Rozdział 15.pdf

(159 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Rozdział 15
***
BELLA
Człowiek myśli, ze jak jest wykształcony i przeczytał nie wiadomo ile książek to od razu wie
wszystko o drugim człowieku. O jego słabościach, wadach i problemach. Ale to gówno
prawda. Psycholog – istota, która zerżarła wszystkie rozumy świata, tylko po to, żeby
uprzykrzyć Ci życie, które i tak z dnia na dzień staje się coraz bardziej bezsensowne i
bezwartościowe. Człowiek, który każdego dnia stara się ze mnie wycisnąć co takiego się
dzieje w moim życiu, że postępuje tak a nie inaczej. Niestety fakt, że nic do niego nie dociera
to inna bajka. Udaje wielkiego Hipokratesa, tylko po to, żeby ludzie brali go za istotę
inteligentną. Dla mnie jest czymś zupełnie przeciwstawnym, ale w końcu to tylko moje
zdanie. A kto by się z nim liczył. Na pewno nie facet, który nie był by w stanie pojąć jak
życie potrafi dać popalić. Od dwóch tygodni, a przynajmniej te dwa tygodnie jako tako
kojarzę, leże w tej przesłodzonej sali, pokoju czy jak to tam nazwać i nie wiem co się ze mną
dzieje. Widzę ludzi mijających mój pokój na korytarzu, ale jedyne co pamiętam sprzed
pobytu tutaj to urywki jakiś scen, które w żaden sposób nie chcą się ułożyć w jakiś spójny
obraz. Są raczej jak wycięte kadry filmu sensacyjnego, akcji czy jak dla mnie horroru. W
moim sercu czuje jedną wielką pustkę, tak samo jak w głowie. Ręce nie dają mi spokoju. A
ciało tęskni za delikatnym dotykiem. Tęsknie za nim. Chciałabym się do niego przytulić.
Dlaczego go tu nie ma? – ale to tylko retoryczne pytanie. kto by chciał takie cos jak ja. Mogę
tylko podziwiać idealnie wypielęgnowany ogród, grupkę ludzi, których udało się przekonać
do niklej resocjalizacji, ale ja nie mogę stąd wyjść. Pokój pełen poduszek, bez niczego.
Naprawdę biorą mnie za takiego czubka? Jestem aż tak niebezpieczna? Uchodzę tutaj za
wariatkę, która chce skończyć swoją mękę na ziemi. Czy to tak trudno zrozumieć?
Poczułam jak po mojej twarzy znów spadają pojedyncze krople łez. To moje ulubione zajęcie.
Płacz. Łzy strumyczkiem zaczęły spływać po moich policzkach, mocząc mi twarz i spadając
na workowatą czarną koszulkę, którą mam na sobie, pozostawiając mokrą plamę. Nie wiem
ile czasu tak siedziałam, nagle usłyszałam skrzypienie drzwi i zobaczyłam pielęgniarkę w
białym kitlu. W rękach trzymała srebrną tacę z lekami na uspokojenie. Dziwicie się skąd
wiem że to na uspokojenie. Za dużo czasu przed znalezieniem się tu je brałam. Co do
pielęgniarki była bardzo ładna, a jej ubiór dodawał jej tylko seksapilu. Z resztą o czym ja w
ogóle myślę. Ale co się dziwić Swan jesteś tylko czubkiem.
– Isabello? – z moich rozmyślań wyrwał mnie jej delikatny głos.
– Hym… ? – bardzo inteligenta odpowiedź. Grunt to utrzymać rozmowę, co nie?
– Przyniosłam leki i… i masz gościa. – na te słowa moja głowa momentalnie obróciła się w
jej kierunku, a na mojej twarzy pojawił się krzywy uśmiech. Tylko na takie było mnie stać.
Pierwsza myśl, jaka pojawiła się w mojej głowie to Jacob. Przyszedł. Zabierze mnie stąd, ale
w co ja wierzę… – Jeśli nie chcesz powiem jej, że nie chcesz wizyt. Ale prosiła o to
spotkanie. Ma na imię Alice. – w tym momencie mój świat znowu się posypał. Jestem jednak
głupia. Jak mogłam sobie robić nadzieję. Ale po co siostra Ed… (nie nie wymówię tego
imienia nawet w myślach) chce się ze mną spotkać?
– Iasbello? Wpuścić tą młodą damę? – mój brak reakcji uznała chyba za zgodę, bo odstawiła
tackę na stolik i wyszła z sali pozostawiając mnie na moment samą.
Po chwili wpatrywania się ślepo w okno usłyszałam delikatne kroki i słowa pielęgniarki:
– Tylko proszę nie za długo. Jest jeszcze bardzo słaba i bardzo szybko zamyka się w sobie.
Przyjmuję taką formę obrony od samego początku. Może rozmowa z tobą dobrze jej zrobi.
– Dobrze proszę Pani i dziękuję.– usłyszałam cichutki głosi Alice. Była bardzo przejęta i
chyba zdenerwowana. Z resztą nie dziwię się jej kto by się nie denerwował przed rozmową z
czubkiem.
Delikatne kroki na korytarzu i cichutkie pukania jakby do pokoju chciał się dostać koliberek a
nie dorosła kobieta. Nie zamierzałam odpowiedzieć. dla mnie ważniejsza była samotność, coś
co pomagało w jakiś sposób wytrzymać w tak chorym i odosobnionym miejscu jak szpital
psychiatryczny. Drzwi uchyliły się trochę, a za nimi wychyliła się mała główka z burza
niesfornych kruczoczarnych kosmyków.
– Mogę? – zapytała jakby się bała, że zaraz zrobię jej krzywdę bo na mnie spojrzała. Nie
odpowiedziałam, ale delikatnie kiwnęłam głową. Jej reakcja była natychmiastowa. W
drzwiach stanęła jej cała sylwetka ukazując w ten sposób delikatne i smukłe ciało. Można
powiedzieć, ze wręcz dziecięce. Miała na sobie czarną garsonkę, która dodawała jej
przynajmniej z 5 lat. Dzięki temu nie wyglądała jak dziecko, a ludzie mogli ją brać za osobę
poważna i bardzo odpowiedzialną.
– Hej Isabella. Ja… mam nadzieję, że mnie pamiętasz. Jestem siostrą Edwarda. – na sam
dźwięk tego imienia wzdrygnęłam się a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Nie uszło to
uwadze małej Alice. – Przepraszam nie chciałam. To znaczy. wiesz ja nie chciałam cię tym
zdenerwować. Chodzi o to, ze przyjechałam tutaj aby powiedzieć ci o tym, że… – Jąkała się a
to u niej zły znak…
– Bella, ja chciałam Ci powiedzieć, że Edward i Jacob, oni…– dlaczego ona się tak jąka, co
się stało? Obróciłam się w jej stronę i bałam się, że chce powiedzieć coś złego coś co nie
mogło się stać…– Bells oni nie żyję.
Zemdlałam.
ALICE
–Bella, ja chciałam Ci powiedzieć, że Edward i Jacob, oni…– nie mogłam tego z siebie
wydusić, a ona spojrzała się na mnie już ze łzami w oczach jakby się miała za chwilę
rozpłakać. Muszę jej to powiedzieć.– Bells oni nie żyją
W tym momencie zauważyłam jak spada z okiennego parapetu, zdążyłam krzyknąć Siostro i
złapać ją dwadzieścia centymetrów od ziemi. Miałam nadzieję, że ta wiadomość jej do końca
nie zniszczy.
Siostra przyniosła jakieś rurki wraz z sanitariuszami ułożyli Bellę na łózku a ja mogłam się
tylko przyglądać jak jej kruche i zmarnowane ciało ląduje na szpitalnym łóżku w pokoju bez
klamek. To miejsce mnie przerażało, mnie! Może nie byłam zdrowa psychicznie, ale byłam
optymistką i takie ośrodki doprowadzały mnie do szału. Jak Carslie mógł ją tu wysłać. Ona
tego nie przeżyje.
– Chce pani tu zostać, panno Alice – spytała pielęgniarka – jeśli nie to proszę wyjść, ona teraz
będzie spać. Daliśmy jej środki nasenne i raczej szybko się nie obudzi. Dość długo tu
zostanie. Jak na tak młodą osobę nie wykazuję żadnych oznak chęci nawiązania współpracy,
więc widać chce się z nami użerać jak najdłużej.
– Jak pani może tak w ogóle myśleć, a co dopiero mówić! Nie zna pani ani krzty z życia tej
dziewczyny! Nie wie pani co ona przeszła! Nie wie pani dlaczego tu trafiła! Myśli pani że jej
jest łatwo siedzieć całymi dniami w pustym pomieszczaniu bez niczego bo uważacie ją za
psychopatkę, gdzie tak naprawdę ona potrzebuje drugiej osoby, kogoś kto da jej odrobinę
szczęścia! – wkurwiłam się, no co za stara lafirynda, co za tłuste babsko, no kurwa. Boże w
ogóle od kiedy ja przeklinam. Dzięki braciszku jedną rzeczą jaką po tobie odziedziczyłam to
przeklinanie.
– Panno Alice proszę wyjść, jak śmie pani mówić do mnie takim tonem?!
– A śmiem mówić takim tonem, zwolnienie z pani stanowiska też mogę pani załatwić jeśli nie
zmieni pani podejścia to tej pacjentki. – no nie ma jak szpanować kasą na prawo i lewo. – I
tak po za tym proszę mnie powiadomić kiedy się obudzi. Nocuję w Hotelu Preston na
obrzeżach Pheonix. Dowidzenia. – no i nie ma jak wielkie wyjścia.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin