Z. Nałkowska - Granica STRESZCZENIE.pdf

(156 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
ZOFIA NAŁKOWSKA - GRANICA - STRESZCZENIE
SZCZEGÓŁOWE
Kolichowska wynajmowała mieszkania w swojej kamienicy. Biedni
lokatorzy: Chąśba, Wylamowie, Gołąbscy, Posztrascy, Gorońscy byli
dla niej powodem ciągłych problemów, ponieważ często zalegali z
czynszem.
V
Zenon Ziembiewicz poznał Justynę Bogutównę w Boleborzy, gdzie
pracowała jej matka Karolina. Dziewczyna miała wtedy
dziewiętnaście lat i spodobała się Zenonowi, choć na początku
starał się jej unikać. Matka Justyny trafiła do Boleborzy po tym jak
wyrzucono ją z majątku Tczewskich gdyż była schorowana i za stara
do pracy. Kiedy pracowała dla państwa Tczewskich, mimo, że
przygotowywała nich dla nich najwykwintniejsze potrawy, nigdy nie
było jej dane choćby ujrzeć państwa z bliska. Justyna przez jakiś czas
bawiła się z małą panienką Różą, jednak, kiedy ta podrosła, nie było
już o tym mowy.
I
Na początku utworu dowiadujemy się o śmierci Zenona
Ziembiewicza, który był powszechnie znany i szanowany, „Jego(…)
sylwetka, trochę pochylona, przemykająca prawie, co dnia długim,
odkrytym autem przez ulice miasta, jego twarz o garbatym profilu i
ascetycznie wydłużonej dolnej szczęce, dla jednych przyjemna i
nawet rasowa, dla innych jezuicka i nienawistna”. Nagła śmierć
zakończyła jego karierę polityczną, a wraz z nią wyszły na jaw
skrywane tajemnice: romans z protegowaną własnej żony, W
związku z tym wybuchł skandal, który podważył jego reputację
porządnego człowieka. W związku ze śmiercią Zenona Ziembiewicza
aresztowano dziewczynę, która miała z nim romans – Justynę
Bogutównę, Przyznała się ona do winy i została osadzona w
więzieniu zdradzając objawy obłędu. W prasie zaczęły pojawiać się
pogłoski o życiu Bogutówny: podawano, że jest ona córką kucharki,
po śmierci matki przeprowadziła się do miasta gdzie często
zmieniała pracę. Jej pracodawcy opisywali ją:„dziewczyna
inteligentna, grzeczna dla gości, nie kokietka, ale dosyć leniwa.” U
innych zaś „zostawiła po sobie opinię pracowitej”.
Zenon Ziembiewicz pochodził ze szlacheckiej rodziny: jego ojcem
był Walerian Ziembiewicz, zaś matką Joanna z Niemierów zwana
Żancią. Ojciec, po stracie majątku swojego i żony, pracował jako
zarządca majątku rodziny Tczewskich w Boleborzy. Nie był dobrym
gospodarzem, ani zaradnym człowiekiem, od zajmowania się
sprawami majątkowymi wolał majsterkowanie. Był też skłonny do
zdrad, choć bardzo się tego wstydził. Uważał, ze kocha i szanuje
głęboko swoją żonę Żancię, której o wszystkich zdradach opowiadał.
Dorastający Zenon Ziembiewicz„uczeń pilny i wzorowy, wiozący
doskonałe stopnie i świadectwa”, gdy wracał ze szkoły, z miasta na
wakacje do Boleborzy zaczął zauważać, że nie jest to idealne
miejsce: ojciec nie zajmuje się niczym pożytecznym, matka nie jest
tak wykształcona, za jaką chciałaby uchodzić. Dlatego Zenon zaczął
się przywiązywać do domu pani Kolichowskiej, który w porównaniu
z ubóstwem jego domu rodzinnego, oczarowywał go wielkością
sprzętów, mebli i obrazów. Tam poznał i zakochał się w Elżbiecie
Bieckiej, jednak dziewczynka nie odwzajemniała uczucia, ponieważ
była zakochana w rotmistrzu Awaczewiczu. Gardziła i wyśmiewała
się z młodego adoratora
III
Cecylia Kolichowska nie lubiła, kiedy zjawiali się u niej goście, bo
oznaczało to najczęściej, że chcą załatwić jakieś lokatorskie sprawy.
Jednak raz do roku, z okazji imienin, panią Kolichowską odwiedzały
dawne przyjaciółki. Znajdowały się one w różnej pozycji
majątkowej, niektóre były bardzo biedne, niektóre utrzymały swą
dawaną pozycję, ale wszystkie łączyło to, że ich młodość się już
skończyła. Ich ciała się zestarzały, twarze, naznaczone zmarszczkami
zastygły w wyrazie zgryzoty lub impertynencji. Starość sprawiła, że
czuły się one wyrzucone poza nawias życia. Pozostawało im jedynie
wspomnienie dawnej młodości i piękności. Panie poruszały temat
służących. Pani Kolichowska stwierdziła, że „służące to taki sam
człowiek, jak każdy inny”. Natomiast jedna z jej przyjaciółek pani
Gorońska opowiedziała historię o tym jak musiała wyrzucić swoją
służącą Bogutową, ponieważ ta była w ciąży. Później Bogutowa
zatrudniła się jako kucharka w majątku Tczewskich, w Chązebnej i
miała się podobno bardzo dobrze. W związku z tym wywiązała się
rozmowa, o tym, że kochankom zawsze wiedzie się w życiu lepiej
niż żonom.
Po utracie pracy u Tczewskich Karolina Bogutowa i jej córka
mieszkały u Borbockich, potem Bogutowa dostała pracę w
Boleborzy, o której myślała, że jest dla niej upadkiem na samo dno,
bo dwór ani państwo nie prezentowali się okazale.
VI
Stan domu rodzinnego Zenona Ziembiewicza, w Boleborzy
przedstawiał się fatalnie. Mimo, że nie było pieniędzy, ciągle
zatrudniano służbę, choć coraz częściej nie wypłacano im pensji.
Zenon, młody student, powrócił do domu po pobycie w Paryżu.
Rozmyślał nad swoim życiem i stwierdził, iż pragnie „rzeczy bardzo
prostej: żyć uczciwie” Z listu przyjaciela Karola Wąbrowskiego, syna
pani Kolichowskiej z pierwszego małżeństwa, Zenon dowiedział się,
że Adela, dziewczyna, która się w nim zakochała, kiedy przebywał w
Paryżu, nie żyje. Już, kiedy się poznali, chorowała na gruźlicę, a
ponieważ wiedziała, że umrze obdarzyła Zenona ogromną miłością,
która pomagała jej zapomnieć o śmierci. Zenon zostawił ją w Paryżu
i wrócił do Polski. Tego dnia, gdy dowiedział się o śmierci Adeli,
pierwszy raz rozmawiał z Justyną. Odtąd zaczął ją często spotykać.
Opowiadała mu o życiu innych ludzi, nigdy o swoim, a np. o Jasi
Gołąbskiej, której mąż się rozpił, a dwoje jej dzieci umarło i została
jej jedynie córka Jadwisia. Zenon opierał się słabości do Justyny, bo
przypisywał ją skłonności do rozpusty, którą odziedziczył po ojcu.
Jednak, „Gdy stała blisko, chciał ją wziąć do rąk, chciał ją po prostu
mieć”. Także pani Żancia zdawała się polecać ją Zenonowi. Justyna
nie dostrzegała jego zainteresowania, ufała mu. W końcu została
jego kochanką.
IV Młoda Elżbieta obiecała sobie, że „Nie wyjdzie nigdy za mąż, nie
ulegnie „zmysłom", będzie okrutna dla mężczyzn, o ile który odważy
się ją pokochać”. W małżeństwie widziała źródło nieszczęścia.
Cierpiała także z powodu tego, że rodzice wyjechali i ją zostawili, a
ciotka nie darzyła jej miłością.
Przez okna swojego pokoju Elżbieta spoglądała na ogród, gdzie
widziała psa Fitka, wiecznie karconego, którego życie było
ograniczone przez łańcuch. W cieplejsze dni widziała także „ludność
podziemi”, czyli lokatorów zamieszkujących piwnice, przerobione na
mieszkania. Ludzie ci „Elżbiecie wydawali się zupełnie odrębną rasą,
jak Murzyni lub
Chińczycy. Nie dlatego, że byli brudniejsi i mieli na sobie odzienie,
którego niepodobna było określić kształtu ani koloru. Ale że byli
wszyscy mniejsi od ludzi nawierzchni, inaczej się trzymali i ruszali,
innych używali słów, mieli inny głos, inną barwę twarzy, inne stopy i
palce, inny zapach.(…) Każdy, kto nie był młody, od razu nie miał
zębów. Prawdziwie starych ludzi zresztą wcale nie było, może
prędzej umierali. Dzieci było mnóstwo”. Dla Elżbiety świat biedy był
obcy i odległy, łatwo mogła się odgrodzić.
VII
Wkrótce Zenon mimo braku pieniędzy wrócił do miasta. Podczas
spotkania z Czechlińskim, który zlecał mu napisanie artykuł,
zobaczył, na zalanej deszczem ulicy Elżbietę Biecką. Była już dorosłą
kobietą. Następnego dnia udał się do domu przy Staszica, żeby się z
nią zobaczyć. Była dla niego bardzo uprzejma, ale „…niespokojna
nerwowo, niepewna siebie, dawny urok pochmurna siły znikł bez
śladu.(…) Poczuł nad nią swoją przewagę.” Mimo to, wyznał jej, że
w dzieciństwie był w niej zakochany. Opowiedziała mu o tym, ze
chciała stać się niezależna i pracowała w starostwie, ale odkąd
ciotka zachorowała musiała zrezygnować. Mówiła także o tym, że
pod podłogą salonu, w którym się znajdują, w piwnicy, mieszkają i
umierają ludzie. Stwierdziła, że czasem wydają się jej szczurami.
Zdała sobie z tego sprawę, kiedy zaczęła zajmować się lokatorami w
II
„Cecylia Kolichowska z domu Biecka, wdowa po rejencie
Aleksandrze, miała pięćdziesiąt lat i w życiu jej wszystko się już
skończyło”. Była dwukrotnie zamężna: jej pierwszy mąż Konstanty
Wąbrowski był socjalistą, przed wojną popełnił samobójstwo. Była z
nim dziesięć lat i miała syna. Drugi mąż, starszy od niej o piętnaście
lat rejent Aleksander Kolichowski był bardzo zaborczym mężem.
Sam często wdawał się w romanse, ale swojej żonie nie pozwalał
nawet wychodzić z domu, tak był o nią zazdrosny. Pierwsze
małżeństwo Cecylii było małżeństwem z miłości i zdarzały się w nim
chwile szczęścia mimo biedy. Drugie natomiast było małżeństwem z
rozsądku i dla pieniędzy i przyniosło kobiecie wiele udręk.
Odziedziczyła po mężu kamienicę i miała w nim mieszkanie, choć
musiała je zredukować o połowę, więc było bardzo zagracone. Pani
Pewnego dnia, kiedy Elżbieta udała się na lekcje francuskiego do
swojej nauczycielki panny Julii Wagner, spotkała tam swego
ukochanego Awaczewicza, który przy wejściu ją pocałował. Jego
zachowanie pozwoliło jednak jej zrozumieć, że ma on romans z
panną Julią. Elżbieta zraniona uciekła z mieszkania. Po drodze
spotkała Zenona Ziembiewicza, udali się do domu na podwieczorek,
jednak później Elżbieta wymówiła się bólem głowy i poprosiła
Zenona o odejście.
1
837672220.004.png
 
zastępstwie ciotki. Zenon obiecał jej, że odwiedzi ją ponownie
następnego dnia.
IX
Karolina Bogutowa na wiosnę rozchorowała się tak bardzo, że
musiała udać się na operację do miasta. Pani Ziembiewiczowa
serdecznie pożegnała ją i Justynę i obiecała je odwiedzić. Kobiety
pojechały do miasta pociągiem. Matkę bardzo osłabiła ta podróż.
Kiedy już dotarły, najpierw nie mogły dostać się do szpitala, a potem
kazano im czekać. Justyna zostawiła matkę by zawieźć rzeczy do Jasi
Gołąbskiej. Kiedy Bogutowa siedziała w poczekalni zrobiło jej się
słabo i zemdlała. Justyny po powrocie nie chciano wpuścić do
szpitala, ale w końcu płaczem i prośbami zdołała to wymóc. Kiedy
czekała na widzenie się z matką, zakonnica, która zajmowała się
chorymi, powiedziała jej, że Bogutową przywieziono za późno i że
na wsi ludzie zawsze czekają do ostatniej chwili z przywiezieniem
chorego. Justynę bardzo to przeraziło, zaczęła rozmyślać o tym, co
zrobi, gdy matka umrze. Pomyślała, że uda się do Jasi Gołąbskiej,
która bardzo się zestarzała, mąż zostawił ją w biedzie, w mieszkaniu
tak ciasnym, że Justyna nie miała gdzie postawić rzeczy. Kiedy tak
rozmyślała, lekarze i zakonnica wyszli z sali operacyjnej i oznajmili
jej, że nic nie dało się zrobić i matka nie żyje. Zrozpaczona Justyna
pobiegła do sali, gdzie ujrzała zakrwawione ciało matki. Widziała jak
matkę wkładają do drewnianej skrzynki i niosą w miejsce gdzie było
więcej zmarłych. Justyna usiadła na ławce, a kiedy się ocknęła stała
przy niej zakonnica, która zapytała czy dziewczyna ma pieniądze by
kupić trumnę i urządzić pogrzeb jak najszybciej. Justyna udała się do
sklepu z trumnami, następnie zamówić karawan i do Jasi Gołąbskiej
by z nią wybrać miejsce na cmentarzu. Wtedy też zobaczyła, że
córka Jasi jest prawie niewidoma od przebywania w piwnicy i złego
odżywiania. Na cmentarzu wybrały miejsce a Jasia pokazał Justynie
groby swoich zmarłych dzieci. Wtedy Jasia powiedziała: „Szczęśliwa
jestem, że mi te dzieci umierają(…)Pan Bóg wie, co robi. Jak ja bym
sobie dzisiaj z czworgiem radę dała.” Justynie nie spodobały się te
słowa. W drodze powrotnej Gołąsbka opowiadała o tym, że nie
dostaje od nikogo pomocy, ani nie może dostać pracy, bo jest chora
na gruźlicę. Następnie udały się do szpitala, żeby umyć i ubrać
zmarłą. Okazało się, ze pogrzeb musi odbyć się bez księdza, bo
Justynę nie było na niego stać.
okropne życie, że jej najbogatsi pracodawcy tak łatwo się jej pozbyli
i w ogóle ich nie interesowała.
VIII
Cecylia Kolichowska stawała się coraz starsza i coraz bardziej
rozchorowana i rozgoryczona utratą młodości. Miała za złe
Elżbiecie, że ta traktuje jąkaj wroga, nigdy się z nią nie zgadza oraz
to, że zabrania wyrzucać lokatorów, którzy zalegają czynszem.
Rozmowy na ten temat kończyły się kłótniami i cichymi dniami
między młodą i starą kobietą.
X
Zenon wrócił z zagranicy po skończeniu studiów. Zdecydował, że
miejscem jego życia i śmierci będzie jego rodzinny kraj. Czuł, że
„Otrząsnął się ostatecznie ze swej głupiej, niezorganizowanej
młodości.” Zadzwonił do Elżbiety, a następnie poszedł na kawę do
cukierni Chązowicza i tam zajął się czytaniem miesięcznika niwa
gdzie znalazł swój własny artykuł, ale potraktował go jak obcy.
Cecylia Kolichowska całe życie obiecywała sobie, że kiedyś
doprowadzi swoje zdrowie do porządku, wyjedzie do sanatorium.
Jednak to nigdy się nie wydarzyło, a jej stan zdrowia ciągle się
pogarszał, pojawiały się nowe ataki duszności i bóle w stawach.
Kobieta zdała sobie sprawę, że jedyne, co ją jeszcze w życiu czeka to
śmierć. Przy życiu trzymała ją myśl o synu oraz przywiązanie i
sympatia dla Elżbiety. Chciała, żeby Elżbieta zawsze była przy niej i
gniewało ją, kiedy tak nie było. Elżbietę zastępowała często
przyjaciółka, Łucja Posztarska. Wpadała często by pożyczyć trochę
węgla lub kilka złotych. Mimo, że pani Posztarska żyła w nędzy, jej
mąż był alkoholikiem i popadał w długi, kobieta zawsze była
pogodna i broniła Maurycego. Pani Kolichowska nie potrafiła tego
zrozumieć. Wszystko to: niedostrzeganie beznadziejności swojej
sytuacji przez Posztarską, stawanie Elżbiety po stronie lokatorów, a
także to, że odwiedzał ją często Awaczewicz, sprawiało, że pani
Kolichowska była bardzo przygnębiona.
Kiedy wyszedł na ulicę od razu zobaczył Justynę Bogutównę.
Zauważyła go i przywitała się. Oznajmiła mu, że jej matka umarła.
Pocieszył ją delikatnie, ale ciągle był zmieszany tym spotkaniem.
Zaprosił ją do hotelu, żeby ludzie nie widzieli ich razem na ulicy, ale
ona powiedziała, że pracuje u chorej kobiety i musi do niej wrócić z
zakupami. Jednak po chwili zgodziła się pójść z nim. W pokoju
Justyna kontynuowała swoja opowieść o śmierci matki i zaczęła
płakać, jednak Zenon upomniał ją, że sąsiedzi mogą usłyszeć. Zaczął
ją pocieszać, przytulać, a po chwili całować. Wtedy Justyna
uspokoiła się i opowiadała dalej. Okazało się, ze w Boleborzy została
połowa pieniędzy Justyny, a matka Zenona ich nie odesłała. Zenon
obiecał załatwić tę sprawę. Justyna wyznała mu, że cały czas o nim
myślała, a kiedy on próbował jej tłumaczyć, ze jego sytuacja uległa
zmianie, ona objęła go i wyznawała mu swoje uczucia. Poczuł, że
znowu jest dobra ufna i miła, nie mógł się oprzeć i po chwili znaleźli
się w łóżku.
Elżbieta wróciła do domu. W podróży spotkała się z matką, Romaną
z Giezłowskich Biecką, obecnie Niewieską. Okazało się, że ta mimo
swoich czterdziestu pięciu lat ma kolejnego kochanka. Po powrocie
Elżbiety od razu odwiedził ją Awaczewicz, który choć już starzejący
się bardzo dbał o wygląd. Pani Kolichowska bała się, że Elżbieta
może zechcieć wyjść a niego za mąż. Tymczasem w odwiedziny do
Elżbiety coraz częściej wpadał również Zenon Ziembiewicz.
Pewnego dnia opowiedział jej o swojej znajomości z Adelą, czego
ona słuchała wrogo. Następnie ona zwierzyła mu się, że jako mała
dziewczynka wyobrażała sobie szczęście jako znajdowanie się przy
jednym stole z obojgiem rodziców. Plan ten zniweczyła jednak
śmierć ojca. Zenon przypomniał sobie, że kiedy był mały i bał się
zjaw, zawsze myślał o tym, że ojciec jest tą osobą, która się nie boi i
go obroni przed ciemnością i nieznanym. Wtedy Zenon zapytał
Elżbietę o znajomość z Awaczewiczem, o to czy żywi do niego jakieś
uczucia. Ona zmieszała się i odpowiedziała, że go nie kocha. On
jednak jej nie uwierzył. Wtedy Elżbieta przyznała, że Awaczewicz był
jej miłością w czasach, gdy Zenon przychodził dawać jej korepetycje.
Zenon oburzony i zawiedziony chciał wyjść, jednak w końcu
przyznał, że jest zazdrosny, bo tylko ją jedyną kochał w życiu.
Elżbieta wyciągnęła ręce by go zatrzymać a on zaczął ją całować i
przytulać. Tego samego wieczoru opowiedział jej o znajomości z
Justyną. Przypisał swój romans nudzie i desperacji, jaka go ogarnęła
w domu rodzinnym oraz „kompleksowi boleborzańskiemu”-
skłonności do rozpusty, którą udało mu się już zwalczyć. Zapewnił
Elżbietę, że jest to całkowicie zakończona sprawa. Rok później odbył
się ślub Elżbiety i Zenona, ale wcześniej Elżbieta odbyła rozmowę z
Justyną, która przyczyniała się do rozwoju późniejszych wypadków.
Odchodząc Justyna była zadowolona i zmieszana jednocześnie.
Zenon dał jej trochę pieniędzy i umówił się z nią na następny
poniedziałek. Kiedy wyszła zaczął wyrzucać sobie swój postępek.
Tłumaczył sobie, że sprawiła to zbyt długa tęsknota do Elżbiety i
Justyna, która to wykorzystała. Kiedy był w Paryżu korzystał z
„nocnego życia”, był z różnymi kobietami, jednak uznawał to za coś
tak oderwanego od życia, że można było uznać, że to się nie
zdarzyło. Jednak sprawa z Justyną wyglądała inaczej, bo miało to
miejsce w jego rodzinnym kraju, mieście, wywodziło się już z
Boleborzy. Dlatego Zenon był bardzo niezadowolony.
Bogutówna musiała się zastanawiać, co zrobić dalej. Nie mogła się
zatrzymać u Jasi, bo nie było tam miejsca a poza tym odkąd odszedł
Gołąbski Jasia, jej matka Barbocka i córeczka były tak biedne, że
często głodowały. Mieszkanie w piwnicy było maleńkie, ciemne,
pachniało naftą i dymem.
Kiedy wyszedł z hotelu udał się do Czechlińskiego, który
zaproponował mu posadę redaktora naczelnego Niwy, a Zenon ją
przyjął. Awans sprawił, ze zaczął myśleć o życiu z Elżbietą, o
wyrwaniu jej z domu ciotki. Chciał jej kupić kwiaty, ale zrezygnował.
Przypomniał sobie, że cierpiał żegnając się z nią, a teraz na myśl o
spotkaniu czuł radość zmieszaną jednak z odrobiną obawy.
Gołąbska opowiadała Justynie o tym jak jej mąż, na początku
udawał dobrego człowieka, ale kiedy stracił pracę zajął się
nielegalnymi interesami, oszustwami, a wszystkie pieniądze
przepijał. W końcu zostawił zonę i dziecko i uciekł. Justyna
zorientowała się, że córka Jasi jest chora i być może niedługo
umrze.
Zenon znalazł Elżbietę w ogrodzie. Nie podbiegła do niego, tylko
szła ku niemu wolno. Zenon poczuł, że jest chłodna. Zapytał czy nie
cieszy się na jego widok, a ona odpowiedziała z przekorą, że nie.
Zaczął całować jej ręce i dopiero teraz poczuł wzruszenie i skruchę.
Przytuliła go do siebie. Zobaczył, że jej oczy mają w słońcu kolor
przeźroczysto brązowy lub zielony. Elżbieta powiedziała, że już
nigdy nie powinni się rozstawać na tak długo. Zaczęła opowiadać, że
gdy widzieli się ostatni raz, to on, chociaż odwrócił się by spojrzeć w
okno nie zobaczył jej. Zenon zapytał, czemu zgasiła światło w
pokoju, a ona odpowiedziała, że nie chciała żeby ją widział.
W nocy, gdy wszystkie spały już w jednym łóżku, przyszedł brat Jasi,
Franek Barbocki i spał na podłodze.
Następnego dnia rano odbył się pogrzeb Bogutowej, na którym były
tylko cztery osoby. Justyna myślała o tym, jakie jej matka miała
2
837672220.005.png
 
Odpowiedział jej: „ Widzisz, że to ty. Że to jest twoja wina. To ty nie
jesteś dobra.” Elżbieta powiedziała, ze boi się cierpienia i
przestraszyła się go szczególnie, gdy odchodził. Zenon zapewnił ją,
że już nigdy nie będą osobno, a ona stwierdziła, że „to jest szczęście
tak cierpieć przez drugiego człowieka”
XII
Niedługo potem do Zenona przyszedł hrabia małżonek Wojciech
Tczewski. Mówił o reformie rolnej, parcelacji, pożyczkach i długach,
a także o teatrze regionalnym, którego był wielkim wielbicielem.
Zaczął opowiadać o młodej aktorce Luci Wisłowskiej, która według
niego była niedoceniana przez prasę, źle traktowana przez
zazdrosne starsze aktorki i przez to mogłaby przyjąć propozycję
obcej firmy kinematograficznej. Hrabia uważał, że byłaby to wielka
strata, kiedy to mówił „na szlachetną twarz wypływał z głębi ciała
rumieniec wzruszeń sekretnych i wstydliwych” Stało się oczywiste,
że młoda aktorka jest jego kochanką.
chciał sobie wyobrazić siebie, tak jak widzą go inni ludzie, ale
powodowało to w nim niepokój.
Postanowił ostatecznie zakończyć sprawę z Justyną. Zebrał
pieniądze, które chciał jej oddać. Próbował złożyć jej wyjaśnienia,
ale wtedy Justyna oznajmiła mu, że jest w ciąży. Zenon był
zaskoczony, a Justyna przytuliła się do niego i oznajmiła, że wcale
się tym nie martwi i nie przejmuje się tym, co mówią ludzie, dopóki
ma Zenona. Mówiła, że cieszy się z dziecka i że da radę je
wychować. Zenon pytał czy to rzeczywiście jest pewne, nie chciał w
to uwierzyć, ale ona kategorycznie powiedziała, ze to prawda.
Zenon przeraził się, zdał sobie sprawę, że Justyna jest dla niego
obcą, głupią dziewczyną, z którą nigdy nie chciał być, a posiadanie
dziecka z nią napawało go odrazą. Zaczął namawiać Justynę, żeby
pomyślała racjonalnie nad całą sytuacją, a ona tylko zdziwiła się, że
zachowuje się jakby był na nią zły. Po chwili wstała i zaczęła zbierać
się do wyjścia, a Zenon wręczył jej pieniądze, na które ona prawie
nie zwróciła uwagi. Wychodząc powiedziała Zenonowi, żeby już nie
myślał o tym, co mu powiedziała i że może wszystko jeszcze się
zmieni.
Całowali się w salonie. Zenon zapytał, dlaczego Elżbieta się przed
nim broni, jednak nie miał do niej o to żalu. Wiedział, że nie mogą
się wycofać z związku, w który weszli. Wtedy przypomniał sobie o
tym, że pod podłogą salonu, w którym teraz byli, w noc, w której
umarła jej matka, spała Justyna i śniła o nim.
XI
W następny poniedziałek Justyna przyszła do hotelu po pieniądze.
Zenon postanowił jej powiedzieć, ze to koniec ich znajomości
jednak w końcu do tego nie doszło. Justyna przyszła bardzo
wcześnie rano i zastała go jeszcze nieubranego, co pokrzyżowało
jego plany bycia zdecydowanym. Justyna usiadła i zaczęła
opowiadać o swoich sprawach, stwierdziła, ze chciałaby pracować w
sklepie. Zenon zorientował się, że nie jest szczęśliwa pracując u
chorej kobiety. Zapytał, w jakim sklepie chciałaby pracować, a
jednocześnie przyglądając się jej stwierdził, ze nie jej skóra nie jest
już tak biała i czysta jak na wsi, że otacza ją zapach smażonego
tłuszczu. Widział ją w rożny sposób: raz jako zwykłą służącą, raz jako
kochankę przychodzącą z pretensjami lub jako miłą i dobrą
dziewczynę z Boleborzy, której los leżał mu na sercu. W zależności
od tego jak ją widział takie przybierał w stosunku do niej
zachowanie. Jej wrażliwość i bezbronność sprawiły, że miał ochotę
się z nią kochać i przygarnął ją do siebie. Kiedy skończyli Zenon
wiedział, ze nie muszą sobie niczego wyjaśniać ani usprawiedliwiać
się. Zapragnął żeby Justyna już wyszła. Kiedy to zrobiła ubrał się
szybko, pełen niespokojnych myśli i udał się do redakcji.
Zenon na polecenie Czechlińskiego nie pisał niczego
niepochlebnego o Tczewskich. Marian Chąśba, protegowany
Elżbiety pisał do gazety krótkie żartobliwe opowiadania o
wypadkach z miasta, bijatykach, samobójstwach, które przejmowały
Zenona obrzydzeniem.
Zenon nie był zadowolony, ponieważ pismo tylko pozornie było pod
jego nadzorem. Ciągle był naciskany by publikować tylko to, co
zezwolono. Pracę w redakcji traktował jako tymczasową.
XIII
Elżbieta i służąca Ewcia weszły do pokoju ciotki Kolichowskiej, żeby
ją umyć. Kobieta ostatnio nie mogła się samodzielnie poruszać, jej
ciało było obolałe. Ciotka zapytała Elżbietę czy nie brzydzi się
usługiwać jej. Elżbieta pomyślała o starym ciele: „Zgrubienia i guzy
artretyczne nie były tak odrażające jak ten pospolity obraz
przemiany spowodowany przez starość”, ale powiedziała, że ciotka
robiła to samo dla niej, kiedy Elżbieta była małą dziewczynką i była
chora. Mówiąc to Elżbieta przypomniała sobie o tym jak była z
matką w willi nad morzem. Matka była bardzo piękną „pochmurnie
i gniewnie” kobietą i czekała, na przybycie jednego ze swoich
mężczyzn. Kiedy przyszedł nie uśmiechnęła się na jego widok.
Elżbieta myślała, że jej matka jest niedobra. Teraz jednak
przypomniała sobie, ze uśmiech jej matki był samą dobrocią.
Elżbieta najlepiej czuła się popołudniami w ciemnym salonie.
Myślała o kamienicy i o tym, że choć jest w niej elektryczność i są w
niej poprowadzone rury kanalizacyjne, wodociągowe i centralne
ogrzewanie to mieszkania, gdzie żyli najubożsi w piwnicy i na
poddaszu nie były w nie wyposażone.
Kidy Elżbieta załatwiała sprawunki w mieście, Zenon jej towarzyszył.
Kupowała tasiemki u starej obojętnej Żydówki. Potem szli razem za
miasto. Widzieli dworzec kolejowy oraz „Zakopcone magazyny,
remizy z poczerniałych cegieł, brudne szklane dachy, słupy z drzewa
i żelaza wydźwigające w powietrze różne barwy, światła i kształty
swych symbolów, pompy, pryzmy węglowego miału, długie złoża
desek, druty w niebie i na ziemi.” Elżbieta zapytała, dlaczego jest tu
tak smutno, kiedy byli na terenie nowego przedmieścia
znajdującego się na dawnych ugorach i nieużytkach. Budowano tam
dom, w którym Elżbieta i Zenon chcieli wynająć mieszkanie. Potem
wrócili do domu na Staszica.
Pracował w brudnym, popielatym pokoiku. Przychodziło do niego
wielu ludzi ze swoimi krzywdami, propozycjami lub talentami. Tego
dnia przyszła do niego hrabina Tczewska Wojciechowa z Chozębnej
w towarzystwie proboszcza parafii księdza Czerlona, który był
„wielki, grubo-kościsty i brunatny, o dużym nosie i głęboko pod
czaszką ukrytych czarnych, przepaścistych oczach.” Hrabina
natomiast była kobietą o twarzy nieruchomej, miała wypukłe szare i
matowe oczy, usta zbyt pełne, a fryzurę gładką. Problem, z jakim
przyszli do Zenona Ziembiewicza dotyczył cyklu wykładów pt. O
istocie doświadczenia religijnego, które prowadził ksiądz Czerlon dla
Koła Pań. Chcieli by Zenon napisał o tym. Zenon zgodził się. Ksiądz i
hrabina zebrali się do wyjścia. Patrząc na księdza Czerlona można
było stwierdzić, że „jego sprawa ze sobą jest ciężka i niedobra. Mógł
być okrutny wobec samego siebie i zarazem całkowicie bezradny”.
Ksiądz był synem ubogiego człowieka, który dorobił się majątku, ale
stracił go w czasie wojny. Święcenia przyjął po śmierci ojca. Hrabina
traktowała księdza jak cenny skarb. Pożegnała Zenona
westchnieniem, a ksiądz uśmiechnął się do niego. Wydawało się, że
hrabina jest pogromczynią, a ksiądz Czerlon niebezpieczną bestią.
Miała nadzieje, ze jej opiekuńczość w stosunku do ciotki przyniesie
starszej kobiecie ulgę i radość, jednak pani Kolichowska ciągle była
niezadowolona. Zapytała, kiedy zjawi się Zenon Ziembiewicz. Nie
przychodził już od pięciu dni, jednak za każdym razem się
usprawiedliwiał. Elżbieta bała się, że się nie zjawi, a wszystko, czego
nie powiedziała i nie zrobiła chciała nadrobić na dzisiejszym
spotkaniu. Postanowiła, ze będzie dla niego dobra. Ciotka zapytała
czy Elżbieta ma zamiar wyjść za Zenona, a ona odpowiedziała
twierdząco. Przeraziła ją jednak ta myśl i dlatego dodała, że ślub
planują nieprędko. Pytanie ciotki zepsuło Elżbiecie doniosłość
czekania na wizytę Zenona.
Między Justyną, Zenonem i Elżbietą „ (…) rzecz cała ułożyła się ściśle
według wiadomego schematu: dziewczyna wiejska i panna z
mieszczańskiej kamienicy, narzeczona i kochanka, miłość idealna i
zmysły”. Zenon tłumaczył sobie, że nie doszłoby do tego gdyby nie
umarła stara Bogutowa i gdyby nie okazało się, że w Boleborzy nie
wypłacono jej całej pensji. Mógłby powiedzieć, Justynie, że jest
zaręczony i nie mogą się spotykać, ale okazało się, że nie potrafił jej
odepchnąć, kiedy była załamana i samotna. Kolejne spotkania
wynikły z pierwszego.„Wszystko było zupełnie inaczej, niż się myśli,
że jest u innych”. Z Elżbietą łączyła go miłość duchowa, idealna.
Wzbraniała się od kontaktu cielesnego z nim, Zenon upajał się
drobnymi pieszczotami, one mu wystarczały. Nie chciał pogodzić się
z faktem, że schemat jego romansu jest podobny do innych. Myślał,
że „każda najspokojniejsza sprawa od wewnątrz wydaje się jedyna i
każdy schemat uczucia za każdym razem jest nowy.” Nie mógł
znieść patrzenia na siebie oczami innych ludzi. Już jako dziecko
Tymczasem wynikła sprawa zwolnienia dozorcy kamienicy, który
coraz bardziej się starzał i nie pracował dobrze. Pani Kolichowska
nalegała na wyrzucenie dozorcy i jego żony, natomiast Elżbieta się
nie zgadzała. Nie chciała by starzy ludzie głodowali. Coraz bardziej
tęskniła za Zenonem. Tymczasem on przebywał w redakcji.
Wydrukował wspomnienia Maurycego Posztarskiego, którego
poleciła mu Elżbieta. Zenon chciał się pozbyć tego człowieka, który
odwiedzał go codziennie, lekko pijany, przynosząc coraz to nowe
3
837672220.001.png
 
wspomnienia. Posztarski nie mógł zrozumieć, że świat nie poznaje
się na jego talencie literackim. Tłumaczył to sobie tym, że „Żydzi
wszystkim trzęsą”, w czym przypominał Zenonowi ojca.
XV
Tego wieczora, kiedy Elżbieta i Zenon rozmawiali na temat Justyny,
ona już nie pracowała w domu chorej kobiety. „Nie było jej tak
dobrze w tej służbie. Zawsze trochę głodna, zawsze czegoś winna.
Żeby nie wiem jak pracowała, zawsze pani jej robiła | wymówki,
zawsze była niezadowolona.” Pani miała męża, który ją zdradzał i
dwóch synów. Pewnego dnia Justyna potłukła niebieską filiżankę,
wtedy kobieta się zdenerwowała, a Justyna powiedziała, że w takim
razie odejdzie. Nie wiedziała, co przyniesie jej przyszłość. Martwiła
się, ze Zenon stał się obcy. Nie mogła pojąć, ze spotkał ją los taki jak
innych dziewcząt, chociaż uważała się za mądrzejszą od nich, a
Zenona za dobrego człowieka, który ją szanował. Mimo wszystkich
niepokojów Justyna czuła, że będzie, co ma być. Było to dla niej
przyjemne uczucie związanie z jej stanem.
XVI
Zenon wychodził świtem po nocy spędzonej z Elżbietą. Potem
spotkał Czechlińskiego i rozmawiał z nim. Wypił kilka kieliszków.
Postanowił wrócić do swojego pokoju, a po drodze spotkał Justynę.
Przywitali się jak obcy ludzie. Zapytał, co u niej słychać i czy czegoś
nie potrzebuje. Odpowiedziała, ze na razie jej nic nie potrzeba,
chciałaby tylko posadę w sklepie. Potem rzekła, że nie
przychodziłaby do niego gdyby nie rozmowa z jego narzeczoną,
którą odbyła tego dnia. Zenon słysząc te słowa bardzo się
zdenerwował. Zapytał jak śmiała nachodzić Elżbietę. Justyna
wytłumaczyła, że to jego narzeczona ją wezwała. Wypomniała
Zenonowi, że nie powiedział jej, że jest z kimś związany, a Elżbieta
wiedziała o romansie z nią. Zenon chciał się dowiedzieć, co
dokładnie mówiła jej Elżbieta. Gdy usłyszał, że powiedziała, ze nie
będzie ślubu, od razu chciał biec się z nią zobaczyć. Zaczął delikatnie
wypraszać Justynę, a wtedy ona zapytała go czy to on kazał Elżbiecie
powiedzieć, żeby Justyna nic nie robiła dziecku. Zenon
odpowiedział, że nie i że Justyna może zrobić z dzieckiem co chce.
Przy wyjściu zapewnił ją, że da jej każdą sumę, jakiej będzie
potrzebowała.
W redakcji spotkał też hrabinę Tczewską, Olgierdową z Pieszni,
bratową Wojciechowej. Była ona Znana z posiadania wielu
kochanków. Ludzie jednocześnie uwielbiali ją i nienawidzili. Zenon
zobaczył ją jako kobietę, która chce zdobyć sympatię każdego
napotkanego człowieka. „Mówiła wciąż o sobie, chociaż szło na
pozór o wyborowe nasiona warzyw, jajka zielononóżek, opiekę nad
sierotami i matkami, kursy niedzielne śpiewu chóralnego…”
Zapraszała Zenona by wybrał się do Pieszni. „Olgierdowa Tczewska
była kobietą, która nie odczuwała smaku miłości, kiedy nie
towarzyszyły jej skandale, pojedynki, groźba ujawnien i strach.”
Teraz była już starszą kobietą posiadającą dorosłych synów i
zajmującą się urządzaniem swojej wsi Pieszni. Zenon spędził w
Pieszni trzy dni.
Po zwolnieniu się z pracy Justyna przeniosła się do Jasi Gołąbskej.
Pewnego dnia wezwano ją do mieszkania pani Kolichowskiej żeby
się zameldowała. Tego samego dnia Elżbieta widziała na podwórku
kamienicy jak rodzina nie chce przyjąć do domu Władziowej -
kobiety, która wróciła do nich z dzieckiem, odebranym z opieki
społecznej. Władziowa miała swojego syna Zbysia z człowiekiem,
którego prawie nie znała i który jej nie obchodził, jednak kochała
swoje dziecko. Nie mogła znaleźć stałej pracy, bo nikt nie chciał jej z
nim przyjąć. W końcu któryś z pracodawców umieścił dziecko w
zakładzie opiekuńczym, jednak Władziowa nie mogła żyć bez syna i
odebrała go. Zbysio był siedmioletnim, uroczym chłopcem,
lubianym przez wszystkich. W końcu Wylamowa, matka chrzestna
Zbysia wpuściła Władziową i syna do mieszkania.
XIV
Zenon zjawił się wieczorem u Elżbiety. Wypytywał ją, co robiła,
kiedy go nie było. Ona chciała mu powiedzieć, że „(…)sprawił, że to
najważniejsze jest tutaj, że ją ogarnia, że wciąga ją wewnątrz życia.”
Udali się na kolację, a potem na taras gdzie Elżbieta siedziała
Zenonowi na kolanach. Zjawiła się pani Kolichowska i dała do
zrozumienia, że nie jest zadowolona z wizyty Zenona. Powiedziała
Elżbiecie, że dziewczyna, która mieszka u Gołębskich jest
niezameldowana. Kiedy Elżbieta wróciła na taras Zenon powiedział
jej, że sprawa pomiędzy nim a Justyną nie jest skończona.
Opowiedział jak on i Justyna spotkali się po śmierci jej matki i jak
zabrał ją do hotelu i że było mu jej żal. Elżbieta siedziała bez ruchu.
Zaczął jej wypominać, że jest obca i wroga, a ona nie mogła
zrozumieć, dlaczego przespał się z Justyną. Wtedy powiedział, że to
dlatego że tęsknił za nią. Wyznawał swoją zdradę tak jak dawniej
jego ojciec wyznawał swoje zdrady matce. Powiedział Elżbiecie, że
spotykał się z Justyną w poniedziałki i czwartki rano. Tłumaczył jej,
ze to nie jest takie oczywiste, na jakie wygląda. Jednak fakty
wyglądały tak, że „Justyna była w samej rzeczy uczciwą dziewczyną,
którą uwiódł korzystając z jej zakochania. Elżbieta była narzeczoną,
którą zdradził.” Elżbieta milczała, a Zenon zastanawiał się, nad czym
czy rzeczywiście sprawy są takie, na jakie wyglądają, czy ważniejsza
jest opinia ludzi na ten temat niż jego własna opinia i motywy.
Po wyjściu Justyny pobiegł do telefonu zadzwonić do Elżbiety i
dowiedział się ze wyjechała do Warszawy, do matki. Poszedł do
pokoju. Nie mógł uwierzyć ze Elżbieta odeszła. Wtedy pomyślał o
tym, co mówił mu Czechliński, że jeżeli Zenon zgodzi się to mógłby
zacząć ogromną karierę. Zrozpaczony chciał robić karierę tylko dla
Elżbiety. Nie pojmował jak
ukochana kobieta mogła pozwolić sobie na taką zazdrość by
zaprosić kochankę i dowiedzieć się, że ona nic o niej nie wie. Wtedy
wszedł do pokoju Edward Chąśba z listem od Elżbiety. Pisała, że
lepiej będzie, jeśli się już nie zobaczą i że to Justyna ma do niego
prawo.
Elżbieta w salonie wypisała kartę meldunkową Władziowej i
Zbysiowi, a po chwili zjawiła się Justyna. Elżbieta wypisała meldunek
i patrzyła na Justynę siedzącą spokojnie na brzegu kanapy. Zaczęła z
nią rozmawiać a jednocześnie przyglądała się jej i myślała o tym, że
Zenon był z tą kobietą. Miała do niego pretensję, że Justyna jest źle
ubrana i że nie jest szczupła. Uważała, wbrew słowom Zenona, że
Justyna jest prosta i ordynarna. Zapytała Justynę nagle czy jest
przywiązana do Ziembiewicza. Justyna zdziwiła się i przestraszyła, że
może Zenon plotkuje na jej temat. Nie chciała odpowiedzieć, bo
uważała, że Elżbieta nie może jej pomóc. Jednak Elżbieta
powiedziała, że może. Wtedy Justyna rozpłakała się i zaczęła mówić
o Zenonie, że zamieszał jej w głowie, a teraz stał się wielkim panem
i uważa ją za gorszą od siebie. Elżbieta poczuła wyższość nad tą
kobietą i postanowiła, że będzie dla niej łagodna i dobra. Justyna
była rozżalona, ze Zenon zrobił jej krzywdę i ją zostawił.
Powiedziała, że w Boleborzy obiecywał, że wróci do niej. Elżbieta
chciała powiedzieć, że nie pozwoli, aby dziecku Justyny stała się
krzywda. Chciała zapytać czy Justyna wie, ze Zenon ma narzeczoną,
jednak nie zrobiła tego. Justyna nagle wstała i powiedziała, ze nikt
jej nie może pomoc, ona sama musi sobie poradzić. Elżbieta
patrzyła na jej skromny strój i wygląd i nagle powiedziała, że Zenon
nie jest związany i że ona za niego nie wyjdzie, a także, że dziecko
Justyny musi żyć. Justyna krzyknęła zaskoczona, a potem
powiedziała jeszcze raz, że niczego nie potrzebuje.
XVII
Elżbieta jechała pociągiem do matki do warszawy. Myślała o tym jak
nigdy nie było jej dane być razem z rodzicami bo rozstali się rok po
jej urodzeniu. Justyna jechała by odbyć pierwszą w życiu szczerą
rozmowę z matką. Czuła, ze teraz będzie zdolna ją zrozumieć.
Po wyjściu z pociągu udała się do kuzynki wuja Kolichowskiego
Świętowskiej, kobiety starszej, samotnej i rozgoryczonej. Jak tylko
Elżbieta położyła się do łóżka w mieszkaniu Świętowskiej, przed
oczami pojawił się jej obraz Justyny. Zaczęła rozmyślać o tym jak
Zenon mógł jej to zrobić. Zasnęła, a po przebudzeniu udała się do
mieszkania matki, która mieszkała w najlepszym w mieście hotelu.
Matka obejrzała ją i zaczęła wypytywać o nowiny Potem z kolei
zaczęła mówić o swoim mężu ministrze. Elżbieta czuła się
skrępowania i oddzielona od matki. Podziwiała jej drogi strój i jej
urodę. Po chwili do matki i córki dołączyła hrabina Tczewska z
Pieszni i Elżbieta wyobraziła sobie Zenona jako jej gościa. Potem
wszedł do pokoju młody człowiek. Elżbieta postanowiła wyjść, ale
umówiła się z matką na wieczór w teatrze. Nie doczekały końca
spektaklu i poszły na kolację. Tam matka zapytała Elżbietę o
zaręczyny. Ta odpowiedziała, że zostały zerwane. Niewieska
powiedziała, że nie jest trudno zerwać zaręczyny, trudniej jest
utrzymać związek mimo przeciwności losu. Poprosiła Elżbietę by
Po chwili powiedział, że Justyna jest w ciąży, a wtedy Elżbieta
wyrwała się z jego ramion. Chciała uciec, ale on kazał jej zostać. Była
zrezygnowana, myślała o swoim wstręcie do tego, że matka miała
kochanków. Czuła wstręt do spraw cielesnych. Zaczęła obwiniać
siebie za całą sytuację, myśleć, że musiała zrobić coś źle. Pogłaskała
Zenona po włosach, a on ucieszył się, ze mu wybaczyła. Zaczął ją
całować a ona nie broniła się. „Stało się to w salonie pani
Kolichowskiej, przy drzwiach niezamkniętych, na brzegu kanapki,
ustawionej nad mieszkaniem Gołąbskich.” Później Zenon powiedział
jej, że ją kocha a ona odpowiedziała, że tez go kocha. Powiedziała
również, że muszą zająć się tą dziewczyną. Zapytała jak ona się
nazywa. Zenon odpowiedział, że nazywa się Justyna Bogutówna.
4
837672220.002.png
 
zastanowiła się nad swoją decyzją, bo z następnym mężczyzną może
być tak samo. Podczas rozmowy Elżbieta poczuła bliskość z matką,
której tak brakowało jej w dzieciństwie.
Dlatego właśnie poszła do sklepu pana Torduńskiego i załatwiła
Justynie jej wymarzoną pracę. Nie było to jednak dla niej łatwe.
Justyna po śmierci Jasi prawie zupełnie przestała się kontaktować z
ludźmi poza pracą. Nadal mieszkała u państwa Niestrzęp. Pani
Niestrzępowa opowiadała jej o swojej siostrzenicy, która umarła
śmiercią tragiczną w młodym wieku.
Justyna, po krótkiej chorobie wyprowadziła się od Gołąbskiej.
Zamieszkała po drugiej stronie miasta, na Przedmieściu
Chązebiańskim, w niewielkim domu u państwa Niestrzępów, którzy
nic o niej nie wiedzieli. Zenon dawał jej pieniądze, jednak ona cały
czas prosiła go o pomoc, zwierzała się ze swoich problemów,
traktowała jak kogoś z rodziny.
XVIII
Elżbieta była w Warszawie już dwa miesiące i przekonała się, że
potrafi żyć bez Zenona. Spotykała się ze znajomymi matki, dostała
od niej wiele sukien. Jednak cały czas myślała o narzeczonym.
Codziennie, nie zdając sobie z tego sprawy, czekała na list od niego.
Nie mogła znieść jego milczenia i tego, że tak łatwo pogodził się z jej
odejściem. Od ciotki dostawała wiadomości, że Zenon się nie
pokazuje i że pani Kolichowska czeka na jej powrót.
Pewnego dnia w październiku Justyna nie zjawiła się w pracy.
Przyszła do niej panna Mańcia ze sklepu i zastała ją leżącą w łóżku.
Powiedziała, że jest jej zimno, ale zaprzeczyła, jakoby była chora.
Powiedziała, że jest zmęczona i rozpłakała się bez przyczyny.
Pani Kolichowska zaczęła zdrowieć. Chodziła teraz o dwóch laskach.
Zaczęła też okazywać Zenonowi nieco sympatii, ponieważ uważała,
że to dzięki niemu Elżbieta wróciła do miasta i w nim pozostanie.
XXI
Jesienią przyjechał do miasta Karol Wąbrowski, syn pani
Kolichowskiej. Zenon, ubrany jak prawdziwy dygnitarz, przywitał go
na dworcu. Karol leczył się w uzdrowiskach na całym świecie. Teraz
rozmawiając z Zenonem pytał o swoją matkę i o życie Zenona.
Przyjaciel oznajmił mu, że jego matka czuje się dobrze, a on sam ma
z Elżbietą syna. Odwiózł przyjaciela do domu Kolichowskiej.
Elżbieta przyglądała się życiu matki, która czekając na przyjazd męża
nie stroniła od towarzystwa innych mężczyzn. W jej stosunkach z
przyjaciółmi nie było miejsca na zazdrość, ale była pewna
obojętność. Elżbieta przypomniała sobie, że Zenon nie znosił
obecności nikogo w pobliżu, kiedy byli razem.
Zenon przygotował do zamieszkania dla siebie i Elżbiety byłą
magnacką siedzibę za miastem. Był to jeden z ładniejszych domów
w mieście. Elżbieta dostała od ciotki trochę mebli do domu oraz
prezenty od matki.
Od rana pani Cecylia szykowała się na przybycie syna. Kiedy
zobaczyła go w drzwiach okazało się, że wygląda dla niej jak obcy
człowiek mimo to nazwała go swoim dzieckiem. Karol nachylił się by
pocałować matkę w rękę, co było dla niego trudne, ponieważ nosił
ortopedyczny gorset. Nie zdradzając swoich uczuć pani Kolichowska
powiedziała synowi, że może się zatrzymać w byłym pokoju
Elżbiety. Zastanawiała się czy Karol rozpozna Elżbietę, bo ona nie
pamiętała go w ogóle. Gdy odprowadzała go do pokoju, wspierając
się o kulach, Karol nie pomógł jej, za bardzo zajęty był swoją
chorobą. Każdemu jego ruchowi towarzyszył szczęk gorsetu. Pani
Kolichowska poinformowała go, że Elżbieta już od roku mieszka w
swoim domu wraz z mężem i jego matką, która wprowadziła się do
nich po śmierci Waleriana Ziembiewicza. Karol był obojętny na
zachowanie matki, mało się odzywał. Pani Cecylia stwierdziła, że nie
jest podobny do swojego ojca. Przyglądała się synowi i zdała sobie
sprawę, że jest starszy niż jej pierwszy mąż, kiedy go ostatnio
widziała. Powiedziała mu, że jest podobny do dziadka Bieckiego.
Mówiąc to myślała o pierwszym mężu, ojcu Karola. Kiedy ją
opuszczał, myślała, że robi to w imię swoich ideałów i partii. Jednak,
gdy zamieszkał w Paryżu, zerwał z nią kontakt i był z nową kobietą.
Dopiero później dowiedziała się, że ta kobieta była jego kochanką
już w Polsce. Pani Kolichowska na wpół świadomie, liczyła na to, że
maż odezwie się do niej. Nadzieje te zakończyła jego samobójcza
śmierć.
Nie doszło do wielkiego pojednania między Elżbietą i jej matką, ale
zastąpiły je wspólne przejażdżki, tańce i wieczory. Niewsieska często
upominała córkę, że ta zachowuje się jak jej ojciec.
Przed ślubem Zenon zawiózł ją do Boleborzy. Pani Żancia witała
Elżbietę serdecznie. Trzymała się dobrze jak na swoje lata, Walerian
natomiast wyglądał bardzo źle. On również był zachwycony
Elżbietą.
Ziembiewiczowa
obdarowała
przyszłą
synową
Pani Świętowska opowiadała Elżbiecie o wuju Aleksandrze
Kolichowskim. Mówiła, że choć miał, jak wielu mężczyzn, skłonność
do romansów, to był bardzo dobrym człowiekiem. Opowiadała jej
także o młodości jej ciotki Cecylii oraz matki. Sama zaś nie chciała by
opowiadano jej o czymkolwiek. W nocy Elżbieta rozmyślała o
Zenonie i o tym, że mogła postąpić w stosunku do niego inaczej.
haftowanymi obrusami.
Po ślubie Elżbieta i Zenon skorzystali z zaproszenia Niewieskiej i
udali się na południe, spędzając kilka dni w Wiedniu. Po powrocie
Zenon miał objąć stanowisko prezydenta miasta. W czasie podróży
Elżbieta zaszła w ciążę. Mimo, że podróż była piękna Elżbieta
myślała o powrocie.
Pewnego dnia, gdy wyszła z domu ujrzała go stojącego przed jej
domem. Kiedy ją zobaczył był bardzo zadowolony. Wziął ją pod rękę
i zaczął gdzieś prowadzić, wypominając jej to, co zrobiła. Ona była
bardzo uszczęśliwiona jego widokiem. Doszli do cukierni, Elżbieta
zatelefonowała do matki, a Zenon powiedział jej, że są wolni, bo
cała sprawa z Justyną jest już zakończona. Powiedział, że czekał na
zobaczenie jej aż załatwi wszystkie sprawy, które mogą stanąć
między nimi. Obje byli szczęśliwi. Zdecydowali, że wyjadą niedługo
jednak to się nie udało. Poszli do jego mieszkania. Będąc z nim
Elżbieta nie mogła uwierzyć w to, że zdołała się kiedykolwiek z nim
rozstać. Później poszli do Niewieskiej by Zenon mógł ją poznać.
Matka i jej mąż zaprosili ich na raut oraz do teatru. Niewieski,
starszy, przystojny, otyły pan był człowiekiem bardzo uprzejmym,
dobrym politykiem i finansistą korzystającym z życia. Elżbieta
przyglądała się swojemu narzeczonemu wśród Niewieskich i ich
znajomych i dziwiła się i cieszyła jednocześnie, że tak dobrze się w
ich towarzystwie odnajduje. Okazało się, że jest bliższy tym ludziom
niż ona. Potem w teatrze Zenon wsunął na palec Elżbiety
pierścionek.
XX
Mieszkanie Justyny było słabo ogrzane. Nadeszła chłodna zima i
kobiecie ciągle doskwierało zimno. Kiedy wracała do domu z pracy
w mieszkaniu było lodowato. Szła do pracy trzy kwadranse, zawsze
była wcześnie by nie zdenerwować swego pracodawcy. Justyna
bardzo lubiła pracę w sklepie. Cieszyła się, kiedy mogła zachwalać
towar klientkom i radzić im. Była bardzo zręczna, lubiła odmierzać i
ciąć materiały.
Pewnego dnia przyszedł do sklepu Franek Borbocki i powiedział, że
Jadwisia, córka Jasi Gołąbskiej umarła i że Jasia prosi Justynę by do
niej przyszła. Pani Borbocka umarła już wcześniej. Justyna zaczęła
płakać. Zdarzało jej się też często płakać bez przyczyny, gdy wracała
do domu wieczorami. Poszła z Frankiem do Jasi, która siedziała w
ciemności i płakała. Justyna zaczęła ją pocieszać. Pogrzeb Jadwisi
odbył się trzy dni późnej. Cztery miesiące później umarła na gruźlicę
Jasia Gołąbska. Przed śmiercią często wydawało jej się, że obok w
łóżku leży jej matka i jęczy. Śniła także o córce i mężu, który ją
przepraszał. Justyna rzadko ją odwiedzała, mówiła, że ma dużo
pracy, ale to ona znalazła martwą Jasię w łóżku.
Karol zapytany o to czy wie coś o kobiecie, z którą spotykał się jego
ojciec, odpowiedział, że mieszka ona w Paryżu i ma córkę, którą
uważa, za swoją siostrę. Pani Kolichowska poczuła ukłucie bólu
słysząc te słowa, choć wiedziała, ze te sprawy należą już do jej
przeszłości.
Karol zdrzemnął się jakiś czas, a kiedy zszedł na obiad okazało się, że
przybyła Elżbieta. Była chłodna dla swojego kuzyna. Podejrzewała,
że jego obojętność przez wiele lat powodowała cierpienie Pani
Kolichowskiej. Karol zapytał jak ma na imię dziecko Elżbiety, a ona
odpowiedziała, że Walerian po dziadku i że ma teraz cztery
miesiące. Powiedziała również, że według niej dziecko to dziwne
stworzenie, które ciągle płacze,„jak gdyby go bolała rzeczywistość.”
XIX
Justyna zaczęła pracować w sklepie bławatnym jeszcze przed
ślubem Ziembiewicza i Bieckiej. Zawdzięczała tę pracę Elżbiecie. Po
powrocie z Warszawy Elżbieta przekonała się, że Justyna nigdzie nie
zniknęła i że będzie musiała pomagać Zenonowi zajmować się nią.
Justyna w sklepie awansowała na kasjerkę. Pan Toruciński był z niej
zadowolony i podniósł jej pensję z czterdziestu złotych do
sześćdziesięciu.
5
837672220.003.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin