Kube-McDowell Michael P. - Tarcza kłamstw.txt

(557 KB) Pobierz
1 Michael P. Kube-McDowell Tarcza Kłamstw 2 


PRZED BURZĄ 


Tom I trylogii KRYZYS CZARNEJ FLOTY 
MICHAEL P. KUBE-McDOWELL 


Przekład 
RADOSŁAW KOT 




Michael P. Kube-McDowell 

Tytuł oryginału 
SHIELD OF LIES 


Redaktor serii 
ZBIGNIEW FONIOK 


Redakcja stylistyczna 


MARCIN ADAMSKI 


Redakcja techniczna 
ANDRZEJ WITKOWSKI 


Korekta 
JOANNA CIERKOWSKA 
GRAŻYNA NAWROCKA 


Ilustracja na okładce 


DREW STRUZAN 


Skład 
WYDAWNICTWO AMBER 


Wydawnictwo Amber zaprasza na stronę Internetu 
http://www.amber.sm.pl 
http://www.wydawnictwoamber.pl 

Copyright © 1996 by Lucasfilm, Ltd. & TM. 
Ali rights reserved. Used under authorization. 
Published originally under the title 
Shield of Lies by Bantam Books 

Tarcza Kłamstw 

Dla Matta, Amandy i Gwen 
w podzięce 
za ich miłość, wsparcie i zrozumienie. 


I dla wszystkich dwunastolatków 
którzy kiedyś, gdzieś, 
podobnie jak ja, 
uwierzyli, iż 
pewnego dnia polecą w kosmos. 
A szczególnie dla tych, którzy naprawdę polecieli, 
i tych, którzy wciąż ufają, że to jeszcze nastąpi. 



5 Michael P. Kube-McDowell Tarcza Kłamstw 6 

ROZDZIAŁ 


I 


L A N D O 

1 


Teljkoński wagabunda ponownie skoczył w nadprzestrzeń. Tyle że tym razem z 
autostopowiczami na pokładzie. 

- Nadprzestrzeń? -powtórzył niedowierzającym tonem See-Threepio, próbując się 
uwolnić. Kończynami splątał się z Lobotem, Artoo-Detoo i stelażem. Całe towarzystwo 
tkwiło w narożniku śluzy wagabundy, pomieszczenia, które nagle zmieniło się w celę 
samobieżnego, kosmicznego więzienia. - Myli się 
pan niechybnie, panie Lobot. 
- Ani trochę -odparł Lobot, zsuwając złocistą metalową nogę ze swojej twarzy. - 
Wszystkie moje łącza informatyczne zostały odcięte w jednej chwili. Dokładnie tak, jak 
zdarza się to przy skokach nadprzestrzennych. 

- Ponadto mieliśmy jeszcze związaną z przeciążeniem zmianę kursu - dodał Lando 
z drugiego końca śluzy. Gimnastykował pozbawioną rękawicy i ciężko zmarzniętą 
dłoń. 
- Panie Lando! - zawołał nagle natarczywie See-Threepio. - Czy może pan 
przestać? 
- To nie moja sprawka, Threepio - warknął Lando. 
-Z całym szacunkiem, panie Lando, na pewno pańska -burknął Threepio. - Teraz 
proszę sięgnąć do tej dziury i zrobić to samo, co wcześniej, ale odwrotnie i o wiele 
szybciej. Pułkownik Pakkpekatt będzie nad wyraz niezadowolony, że uciekliśmy mu z 
tym statkiem. 
- Pułkownik Pakkpekatt wynajduje teraz nowe słowa w języku Horteków -
mruknął Lando. - Ale przynajmniej wciąż rządzi na własnym statku. My, niestety, nie. 
Jakieś szkody? Lobot? Artoo-Detoo? 

Mały astromech wygramolił się spod plątaniny ciał i pisnął raz a dobitnie. 

- Artoo-Detoo melduje, że wszystkie jego systemy pozostają sprawne - powiedział 
Threepio. 
-Nic mi nie jest, Lando - stwierdził Lobot. - Skafander zamortyzował uderzenie 
stelaża. Ale łącza ciągle milczą. Trochę mnie to dezorientuje. 
Lando skinął głową ze zrozumieniem. 

- Artoo, możesz wspomóc Lobota? 

Michael P. Kube-McDowell 

Obracający się powoli z pomocą silniczków manewrowych robot zapiszczał 
protestująco. 

- Nie bądź 
nieuprzejmy - zganił go Threepio. 
- O co chodzi? 
- Panie Lando, Artoo mówi, że wolałby nie dopuszczać nikogo do swoich 
osobistych systemów. 
-Cóż, ja też nie przepadam za telepatami, Artoo - powiedział Lando. - Chociaż 
teraz gotów byłbym nawet myślą porozumieć się z pułkownikiem. Daj Lobotowi łącze 
do twojego rejestru wydarzeń. Może znajdzie się tam coś 
przydatnego do rozplatania tej 
zagadki. Czy ktoś widział moją prawą rękawicę? 
- Wydaje mi się, że wyleciała przez śluzę podczas dekompresji - stwierdził 
uczepiony jedną ręką stelaża Lobot. 
- Wspaniale - Lando spojrzał na swą purpurową dłoń i na ściągacz rękawa, który 
utrzymywał szczelność reszty skafandra. - Jakie tu mamy ciśnienie? 
-Sześćset czterdzieści milibarów - powiedział Lobot. - Ciśnienie zaczęło wracać 
do normy zaraz po zniknięciu przejścia. 
- A to ciekawe. Wracać do normy? Skąd? - Lando rozejrzał się po gładkich 
ścianach. - Artoo, widzisz jakieś dysze napływowe? 
Mały robot zapikał z cicha i zaczął krążyć tuż pod ścianami. 

- Dobra. Co do całej sprawy, to widzę ją tak: - stwierdził Lando. - Nie jesteśmy 
już mile widzianymi gośćmi. Wagabunda strząsnął 
z siebie „Ślicznotkę”, nas próbował 
wyrzucić w próżnię. I pewnie by mu się udało, gdyby nie zaczął równocześnie uciekać 
przed zespołem floty. 
- Z czego wynika następne pytanie - powiedział Lobot. - Czemu wagabunda 
popełnił aż tak poważny błąd? 
- Nastawiam uszu. 
- Wygląda na to, że źle ocenił sytuację. Uruchomił równocześnie dwie procedury 
obronne, nie zwracając uwagi na efekt mogący wyniknąć 
z ich nałożenia. Przywrócenie 
ciśnienia w tym pomieszczeniu to jakby kolejna niekonsekwencja. 
- Masz jakieś wyjaśnienie? 
- Taki a nie inny ciąg wydarzeń sugeruje, że statkiem zawiaduje albo system o 
ograniczonej inteligencji, albo jakieś niezbyt rozgarnięte istoty. W tej chwili nie 
orzekniemy, która wersja jest prawdziwa - dodał, widząc krzywą minę Landa. 
- Ale gdy rzecz rozstrzygniemy, to może znajdziemy i sposób, żeby się stąd 
wydostać stwierdził Calrissian. - Jednego jestem pewien: śluza zamknęła się ze 
względu na skok, a nie z miłosierdzia wobec naszych skromnych osób. Nie chcą nas 
tutaj. Jeśli nie opuścimy tego pomieszczenia do czasu, gdy wagabunda wyjdzie z 
nadprzestrzeni, to chyba nie uniesiemy cało skóry. 
- Panie Lando, pewien jestem, ze pułkownik Pakkpekatt i go armada ruszyli już 
naszym tropem - powiedział Threepio. - Im szybciej wyjdziemy z nadprzestrzeni, tym 
szybciej nas uratują. 
-To owszem, na pewno będą nas szukać -przyznał Lando. - Ale czy znajdą?.. 
Równie dobrze możemy wylądować pięć 
łat świetlnych od punktu wyjścia, jak 
Tarcza Kłamstw 

pięćdziesiąt czy pięćset. A zwykła taktyka ucieczkowa przewiduje wyjście zmianę 
kursu i następny skok. Starczy jeden taki manewr i już. To zupełnie jakby bawić się w 
chowanego z Ewokami na Endorze. 

-Ależ panie Lando, musi być jakiś sposób, żeby mogli nas uratować. Przecież nas 
nie porzucą. Jeśli zrobiliby to, to przepadniemy jako więźniowie gdzieś w dalekim 
kosmosie... 
- Threepio, nie stać nas na taki luksus, by bezczynnie na nich czekać. - Lando 
stuknął się w wizjer swojego hełmu, by przypomnieć androidowi, czemu jest tak, a nie 
inaczej. - Czas płynie. My z Lobotem możemy nie doczekać nawet wyjścia statku z 
nadprzestrzeni. I dlatego musimy działać. Teraz, zaraz. Nie możemy liczyć na pomoc 
armady, chyba że sami znajdziemy sposób, jak ułatwić im robotę. Póki co, jesteśmy 
zdani na własne siły. 
Threepio uniósł ręce. 

- Przepraszamy - zawołał pod adresem wagabundy. - Proszę, uwierzcie mi, nie 
chcieliśmy nikogo skrzywdzić... 
- Zamknij się, Threepio. 
- Tak, proszę pana. 
-Lando - odezwał się Lobot. 
- Co? 
- Może jednak warto. A jeśli ktoś nas słucha. 
Lando zmarszczył brwi. 
- Dla statku jesteśmy zwykłymi piratami, złodziejaszkami, rabusiami grobów albo 
nawet i gorzej. Wątpię, by nagłe okazanie dobrych manier wystarczyło, szczególnie po 
wyłamaniu frontowych drzwi. 
- Owszem, prawdopodobieństwo powodzenia jest niewielkie - przyznał Lobot. - 
Jednak co jak co, ale przemawiać dyplomatycznie to Threepio potrafi. Może właśnie 
uprzejme przeprosiny otworzą nam następne drzwi. 

Lando westchnął i machnął dłonią w rękawicy do androida. 

- Dobra, Threepio, byle z godnością, jeśli łaska. 
- Oczywiście, panie Lando - odparł See-Threepio nieco obrażonym tonem. -
Jestem tak zaprogramowany, by nigdy nie tracić stosownej dozy godności osobistej. 
Ostatecznie to jedna z podstaw protokołu i etykiety... 

-Dobra - uciął Lando. - Po prostu zrób, co trzeba. Nie mam pojęcia, ile czasu nam 
zostało. Wykorzystaj drugi kanał, byśmy mogli wciąż słyszeć się z Lobotem. 
- Tak jest, panie Lando - powiedział Threepio i pozornie umilkł. 
- Lobot, masz dostęp do zapisów Artoo? 
- Tak, Lando. 
- Sprawdź, czy żyro i miernik przyspieszeń pozwoliłyby określić kierunek 
obecnego skoku. Może to, wraz z astrograficznymi danymi Artoo, pozwoli określić, na 
ile możemy jeszcze liczyć... 
Noworepublikański szperacz „IX-26” wyszedł 
z nadprzestrzeni dość blisko celu, 
by tarcza planety zajęła większość czołowego ekranu. 


Michael P. Kube-McDowell 

- Sprawdzić współrzędne - rozkazał Kroddok Stopa, marszcząc brwi. - Według 
siatki uniwersalnej. 
- Astrogator podaje czterdzieści cztery, jeden dziewięć sześć, dwa jeden zero. Pilot 
obrócił dłonią krąg wskazujący logu. - Dokładnie to, co wcześniej dostałem. 
- Dane pochodzą jeszcze z czasów Trzeciej Galaktycznej Wyprawy Badawczej. - 
Stopa pokazał na wyświetlacz astrogatora. - Jeśli jednak dobrze rzecz odczytuję, to 
planeta nazywa się Maltha Obex. To nazwa tobekańska. 

Pilot przechylił głowę ku astrogatorowi. 

- Zgadza się, Maltha Obex. 
Stopa, dowódca quelleńskiej wyprawy Instytutu Obroańskiego, odczytał dane 
napływające z czujników i pokręcił głową. - Wielkie nieba. Co tu się zdarzyło? 
Pilot spojrzał na ekran. 

- A co się miało zdarzyć? Takich kul lodowych w kosmosie na pęczki. 
Josala Krenn, pozostała uczestniczka ekspedycji, przysunęła się od swojego 
stanowiska. 

- Tyle że zwiad Trzeciej podał, że to planeta o umiarkowanym klimacie. 
Zamieszkana, populacja około siedmiu milionów. Złożoność ekosystemu na poziomie 
drugim. 
Pilot potrząsnął głową. 

- Wygląda na to, że lato dawno już tu minęło - rzucił sucho. 
-Należało tego oczekiwać -powiedział Stopa. - Gdy zjawiła się tutaj misja 
kontaktowa Trzeciej, jedną trzecią kontynentów znaleźli pod lodem. 
Nie dopowiedział już, że ekipa nie spotkała na planecie nikogo żywego. Po 
cywilizacji Quellich zostały tylko ruiny. 

- Gdy Tobekowie tu przylec...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin