Spotkanie z Wujkiem Karolem - o. Leon Knabit - o Janie Pawle II.txt

(203 KB) Pobierz
Knabit, Leon
Spotkania z Wujkiem Karolem
Wydawnictwo "ZNAK"
Kraków 2005

Spis treci
List abpa Stanisława Dziwisza 
Od autora  
1. Wpadł na parę dni 
2. W Tyńcu, cokolwiek zrobisz, będzie dobrze 
3. Miejsce w Kanonie 
4. Nikogo nie pominšć 
5. Teraz usłyszymy prawdę" 
6. Z takim biskupem jeszcze się nie spotkałem" 
7. Modlšc się kolanami 
8. Nasz Kardynał 
9. Wnet mozemy być sierotami" 
10. Konserwatywny czy postępowy? 
11. Częsty goć 
12. Wsłuchany i słuchany 
13. Wybór 
14. Kogo na Wawel? 
15. Ducha nie gacie!" 
16. Do Watykanu z plackiem 
17. Szczęsna tuba 
18. Svatý Otec na vás kýval" 
19. Przy stole i w kaplicy 
20. Dotyk ręki 
21. Nie było na ziemi, nie było i w niebie 
22. Dużo zawdzięczam Tyńcowi 
23. Dziękujemy za Twojš dobroć 
24. Jubilat 
25. Jana Pawła imię nigdy nie zaginie 
26. Wszystkie Twoje listy czytam" 
27. Posłowie 
 

 
Od autora
Tyle ksišżek napisano o Ojcu więtym Janie Pawle II. Wydaje się, że już nic więcej dodać nie można. A jednak próbuję. Najpierw była proba burmistrza starożytnego miasteczka Krzywinia nad Obrš, pana Pawła Buksa-lewicza, by dla tamtejszego lokalnego czasopisma Wieci Krzywińskie" napisać parę wspomnień ze swoich spotkań z Ojcem więtym. Wielkopolanie nie znali bliżej kardynała Wojtyły, więc wiadectwo kogo z Krakowa mogło im tę postać trochę przybliżyć. Gdy tych wspomnień nazbierało się więcej, zaproponowano mi wydanie ich w formie małego tomiku. Równoczenie krakowskie Radio Mariackie (obecnie Radio Plus) wykorzystało poszczególne odcinki wspomnień na swej antenie z racji złotego jubileuszu kapłaństwa Jana Pawła II. Trud przygotowania tej pozycji w nieco poszerzonej wersji przyjęło na siebie ostatecznie Wydawnictwo Znak. Szczególne podziękowanie za słowo wstępne składam Jego Ekscelencji Księdzu Biskupowi Stanisławowi Dzi-wiszowi, bez którego życzliwoci i dobroci nie powstałoby wiele stron tych wspomnień. Dziękuję też Pani Redaktor Barbarze Pajchert za cenne wskazówki językowe i merytoryczne. Za redakcyjne opracowanie tekstu dziękuję Panu Redaktorowi Wojciechowi Bonowi-czowi.
Niech osoba i czyn Ojca więtego, ukazane ze skromnej perspektywy jeszcze jednego wiadka, pomogš cierpliwym Czytelnikom wejć w nowe Tysišclecie i przekroczyć próg nadziei.
O. Leon Knabit OSB, mnich tyniecki Tyniec, w Adwencie Roku Pańskiego 1998

 
 1. Wpadł na parę dni

Wlatach 19561958 byłem kapelanem Domu Diecezjalnego w Pewli Małej, w Beskidzie Żywieckim. Piękne miejsce nad Koszarawš, bystrš górskš rzekš, wród łagodnych wzniesień pokrytych lasem. Sam dom niewielki, ale pakowny i gocinny, cišgał we wszystkich porach roku ludzi, którzy chcieli odpoczšć i duchowo się ubogacić. Ileż stšd było wycieczek na pobliskš Kiczo-rę, na Pilsko, na Babiš Górę; ile dyskusji przy ognisku na położonym opodal domu małym wzniesieniu, zwanym Olimpem; ile rekolekcji i dni skupienia dla rolników, nauczycieli, malarzy, prawników, dla mężczyzn, kobiet, młodzieży; ile kolonii dziecięcych, a nawet kursów językowych; ile wreszcie spotkań ze znaczšcymi ludmi zajmujšcymi się sprawami Kocioła! Duszš i organizatorkš wszystkich imprez była kierowniczka Domu, pani Krystyna Popiel, zwana przez wszystkich mieszkańców i goci Babciš.
Tam to włanie w lutym 1958 roku pierwszy raz spotkałem księdza Karola Wojtyłę. Wpadł na parę dni z kilkoma studentami, by odetchnšć czystym powietrzem i zjechać na nartach z Pilska. Pełen pogody, życzliwoci i spokojnego umiechu. Bardzo bliski i swój" od pierwszego spotkania, a jednoczenie jakby trochę nieobecny, a może inaczej -jakby głębiej obecny wród ludzi i spraw.
Posiłki w Domu Diecezjalnym jadało się w kuchni, w której okno było zamykane od wewnštrz takš wielkš klapš-okiennicš dla ochrony przed złodziejami (byli już i wtedy). Na dzień podpierało się tę klapę solidnym dršgiem. W ten sposób powstawał jakby daszek nad częciš stołu. Do dzisiaj pamiętam Wujka Karola, bo tak wszyscy o Nim mówili, siedzšcego przy posiłkach pod tym baldachimem", w cywilnym, sportowym ubraniu, umiechniętego i zamylonego, więcej słuchajšcego niż mówišcego.
Do odprawiania Mszy więtej pożyczałem Wujkowi Karolowi swojš sutannę. Prosiłem raz, by zechciał przyjšć miejscowš intencję mszalnš, bo byłem tam jedynym stałym kapłanem, a wiernych, którzy chcieli, by im odprawić Mszę więtš, było wielu. Zgodził się chętnie, a ofiarę, którš Mu wręczyłem -było wtedy tego aż 50 złotych -wrzucił, jak zaobserwowali inni, do puszki z napisem Na kaplicę".
Czasu przeznaczonego na odpoczynek nigdy nie spędzał sam. Zawsze był w towarzystwie młodych ludzi. Nie stronił też od starszych i słuchał ich z uwagš. Umiał jednak zawsze wygospodarować chwilę dla siebie i, jak można się było domylić, na spotkanie z Bogiem w swoim wnętrzu -przez oderwanie się od grupy, przyjcie trochę póniej lub wyjcie wczeniej, czy wreszcie przez to charakterystyczne zamylenie, które można było dostrzec u Niego i wtedy, gdy był już Papieżem...
Głone były wtedy chodzone" rekolekcje Wujka Karola. Podczas wędrówek po Beskidach czy Tatrach stawiał przed uczestnikami problemy zwišzane z wiarš, z postawš człowieka wobec Boga i dzisiejszego wiata. Wędrówki odbywały się więc w charakterystyczny sposób: częć czasu powięcano na rozmowy i dzielenie się przemyleniami, częć za na medytację, rozważanie wielkich dzieł Bożych i osobistych problemów. W ten sposób zbliżano się do Boga -wyraniej odczuwanego w pięknie przyrody niż gdziekolwiek indziej.
I, co najważniejsze, nie było w tym wszystkim żadnego przymusu. Wujek Karol nigdy nikogo nie cišgnšł na siłę. Po prostu był sobš -człowiekiem, który traktował na serio Boga i uznawał wartoć każdego człowieka spotkanego na swej drodze. Był w tym wszystkim tak zwyczajny, że nie odstraszał, a jednoczenie tak mocny i na swój sposób tajemniczy, że pocišgał za sobš jak magnes wszystkich, którym zależało choć trochę na prawdziwym życiu.
Wiosnš tegoż roku uczestniczyłem w Krakowie w konferencji dla księży, powięconej zagadnieniom duszpasterstwa młodzieży, zwłaszcza młodzieży akademickiej. Wród prelegentów, obok księdza Jana Pietrasz-ki, póniejszego biskupa pomocniczego w Krakowie i wielkiego kaznodziei, zaznaczyła się wyranie osobowoć księdza Wojtyły. W tym, co mówił, czuło się wielkš miłoć do młodych ludzi. Z wielkim zaangażowaniem uwrażliwiał nas na koniecznoć otworzenia się na potrzeby młodych ludzi, narażonych na utratę wiary, podlegajšcych coraz silniejszym naciskom kół politycznych, wrogich religii i patriotyzmowi.
Troska o uszanowanie godnoci drugiego człowieka była zawsze charakterystycznym rysem osobowoci przyszłego Papieża. Pamiętam takie wydarzenie: do Domu Diecezjalnego w Pewli należał stojšcy obok poniemiecki barak. W owych czasach nie było mowy, żeby instytucja kocielna mogła wybudować co nowego. Doprowadzono więc ów barak do porzšdku i w nim spożywano posiłki w lecie, organizowano wykłady i dyskusje oraz wieczorki humoru, jak to się dzisiaj w języku oazowym nazywa -pogodne wieczory. Kiedy podczas zażartej dyskusji jedna z uczestniczek zaczęła się ze mnš spierać, a wreszcie i trochę przemiewać, jako że moje poglšdy nie bardzo się zgadzały z jej sposobem mylenia. Prosiłem jš, by dała spokój, a skoro to nie pomogło, po stosownym ostrzeżeniu trzepnšłem jš po głowie jakim doć grubym modlitewnikiem, który akurat miałem w ręku. I nagle usłyszałem głos... Wujka Karola, który włanie stał w pobliżu:
-To i tak niele. Można było wzišć za włosy i wycišgać po tym baraku!
Zrobiło mi się goršco. Na całe życie zapamiętałem te słowa.
 
 
2. W Tyńcu, cokolwiek zrobisz,
BĘDZIE DOBRZE

Rozumiałem więc dobrze zaskoczenie księdza Woj-tyły, kiedy parę miesięcy po tym zdarzeniu spotkał mnie na korytarzu w klasztorze benedyktyńskim w Tyńcu. W lipcu 1958 roku uzyskałem bowiem zgodę na wstšpienie do klasztoru (wprowadziłem się" tam dokładnie 16 lipca), On natomiast na poczštku sierpnia przyjechał do Tyńca na indywidualne rekolekcje.
-A ksišdz co tu robi? -zapytał.
-Ja -odpowiedziałem -jestem tu kandydatem.
-Cooo? -nie krył zdumienia. Widać nie dowierzał, że młody, nie bardzo opanowany ksišdz może się przemienić w poważnego benedyktyńskiego mnicha.
Wujek Karol spędzał te dni przeważnie w samotnoci. Chciał pobyć trochę sam na sam z Bogiem. Raz jeden uczestniczył z nami w nowicjackiej rekreacji, dołšczajšc się do spaceru po nadwilańskich wałach. Cieszylimy się, że choć akurat nie było wtedy z nami magistra (nowicjatu), mielimy doktora. Chyba prosto z Tyńca udał się na wyprawę kajakowš na Mazury. Nie miał podczas niej spokoju. Włanie tam zastała Go wiadomoć o nominacji na biskupa pomocniczego w Krakowie.
Konsekracja biskupia miała się odbyć w katedrze wawelskiej 28 wrzenia. Klasztor tyniecki pragnšł z tej okazji ofiarować swemu Przyjacielowi biskupiš mitrę. Gdy jeden z mnichów, ojciec Placyd, brał miarę, opasujšc centymetrem głowę przyszłego biskupa, ten był bardzo skupiony, a potem ukrył twarz w dłoniach i powiedział:
-Że też mnie, MNIE, mierzysz głowę pod mitrę"!
Zdawałoby się, że tak niedawno -pod datš 8 wrzenia 1946 roku -zapisano w kronice tynieckiej: Dzisiaj odwiedził nas ks. Wojtyła z seminarium krakowskiego". Był jeszcze wtedy klerykiem, od więceń kapłańskich dzieliły go dwa miesišce. Teraz, na pięć dni przed więceniami biskupimi, znów zjawił się w Tyńcu, by modlić się w samotnoci. Budował nas wszystkich swojš postawš. Pogadywalimy po cichu, że ksišdz biskup Wojtyła zostanie chyba w przyszłoci prymasem. Gdy wyjechał do Krakowa w przeddzień konsekracji, zapisałem w swoich notatkach: Aż szkoda, że dzi wyjechał. Taka piękna postać. Spraw, Jezu, by krzyż biskupstwa nie był dla Niego zbyt ciężki, by jak najwięcej dobra zdziałał, zlej Nań wiele łask jutro, w dniu konsekracji". Powyższe słowa pozwoliłem sobie przekazać Ojcu więtemu listownie w trzydzieci trz...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin