z najgorszymi szumowinami tego miasta. Ale żeby świadomie narażać się na
niebezpieczeństwo... No, nie wiem.
Prowadziła pewną sprawę. Oskarżony, niejaki Fluentes, udusił swoją przyjaciółkę. Adwokat chciał przedstawić
to jako zbrodnię w afekcie, ale Towers podobno miała go już na widelcu. Sprawdzam to.
Czy ten człowiek jest na wolności?
Tak. Nie był wcześniej karany, ustalono bardzo niską kaucję. Jako oskarżony o morderstwo miał nosić
bransoletę identyfikacyjną, ale każdy, kto zna się choć trochę na elektronice, poradzi sobie bez trudu z taką
zabawką. Jak pan sądzi, czy to z nim właśnie chciała się spotkać?
Na pewno nie. Spotkanie z oskarżonym poza salą sądową to dla szanującego się prawnika rzecz nie do
pomyślenia. Whitney pomyślał o Cicely i energicznie pokręcił głową. Nigdy nie podjęłaby takiego ryzyka. Ale on
mógł użyć jakichś innych sposobów, by ją tam zwabić.
Jak już powiedziałam, sprawdzam to. Poprzedniego wieczoru była umówiona na kolację z George'em
Hammettem. Zna go pan?
Dość słabo. Spotykał się czasem Cicely. Nic poważnego, zdaniem mojej żony. Ona zawsze próbowała znaleźć
dla niej idealnego mężczyznę.
Komendancie, najlepiej będzie, jeśli zapytam o to teraz, prywatnie. Czy łączyły pana z ofiarą stosunki intymne?
Na szerokiej twarzy Whitney a drgnął lekko mięsień, jego oczy pozostawały jednak spokojne.
Nie. Byliśmy przyjaciółmi i oboje bardzo ceniliśmy sobie tę przyjaźń. Właściwie ona była dla nas jeszcze jednym
członkiem rodziny. Pani nie rozumie, Dallas.
Nie beznamiętnym tonem odparła Eve. Przypuszczam, że nie.
Przepraszam. Whitney zacisnął mocno powieki i potarł twarz obiema dłońmi. To było niepotrzebne i
nieuczciwe. A pani musiała zadać to pytanie. Opuścił ręce. Nigdy nie straciła pani kogoś bliskiego, prawda,
poruczniku Dallas?
Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
To po prostu rozbija człowieka na drobne kawałki wyszeptał Whitney.
On sam był tego żywym dowodem. Przez ostatnie dziesięć lat Eve poznała go z różnych stron, widziała, jak był
wściekły, zniecierpliwiony, nawet okrutny. Nigdy jednak nie wydawał się tak rozbity i przygnębiony jak teraz.
Eve pomyślała, że skoro utrata kogoś bliskiego tak bardzo może dotknąć człowieka równie silnego jak Whitney, to
powinna się cieszyć, że nie ma rodziny i że zostały jej tylko straszliwe wspomnienia z dzieciństwa. Jej drugie życie
zaczęło się, gdy jako ośmioletnia dziewczynka została znaleziona w Teksasie, zmaltretowana i porzucona na
pastwę losu. Wszystko, co zdarzyło się wcześniej, nie miało teraz znaczenia. Własnymi siłami stała się tym, kim
Plik z chomika:
megazynek
Inne pliki z tego folderu:
Roberts Nora - Slawa i smierc.pdf
(1170 KB)
Inne foldery tego chomika:
George Marti R.R
Gleen Cook
Goodkind Terry
Grafton Sue
Grass Gunter
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin