Baśnie z 1001 nocy 10.txt

(108 KB) Pobierz
tytuł: "Opowieć o ubogim szewcu Maarufie"
Z cyklu: "Bani 1001 nocy"

Żył sobie ongi w Kairze, miecie przez Allacha strzeżonym, pewien ubogi szewc, który zajmował się łataniem starego obuwia. Nazywał się Maaruf. Miał żonę imieniem Fatima, a przezwiskiem Straszydło. Przezwisko to dane jej było przede wszystkim dlatego, że była bezczelna i złoliwa, bezwstydna i skora do podstępnych knowań. Ujarzmiła ona swojego męża i stale wymylała mu i uršgała, chyba po tysišckroć na dzień. On za bał się jej złoci i tchórzył przed jej niegodziwociš. Maaruf był bowiem człowiekiem łagodnego serca i dbałym o dobre imię, ale ubogim w pienišdze i mienie. Pomiędzy wielu przykrociami, które ten człowiek musiał od swojej żony ucierpieć, starczy wymienić następujšcš. Pewnego razu Fatima tak do swego męża powiedziała: - Maarufie, żšdam od ciebie, aby mi dzi wieczór koniecznie przyniósł kunafę* z pszczelim miodem. - Jeli Allach pozwoli - odparł Maaruf - abym tyle zarobił, by wystarczyło na kupno tak drogiej potrawy, to dzi wieczór ci kunafę z pszczelim miodem przyniosę. Allach wiadkiem, że na razie nie mam wcale pieniędzy, ale, być może, Allach pomoże mije zarobić. - Nic mnie to nie obchodzi! - krzyczała żona. - Czy Allach ci pomoże, czy nie, nie waż mi się dzi wieczór pokazać na oczy bez słodkiej kunafy z miodem, a jeli bez niej przyjdziesz, to noc twoja będzie tak czarna, jak twój los, odkšd wzišłe mnie za żonę i wpadłe w moje ręce. - Allach jest dobrotliwy - odparł Maaruf i wyszedł biedak widocznie zafrasowany. Po czym odmówił modły poranne i otwarł sklep, mówišc: - Błagam cię, o Allachu miłociwy, racz mi przysporzyć pieniędzy, abym mógł nabyć owš kunafę z pszczelim miodem, i ustrzeż mnie dzi w nocy przed nikczemnociš tej złonicy! Aż do południa siedział Maaruf w swoim sklepie, ale nie trafiła mu się żadna robota, więc wzmagała się w nim coraz silniej obawa przed żonš. W końcu wstał i zamknšł sklep, nie wiedzšc, co poczšć, aby zdobyć owš kunafę, gdyż nie miał dosyć pieniędzy nawet na kupno kawałka chleba. Kiedy przechodził koło sklepu piekarza, który handlował kunafš, przystanšł markotny, a w oczach zakręciły mu się łzy. Piekarz to zoczył i spytał: - Mistrzu Maarufie, co ci jest, że płaczesz, powiedz mi, co ci się stało? Tedy Maaruf opowiedział mu wszystko i tak zakończył: - Widzisz, moja żona jest kobietš bez serca. Domaga się ode mnie kunafy z pszczelim miodem, a ja do południa siedziałem w sklepie i nie zarobiłem nawet na suchy kawałek chleba. Przeto czuję strach przed niš. Piekarz umiechnšł się i rzekł do ubogiego szewca: - Nie niepokój się! Ile kunafy ci potrzeba? - Pięć ratlów* - odparł Maaruf. Piekarz odważył mu i rzekł: - Mam wprawdzie topione masło, ale nie mam miodu. Mam trochę syropu z trzciny cukrowej, który lepszy jest jeszcze od miodu. Chyba więc nie zaszkodzi, jeli kunafa będzie z syropem zamiast z miodem. Ubogi szewc nie grymasił, gdyż i tak zalegać miał z zapłatš, więc powiedział: - Niech będzie z syropem! Piekarz przyrzšdził kunafę z topionym masłem i trzcinowym syropem icie po królewsku. A potem spytał: - A może potrzebujesz jeszcze chleba i sera? - Oczywicie - odparł Maaruf Kupiec dał mu więc chleba za cztery półsrebrniki, sera za półsrebrnika i owej kunafy za dziesięć. A potem powiedział: - Wiedz, Maarufie, że jeste mi winien piętnacie półsrebrników. Id teraz do żony i ciesz się spokojem. We nawet jeszcze półsrebrnika na łanię. Z zapłatš możesz poczekać dwa do trzech dni, aż Allach zele ci jaki zarobek. Nie musisz też mówić żonie nic o swoich kłopotach, gdyż będę cierpliwie czekał, aż zarobisz którego dnia więcej, niż będziesz musiał wydać na życie. Tedy Maaruf wzišł kunafę, chleb i ser i odszedł, błogosławišc piekarza. Z otuchš w sercu kroczył przed siebie i mówił: - Chwała ci, o Allachu, dobroć twa nie ma granic! Kiedy tylko wszedł do izby, żona zaraz na niego krzyknęła: - Przyniosłe kunafę z pszczelim miodem? - Przyniosłem - odparł Maaruf i podał jej przyniesionš potrawę. Spróbowała i zmiarkowawszy, że osłodzona jest syropem, a nie miodem, zawołała: - Czy ci nie zapowiadałam, że masz przynieć kunafę z miodem? Widocznie chciałe mi zrobić na złoć, kiedy kazałe przyrzšdzić jš z syropem! Maaruf przepraszał, jak umiał, mówišc: - Nie mogłem zbyt wybredzać, bo wzišłem jš na borg. Ale żona darła się dalej: - To czcza gadanina, chcę kunafy z miodem, i już! I pełna złoci cisnęła mu przyniesione jadło w twarz, wrzeszczšc: - Postaraj się lepiej, łajdaku, i przynie mi to, czego chciałam. Przy tym wymierzyła mu policzek i wybiła zšb, aż krew polała się biedakowi na piersi. Maaruf w gniewie uderzył jš raz lekko w głowę, ale wtedy ona chwyciła go za brodę i zaczęła wrzeszczeć: - Na pomoc, muzułmanie! Sšsiedzi wbiegli do izby i uwolnili jego brodę z ršk żony. Po czym ganili jš i strofowali, mówišc: - Każdy z nas byłby zadowolony, gdyby dostał takš słodziutkš kunafę z syropem! Jakże możesz być tak bez serca wobec swojego biednego męża! Czyż ty nie masz wstydu! Perswadowali jej tak długo, aż doszło do zgody pomiędzy małżonkami. Zaledwie ludzie zdšżyli wyjć, gdy Fatima zaczęła się znów zaklinać, że za nic tej potrawy nie ruszy. Maaruf wszakże, który czuł gwałtowny głód, rzekł: - Poprzysięgła, że kunafy nie ruszysz, przeto ja jš zjem. - Co rzekłszy, zabrał się do jedzenia. Ale ona, ujrzawszy go jedzšcego, krzyknęła: - Niech Allach sprawi, aby potrawa ta stała się truciznš, która wypali ci wnętrznoci! (Oby takie przekleństwo nikogo nie dotknęło!) A Maaruf na to: - Nie będzie tak, jak mówisz! I jadł dalej z zadowoleniem, po czym dodał: - Poprzysięgła, że nie ruszysz tego jadła, ale Allach jest dobrotliwy, więc jeli On pozwoli, przyniosę ci jutro wieczór kunafę z pszczelim miodem i wtedy sama wszystko zjesz. I tak Maaruf starał się jš jak mógł ułagodzić, a ona stale przeklinała i aż do rana nie ustawała w wymylaniu mu i uršganiu. A kiedy nastał ranek, wzięła się znów do bicia swego męża, który zawołał: - Miej trochę cierpliwoci, przyniosę ci innš kunafę! Po czym popieszył do meczetu i odprawiwszy modły poszedł do swego sklepu i otwarł go. Ale zaledwie zdšżył usišć, gdy już przybyli do niego dwaj strażnicy od kadiego i oznajmili: - Wstań i chod z nami do kadiego! Wniosła na ciebie skargę twoja żona, która tak a tak wyglšda. Z opisu Maaruf poznał zaraz, że była to istotnie jego żona i rzekł: - Oby Allach jš pokarał! Wstał i poszedł ze strażnikami do kadiego. Tam zastał już swojš żonę z przewišzanš rękš i zakrwawionym czarczafem, szlochajšcš głono i wycierajšcš łzy. A kadi zaraz wsiadł na biednego szewca: - Czyż nie boisz się gniewu Allacha? Jak mogłe tak tę kobietę sponiewierać, złamać jej rękę i wybić zšb! Jakże mógł to uczynić? A Maaruf na to: - Jeli naprawdę jš sponiewierałem i wybiłem zšb, to ukarz mnie wedle swojej woli. Ale sprawa ta wyglšda. tak a tak, a zresztš sšsiedzi zdšżyli już nas pogodzić. Po czym opowiedział kadiemu wszystko, rzetelnie tak jak było, od poczštku do końca. Ów kadi zasię był dobrym człowiekiem. Wycišgnšł więc z kieszeni ćwierć denara i rzekł do Maarufa: - Człowieku, we ten pienišdz i każ za to przyrzšdzić dla twej żony słodkiej kunafy z pszczelim miodem, a potem pogódcie się! Ale ubogi szewc odpowiedział kadiemu: - Daj lepiej ten pienišdz mojej żonie. Fatima ćwierć denara przyjęła, a kadi mylšc, że przywrócił już spokój pomiędzy małżonkami, rzekł: - Niewiasto, bšd posłuszna mężowi twemu, a ty, mężu, bšd dla niej dobry! Po czym oboje poszli do domu, pozornie pogodzeni przez dobrego kadiego. Żona wszakże udała się w jednš stronę, a mšż w drugš do swego sklepu. Zaledwie zdšżył tam usišć, jak już przybyli do niego strażnicy i powiedzieli: - Daj nam należnš zapłatę za naszš usługę. A Maaruf na to: - Kadi nie kazał mi wcale wam płacić, a nawet podarował mi ćwierć denara. Ale oni nie dawali spokoju: - Nic to nas nie obchodzi, czy kadi ci co dał, czy wzišł. Jeli nie dasz nam należnej zapłaty, wemiemy przemocš, co się nam należy. Po czym zawlekli Maarufa na bazar, gdzie biedak musiał sprzedać swoje szewskie narzędzia. Dopiero kiedy wypłacił natrętnym strażnikom pół denara, dali mu spokój. Tedy biedny szewc oparł policzek na ręku i usiadł smutny, ponieważ nie miał już nawet narzędzi, którymi mógłby zapracować na chleb. A kiedy tak siedział, przyszli nagle dwaj inni strażnicy o odpychajšcym wyglšdzie i powiedzieli do niego: - Wstań, człowieku, i pójd z nami do kadiego! Żona twoja złożyła skargę na ciebie. - Przecież kadi dopiero co ustanowił pokój między mnš a mojš żonš - odparł Maaruf. Ale oni mówili dalej: - Przybywamy widać od innego kadiego, u którego twoja żona również ciebie oskarżyła. Poszedł więc ze strażnikami modlšc się do Allacha: - Allach jest naszš ucieczkš i On wszystko najlepiej rozrzšdzi! Skoro Maaruf ujrzał Fatimę, zapytał: - Czyż nie zawarlimy dopiero co pokoju: Kiedy jednak odpowiedziała, że pokoju między nimi nie będzie, Maaruf wystšpił przed kadiego i opowiedział mu swoje dzieje, kończšc następujšcymi słowy: - Kadi, który się tak i tak nazywa, godzinę temu pogodził nas ze sobš. Tedy ten drugi kadi tak do żony Maarufa rzecze: - Bezwstydna niewiasto, dlaczego przybywasz znów skarżyć się przede mnš na twego męża, chociaż jużecie się pogodzili. A ona na to: - Ale on mnie znowu potem pobił. Wówczas kadi rzekł do obojga małżonków: - Pogódcie się wreszcie, ty jej nie bij, a ona niech obieca, że będzie ci zawsze posłuszna! I tak małżonkowie zawarli ponownie pokój między sobš, a kadi powiedział do Maarufa: - Daj ludziom, których do ciebie posłałem, zapłatę należnš im za ich usługę! Maaruf wysupłał ostatnie grosze i wrócił do swojego sklepu. Otworzył go i usiadł jak odurzony wszystkimi zmartwieniami, które go gnębiły. Kiedy tak siedział, przyszedł nagle do niego jaki obcy człowiek i rzekł: - Maarufie, wstań i ukryj się czym prędzej, żona twoja bowiem oskarżyła cię przed najwyższym trybuna...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin